korzenie zła.doc

(66 KB) Pobierz
Wydawnictwo: Wydawnictwo WAM

Wydawnictwo: Wydawnictwo WAM

Publikowany tekst jest redakcyjnym opracowaniem fragmentu rozdziału "Cztery korzenie zła", pochodzącego z polskiego wydania książki "Dobro i zło". Z perspektywy psychologii społecznej pod redakcją Arthura G. Millera, która ukazała się nakładem Wydawnictwa WAM. Tłumaczenie - Violetta Reder. Skróty i niektóre śródtytuły - "Charaktery".


Fryderyk Nietzsche pisze: „Człowiek jest jak drzewo: im bardziej dąży ku wysokościom i jasnościom, tym silniej jego korzenie ciągną ku ziemi, w dół, w ciemność, głębię: w zło”. Czy wszyscy jesteśmy tak samo zdolni do zadawania innym bólu i do czynienia zła?

Niektórzy uciekają się do przemocy jako do środka pomagającego zdobyć to, czego pragną – to pierwsza i chyba najmniej zaskakująca odpowiedź. W życiu społecznym pewien stopień skonfliktowania jest prawdopodobnie nieunikniony. Istnieje wiele sposobów rozwiązywania sporu, a przemoc jest jednym z nich.
Po co ludzie sięgają po przemoc? Cele są całkiem zwyczajne – chcą zdobyć pieniądze, władzę, seks. Używają jej, aby wygrać kłótnię lub sprawić, by ktoś przestał robić to, co im się nie podoba. Cele te na ogół nie są naganne same w sobie.  Zło tkwi nie w celu, ale w wybranym środku do jego osiągnięcia. Uciekanie się do przemocy sprawia, że działanie jest złem.
Na dłuższą metę przemoc nie jest skutecznym sposobem realizacji pragnień. Wielu uczonych zauważyło, że używanie brutalnych środków wcale nie przynosi pożądanego rezultatu. Rząd, który do władzy dochodzi dzięki morderstwom i terroryzmowi, okazuje się nie taki, jakiego pragnęliby obywatele. Przemoc w domu nie prowadzi do relacji pełnych miłości, wojny przynoszą szkody obu stronom, zaś włamywacze i handlarze narkotyków nie odchodzą na emeryturę jako szczęśliwi bogacze. Gwałt nie przynosi satysfakcji seksualnej, a większość morderców żałuje popełnienia czynu, który przyniósł skutek odwrotny do zamierzonego.
Niemniej, nie wszyscy przestępcy uznają, że przemoc stosowana na dłuższą metę nie prowadzi do tego, czego oczekują. Gdy koncentrują się jedynie na „tu i teraz”, to przemoc wydaje się im najbardziej obiecującym sposobem szybkiego osiągnięcia upragnionego celu. Przemoc jest więc skuteczna, ale na krótko.

Zagrożony egotyzm

Drugiego źródła przemocy trzeba szukać w zagrożonym egotyzmie. Ludzie atakują tych, którzy zranili ich dumę lub zszargali ich honor. Sprawą kluczową jest wtedy obraz samego siebie, a nie korzyść materialna.
Teoria zagrożenia dla egotyzmu stoi w jawnej sprzeczności z pewnym tradycyjnym przekonaniem psychologów, którzy przez długi czas uważali, że ważną przyczyną przemocy jest niskie poczucie własnej wartości. Choć ta teoria była szeroko rozpowszechniona, nigdy nie miała jasnej bazy teoretycznej czy empirycznej. Co więcej, pogląd mówiący, że niska samoocena powoduje przemoc, nie znalazł pokrycia w wynikach badań nad ludźmi o niskiej samoocenie. Tacy ludzie są przeważnie nieśmiali, niechętnie podejmują ryzyko, wolą nie zwracać na siebie uwagi, są niepewni swoich działań i raczej ulegają innym. Żadna z tych cech nie sprzyja brutalnemu działaniu.
Badania nad przestępcami stopniowo przyniosły odmienny wizerunek. Wydaje się, że wielu z nich ma bardzo korzystny, a nawet zawyżony obraz samego siebie. Specyficzne „nadęcie” obserwowano u brutalnych kryminalistów, takich jak mordercy i gwałciciele, a także u innych agresywnych przestępców skłonnych do tyranizowania otoczenia. Wysoką samooceną charakteryzują się członkowie grup wykorzystujących przemoc, jak naziści (czy sam termin „rasa panów” pasuje do ludzi o niskiej samoocenie?) i Ku-Klux-Klan, opierający swoją ideologię na poczuciu wyższości rasowej.
Jednak po analizie wyników badań, Baumeister i jego współpracownicy doszli do wniosku, że wyjaśnień źródeł przemocy nie można szukać tylko na dwóch biegunach: niskiej i wysokiej samooceny. To prawda, że niektórzy ludzie mający korzystny obraz samego siebie są brutalni, ale inni z wysoką samooceną tacy nie są. Oba aspekty wysokiej samooceny pokazały wyniki badań przeprowadzonych przez Kernisa, Grannemanna i Barclaya. Ludzie z wysoką samooceną osiągali na skali wrogości w kwestionariuszu skrajne wyniki. Kernis i jego współpracownicy podzielili też badanych w oparciu o stabilność samooceny. Samoocena u niektórych zmienia się z dnia na dzień, w zależności od ich sukcesów i porażek oraz tego, jak traktuje ich otoczenie. Inni natomiast mają względnie stabilną samoocenę niezależnie od okoliczności. Kernis odkrył, że ludzie z wysoką i stabilną samooceną są nastawieni najmniej wrogo spośród całej grupy, natomiast osoby z wysoką, ale niestabilną samooceną mają najwyższe wyniki na skali wrogości.
Odkrycie, że wysoka samoocena może popchnąć osobę do mniejszej lub większej agresji, natchnęło badaczy do wyjścia poza stereotypowe rozumienie przemocy. Bushman i Baumeister w swych badaniach laboratoryjnych mierzyli więc także narcyzm. Tę cechę definiuje się jako posiadanie zawyżonego, wysoce pozytywnego obrazu samego siebie, głębokiego poczucia, że jest się lepszym niż inni i że zasługuje się na specjalne, uprzywilejowane traktowanie. Osoby o cechach narcystycznych szczególnie dbają o to, by inni ich podziwiali. Bushman i Baumeister najpierw więc dokonali pomiaru tych cech, a potem zmierzyli poziom agresji zachowań. Jak zmierzyli agresywność uczestników badań? Dali im zadanie wymagające rywalizacji z drugą osobą na czas. Tuż przed rozpoczęciem gry przyszli rywale obrazili część uczestników, a pozostałych pochwalili. Zwycięzca każdej konkurencji mógł „potraktować” swojego rywala awersyjnym, stresującym dźwiękiem.
Jakie były efekty tego eksperymentu? Potwierdziły teorię zagrożonego egotyzmu. Najwyższy poziom agresji wystąpił u osób, które miały najwięcej cech narcystycznych i zostały obrażone przez konkurenta. A zatem ludzie bardzo skoncentrowani na korzystnym obrazie samego siebie, gdy spotkali kogoś, kto zakwestionował ten pochlebny wizerunek, byli najbardziej skłonni do gwałtownego ataku na krytyka. Jednocześnie okazało się, że tradycyjne, standardowe miary samooceny zawiodły w prognozie agresji. Co więcej, agresja osób cierpiących na narcyzm ograniczała się do ataku na osobę, która je obraziła. Natomiast wobec kogoś, kto je pochwalił nie byli ani bardziej, ani mniej agresywni.

Idealizm: zło konieczne dla dobra sprawy

Trzecie źródło zła jest najbardziej tragiczne. Dotyczy ono ludzi, których motywują wzniosłe ideały. Uważają oni przemoc za środek wstrętny i godny ubolewania, ale konieczny do osiągnięcia czegoś pozytywnego. Zapominamy o tym aspekcie psychicznym, cechującym także wielu przestępców, bo przesłania go nasze współczucie dla ich ofiar. Jesteśmy przerażeni, gdy uświadomimy sobie, że wielu sprawców najokropniejszych aktów przemocy w XX wieku popełniało zbrodnie w imię wzniosłych ideałów. Niestety, spośród wszystkich korzeni zła idealizm pochłonął najwięcej ofiar. Największe żniwo śmierci – poza wojnami – zebrały czystki stalinowskie w Związku Radzieckim i rewolucja kulturalna w maoistowskich Chinach. Zabito wtedy 20 milionów ludzi. W obu przypadkach motorem zbrodni była utopijna nadzieja na stworzenie komunistycznego lub socjalistycznego państwa, w którym wszyscy ludzie będą równi, będą troszczyć się o siebie nawzajem i dzielić ze sobą wszelką własność... I gdzie nikt nie będzie wykorzystywał niewinnych ofiar! Nawet jeśli wątpimy, czy Stalin i Mao szczerze wyznawali te ideały, to dyskusji nie podlega fakt, że większość kadr partyjnych, które przeprowadzały aresztowania i egzekucje, naprawdę szczerze wierzyło w to, że robi rzecz słuszną dla ich ukochanego kraju i dla stworzenia socjalistycznego raju.

Sadyzm: radość zadawania bólu

Czwarte źródło zła jest chyba najbardziej powszechne w relacjach ofiar i w... literaturze, filmie, teatrze, ale najrzadsze w codziennym życiu. To sadyzm. Patrzymy na złoczyńców i postrzegamy ich jako łajdaków, złych ludzi, a wtedy wydaje nam się, że oni po prostu znajdują przyjemność w czynieniu innym krzywdy.
O sadyzmie mówi wiele ofiar, ale już rzadziej wspominają o nim sprawcy. Baumeister wskazuje, że popularność mitu „czystego zła” sprawia, iż nie wierzymy, by przestępcy mogli mieć jakiekolwiek wiarygodne motywy swej nieprawości. Dlatego przedstawiamy ich jako ludzi, którzy krzywdzą innych dla zabawy. Tymczasem względnie niewielu przestępców przyznaje, że zadawanie bólu ich bawi. Wielu przestępców opowiada natomiast, że inni przestępcy czerpią przyjemność z zadawania bólu. Jednak te relacje przestępców były wystarczająco częste, by doprowadzić Baumeistera do wniosku, że sadyzm jest autentycznym – choć stosunkowo rzadkim – źródłem przemocy. Możliwe, że to nawet najrzadszy spośród czterech głównych korzeni zła, chociaż prowadzi do skrajnego okrucieństwa!

Przekonać się do strasznego

Dlaczego jesteśmy zdolni do sadyzmu, skoro mamy naturalną awersję do czynienia krzywdy? Hipotezę na ten temat zaproponował Bau­meister, opierając się na teorii przeciwstawnego procesu, stworzonej przez Solomona i Corbita. Teoria przeciwstawnego procesu bazuje na homeostatycznych mechanizmach organizmu: każdy nowy wymóg wywołuje jakąś zmianę w procesach organizmu (proces A), a następnie proces przeciwstawny (proces B) stopniowo przywraca organizm do stanu normalnego, stanu spoczynku. Solomon i Corbit zaobserwowali, że na początku dominuje proces A, a proces B jest powolny i nieefektywny, z czasem jednak proces B może osiągnąć przewagę, będąc szybszym i wydajniejszym.
Dlatego z czasem procesy przeciwstawne mogą sprawić, że ludzie będą poszukiwać aktywności, które na początku budziły w nich awersję. I to, co kiedyś wydawało im się obrzydliwe, teraz może być przyjemnością. Tak może stać się na przykład z doświadczaniem spadania. Strach związany ze spadaniem należy do najgłębiej zakorzenionych lęków ludzkiego organizmu, a spadanie w przestrzeni na ogół wywołuje natychmiastowe uczucie paniki. Paradoksalnie, wiele osób czerpie radość ze spadania, jest to dla nich rozrywka (skoki na bandżi, skoki ze spadochronem, skoki do wody z dużej wysokości itp.). Jak to możliwe? Według teorii przeciwstawnego procesu, początkowa naturalna reakcja paniczna na spadanie mobilizuje w nas reakcję przeciwstawną – przypominającą euforię – aby przywrócić w organizmie homeostazę. Z czasem, przy kolejnych skokach, panika maleje, a rośnie euforia. W ten sposób to, co początkowo powodowało przerażenie, teraz staje się źródłem przyjemności.
Podobnie może być z sadyzmem. Kiedy ktoś zada ból lub zabije drugą osobę, za pierwszym razem reaguje negatywnie na to, co zrobił. Ale jeśli w dalszym ciągu dopuszcza się takich czynów, to proces przeciwstawny stopniowo przynosi coraz więcej przyjemności. O przyjemności z aktów sadyzmu mówią głównie ci przestępcy, którzy od dłuższego czasu stosują sadystyczne praktyki.

Cudowna samokontrola

Instrumentalizm, zagrożony egotyzm, idealizm i sadyzm, to cztery źródła zła. Od nich wychodzi łańcuch przyczynowy i – prowadząc przez różne potencjalne czynniki pośredniczące i modyfikujące – kończy się aktem przemocy. W pewnym sensie najważniejszą przyczyną nie jest jednak żadne z tych źródeł, ale to, co znajduje się na drugim końcu łańcucha przyczynowego, tuż przed aktem przemocy. W wielu przypadkach, w tym ostatnim ogniwie łańcucha dochodzi do załamania samokontroli.
Większość ludzi posiada wewnętrzne ograniczenia, skrupuły i zahamowania, które chronią przed działaniem pod wpływem każdego odczuwanego impulsu. I oczywiście jest to dobre: bez tych ograniczeń cywilizowane życie społeczne byłoby chaotyczne, a może nawet niemożliwe. Homo sapiens mają najlepiej rozwiniętą samoregulację. Dzięki procesom samoregulacji możemy opanować początkowe impulsy i reakcje. Potrafimy zachować się we właściwszy sposób.
Mechanizm samokontroli ma priorytetowe znaczenie w powstrzymywaniu agresji. W życiu społecznym wiele konfliktów interpersonalnych daje początek agresywnym lub brutalnym impulsom, ale niewiele z nich prowadzi do przemocy. Baumeister w swoich badaniach wyszedł od pytania: dlaczego istnieje zło? Po głębokiej analizie wszystkich czynników przyczyniających się do agresji, zaczął się również zastanawiać, dlaczego nie ma na świecie więcej zła aniżeli to, które jest. Odpowiedź znalazł właśnie w mechanizmach samokontroli. Mówiąc wprost: na szczęście ludziom udaje się stłumić w sobie większość agresywnych pobudek.

Stłumić ograniczenia
W pewnym sensie samokontrola jest ostatnią obroną przed agresją, dlatego niewydolność samokontroli może być ważną przyczyną użycia przemocy. Kiedy przestają funkcjonować ograniczenia, agresywne impulsy prowadzą do agresywnych działań.
Agresja rośnie więc w wielu sytuacjach, w których doszło do osłabienia samokontroli, np. w wyniku działania alkoholu. Upojenie alkoholowe to jedna z najlepiej udokumentowanych przyczyn przemocy. Bushman i Cooper potwierdzili w swoich badaniach, że pijani ludzie mają wyższe wskaźniki agresji. Pamiętajmy jednak, że alkohol sam w sobie nie prowadzi do przemocy. Podnosi poziom agresji, jaką wykazuje dana osoba w reakcji na prowokację. Kiedy inni są dla ciebie mili, kilka kieliszków nie sprawi, że staniesz się brutalny. Ale jeśli ktoś cię obrazi, kilka drinków może przesądzić o tym, że nie powstrzymasz się przed zaatakowaniem.
Dane kryminologiczne potwierdzają wagę samokontroli. Gottfredson i Hirschi doszli do wniosku, że niska samokontrola to cecha charakterystyczna dla wielu przestępców. Potwierdziły to ich badania.
Niekiedy jednak ludzie używają samokontroli, by umożliwić sobie brutalne działanie. Dzieje się tak, kiedy u podstaw zła leży idealizm. Idealiści mogą usilnie starać się żyć według wysokich moralnych standardów, ale tylko niektórzy z nich uważają zabijanie czy krzywdzenie innych za sprzeczne z tymi ideałami. Relacje Liftona na temat lekarzy nazistowskich pokazują, że często musieli się oni zmuszać – to znaczy używać mechanizmów samokontroli – aby wykonać makabryczne zadania, wbrew swoim przekonaniom moralnym. Także niektórzy komunistyczni urzędnicy, stosując okrutne represje w czasie głodu i terroru na Ukrainie mieli skrupuły, więc musieli wzmacniać samokontrolę, by skonfiskować resztki jedzenia głodującym chłopskim rodzinom.
Generalnie jednak samokontrola służy powstrzymaniu agresji. Kiedy tracimy ograniczenia, skrupuły i nic nas już nie hamuje, przemoc staje się bardziej prawdopodobna.

Roy F. Baumeister jest psychologiem, profesorem Florida State University. Zajmuje się m.in. problematyką „ja” i tożsamości, woli, samooceną i samokontrolą.

Kathleen D. Vohs jest adiunktem University of Minnesota. Zajmuje się m.in. problematyką samoregulacji i samooceny.

 

Wydawnictwo: Znak

Nieśmiałość - jedno z najbardziej powszechnych ludzkich doznań. Złożona cecha osobowości, która po części stanowi o naszym człowieczeństwie. Zjawisko, które potrafi uczynić życie katorgą. A jednak jest w nas - nie wyeliminowały jej całe wieki ewolucji. Czym jest nieśmiałość, jakie kryje tajemnice?


Nieśmiałe dzieci zwykle mają węższe twarze niż ich ekstrawertyczni rówieśnicy. Nieśmiali ludzie częściej cierpią na alergie i katar sienny niż ludzie nie nieśmiali. Mają też bardziej wyczulony zmysł zapachu. Nieśmiali ludzie często zostali poczęci w sierpniu i wrześniu, kiedy dni stają się coraz krótsze, a noce coraz dłuższe. Nieśmiałe białe dzieci częściej mają oczy niebieskie niż brązowe, natomiast nie nieśmiałe białe dzieci mają częściej oczy brązowe niż niebieskie. My, ludzie, nie jesteśmy jedynym gatunkiem doświadczającym nieśmiałości. Jak dotąd, naukowcy badali też nieśmiałe krowy, koty, ryby oraz nieśmiałe psy. Nieśmiałość różni się zależnie od kraju. Izraelskie dzieci wydają się najmniej nieśmiałe; za najbardziej nieśmiałe uchodzą z kolei dzieci japońskie i tajwańskie. Najczęściej nieśmiałość jest ukryta. Tylko u nielicznych lęk i niepewność są wyraźnie widoczne. Niemniej jednak ukrywanie nieśmiałości nie łagodzi związanego z nią cierpienia. (...) To tylko niektóre przykłady najbardziej fascynujących, ale też zdumiewających aspektów tej niezmiernie złożonej ludzkiej cechy. (...)

Uniwersalna tendencja

Tendencja do nieśmiałego zachowania jest uniwersalna, ponieważ w ludzkiej naturze leży ostrożność, lęk przed odrzuceniem, pogoń za miłością, uczuciami i akceptacją; także usuwanie się w cień, kiedy nie możemy już znieść wymagań świata zewnętrznego. Wiele nieśmiałych osób znalazło drogę do pozytywnie nieśmiałego życia pomimo wszystkich tych trudności, ale inni ciągle ulegają podszeptom własnej nieśmiałości i rozpaczają nad swoim więdnącym życiem towarzyskim. (...)
Nieśmiałość może ewoluować w trak­cie życia i przenikać wszystkie aspekty twojej egzystencji:
plany zawodowe, aspiracje i działania; zaloty i małżeństwo; wychowywanie dzieci, a nawet korzystanie z osiągnięć technologicznych. Zmienia się kiedy dojrzewasz i na­po­tykasz nowe wyzwania, a dla wielu jest po prostu sposobem bycia.
To, co powszechnie nazywamy nieśmiałością, to zwykle dyskomfort i zahamowanie behawioralne w obecności innych. Najczęściej objawia się jako milczenie. Zakłopotanie. Rumieniec. Jąkanie się. Lęk. Termin zahamowanie opisuje nieśmiałe zachowanie, które możemy zaobserwować: nieodzywanie się oraz trzymanie się z dala od ludzi i stymulującego środowiska. (...)
Lęk społeczny jest kolejnym aspektem nieśmiałości. To obawa wywoływana jeszcze przed sytuacją społeczną, kiedy chcesz wywrzeć dobre wrażenie na rzeczywistej lub wymyślonej publiczności, a masz wątpliwości, czy będziesz w stanie to zrobić. Chociaż nieśmiałość zawiera w sobie tę obawę przed występem (rodzaj społecznej tremy), to także obejmuje zachowanie, myśli i uczucia objawiające się podczas i po interakcji. (...)
Pragnienie, by przebywać z innymi ludźmi, nazywamy towarzyskością. To, że jesteś nieśmiały nie znaczy od razu, że nie jesteś towarzyski; i tu właściwie dochodzimy do początku wielu problemów. Właśnie konflikt między potrzebą społecznego kontaktu a jego hamowaniem powoduje tak wiele cierpień. Twoja towarzyskość ma wpływ na to, jak bardzo pragniesz przebywać z innymi ludźmi, a nie na to, jak radzisz sobie z takimi kontaktami.

Nieśmiałość nie jest również chorobą społeczną, taką jak fobia społeczna czy osobowość unikająca. Te choroby umysłowe w poważny sposób zakłócają życie codzienne: ludzie, którzy na nie cierpią, po prostu nie są w stanie przebywać z innymi i zwykle poddani są leczeniu farmakologicznemu oraz psychoterapii. Nieśmiałości nie wymienia się w Diagnostycznym i statystycznym podręczniku zaburzeń psychicznych (Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders-IV), używanym przez psychologów i psychiatrów przy diagnozowaniu pacjentów, ponieważ nie jest ona chorobą psychiczną, a jedynie zwyczajnym aspektem osobowości. Nieśmiali w większości wypadków nie unikają innych ludzi, ale właśnie raczej szukają ich towarzystwa, pomimo problemów z nawiązywaniem kontaktu.
Rzeczywiście, nieśmiałość to nie tylko kłopoty w prowadzeniu niezobowiązujących rozmów na bankietach, obawa przed wystąpieniami publicznymi czy niska samoocena. Dotyka ona całego szeregu zachowań, myśli i emocji. Dociera głębiej i jest odczuwana intensywniej, niżby na to wskazywał jej ostateczny rezultat – małomówność.
Nieśmiałość wpływa na całe twoje jestestwo: ciało, umysł oraz twoje JA. Kiedy ją czujesz, twój puls przyspiesza, dłonie stają się zimne i wilgotne, policzki oblewają się rumieńcem zażenowania, a żołądek wędruje w stronę gardła. Twój umysł również nie próżnuje. Myśli kotłują się obsesyjnie wokół tego, jak kierować właśnie toczącymi się społecznymi interakcjami – osiąga to taki stopień intensywności, że nie jesteś już w stanie uważać, co się w danej chwili mówi, przez co zaczynasz mieć problemy z włączeniem się do rozmowy. Nieśmiałość wpływa też na to, co myślisz o sobie, za kogo się uważasz. Czujesz ścianę między sobą a innymi. To może stać się z czasem cechą, która będzie cię określać; będzie częścią twojego JA. (...)

Nieśmiałość wrodzona?

Czy rodzimy się nieśmiali? Na pewno nie. I nie istnieje również żaden „gen nieśmiałości”. Ponieważ nieśmiałość wiąże się z poczuciem skrępowania, najwcześniej może objawić się w wieku dwóch lat, kiedy dzieci stają się świadome siebie jako odrębnych bytów. Psychologowie nazywają to spostrzeżenie „poczuciem własnego ja”. Niemowlaki i małe dzieci nie mają jeszcze poczucia własnego ja, a więc nie mogą być nieśmiałe. Jednakże niektóre maluchy są wysokoreaktywne. Są niezwykle wrażliwe na stymulację i denerwują się, kiedy czują się zdominowane przez nieznajome osoby, przedmioty lub sytuacje. Ale nawet ta wrodzona temperamentalna tendencja do nieśmiałości nie skazuje na życie w ciągłym społecznym stresie. Dużo zależy też od wychowania i życiowych doświadczeń. Nieśmiałość ma swoje korzenie także w neurobiologii – w funkcjonowaniu mózgu. Reakcje całego ciała, które rozpoznajemy jako nieśmiałość, są zarządzane przez co najmniej trzy centra mózgowe. Możesz to porównać ze zgeneralizowaną reakcją lękową.
Nie ma żadnej pastylki czy cudownej terapii leczącej nieśmiałość, bo to nie jest choroba. Nie jest to też skaza charakteru, którą trzeba usunąć. Nie istnieje żadna szczególna przyczyna nieśmiałości, którą można by zlokalizować i wyeliminować. Jednakże jesteś w stanie pokonywać nieśmiałość we własnym zakresie, bez diagnoz klinicznych czy terapii, nawet jeżeli myślisz, że twój przypadek jest poważniejszy od innych. Ale gdy rzeczywiście spojrzysz na swoją nieśmiałość z innej, nowej perspektywy, zobaczysz, że nabierzesz wiary w możliwość poradzenia sobie z nią.

Tekst pochodzi z książki Bernardo Carducciego pt. Nieśmiałość  – nowe odważne podejście tłum. Maciej Sekerdej, Wydawnictwo Znak, Kraków 2008




 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin