Wampiry z Morganville 7 rozdział 3.doc

(141 KB) Pobierz
Wampiry z Morganville 7

Wampiry z Morganville 7

Rozdział: 3

              Jazda w samochodzie Micheal była koszmarem. Eve wzięła ze soba mnóstwo koców i Claire prawie dusiła się pod nimi, ale nadal była zimna i stawała się coraz zimniejsza, jakby jej termostat spadł drastycznie w dół. Jej skora robiła się biała, a paznokcie i usta niebieskie. Zaczynała wyglądać na... Martwą.

Nawet, jeśli starałaby się zobaczyć, dokąd jechali, nic to by nie dało, samochód Michaela był według wampirzych standardów z zaciemnionymi oknami. Ludzkie oczy nie mogły nic zobaczyć, wiec skupiła się tylko na łapaniu kolejnego oddechu.

- Hej, Michael? – Usłyszała jak powiedziała Eve – Już, szybko, ok.?

- Już złamałem ograniczenia prędkości.

- Jedz szybciej.

              Przyspieszenie wcisnęło Claire mocniej w siedzenie. Shane trzymał ja, ale ona tego nie czuła. Teraz przestała się trząść, przez co czuła się troszkę lepiej, ale teraz była bardzo, bardzo zmęczona, zaledwie zdolna do tego by nie zasnąć. Trzęsienie się było czymś, na czym mogła się skupić teraz pozostało tylko zimno i cisza. Wszystko wydawało się ruszać, poza nią zostawiając ja daleko w tyle.

- Hej! – Poczuła cos, błysk ciepła na skórze i otworzyła oczy by zobaczyć twarz Shanea.               Wyglądał na przestraszonego. Jego ręce trzymały jej policzki starając się je ogrzać – Claire! Nie zamykaj oczu. Zostań ze mną. Dobrze?

- Dobrze – wyszeptała – zmęczona.

- Widzę, Ale nigdzie nie odchodź ode mnie, słyszysz mnie? Nawet o tym nie myśl. – Głaskał jej skore, jej włosy prawie tak somo trzęsącymi rekami jak ona miała wcześniej – Claire?

- Jestem.

- Kocham cie. – Powiedział cicho prawie szeptem, jak sekret miedzy nimi i prawie poczuła wybuch ciepła przechodzący przez jej pierś. – Słyszysz mnie?

Zmusiła się to kiwnięcia głowa i dzięki temu uśmiechnął się.

              Michael sprowadził samochód do szybkiego zatrzymania się zanim Claire mogła zrozumieć ze byli już na miejscu. – Hej! – Zaprotestowała Eve, i wyszła za nim. Shane otworzył tył i wziął Claire na ręce – czy raczej podniósł gore prania w ten sposób czuła się Claire zawinięta w tuzin koców.

              Światło księżyca padało niebiesko – białym świtem na trawę, drzewa i nagrobki. Byli na oficjalnym cmentarzy Morganville – Restland.

- Cholera – Odetchnął Shane – Nie w taki sposób chciałem spędzić te noc, wiesz? Claire? Jesteś ze mną?

- Tak – powiedziała. W sumie czuła się troszeczkę lepiej i nie wiedziała, dlaczego. To nie znaczyło nic dobrego, oczywiście. Ale już nie mdlała.

Przed soba widziała Michaela i Eve idących razem przez labirynt nagrobków, krzyży i marmurowych posagów. Duży biały budynek dominował na szczycie góry, ale oni nie szli tam – skręcili w prawo.

Claire wiedziała gdzie zmierzają – Sam – szepnęła.

Shane wziął głęboki oddech, wypuścił go i poszedł w tym samym kierunku.

Minął miesiąc odkąd Sam Glass, dziadek, Michaela, Umarł... oddał swoje życie by ratować ich wszystkich, naprawdę a specjalne Amelie. On był o ile Claire wiedziała jedynym wampirem pochowanym na cmentarzu, miał prawdziwa msze, prawdziwych Żałobników i on był być może jedynym wampirem w Morganville, który był powszechnie lubiany przez obie strony. Ale tez był kochany – przez Amelie. Romans Amelie i Sama był jak trąba powietrzna: on urodził się w Morganville i nawet nie miał stu lat, kiedy umarł, ale, od kiedy Claire go poznała widziała romans w Starym stylu, gdy starli się odsunąć od siebie cos coraz mocniej ich przyciągało do siebie.

              Znaleźli Amelie klękająca na jego grobie.

              Z daleka wyglądała jak marmurowy posag anioła – blady, w bieli i nieruchomy. Ale jej długie blond włosy opadły na twarz i plecy, zimny wiatr porywał się i trzepotały jak flaga. Amelie wyglądała na zimniejsza niż zimno, które odczuwała Claire. Na jej twarzy nie było żadnego wyrazu. Nie było nic – tylko... nic. Wydawało się ze ich nie widziała, ponieważ gdy stanęli blisko niej nie ruszyła się, nic nie powiedziała, nie było żadnej reakcji.

- Hej – powiedział Shane – Przestań, cokolwiek robisz, Krzywdzisz Claire.

- Robie to – glos Amelie wydobył się wolno i wydawało się ze z daleka jakby była cale mile stad, ale mówi przez ciało, które było przed nimi – Wybaczcie.

              Nie ruszyła się, nie powiedziała nic więcej. Shane i Michael wymienili spojrzenia. Michael wyraźnie odczytał wiadomość ze, jeśli czegoś nie zrobi, zrobi to Shane i nie będzie to mile. Michael sięgnął po Amelie by pomoc jej wstać. Spojrzała na niego, nagle i całkowicie żywa i bardzo rozwścieczona, jej oczy płonęły czerwienia z surowej białej twarzy, natychmiast wysunęły się kły, śmiercionośna broń.

– Nie dotykaj mnie chłopcze!

Zatrzymał się, podnosząc obie ręce w górę. Amelie wpatrywała się w niego – we wszystkich – przez kolejne sekundy i wtedy odwróciła się ponownie do grobu. Czerwień powoli znikała, znów miała nieprzytomne bladoszare oczy. Napływ wściekłości palił w Claire jak upał odpychając chłód na chwile. Claire przez chwile wierciła się na rekach Shanea, wiec ja postawił. Zrzuciła koce z wyjątkiem ostatniego i kucnęła naprzeciwko Amelie, stając naprzeciwko niej nad grobem. Amelie spojrzała prosto przez nią, nawet, gdy podniosła nadgarstek i pokazała jej bransoletkę. Złoto znów było zmrożone i Claire znów czuła wracający chłód.

- Jesteś tchórzempowiedziała Claire.

Oczy Amelie skupiły się na niej, nie było żadnej innej reakcji, ale to prawie wystarczyło żeby Claire zapragnęła się zamknąć o odejść. Nie zrobiła tego. Zamiast tego wzięła głęboki oddech i znów się odezwała. – Myślisz ze Sam chciałby żebyś tu siedziała i pragnęła śmierci? To Znaczy, rozumiem ze cierpisz, ale to jest takie dziecinne.

Amelie zmarszczyła brwi, bardzo słabo – tylko mała zmarszczka, – Co się stało z twoja twarzą?

Oh, poparzenia – Zapomnij o mnie, Co się z tobą dzieje? Czuje-zimno.

Gdy mówiła zrozumiała ze jest cos dziwnego z rekami Amelie. Miała ubrane rękawiczki... Ciemne? Nie to nie było to. Były miejsca na skórze pokazujące... Krew. Jej dłonie były pokryte krwią. To były ciecia na nadgarstkach, głębokie. To powinno się wyleczyć.Pomyślała Claire, ponieważ jej skora spięła się na całym ciele i zadrżała w panice. Nie miała żadnego pomysłu, dlaczego rany Amelie pozostały otwarte i nie przestawały krwawic, tak się nie dzieje u wampirów. Ale Amelie znalazła sposób. I to znaczyło ze naprawdę chciała popełnić samobójstwo. To nie było jakieś melodramatyczne wołanie o pomoc. Ona nie spodziewała się pomocy, ani jej nie szukała, Dlatego była taka wściekła. Claire poczuła wybuch absolutnej paniki, Co mam zrobić? Co mam powiedzieć? Spojrzała w gore na Michaela, ale on stal daleko za Amelie i nie widział tego, co ona. Eve, mimo wszystko, ruszyła się. Uklękła na zimnej trawie obok Amelie i chwyciła rękę wampira, obróciła ja by nadgarstek był na górze. Było cos dziwnego w tych ranach, Claire poczuła się słabo, gdy zrozumiała ze Amelie wcisnęła srebrne monety do ran by się nie zagoiły. Eve ja wyciągnęła. Amelie zadrżała i w sekundę ciecie przestało krwawic, zaczęło się goić.

- Głupie dziecko- warknęła i odepchnęła Eve ponieważ sięgała po druga rękę – Nie wiesz co robisz.

- Ratuje cie. Mam dość spore pojecie, Teraz bądź grzeczna. Ugryź mnie z przysięgam ze wbije ci kolek.

Oczy Amelie zawirowały czerwienia, następnie wróciły do normalnej, niecałkiem-ludzkiej szarości. – Nie masz żadnego kołka.

- Wow, jesteś szczera. Może teraz nie mam, ale tylko poczekaj. Ugryź mnie to tak się stanie, dziwko... Nie mam na myśli ze jesteś dziwka, to tylko takie wyrażenie. Wiesz? – Paplanina Eve zmierzała tylko do odwrócenia uwagi. Gdy mówiła sięgnęła po prawa rękę Ameliei wyjęła srebrna monetę z rany. Strumień krwi z reki Amelie zwolnił do kapania i zatrzymał się. Claire poczuła ze zimno tez odchodzi z jej ciała, ponieważ Amelie zdrowiała. W końcu mogła poczuć znów swoje ciałogorąco w jej ciele, bicie serca. Zastanawiała się czy tak Amelie czuła się cały czas – ta lodowata cisza wewnątrz. Jeśli tak było, zrozumiała, dlaczego Amelie była tutaj.

Noc grzechotała przez gałęzie drzew i blade włosy Amelie wirowały dookoła jej twarzy zakrywając jej odczucia. Claire patrzyła, ze rany wampira zanikają od czerwonych ciec do bladych linii i ostateczni zniknęły.

- Co do diabla robiłaś? – spytał Michael.

Amelie, wzruszyła ramionami – To stary rytuał – powiedziała – ofiarowanie krwi dla umarłych. Potrzeba do tego dużo siły i pomysłowości żeby wykonać go prawidłowo.

- Nie zapominając o głupocie – powiedziała Eve – to mogło zabić wielu ludzi, nie wspominając o wampirach.

Amelie wolno przytaknęła – Mogło tak się stać.

Michael, który był bardziej przerażony od reszty w końcu odważył się odezwać. – Dlaczego? – zapytał – Dlaczego to zrobiłaś? Z powodu Sama?

To wywołało uśmiech a właściwie grymas na jej bladych ustach – twój dziadek byłby bardzo rozgniewany na mnie, gdyby pomyślałby ze to z jego powodu. Pomyślałby ze jestem beznadziejnie romantyczna.

Eve parsknęła – Jest romantyzm, później jest dramatyzm i na końcu jest kretynizm. Domyśl się, które by to było.

Uśmiech Amelie znikł i pojawiły się iskry wokół jej oczu. Podniosła podbródek i zaczęła się wpatrywać w nos Eve. – I ty budzisz się codziennie rano, malujesz ten makijaż klauna, wiedząc ze to wyróżnia cie od twoich rówieśników? Jakie to jest określenie dla dzisiejszej młodzieży? Poznał swój swego?

- Jestem pewna ze to określenie jest znane od czternastu pokoleń, Rozumiem twój punkt widzenia. I może jestem trochę dramatyczna, ale przynajmniej nie jestem nożownikiem.

- Co?

- Nożownik – Eve wskazała na nadgarstki Amelie – Wiesz, zła poezja, Emo muzyka, musze zranić siebie, ponieważ świat jest taki straszny?

- To nie, dlatego – Amelie za chwile zamilkła, wtedy wolno kiwnęła głową – Może. Może tak się czuje, teraz.

- Cóż to cholernie źle – Powiedziała Eve z dziwnym chłodem w glosie, który sprawił ze Claire zamrugała – Chcesz zmarnieć nad grobem swojego ukochanego, śmiało. Jestem Gotka, ale to rozumiem. Ale nie waz się ciągnąć Claire za soba, albo będę ścigać cię do piekła i zadźgam cie tam.

Nawet Shane gapił się teraz na Eve jakby nigdy wcześniej jej nie widział. Claire otworzyła usta by cos powiedzieć, ale nie mogła wymyślić, co to mogłoby być. Nastała cisza, długa cisza i w końcu Amelie spojrzała na Claire i powiedziała – Bransoletka. Ostrzegła cie o mojej-sytuacji.

- Ostrzegła ja? To prawie ja zabiło – powiedział Shane.- Zabierałaś ja ze soba. Ale dobrze o tym wiesz, prawda?

Amelie zaprzeczyła – nie wiedziałam. - Westchnęła i wyglądała bardzo młodo i bardzo ludzko. Claire pomyślała ze jest zmęczona – zapomniałam ze może się zdążyć cos takiego, chociaż teraz myśląc o tym to bardzo możliwe. Musze cie przeprosić Claire. Czy teraz już czujesz się lepiej?

Claire nadal było zimno, ale pomyślała ze jest to bardziej spowodowane zimna ziemia i lub jakąś magia. Przytaknęła starając się nie pokazać dreszczy. – Wszystko dobrze, ale ty straciłaś dużo krwi.

Amelie wzruszyła ramionami, niewielki ruch, jak gdyby to miało jakieś znaczenie.

– Wyzdrowieje –Jej glos nie brzmiał jakby bardzo się tym przejmowała – Teraz mnie zostawcie. Musze zadośćuczynić to Samuelowi.

- Możesz krwawic nad jego grobem innym razem – powiedziała E...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin