Wiosna
Elżbieta Wasiuczyńska, Wojciech Widłak
- Wiosna, wiosna, wiosna, ach, to ty – podśpiewywał Pan Kuleczka, krojąc cebulkę na drobne, prawie przezroczyste kawałeczki. Od czasu do czasu machał przy tym nożem jak dyrygent pałeczką.
- E tam, wiosna – zajęczała kaczka Katastrofa. – Szaro, ponuro, aż płakać się chce.
Pan Kuleczka popatrzył na nią znad deski:
- Płakać? To na pewno po cebuli – powiedział. – Zaraz ją wrzucę na patelnię i wszystko będzie dobrze.
- Nie będzie – powiedziała Katastrofa. – Będzie niedobrze.
- Nie! – poparła ją niespodziewanie mucha Bzyk-Bzyk, która trzymała się z daleka od cebuli. Właściwie nie wiadomo dlaczego, bo czy ktoś widział kiedyś zapłakaną muchę?
- Katastrofa ma rację – odezwał się jeszcze bardziej niespodzianie pies Pypeć. – Wiosny w ogóle nie widać.
- Wystarczy spojrzeć za okno – mówiła dalej Katastrofa. – Nic, tylko chmury i chmury. I nawet nie na wszystkich drzewach są liście. A kwiatów to w ogóle nie ma.
Pan Kuleczka w zamyśleniu postukał nożem w deskę.
- Hm – powiedział w końcu tajemniczo – to może wiośnie trzeba pomóc?
- Pomóc? – zdziwił się Pypeć – Jak można pomóc wiośnie?
- Przypomniałem sobie właśnie, że mam w szafie pewne pudło – powiedział Pan Kuleczka. Zajrzyjcie do niego. Może wam coś przyjdzie do głowy.
Katastrofa zaraz wybiegła z kuchni. Pypeć z Bzyk-Bzyk za nią. Pudło znaleźli bardzo szybko, a kiedy je otworzyli, na chwilę zamilkli.
- Rety! – powiedziała Katastrofa z zachwytem.
- Ojej! – powiedział Pypeć.
- Bzyk-bzyk – zabzyczała Bzyk-Bzyk.
Pudło pełne było barwnych strojów, wielkich papierowych kwiatów, a na samym wierzchu leżała… magiczna pałeczka.
- Wiem! – zawołała katastrofa – To proste! Wyczarujemy wiosnę!
I natychmiast przebrała się za Wiosenną Czarodziejkę w kwiecistej koronie.
- Niech będzie wiosna, niech będzie ciepło i niech wszystko kwitnie za jednym zamachem! – zawołała Wiosenna Czarodziejka i machnęła magiczną pałeczką. Szkoda jej było czasu na pojedyncze zaklęcia.
Potem razem z Pypciem zaczarowali Bzyk-Bzyk w Małą Wiosenną Muchę. Bardziej za pomocą wyciętych z krepiny żółtych skrzydełek niż czarodziejskich zaklęć. Trochę potrwało, zanim udało im się ją przebrać, bo Bzyk-Bzyk ciągle przelatywała z miejsca na miejsce.
- Uff – powiedział w końcu trochę spocony Pypeć. – Nie wiem, jak będzie z tą wiosną, ale ciepło to już jest.
Katastrofa pokiwała głową.
- Teraz czas na ciebie – stwierdziła nieco zdyszana. – Zakwitniesz, Wiosenny Kwiatku!
I zanim Pypeć zdążył zapytać, co właściwie Katastrofa ma na myśli, na jego nosie wylądował wielki kolorowy kwiat. Pypeć usiłował coś powiedzieć, ale okazało się, że z kwiatem na nosie jest to niemożliwe.
- Cudownie! – zachwyciła się Katastrofa – Wołamy Pana Kuleczkę.
Pan Kuleczka przyszedł do nich, spojrzał na wszystkich, uśmiechnął się i powiedział:
- No, nawet nie trzeba wyglądać przez okno. Od razu widać, że wiosna przyszła prosto do naszego domu.
I zaprosił ich na wiosenną zupę.
Przy stole usiedli wszyscy: Pan Kuleczka, wiosenna Czarodziejka i mała Wiosenna Mucha. Tylko Wiosennego Kwiatka musiał na chwilę zastąpić Pypeć. Okazało się, że Kwiatkowi płatki zasłaniają buzię i nie mógłby jeść zupy!
„DZIECKO” nr 4, kwiecień 2003, s. 78-79
primziel