Parkowa aleja.pdf

(27 KB) Pobierz
Parkowa aleja
Parkowa aleja
By aleksandra006
miniaturka
Clary była roztrzęsiona. Biegła przed siebie, nie patrząc gdzie
jest, ani dokąd zmierza. Szczerze mówiąc nie obchodziło jej to.
Chciała po prostu być jak najdalej od Instytutu. Moment, kiedy
zobaczyła Jace’a trzymającego w ramionach Aline był najbardziej
wstrząsającym, od momentu porwania matki. Widok ich razem był dla
niej tak bolesny, Ŝe nawet teraz, podczas szybkiego biegu, łzy ciekły
tak obficie, Ŝe nie widziała nic.
Ani szum samochodów, ani tym bardziej głosy ludzi nie były w stanie
oderwać jej od rozpaczy, jaką czuła.
W końcu ciało odmówiło posłuszeństwa, nogi zmiękły, nie
pozwalając zrobić jej juŜ ani kroku więcej. Przed nią roztaczał się
ogromny park, pełen alejek, kwiatowych klombów i równo
przystrzyŜonych trawników. Nadchodził zmierzch. Miejsce z minuty
na minutę wyludniało się a ona siedząc na ławce nie zwracała na nic
uwagi.. Czuła tylko łzy, piekące boleśnie jej oczy i ucisk serca tak
silny, Ŝe dziewczynie wydawało się, iŜ w końcu pęknie ono pod
wpływem tej siły. Nie czuła chłodu, mimo iŜ wieczór był zimny, nie
czuła pragnienia ani głodu, mimo iŜ, nie miała w nic w ustach od rana.
Jej jedynym pragnieniem było umrzeć. Nie obchodziło juŜ jej nic, jej
jedynym obecnie marzeniem było wstąpienie w nicość.
- Clary? – Tylko jedna osoba posiadała głos, który mógł by ją
przywrócić do Ŝycia. Jednocześnie głos ten sprawiał jej niemiłosierne
cierpienie. Dziewczyna podniosła oczy i zobaczyła przed sobą Jace’a.
Wyglądał jakby ktoś go porządnie poturbował, pot ciekł mu po
gładkim czole, na policzkach znajdowały się czarne smugi a ubranie
wyglądało, jakby ktoś umył nim brudną podłogę.
- Co ty tutaj robisz? – Odezwała się w końcu po kilku minutach ciszy.
- Musiałem Cię znaleźć. Wyjaśnić…co zaszło, a raczej co nie zaszło.
To nie było tak jak myślisz, przysięgam! – Mówił cicho, brzmienie
jego głosu przepełnione było smutkiem i rozpaczliwą potrzebą
przedstawienia prawdy.
- MoŜesz mi wyjaśnić, o który dokładnie moment Ci chodzi? Masz na
myśli, to Ŝe zastałam cię z tą flądrą na małym randez vous, a moŜe o
to, Ŝe byłeś półnagi. A moŜe jeszcze o coś,o czymś nie wiem? – Clary
nie była w stanie się juŜ kontrolować. Rozpacz przerodziła się w
gniew.
- Nie rozumiesz.. – zaczął Jace, ale Clarissa nie pozwoliła mu
skończyć.
- Czego nie rozumiem?? Powiedz mi, czego taki głupi i
bezwartościowy człowiek, jak ja, nie rozumie.
Jace patrzył na dziewczynę z przeraŜeniem ale i ze szczerym
podziwem. Nawet, kiedy się złościła wyglądała przepięknie. Jej włosy
spływały cudowną kaskadą po ramionach, okalając jednocześnie jej
delikatną twarz.
- Nawet nie pokusisz się, aby mnie posłuchać. To juŜ szczyt
bezczelności. Po co w ogóle się tu pojawiłeś, zapewne Aline nadal
czeka na ciebie w twojej sypialni. – Z marzeń wyrwał go wściekły do
granic moŜliwości głos jego ukochanej.
Miała rację, nie słuchał. W tym momencie był w stanie jedynie ją
pocałować, wierzył iŜ tylko w ten sposób będzie w stanie udowodnić,
jak bardzo jest dla niego waŜna. Co teŜ pomyślał, tak teŜ uczynił. Nim
Clary zdąŜyła skończyć swoją tyradę, jego usta mocno i gwałtownie
przylgnęły do jej warg. Oboje poczuli eksplozję w swoich ciałach, to
było tak niezwykłe uczucie, jak znalezienie Atlantydy albo Eldorado.
JuŜ nic się nie liczyło, ani przeszłość, ani przyszłość, tylko dotyk,
czułość, namiętność jaką sobie nawzajem dawali. Oderwali się
całkowicie od otaczającej ich rzeczywistości. Ręce Clary mocno
obejmowały plecy Jace’a, gładziły jego gładką skórę, pieściły kaŜdą
wypukłość ciała. On równieŜ nie był gorszy, przyciskał tak ukochane
przez siebie ciało mocno do siebie, pieścił jej szyję, pośladki, uda.
Nim się obejrzeli a ich ubrania leŜały porozrzucane na Ŝwirowej alejce
a ich nagie ciała oświetlane były parkowymi latarniami. Nie myśleli
juŜ, czy to jest właściwe czy złe, teraz liczył się głód ciała, potrzeba
serca, ich gorące oddechy.
- Jace, proszę, nie przestawaj! – Cichy jęk ukochanej doprowadził go
niemal do szczytu.
- Nic nie byłoby w stanie mnie od ciebie oderwać, mój słodki kociaku.
Jesteś jak słodki kociak, wiesz. Same pazurki i słodycz!! – Jego
gorące słowa rozpalały ją do granic moŜliwość. Jego usta zostawiał na
ciele palące ścieŜki, teraz całe jej ciało płonęło. Ale Clary chciała
więcej.
- Proszę, teraz. JuŜ, nie zatrzymuj się.
Jace równieŜ był na skraju przepaści, oderwał jej drobne ciało od
ziemi i skierował się w kierunku najbliŜszego drzewa. Smukłe nogi
dziewczyny otoczyły jego talię, mogła bez problemu poczuć cięŜką i
nabrzmiałą męskość, która wbijała się w jej w podbrzusze.
- Zaraz, słodki kociaku, zaraz będziemy razem! – szeptał jej namiętnie
do ucha, przygotowując ją na ten kulminacyjny moment całkowitego
połączenia. Oparł Clary o drzewo i nie przestając jej namiętnie
całować, wszedł w nią gwałtownie.
- O tak, słodki kociaku, obiecuje, Ŝe pokarze ci niebo!
Clarissa nie czuła bólu, tylko obezwładniającą ją rozkosz. KaŜdy ruch
Jace’a zdwajał tylko siłę tego cudownego napięcia.
Oboje nie kontrolowali swoich ruchów ani jęków, jakie wychodziły z
ich ust. Coraz szybsze tempo stosunku sprawiało, Ŝe wręcz krzyczeli z
radości jaką dawała im ta przynaleŜność.
W końcu orgazm dopadł ich w tym samym momencie. Ekstaza
powaliła ich oboje, gdyby nie Jace, który podtrzymywał jej ciało,
Clary juŜ dawno znalazła by się na zimnej i mokrej trawie.
Sapania, dyszenia, pomruki zadowolenia wskazywały, jak bardzo
podobało się to obu stroną.
- Kocham tylko ciebie, Clary. Tylko ty jesteś w stanie doprowadzić
mnie do takiego stanu. śadna inna kobieta nie ma takiej mocy nade
mną, jak ty. Kocham Cię tak mocno, Ŝe aŜ boli. Ale za nic w świecie,
nie oddał bym nikomu tego bólu. Jesteśmy jednością, słodki kociaku.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin