Alec & Magnus.doc

(20 KB) Pobierz

        W Sali porozumień urządzono po bitwie prowizoryczny szpital dla Nocnych Łowców i podziemnych, którzy odnieśli rany w starciu. Ci czarownicy, którzy nadawali się jeszcze do jakiegoś użytku, krązyli między poszkodowanymi i leczyli ich za pomocą magii. Wśród nich był również Magnus z długimi włosami w nieładzie i pobrudzonym płaszczu. Poza tym wyglądał całkiem dobrze jak na kogoś, kto dzień wcześniej stoczył walkę z hordą krwiożerczych demonów. Był tylko trochę bledszy niż zwykle i widać było z daleka, że jest zmęczony.

- Magnus! - krzyknął Alec z ulgą, wbiegając do Sali. Jego zbroja Nefilim była podarta i lepka od posoki, a na ramieniu miał nadal krwawiącą ranę, ale nie zwracał na to uwagi. Rzucił się czarownikowi w ramiona, mocno całując go w usta. Bane stał przez chwilę jak sparaliżowany, ale zaraz potem oprzytomniał i delikatnie, aczkolwiek stanowczo odsunął od siebie chłopaka.

- Co ty do diabła wyprawiasz? - syknął. - Twoja rodzina patrzy. - dodał, wskazując głową na stojących nieopodal skonsternowanych Lightwoodów.

- To niech patrzy. - wzruszył ramionami czarnowłosy, robiąc urażoną minę. - I tak już wiedzą, że jestem gejem.

         Zarumienił się lekko na wspomnienie pocałunku tuż przed bitwą. Zrobił to pod wpływem impulsu, tudzież podszeptu serca, jak kto woli, ignorując fakt, że widzieli ich absolutnie wszyscy, ale nie żałował.

- Właśnie, wystarczy im szokujących informacji na ten tydzień. Nie muszą widzieć, jak całujesz się z mieszańcem. Z Podziemnym.- prychnął zielonooki, odsuwając się. W błękitnych oczach Aleca błysnęło niedowierzanie.

- O czym ty mówisz? - wydusił z siebie w końcu po chwili milczenia.

- Nie wiesz, o czym mówię? - Bane uniósł brwi. - To pozwól, że ci wyjaśnię, Alexandrze. - jego kocie oczy o pionowych źrenicach rozbłysły.

- Jak już wspominałem, nie chcę, abyś mnie wykorzystywał tylko dlatego, że mi na tobie zależy. Męczy mnie patrzenie, jak nadal bujasz się w Waylandzie, ignorując moje istnienie, a przypominasz sobie o Magnusie, kiedy jestem do czegoś potrzebny. Żyję niemal 800 lat, więc nie myśl sobie, że dam tak łatwo zrobić z siebie kretyna.

- Przecież ja...- zaczął niebieskooki, ale czarownik mu przerwał.

- Dobrze wiesz, że Jace nigdy nie zainteresuje się tobą w ten sposób, więc szukasz pocieszenia gdzieś indziej. Zrozum, kocham cię i chcę być z tobą, ale nie jako zastępstwo Jace'a.

           Odwrócił się i wyszedł z Sali, zostawiając nieszczęśliwego chłopaka na środku. Alec gęsto mrugał, usiłując powstrzymać napływające mu do oczu łzy rozpaczy i bezradności.

- Idź za nim. - powiedziała Isabelle, kładąc bratu dłoń na ramieniu. Wokół nadgarstka miała owinięty nieodłączny bicz z elektrum, który dostała na 12 urodziny. Spojrzał na nią zdziwionym wzrokiem. - Idź za Magnusem. - powtórzyła, lekko popychając go. Brunet kiwnął głową i pędem wypadł na zewnątrz, zeskakując z marmurowych schodów po kilka stopni. Rozejrzał się w poszukiwaniu Wysokiego Czarownika Brooklynu. Bane stał niedbale oparty o ścianę, paląc cienkiego, niebieskiego papierosa.

- Magnusie, musimy porozmawiać. - zaczął, podchodząc do mężczyzny. Kociooki spojrzał na niego leniwie.

- Ja nic nie muszę. - odparł.

            Lightwood westchnął i wbił spojrzenie w ziemię, nerwowo wyłamując palce ze zdenerwowania.

- Nie chcę, żebyś myślał o tym w ten sposób. Naprawdę mi na tobie zależy, nie dla tego, że tyle dla mnie robisz. Dzięki tobie zacząłem dostrzegać coś więcej poza Jacem i jestem ci za to wdzieczny. Przyznaję, czasami zachowujesz się jak świr, wyglądasz jak świr, mówisz jak świr...ale jesteś moim świrem. Chyba właśnie to w tobie lubię najbardziej. Posłuchaj, wtedy, kiedy Clary narysowała ten Znak ja...ja zobaczyłem ciebie...Wiesz co to znaczy, prawda? Kocham cię mimo to, że jesteś Podziemnym. Dla mnie możesz być nawet demonem. Ja też chcę być z tobą, niezależnie od tego, co na ten temat mają do powiedzenia moi rodzice i Clave.

           Wstrzymał oddech, czekając na jakąś reakcję czarownika. Magnus patrzył na niego jak na osobliwy gatunek fauny galaktycznej, natomiast Alec cały czas wpatrywał się w ziemię, więc nie zauważył, jak Bane zbliżył się do niego i delikatnie objął.

- Ty...wtedy w Sali..widziałeś MNIE? - zapytał szeptem. Chłopak pokiwał głową, a zielonooki ostrożnie starł mu dłonią z policzków łzy. Nocny Łowca nawet nie zauważył kiedy zaczął płakać. Nigdy tego nie robił, starał się być twardy jak na Nefilim przystało, ale w towarzystwie Magnusa nigdy mu się to nie udawało. Przy tym ekscentrycznym czarowniku czuł się mały, słaby i bezbronny.

- Czekałem, aż mi to powiesz. - szepnął Bane, powoli schylając się i całując go prosto w usta. Chłopak w jego uścisku od razu zmiękł jak lód w mikrofalówce i zarzucił mu ręce na szyje, pogłębiając pocałunek. Magnus smakował truskawkową gumą do żucia i słodkawym tytoniem. Wsunął język między wargi kociookiego i zaczął pieścić nim jego podniebienie, aż napotkał przeszkodę w postaci drugiego języka. Przez chwilę splatały się ze sobą namiętnie, a długowłosy przesunął dłonie z talii chłopaka na ramiona. Zaraz potem Alec poczuł dziwne, przyjemne mrowienie w okolicy rany, a po chwili nie było już po niej śladu. Mocniej przywarł do swojego ukochanego, a Magnus ponownie objął go w pasie, przyciskając go do siebie. W tym momencie ktoś chrząknął znacząco. Na horyzoncie pojawił się jakiś ubrany w czerń intruz, który po bliższej obserwacji okazał się być zakłopotanym i zaczerwienionym Simonem. Bane zgodnie ze swoimi outsiderskimi zwyczajami pokazał mu środkowy palec, ale Alec, który miał w sobie nieco więcej kultury wobec innych, z żalem odkleił się od jego ust.

- Co chcesz? - prychnął niezadowolony czarodziej.

- Jocelyn mówi, że w Sali nadal są ranni potrzebujący twojej pomocy, Magnusie. - powiedział wampir i ulotnił się w tempie charakterystycznym dla swojej rasy. Wysoki Czarownik westchnął cierpiętniczo i wyciągnął z kieszeni płaszcza kolejnego, nieco pomiętego papierosa. Podpalił go kolorowym płomieniem, który buchnął z jego palców i zaciągnął się mocno.

- Nie pal tyle. - mruknął Alec. Bane chuchnął mu w twarz chmurą dymu, po czym wdeptał w ziemię peta.

- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. - powiedział z szerokim uśmiechem i pocałował Lightwooda w zarumieniony policzek. - Choć, twoi pobratymcy tam cierpią, Łowco.

- Od kiedy jesteś taki altruistyczny? - zapytał niebieskooki, idąc za nim do Sali. Magnus zastanowił się.

- Chyba od kiedy cię poznałem. - odparł w końcu. Chłopak spuścił wzrok, a jego policzki przybrały odcień czystego szkarłatu. Czarownik zaczął leczyć rannych, a Alec przyglądał się z zainteresowaniem błękitnym iskierkom, skaczącym z jego palców.

             Po pół godzinie już wszyscy zgromadzeni w pomieszczeniu byli poskładani, opatrzeni i uratowani, a Magnus oparł się ciężko o ścianę, przymykając oczy. Jego przystojna twarz nabrała lekko szarawego odcienia, a na skroniach perlił się pot.

- Wszystko w porządku? - zapytał czarnowłosy z troską. Bane pokiwał głową. - Weź trochę mojej siły, będziesz się lepiej czuł. - zaproponował Lightwood, wyciągając w jego stronę ręce, ale Magnus pokręcił przecząco głową i osunął się po ścianie, siadając na podłodze.

- Nie potrzeba. Zaraz mi przejdzie. - powiedział. Nagle jego oczy rozbłysły niebezpiecznie.

- Właśnie mi się przypomniało, że coś mi obiecałeś. - oświadczył z chytrym uśmieszkiem.

- Obiecałem i dotrzymam słowa. - odparł Alec. - Ale wolałbym nieco przeciągnąć to w czasie.

- Dlaczego?

              Chłopak zmarszczył lekko brwi i przygryzł wargę.

- Chodzi o moją mamę. Bardzo przeżywa śmierć Maxa i wolałbym jej narazie nie denerwować...

             Czarownik momentalnie pożałował swoich słów. Chwycił niebieskookiego za rękę i pociągnął w dół, sadzając go sobie na kolanach. Nefilim od razu wtulił się w jego tors i rozpłakał jak dziecko, a Bane uspokajająco głaskał go po plecack i włosach.

- Wiesz, że gdyby istniały jakieś zaklęcia, wskrzesiłbym Maxa nawet za cenę swojego życia. - szepnął. Alec przymknął oczy, rozkoszując się bliskością Magnusa, jego zapachem i wsłuchując się w równy rytm jego serca.

                                                                    ~~~ 

              Wieczorem w salonie w domu Penhollow'ów zgromadziła się cała rodzina Lightwoodów, uszczuplona o jednego, niedawno pochowanego członka oraz Aldertree. Alec usiadł na najbliższym wolnym fotelu, patrząc w zdumieniu na Inkwizytora.

- Stało się coś? - zapytał w końcu. Maryse poruszyła się, jakby chciała wstać, ale tego nie zrobiła.

- Owszem. Możemy wrócić do Idrisu i zamieszkać na stałe w Alicante. - powiedziała ze szczerym uśmiechem, a jej oczy błyszczały szczęściem. Podobnie uradowany był jej mąż, jednak ich dzieci nie podzielały entuzjazmu rodziców. Wychowali się w Nowym Jorku i byli przywiązani do zatłoczonych ulic, smogu i kłopotów ze złapaniem taksówki.

- To cudownie, prawda? - zapytał Robert, upijając łyk wina z piwnicy Penhollow'ów. Alec kiwnął głową i wstał.

- Jestem zmęczony, pójde już spać. - powiedział idąc w stronę schodów.

- Nie zjesz kolacji? - zawołała za nim Maryse.

- Nie jestem głodny.

             Wszedł do pokoju gościnnego, który zajmował razem z Jace'm i rzucił się na łóżko. Jace kochał Alicante i jako Nocny Łowca on też powinien, ale czuł się w jakiś sposób związany z Nowym Jorkiem. Szczerze mówiąc, ten sposób lubił błyszczeć jak kula dyskotekowa i nazywał się Magnus Bane. Jest Wysokim Czarownikiem Brooklynu i nie wyprowadzi się stamtąd, a nawet jeśli, to nie pozwolą mu zamieszkać w stolicy Idrisu. Alicante jest tylko dla Łowców.

              W przypływie bezsilnej złości uderzył pięścią w poduszkę.

Jak ja to Magnusowi wytłumaczę, pomyślał.

                                                                     ~~~ 

             Znalazł czarownika niedaleko ruin Gardu, gdzie tworzył Portal dla tych, którzy już chcieli wrócić do domów lub instytutów. Na jego widok rozpromienił sie i pomachał mu ręką, sypiąc dookoła błękitnymi iskrami.

- Magnus, muszę ci coś powiedzieć.

- Wiem, możecie zostać w Alicante. - powiedział Bane, mrużąc lekko piękne, kocie oczy.

- Skąd wiesz? - spytał zbity z tropu Alec.

- Lubię plotki. - czarodziej wzruszył ramionami.

- I co ty na to?

- To chyba dobrze, prawda? - długowłosy uniósł brwi. Dzisiaj znowu był już w swoim "zwyczajnym" stroju, czyli takim, który błyszczał się jak choinka na Boże Narodzenie w Central Parku.

- Nie koniecznie. - mruknął Lightwood. - Nie chcę tutaj zostać.

- Dlaczego nie? Przecież każdy Łowca kocha Alicante...

- Ale ja kocham ciebię. - przerwał mu Alec, zaciskając szczęki. - I chcę mieszkać w Nowym Jorku z tobą, najlepiej w twoim idiotycznie urządzonym, zasyfionym mieszkaniu!

            Kilka osób spojrzało na nich, zainteresowani krzykiem chłopaka. Magnus był tak zaskoczony tym wyznaniem, że nawet nie oburzył się słysząc przytyk pod adresem swojego lokum.

- Chcesz ze mną mieszkać? - zapytał w końcu. Alec kiwnął głową, a czarownik uśmiechnął się szeroko w charakterystyczny dla siebie, psychopatyczny sposób.

- Pakuj się.

                                                                    ~~~ 

           Portal wyrzucił ich prosto do salonu Magnusa, albo przynajmniej do czegoś, co czarownik uparcie nazywał salonem. W świetle dnia sajgon panujący w mieszkaniu był doskonale widoczny.

- Kiedy tutaj ostatnio sprzątałeś? - zapytał Lightwood, stawiając na ziemi walizkę. Obłoczek kurzu podniósł się z podłogi i zawirował w powietrzu.

- Jakoś w 84. - odparł nonszalancko gospodarz. - Wybierz sobie pokój.

- Co..Jaki pokój?

           Bane pstryknął palcami, a korytarz uprzejmie wydlużył się, a na ścianach pojawiły się dwa rzędy drzwi, zapewnie prowadzących do różnych pomieszczeń. Brwi Aleca podjechały do góry, gdy otworzył pierwsze drzwi. Pokój był urządzony w stylu wiktoriańskim. Następny był gotycki, trzeci nowoczesny, czwarty kolonialny, piąty wyglądał jak gabinet lekarski a szósty był w miarę normalny. Reszty nawet nie sprawdził.

- Skąd ty to wszystko wziąłeś? - spytał, widząc, jak czarownik ponownie pstryka palcami, a pozostałe pokoje znikają.

- Z Leroy Merlin. - przyznał Bane, uśmiechając się. Na korytarzu coś zachrobotało i pokryty białym włosiem, koci łeb zajrzał przez drzwi.

- Prezes Miau! - ucieszył się Magnus, biorąc kota na ręce i niosąc go do własnej sypialni.

- Miaauu...- potwierdziło zwierze, wczepiając się pazurkami w jego czarną koszulę z mnóstwem klamerek. Alec poszedł za nimi i musiał przyznać, że razem wyglądają przesłodko. Kiedyś powiedział Isabelle, że kotki są miłe, nie czarownicy, ale teraz musiał zmienić zdanie.

           Magnus z kotem w objęciach rzucił się na łóżko przykryte kanarkowożółtą pościelą. Biedne zwierze zapiszczał protestująco i wybałuszyło oczy, po czym wyrwało sie i uciekło w głąb domu. Alec zachichotał.

- Z czego się śmiejesz? - spytał oburzony Bane.

- Z ciebie. - odparł Lightwood, siadając obok niego na łóżku. Czarownik podniósł się do siadu i przyciagnął chłopaka do siebie, całując go namiętnie. Magnus położył go na łóżku, delikatnie odgarniając mu włosy z czoła. Pochylił się nisko i złożył pocałunek na jego szyi, robiąc na niej jednocześnie malinkę. Alec jęknął zaskoczony. Długie włosy zielonookiego łaskotały go po twarzy. Przymknął oczy, wdychając cytrusowy zapach chłodnych, ciemnych pasm, a dłonie Magnusa błądziły po jego ciele. Spiął się, gdy dotarły do dolnych partii jego ciała, a czarownik zatrzymał się.

- Mam przestać? - spytał.

- Nie...nie, kontynuuj. - westchnął błękitnooki, rozluźniając się. Kociooki wsunął ręce pod jego koszulkę, gładząc płaski brzuch i tors pokryty bliznami. Alec jęknął, gdy długie palce długowłosego musnęły jego sutki, a wolna przestrzeń w jego spodniach została momentalnie zagospodarowana przez unoszącą się męskość. Bane zręcznie zdjął z niego koszulkę i spodnie, a potem sam zaczął się rozbierać. Po chwili byli w samej bieliźnie. Czarownik pochylił się nad lekko zarumienionym chłopakiem, całując go w obojczyk. Czarne włosy rozsypały się po wściekle żółtej pościeli, która wspaniale kontrastowała z jego mlecznobiałą skórą pokrytą wieloma drobnymi bliznami po Znakach.

- Jeszcze nigdy nie widziałem osoby, która miałaby na sobie tyle blizn i mimo to wyglądała tak seksownie. - powiedział ochrypłym z podniecenia szeptem Magnus, językiem wodząc po torsie chłopaka. Niebieskooki zaczął oddychać szybciej, a materiał jego bokserek zrobił się lekko wilgotny. Czarownik dotarł do jego podbrzusza i szybkim ruchem zerwał z niego bieliznę, po czym wziął delikatnie do ust jego męskość. Alec westchnął głośno i zacisnął palce na kołdrze, przygryzając z przyjemności wargę. Bane zaczął ssać, a z ust chłopaka wyrwały się jęki niegodne Nocnego Łowcy.

- Nie uciszaj się. - szepnął Magnus, jeszcze intensywniej liżąc jego członka, dopóki nie poczuł, jak gardło zalewa mu gęsta, ciepła ciecz o lekko słonawym posmaku. Część połknął i pocałował Aleca, dzieląc się z nim jego nasieniem. Włożył mu jednocześnie jeden palec do dziurki, delikatnie go rozciągając.

- Rozłóż szerzej nogi. - polecił szeptem, a Lightwood posłusznie zrobił to. Na razie nie czuł bólu, tylko lekki dyskomfort. Ból pojawił się po dodaniu trzeciego palca.

- Rozluźnij się, będzie dobrze, zobaczysz...- uspokajał go Magnus, całując chłopaka po całym ciele. Samo brzmienie jego zatroskanego głosu działało na Łowcę jak afrodyzjak. Odetchnął głęboko i nieco poluźnił ucisk mięśni, a wtedy czarownik szybko zrzucił swoje czarne, błyszczące bokserki i wszedł w niego płynnym ruchem. Alec krzyknął, ale Magnus natychmiast uciszył go pocałunkiem.

- Ciii...przestraszysz Prezesa Miau. - powiedział. - Boli?

- Trochę. - odparł Alec, a po jego policzkach spływały łzy. Bane zlizał je ostrożnie czubkiem języka, bojąc się wykonać jakiegokolwiek ruchu.

- Mogę rzucić czar uśmierzający ból...- zaproponował długowłosy.

- Nie. Żadnych czarów. Chcę to czuć. - wyszeptał Alec, usiłując oddychać równo, a Magnus uświadomił sobie, że to jego pierwszy raz. Jego był....jakieś ponad 770 lat temu.

            Poczuł, jak nacisk gorących mięśni chłopaka na jego członku maleje, a wtedy ostrożnie poruszył biodrami. Alec jęknął, a jego błękitne oczy pociemniały z bólu lub rozkoszy. Bane przyspieszył, a Lightwood zamiast bólu zaczął odczuwać pełen rodzaj euforii, połączony z drżeniem wszystkich mięśni i cudownym uczuciem nadchodzącego spełnienia. Po chwili doszedł, krzycząc imię czarownika i brudząc spermą jego wściekle żółtą pościel, a zaraz po nim zakończył zielonooki, spuszczając się w jego wnętrzu. Opadł na chłopaka, ciężko dysząc i przygwoździł go do łóżka, a po chwili łaskawie zszedł z niego, kładąc się obok  i przytulając drżące, blade ciało do siebie.

- Kocham cię. - szepnął chłopakowi na ucho. Alec uśmiechnął się uroczo i pocałował czarodzieja w czubek nosa. Magnus zamruczał z zadowolenia i przykrył ich żółtą kołdrą. Krótkowłosy wtulił się w tors Wielkiego Czarownika Brooklynu i zamknął oczy. Po chwili już spał.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin