Rozdział 1.rtf

(18 KB) Pobierz

ROZDZIAŁ 1.

Każdej nocy budzę się z krzykiem. Od kilkunastu lat mam ciągle ten sam sen. Młoda dziewczyna z puchowymi skrzydłami anioła i pistoletem przyłożonym do skroni. Naciskała na spust. Upadała na ziemię, a zaraz potem obok niej pojawiała się wielka kałuża krwi. Płynęła w stronę małej dziewczynki. Gdy dotykała jej małych stópek, krzyczała. Krzyczałam razem z nią, a zaraz potem budziłam się, ciągle krzycząc. Moja własna podświadomość mówiła mi, że to moja siostra i ja.

Pamiętam to wszystko, ale tak jakby przez mgłę. Odkąd zamieszkałam w Wilsonami czuję jej obecność. Jest przy mnie w każdej sytuacji. Nawet wtedy, gdy rodzice po raz pierwszy zaprowadzali mnie do psychologa, czułam jak Cloe trzyma mnie za rękę. Mówiłam o tym doktorowi Halsowi, ale on mi nie wierzył. Tak jak Wilsonowie. Jedynie ja wiem, że ona jest prawdziwa. Czuję jej obecność. Dzisiejszego dnia, również obudziłam się z krzykiem. Znałam ten sen już na pamięć, dla mnie zawszy jest straszny. Mimo to, staram się żyć normalnie.

Chodziłam do szkoły, na zakupy, ale nie mam przyjaciół. Jedynymi moimi przyjaciółmi są moi przyszywani rodzice Martha i Joseph, oraz moje „rodzeństwo” Michael, Xavier i Jeanette. Nikt więcej. Rodzice nie pracują. Kilka lat temu przeszli na wymarzoną emeryturę. Michael pracuje jako nauczyciel w pobliskim gimnazjum. Uczy biologii, która od zawsze jest moją pasją. Dlatego poszłam na studia, które są z nią najbardziej związane. Na medycynę. Xavier jest prawnikiem, a Jeanette jest na ostatnim roku psychologii. Są moimi przyjaciółmi, ale nie takimi prawdziwymi. Mogłam się wypłakać im na ramieniu, ale nie często. Nie było ich przeważnie w domu. Wychodzili rano, a wracali wieczorem. Zaczął się w końcu październik, czyli rozpoczęcie dla mnie nowego życia. Życia studenckiego. Zapisałam się na studia zaoczne, a wieczorami pracowałam w klubie jako barmanka. Nie zarabiam dużo, ale na opłacenie czesnego wystarczy. Mijały dni, a ja coraz bardziej przyzwyczajałam się do życia studentki. Dzisiejszego poranka, również obudziłam się z krzykiem. Bałam się, żeby tylko nie obudzić Jeanette, która wróciła późno w nocy z praktyk, tyle że ja w to nie wierzę, żeby do godziny czwartej miała praktyki i na dodatek pozwalali tam pić alkohol. Nie wnikałam w to, tylko usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać.

-To tylko sen Ash. –odezwał się Xavier, który właśnie wychodził do pracy i zajrzał do mojego pokoju.

-Wiem, ale to takie realistyczne. –powiedziałam, chowając twarz w poduszkę, by stłumić płacz –Wspomnienia wracają. To tak boli.

Xavier usiadł obok mnie na łóżku i przytulił do siebie.

-Wszystko się ułoży. Jeśli zmienisz zdanie, to możemy założyć sprawę twojemu ojcu.

Wiedziałam, że w końcu to powie.

-Xavier, ale to nic nie da. –powiedziałam, podnosząc twarz z poduszki –Siedział przez 10 lat w więzieniu i nic to nie dało. To dalej boli. Dalej czuję, jakby to robił. I co? Pójdzie znów siedzieć, ale potem wyjdzie. Nie chcę go widzieć. Nie chcę o nim pamiętać.

-Rozumiem cię. –pocałował mnie w czoło –Będę wieczorem, więc jak będziesz chciała, to porozmawiamy.

Kiwnęłam głową, a Xavier powoli wstał z łóżka. Zanim zniknął za drzwiami mojego pokoju, odwrócił się i uśmiechnął.

-Do zobaczenia mała. –powiedział i wyszedł.

Zaczęłam wzdychać. Xavier jest taki miły, opiekuńczy… Ale jest moim bratem. Przyszywanym, ale jednak bratem. Każda dziewczyna o nim marzy. Jest bardzo przystojny, więc nie dziwię się, że ma powodzenie u dziewczyn, ale on widocznie nie jest nimi zainteresowany. Xav ma 30 lat. Jest wysportowany, wysoki i co najważniejsze przystojny. Jest blondynem o dużych niebieskich oczach. Czasem zastanawiam się, czemu jeszcze nie ma żony, narzeczonej lub choćby dziewczyny. Cały czas mi powtarza, że to nie dla niego. Woli być starym kawalerem. Mam nadzieję, że kiedyś mu się poszczęści i znajdzie swoją bratnią duszę, tak jak Michael, który jest jego przeciwieństwem.

Ma on 27 lat. Jest wysokim, szczupłym szatynem o czarnych oczach. Parę miesięcy temu poprosił o rękę Luizę, z którą jest już ponad 10 lat.

Natomiast Jeanette jest duszą towarzystwa. Imprezowa dziewczyna, która na każdej udanej imprezie, ląduje w łóżku z facetem, którego zna zaledwie kilka godzin. Ma 25 lat, a już 3 razy była w ciąży. Nawet nie wie, kim są ojcowie nienarodzonych dzieci. Za każdym razem nie donosiła ciąży. Trzy razy poroniła. Do tej pory bardzo przeżywa stratę dzieciątek. Od tamtego czasu zbyt dużo pije. Zaczynam się martwić, czy tylko alkohol jej wystarcza. Ostatnio zachowuje się strasznie dziwnie. Możliwe, że zaczęła ćpać. Próbuję jej wytłumaczyć, że to nic nie zmieni, ale ona zawsze odpowiada to samo, że „to nie moja sprawa”. Ma rację, nie moja, ale jest moją siostrą i się o nią martwię. W domu nie było już nikogo jedynie Jeanette, która spała, po wczorajszych alkoholowych „praktykach”. 

Wygrzebałam się powoli z łóżka i pognałam do łazienki, by przyszykować się do pracy. Dzisiaj i jutro pracuję, a kolejne dwa dni mam spędzić na uczelni. Wzięłam szybki prysznic i poszłam do pracy. Jak zwykle rano nie było dużo ludzi. Robiłam rozliczenia z wczorajszego dnia, gdy usłyszałam głos mężczyzny, który od dłuższego czasu siedział za barem i popijał drinka.

-Śliczna. Może się kiedyś umówimy? –zapytał.

-Nie dziękuję. –odpowiedziałam z dumą –Chyba za dużo pan wypił.

Mężczyzna już się nie odezwał, tylko wstał i wyszedł, zostawiając na ladzie banknot i małą karteczkę z numerem. Pieniądze schowałam do kasy, a karteczkę zgniotłam i wywaliłam do kosza. Nie widziałam numeru, bo nie miałam zamiaru. Chciałam, by ten dzień dobiegł już końca. Gdy zegar zaczął wybijać godzinę 18, przyszła Vanessa, która miała mnie zastąpić. Jest ona tu dopiero drugi dzień, więc zaczęłam jej tłumaczyć co powinna zrobić i gdzie co jest. Ja nawet po tygodniu pracy nie mogłam się połapać.

-No to do jutra Ash. –powiedziała uśmiechając się do mnie.

-Do jutra. –odpowiedziałam, odwzajemniając jej uśmiech.

Wzięłam swój sweter z zaplecza i skierowałam się w stronę wyjścia. Poczułam, jak moje ciało stawia lekki opór. Zdziwiłam się, gdy spostrzegłam, że wpadłam na całkiem przystojnego chłopaka.

-Ups…  Przepraszam. –wybełkotałam i próbowałam wyminąć chłopaka, który w tym samym momencie robił to samo.

Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, o którym całkowicie zapomniałam. Zrobiłam krok do tyłu, by chłopak mógł spokojnie wejść do baru. On wpadł na ten sam pomysł, tyle że ja nie chciałem wejść, tylko wyjść. Uśmiechnęłam się do niego jeszcze raz i wyszłam na zewnątrz.

-Dziękuję. –wyszeptałam, gdy minęłam chłopaka.

Nie odwróciłam się już w jego stronę, tylko zaczęłam iść przed siebie. Szłam ciemną ulicą, bo tylko ona prowadziła do domu. Po przyjściu przygotowałam sobie coś do jedzenia, mimo że nie byłam głodna, ale zjadłam. Podczas posiłku zastanawiałam się, dlaczego chłopak, z którym zderzyłam się przy drzwiach baru, przyglądał mi się dziwnie. Rozważałam różne opcje, ale nic nie wymyśliłam. Może po prostu mu się spodobałam, albo coś. Nie. To nie możliwe. Nigdy nikomu się nie podobałam, więc wątpię, by teraz było inaczej. Pozmywałam wszystkie naczynia, które walały się po całym zlewie i wróciłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i rozmyślałam o tym, czy Vanessa dała sobie radę w pracy. Do domu akurat wszedł Xavier. Minęła chwila, gdy usłyszałam ciche pukanie do drzwi mojego pokoju.

-Wejdź. –powiedziałam cicho.

-Nie przeszkadzam? –zapytał Xavier.

-Nie skąd. –odpowiedziałam siadając na łóżku –O co chodzi?

-Chciałem z tobą porozmawiać. –cicho zamknął za sobą drzwi i usiadł obok mnie na łóżku. –Czy wiesz może co się dzieje z Jeanette?

Mogłam się tego spodziewać, że ktoś w końcu zauważy, co się z nią dzieje.

-Nie mam pojęcia. –skłamałam, bo dokładnie wiedziałam, co ona robi, ale nie chciałam się w to mieszać.

-Myślałem, że wiesz. –posmutniał –Martwię się o nią. Jest jeszcze młoda i boję się, że wpakuje się w jakieś kłopoty. Wiesz o co mi chodzi?

-Wiem. –pokiwałam głową –Ja też się o nią martwię.

Xavier wyszedł bez słowa. Zostałam sama w pustym pokoju. Sama wspominając o zdarzeniach minionych czternastu lat. Wiedziałam dobrze, że nie zbuduję dobrej rodziny. Nigdy nie będzie jak bym chciała, by było. Usiadłam przy swoim biurku, wyjęłam kartkę i czerwonym długopisem zaczęłam rysować. Rysowanie było moją pasją, tak samo jak pisanie wierszy. Czasem były to tylko wersy, czasem słowa na kartce, ale dzięki temu obserwuję życie, które mknie mi przez palce. Wiem, że warto walczyć o jutro, że warto jeszcze żyć. Żyję wspomnieniami i to daje mi wiarę.

 

***

 

Obudziłam się rano z głową położoną na biurku. Nie miałam pojęcia, kiedy zasnęłam. Poczłapałam wolno do łazienki i się ogarnęłam. Gdy gorąca woda spływała po moim ciele, spłukując pianę zastanawiałam się, czemu nic mi się dziś nie śniło. Czemu nie obudziłam się z krzykiem? Miałam nadzieję, że to już się skończyło, że już ten sen nie będzie mnie prześladował, że to już koniec. Wyszłam i wytarłam się do sucha ręcznikiem. Wysuszyłam włosy i ubrałam czarne spodnie i fioletową bluzkę. Poszłam do kuchni zrobić sobie śniadanie. Nikogo nie było, co mnie bardzo zdziwiło, bo o tej porze zawsze rodzice rządzili w kuchni. Na stole leżała karteczka. Wzięłam ją do ręki i przeczytałam wiadomość.

„Ash. Pojechałam do szpitala. Ojciec znów miał

zawał. Jak będę coś więcej wiedzieć, to zadzwonię. Xavier, Michel i Jeanette już wiedzą, więc ich niepokój telefonami.

Powinnam wrócić wieczorem.

Całuję. Mama”

 

Mogłam się tego spodziewać. Jak zawsze dowiaduję się na końcu. Wywaliłam karteczkę do śmieci. Wyjęłam z chlebaka bułkę, a z lodówki wzięłam jogurt truskawkowy. Wypiłam go, zagryzając suchą bułką. Miałam jeszcze sporo czasu, by znaleźć się w pracy, więc posprzątałam cały dom, razem z pokojami rodzeństwa. W pokoiku Jeanette panował istny bałagan. Wszystkie książki były na ziemi, brudne ubrania rzucone gdzieś w kąt, a na łóżku małe pudełko. Z ciekawości wzięłam je do ręki. Test ciążowy? Zdziwiłam się. Przecież to niemożliwe, by była kolejny raz w ciąży. To może tylko stare pudełko –uspakajałam się w duchu –To nic takiego. Ona na pewno nie jest w ciąży. Z tych rozmyśleń wyrwał mnie widok testu ciążowego, leżący obok telewizora. Nieśmiało poszłam w tamtą stronę i tak samo nieśmiało spojrzałam na wynik testu. POZYTYWNY?! Nie to nie możliwe. Przecież ona je teraz zabija! –w mojej głowie kłębiły się różne myśli. Posprzątałam i wyszłam do pracy.

Jak zwykle rano nie było nic do roboty. Dopiero po południu zaczęli przychodzić ludzie. Było tak zawsze w dni powszednie. Wszyscy, którzy chcieli się napić przychodzili po pracy. Niekiedy przychodził ktoś, tylko po to, by wyżalić się komuś. Przy alkoholu każdy opowiadał o swych problemach. Niestety. Zawsze tak było, gdy ja byłam w pracy. Musiałam słuchać, jak to dziewczyna rzuciła, zdradziła itp. Już miałam tego dosyć. Chciałam zrezygnować z tej pracy, ale nie było to takie łatwe. Nie mogłam tak z dnia na dzień zakończyć tego, co zaczęłam po to, by chodzić na studia. Czas strasznie się dłużył. Chciałam, by w końcu wybiła 18 i pójść do domu.

Nagle zawibrował telefon w mojej kieszeni. Spojrzałam na wyświetlacz. Vanessa. Odebrałam, a ona od razu zaczęła mówić.

-Hej. Mogłabyś jeszcze pobyć trochę w pracy? Mam drobne kłopoty i będę za godzinę. –mówiła szybko i była zdyszana.

-No dobra. Tylko godzinę. Jeśli nie przyjdziesz, bar zostawiam pusty, więc radzę ci nie spóźnij się! –powiedziałam.

-Dziękuję. Kochana jesteś. –odparła i rozłączyła się.

Telefon schowałam do kieszeni i wzięłam się za robienie listy napoi do zamówienia. Spojrzałam na zegarek, który powoli odmierzał czas. Czas końca pracy. Była dopiero 18, więc została mi jeszcze ustalona przez Vanessę godzina. Tylko godzina.

W barze zrobił się już lekki ruch, więc miałam co do roboty. Ciągle byłam zajęta pisaniem zamówień, gdy nagle usłyszałam głos mężczyzny, który właśnie usiadł przy barze.

-Poproszę 2 razy wściekłego psa.

Spojrzałam na niego i ujrzałam twarz chłopaka, z którym wczoraj zderzyłam się w drzwiach. Wysoki brunet o niebieskich oczach i pięknym uśmiechu spoglądał na mnie z zaciekawieniem. Opuściłam głowę, by na niego nie patrzeć i wzięłam się za przygotowanie wściekłych. Do kieliszków nalałam trochę soku malinowego, następnie tabasco i wódkę. Podałam mu kieliszki, a on nadal się dziwnie uśmiechał.

-Dziękuję. –powiedział, kładąc na ladzie pieniądze –Reszty nie trzeba.

Pieniądze schowałam do kasy i wróciłam do składanych zamówień. Chłopak był inny niż reszta. Nie podrywał mnie, nie zagadywał, tylko spokojnie stał przy barze i jednym przechyleniem ręki opróżniał zawartość kieliszka. Vanessy nadal nie było, a czas płynął nieubłaganie. Skończyłam papierkową robotę i zaczęłam zbierać brudne szklanki ze stolików, gdy do baru weszła Vanessa.

-Hej. Przepraszam za spóźnienie. Mam nadzieję, że to nie pokrzyżowało ci planów. –powiedziała zdyszana.

-Nie miałam nic zaplanowanego. –odparłam, wstawiając szklanki do zmywarki.

Vanessa stanęła za barem, a ja poszłam na zaplecze po swój sweter.

-Pamiętasz gdzie co jest? Czy mam znów ci wytłumaczyć. –powiedziałam, śmiejąc się.

-Nie dzięki. Nie trzeba. Zapamiętałam. –odparła z uśmiechem.

-No to do zobaczenia w sobotę. –powiedziałam, wychodząc zza baru.

-Do zobaczenia.

Minęłam Vanessę i gdy przechodziłam koło chłopaka, on akurat wstawał, a ja dostałam z łokcia.

-Oj. Bardzo przepraszam. –powiedział chłopak, ze skrzywioną miną.

-Nie szkodzi. –skierowałam się w stronę drzwi.

Gdy byłam już przy drzwiach, w kieszeni zawibrował mi telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Mama. Odebrałam szybko, a po drugiej stronie słuchawki usłyszałam jej zapłakany głos.

 

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin