Kosmiczni Ogrodnicy - Dolores Cannon.pdf

(793 KB) Pobierz
669889120 UNPDF
DOLORES CANNON
KOSMICZNI OGRODNICY
(Keepers of the Garden / wyd. orygin. 1993)
Istoty pozaziemskie żyją na Ziemi wokół nas.
Nie możemy już uważać ich za Obcych
zamieszkujących odległe gwiazdy, czy też krążących wokół
naszej planety w statkach kosmicznych.
Są tutaj pośród naszych przyjaciół, sąsiadów,
nawet wśród naszych krewnych.
Wszyscy jesteśmy spokrewnieni, ponieważ to właśnie
istoty pozaziemskie były naszymi przodkami.
Odnaleźliśmy tajemniczy odcisk stopy
na obrzeżach nieznanego.
Tworzyliśmy zawiłe teorie,
jedną po drugiej, by ustalić jego pochodzenie.
W końcu odnieśliśmy sukces.
Zrekonstruowaliśmy stworzenie,
które pozostawiło ślad swej stopy.
I co? To był nasz ślad.
SIR ARTHUR STANLEY EDDINGTON (1882-1944)
Przestrzeń, czas i grawitacja,
rozdział 12 (1920).
O AUTORCE.
DOLORES CANNON urodziła się w 1931 roku, w St. Louis, stan Missouri. Mieszkała tam do 1951 roku,
kiedy to wyszła za mąż za żołnierza marynarki wojennej. Następne 20 lat upłynęły Dolores na wychowaniu
dzieci i ciągłych podróżach od portu do portu, od jednego miejsca służby jej męża do następnego.
W 1968 roku po raz pierwszy zetknęła się z zagadnieniem regresji hipnotycznej. Wówczas to jej mąż,
hipnotyzer-amator, wprowadził w stan transu koleżankę z pracy. Poprzez sugestię hipnotyczną chciała ona
pozbyć się nadwagi. W trakcie seansu, mąż Dolores odkrył poprzednie wcielenia swej pacjentki. W
tamtych latach temat “przeszłych wcieleń" był bardzo kontrowersyjny i niewiele osób zajmowało się
regresją hipnotyczną. Sprawa ta zainteresowała Dolores. Nie mogła ona jednak poświęcić się nowej
fascynacji. Przedłożyła nad nią życie rodzinne.
W 1970 roku jej mąż, jako weteran, został zwolniony ze służby. Rodzina przeniosła się do Arkansas.
Wówczas to Dolores zapoczątkowała swą karierę pisarską. Pisała artykuły do rozmaitych czasopism oraz
magazynów. Kiedy dzieci dorosły i poszły własną życiową drogą, Dolores powróciła do zainteresowań
związanych z regresją hipnotyczną. Studiowała różne metody hipnozy i rozwinęła indywidualną, unikatową
i bardzo efektywną technikę pracy. Od 1979 roku skompletowała archiwum zawierające informacje
uzyskane od setek pacjentów. Sama określa się mianem badacza psychiki ludzkiej, który poszukuje
“zaginionej" wiedzy. Przez kilka lat Dolores pracowała także w Mutual UFO Network (MUFONIE).
Opublikowała następujące prace: Rozmowy z Nostradamusem (3 tomy); One szły z Jezusem; Jezus i
Esseńczycy. Napisała też kilka książek (złożone do publikacji) na temat najciekawszych przypadków, z
jakimi spotkała się w pracy nad reinkarnacją.
Dolores Cannon ma czworo dzieci i dwanaścioro wnucząt, co pozwala jej zachować równowagę między
“rzeczywistym" światem rodziny i “niewidzialnym" światem jej pracy.
ROZDZIAŁ 1: ODKRYCIE GWIEZDNEGO DZIECKA.
Istoty pozaziemskie żyją na Ziemi, wśród nas. Nie możemy już uważać ich za Obcych zamieszkujących
odległe gwiazdy, czy też krążących wokół naszej planety w statkach kosmicznych. Są tutaj, pośród
naszych przyjaciół, sąsiadów, nawet wśród naszych krewnych. Wszyscy jesteśmy spokrewnieni, ponieważ
to właśnie istoty pozaziemskie były naszymi przodkami. Ich krew płynie w naszych żyłach. Jesteśmy
braćmi istot z gwiazd, tak samo jak jesteśmy braćmi zwierząt i wszystkich istot żyjących na Ziemi. Do
powyższych wniosków doszłam po roku intensywnej pracy, prowadzonej właśnie z taką gwiezdną istotą.
Nawiązałam z nią kontakt dzięki hipnozie. Zajmuję się bowiem regresją hipnotyczną. W swej pracy
regularnie podróżuję w czasie i przestrzeni, by poznać przeszłość Ziemi oraz jej historię. Jednak do
momentu rozpoczęcia pracy z Philem D. nie odwiedzałam – w trakcie regresji hipnotycznej – innych
planet. Muszę przyznać, że zawsze tego pragnęłam. Wydawało mi się, że taka podróż jest nie mniej
prawdopodobna niż to, czego już doświadczyłam w mej pracy. Byłam niemal pewna, iż niektórzy ludzie
żyli kiedyś gdzieś indziej, poza Ziemią, i że pamiętają tamte wcielenia. Ta idea fascynowała mnie.
Niestety, na mej drodze poznania nie pojawił się obiekt badań, do którego tęskniłam. Sądziłam zresztą, że
ludzie z doświadczeniami życia pozaziemskiego to rzadkość. Nie rezygnowałam jednak ze swych dążeń.
Zakładałam, iż pracując z wieloma osobami wreszcie trafię na tę dla mnie właściwą albo to ona mnie
odnajdzie (to przypuszczenie okazało się trafne). Niełatwo bowiem rozpoznać gwiezdną istotę. Ludzie tego
typu są doskonale zakamuflowani. Sami nie zdają sobie sprawy ze swej prawdziwej natury. Chroni ich (i
maskuje) własna podświadomość.
W momencie rozpoczęcia mej niezwykłej i zaskakującej podróży byłam negatywnie nastawiona do istot
pozaziemskich. Zakładałam, jak my wszyscy zresztą, że Obcy są istotami złymi i przerażającymi. Taki
sposób myślenia jest dla nas naturalny. Boimy się bowiem wszystkiego, czego nie możemy zrozumieć. W
trakcie pracy jednak, z zaskoczeniem odkryłam, iż obraz Obcych wykreowany przez kino, telewizję, prozę
fantastycznonaukową jest z gruntu fałszywy. Po prostu, przez lata byliśmy poddawani praniu mózgów.
Zrozumiałam to i przezwyciężyłam strach oraz negatywne emocje. Powinniśmy bowiem zrozumieć, że tak
naprawdę, w naszych wnętrzach, w duchu i umyśle, nie ma różnic między ludźmi i istotami
pozaziemskimi. Nie ma różnic, jest tylko brak zrozumienia.
Moja praca z Philem rozpoczęła się przez przypadek, o ile oczywiście cokolwiek można nazwać
przypadkiem. Jako specjalistka w sferze regresji hipnotycznej, spotykałam się z wieloma osobami, które w
trakcie seansu hipnozy pragnęły poznać swe życie w przeszłych wcieleniach. Z doświadczenia wiem, iż nie
istnieje jakiś szczególny typ ludzi, z którym pracuje się najlepiej. Prowadziłam sesje z bardzo różnymi
osobami, wywodzącymi się z różnych środowisk oraz warstw społecznych. Łączyło ich pragnienie
zweryfikowania możliwości reinkarnacji, -choć każdy miał ku temu własne powody. Seanse hipnozy
urządzam zazwyczaj w domach moich pacjentów. Czynię tak z prostej przyczyny – ludzie czują się
pewniej i bezpiecznie w znanym im środowisku. W związku z pracą bywałam w najrozmaitszych
miejscach: okazałych rezydencjach, skromnych mieszkaniach, pokojach hotelowych, a nawet w biurach
oraz sklepach – po godzinach urzędowania, oczywiście. Gdybym musiała, zgodziłabym się nawet na
prowadzenie sesji pod wodą – jeśli mój pacjent czułby się tam najpewniej. Poczucie komfortu
psychicznego pacjenta jest bowiem podstawowym warunkiem zdobycia jego zaufania. Specyfika mojej
pracy i zasady, które sama ustaliłam, zaczęły w końcu mi ciążyć. Zapraszano mnie bowiem do tak
dziwnych i odległych miejsc, że sama podróż zajmowała mi więcej czasu, niż konkretna praca. Zmęczona
taką sytuacją, zmieniłam zasady. Postanowiłam, że będę jeździć jedynie do miejsc leżących w promieniu
50 mil od mojego domu. Jeśli ktoś chciał przeprowadzić sesję, a mieszkał dalej niż 50 mil ode mnie,
musiał zaaranżować spotkanie w domu przyjaciół lub innym lokum, znajdującym się w zasięgu mojej
działalności. Oczywiście, nie chciałam zniechęcać kogokolwiek do kontaktu ze mną. Być może, ten
“ktokolwiek" okazałby się osobą, na którą czekałam od lat. Dlatego właśnie dopuszczałam możliwość
prowadzenia sesji nie w mieszkaniach pacjentów, lecz – jeśli byli z daleka – w miejscu przez nich
wskazanym. Przez cały czas mojej działalności czekałam na tę jedną osobę, która zabierze mnie w
ekscytującą podróż w nieznane, na inne planety. Takiej osoby nie można znaleźć kierując się wyglądem
ludzi czy ich zachowaniem. Gwiezdne dzieci nie posiadają żadnych zewnętrznych cech
charakterystycznych. Są normalnymi ludźmi, spotykanymi codziennie na ulicy, bez zewnętrznych oznak
tego, że ich dusze doświadczyły innego życia, w innym miejscu i czasie.
Pewnego dnia pojechałam na spotkanie z młodą rozwódką, energiczną i zaradną kobietą interesu.
Umówiłyśmy się w jej domu, który ledwo mieścił się w ustalonych przeze mnie granicach (leżał idealnie 50
mil od mego domu). Kobieta ta już dwukrotnie wyznaczała mi spotkanie i dwukrotnie je odwoływała.
Zawsze w ostatniej chwili. Podejrzewałam, że nie jest jeszcze gotowa na regresję hipnotyczną. Wielu
moich pacjentów zachowywało się podobnie. Może podświadomie bała się tego, co znajdzie, jeśli zagłębi
się w ukrytą przeszłość? Nie ponaglałam jej. Zresztą, miałam wielu innych pacjentów. Jadąc tego dnia do
jej domu w małym miasteczku sądziłam, że wreszcie przełamała wszelkie bariery, bo nie odwołała
spotkania.
Kiedy jednak dojechałam do jej domu, nie zauważyłam przed nim samochodu mojej pacjentki. Stała tam
natomiast jakaś żółta furgonetka oznakowana emblematami lokalnego punktu napraw sprzętu
elektronicznego. Pomyślałam, że kobieta zapomniała o naszym spotkaniu i zawezwała ekipę naprawczą do
zepsutego telewizora. Byłoby to dla niej typowe. Zdenerwowałam się, gdyż nie chciałam i nie mogłam
prowadzić sesji w nie sprzyjającej atmosferze gwaru, dyskusji i pośpiechu. Zaparkowałam samochód i
podeszłam do drzwi domu. Zauważyłam na nich kartkę. Pacjentka napisała na niej, że wezwano ją w
pilnej sprawie zawodowej, ale zaaranżowała mi spotkanie z kimś, kto chciałby poddać się hipnozie.
Przepraszała mnie i zapewniała, że powinnam być zadowolona z tej zastępczej sesji. Nadmieniła też, że
mój pacjent, Phil D., czeka wewnątrz domu. Właściwie nie byłam zaskoczona. Ta kobieta wszystko
odkładała na ostatnią chwilę. Taką miała naturę.
Tak więc, miałam prowadzić sesję z obcym mi człowiekiem. Zazwyczaj staram się poznać osoby, które
decydują się na regresję hipnotyczną. Rozmawiam z nimi przed spotkaniem, czasem zaprzyjaźniam. Ale
teraz nie miałam wyjścia. Chociaż nie była to idealna sytuacja, postanowiłam spróbować. Nie oczekiwałam
po tej sesji zbyt wiele. Trudno pracuje się z nowymi pacjentami, zwłaszcza jeśli nie mają pojęcia o
hipnozie. W czasie sesji stają się spięci i czujni, więc przez większość spotkania muszę ich uspokajać,
wzbudzić ich zaufanie, bez którego nie ma mowy o sukcesie seansu. Stojąc przed drzwiami niedoszłej
pacjentki sądziłam, że spotkanie z Philem będzie jednorazowym doświadczeniem i że prawdopodobnie nie
zobaczymy się więcej.
Phil okazał się przystojnym, ciemnowłosym, 28-letnim mężczyzną. Był spokojny i – jak przypuszczałam –
raczej nieśmiały. Później przekonałam się, że ta pozorna nieśmiałość jest po prostu spokojną pewnością
siebie. Zajmował się naprawami sprzętu elektronicznego. Prowadzi* własny warsztat, na który przeznaczył
garaż przy domu rodziców. Pochodził z rodziny wielodzietnej, był jednym z pięciorga dzieci, i mieszkał z
rodzicami. Wyjątkowe w nim było tylko to, że miał brata bliźniaka. Później, w trakcie naszych spotkań,
dowiedziałam się o nim znacznie więcej. Nie interesował się dziewczętami i nie wszedł w żaden poważny,
stały związek partnerski. Dziwiło mnie to, gdyż był atrakcyjnym mężczyzną. Jakiś czas służył w marynarce
wojennej, gdzie poznał tajniki elektroniki. Większość ludzi pyta mnie, jaki system wierzeń wyznaje ten
niezwykły pacjent. Niektórzy twierdzą, iż osoba o tak zadziwiających możliwościach musi być
nieortodoksyjna. Jest to dalekie od prawdy. W mej pracy zetknęłam się z ludźmi różnych wyznań. Rodzaj
religii pacjenta ma niewielki wpływ na informacje, które uzyskuję w trakcie regresji hipnotycznej. Na
przykład Phil został wychowany w tradycji katolickiej. W dzieciństwie był ministrantem w kościele
parafialnym, aktywnie uczestniczył w mszach świętych, pogrzebach oraz uroczystościach religijnych. Do
czternastego roku życia uczył się w katolickiej szkole prowadzonej przez siostry zakonne i świetnie poznał
katechizm. Trzeba przyznać, że tak ukształtowanemu człowiekowi dość trudno jest myśleć o reinkarnacji
jako o realnej idei. Phil jednak interesował się sprawami duchowymi, był otwarty na nowe idee, dużo
czytał i z czystej ciekawości chciał spróbować regresji hipnotycznej. Był dla mnie bardzo miły i pozytywnie
nastawiony do hipnozy.
Pierwsza sesja z Philem przebiegła dokładnie tak, jak przypuszczałam. Dosyć łatwo wszedł w trans,
średniej głębokości, ale nie był zbyt komunikatywny. Mówił, a właściwie mamrotał, niewyraźnie. Nie
mogłam nawet zrozumieć, czy na moje pytanie odpowiada “tak" czy “nie". Nie byłam tym zaskoczona,
gdyż taka sytuacja powtarzała się w mojej pracy bardzo często. Zrelaksowani pacjenci mówią wolno i
niewyraźnie, jakby we śnie. Są zaabsorbowani tym, co widzą i czują. Trzeba na siłę wyciągać z nich
informacje. Dlatego wolę pracować z somnambulikami, którzy są bardziej komunikatywni i chętni do
współpracy.
W czasie pierwszej sesji Phil doświadczał nudnego i monotonnego życia człowieka wędrującego po pustyni
w poszukiwaniu wody. Kiedy wyszedł z transu powiedział, że naprawdę czuł pragnienie, upał, uciążliwości
suchego klimatu. Dla mnie, były to typowe cechy pierwszej sesji. Pacjenci odkrywają wspomnienie
zwykłego, prostego życia, jakie kiedyś prowadzili. Według słów Phila, jego wrażenia podczas transu były
bardzo żywe, realistyczne, ale był tak zrelaksowany, że mówienie do mnie sprawiało mu trudność. Po
seansie stwierdził też, iż wie, co oznacza starość, ponieważ czuł zbliżający się koniec życia, wielkie
zmęczenie, swój podeszły wiek.
Phil był zafascynowany swymi doświadczeniami i chciał powtórzyć sesję. Skłamałabym, jeślibym
powiedziała, że równie entuzjastycznie chciałam kontynuować tę współpracę. Trudno było uzyskać od
niego jakieś informacje. Wolałam pracować z ludźmi, którzy są bardziej spontaniczni i rozmowni. Jednak
zgodziłam się na kolejną sesję, ponieważ nie chciałam zniechęcać go do duchowych poszukiwań. Nie
odmawiam nikomu następnej szansy. Przecież nie wiem, co tak naprawdę kryje się wewnątrz danego
człowieka. Tak więc, ustaliliśmy termin drugiego spotkania. Przypuszczałam, że ciekawość Phila zostanie
zaspokojona po kilku sesjach i wtedy będę mogła rozejrzeć się za bardziej obiecującym pacjentem.
Podczas sesji stosuję różne techniki, metody i procedury. To pacjenci wybierają tę metodę, która
najbardziej im odpowiada. Jedna z nich opiera się na metaforze windy. Pacjenci “wsiadają do windy",
która zatrzymuje się na poszczególnych piętrach. Jeśli po otwarciu drzwi windy pacjent chce wysiąść i
poznać znajdujący się przed nim obszar, znaczy to, że winda zatrzymała się na właściwym piętrze. Właśnie
tę metodę wybrał Phil podczas naszego drugiego spotkania. Zresztą, wciąż jej używamy, gdyż okazała się
bardzo efektywna.
W trakcie drugiej sesji Phil był bardziej rozmowny. Opowiadał o życiu w Monachium, podczas II wojny
światowej. Wraz z innymi Żydami pracował w cywilnej służbie rządowej. Ich rodziny zostały
wymordowane. Grupę Żydów pozostawiono przy życiu ze względu na szczególne umiejętności, przydatne
Rzeszy. Musieli nosić opaski, które identyfikowały ich jako Żydów. Phil uważał te opaski za zniewagę i
upokorzenie. W tamtym życiu był kreślarzem i nazywał się Karl Brecht. Zajmował się tajnymi projektami
baz łodzi podwodnych. Były to informacje ściśle tajne, więc nie mówił o nich zbyt dużo. Chociaż grupa
Żydów pracowała dla Niemców, ci traktowali ich bardzo okrutnie – bili i poniżali przy każdej okazji. Phil
czuł się upokorzony i rozgoryczony. Opowiedział też o swym spotkaniu z Hitlerem. Widział go na paradzie.
Phil stwierdził, iż Hitler sprawiał wrażenie człowieka szalonego. Alter ego Phila, Karl, zginął wraz z innymi
podczas lotu samolotem w pobliżu granicy z Francją. Zostali zestrzeleni przez francuskie siły obrony
powietrznej. Samolot, którego miejscem docelowym była baza łodzi podwodnych, rozbił się w centrum
jakiejś wioski.
Po wyjściu z transu Phil był bardzo poruszony. Stwierdził, iż odkrycie tych wspomnień ma dla niego
ogromne znaczenie. Okazało się, że scena katastrofy i śmierci nawiedzała go w snach. Senne wizje były
tak realistyczne, żywe i przerażające, że wyryły w jego pamięci głębokie ślady. Tym bardziej iż, wedle jego
interpretacji, był niemieckim pilotem, który został zestrzelony w trakcie działań wojennych. Ta
interpretacja opierała się na fakcie, iż we śnie Phil zauważył swastykę na samolocie. Dzięki regresji
hipnotycznej dowiedział się, że leciał samolotem cywilnym. Niepokojącym elementem snu było także
wrażenie absolutnej bierności mieszkańców wioski, gdzie rozbił się samolot. Wedle relacji Phila, ludzie ci
okrążyli szczątki samolotu i biernie obserwowali śmierć jego pasażerów. Wydawało się nawet, że są
zadowoleni z faktu zestrzelenia samolotu. Nikt nie próbował pomóc umierającym. Ta bierność oraz
wrogość rozgniewały Phila. Stwierdził jednak, że silniejsze emocje odczuwał podczas snu, niż w trakcie
transu.
W czasie sesji jego odpowiedzi wciąż były wolne i czasem niezrozumiałe, lecz bardziej spontaniczne. Nie
sprawiał mi już takich problemów, jak na początku współpracy.
W czasie trzeciej sesji doświadczał życia jako kobieta. Opowiadał o starożytnej kulturze, koncentrującej
się wokół wielkiej piramidy, zlokalizowanej prawdopodobnie gdzieś w Ameryce Południowej. Wiele
informacji dotyczyło kapłanów i rodzaju kultu tam rozpowszechnionego. Phil opisał mi interesującą
ceremonię związaną ze śmiercią królowej. Kobietom ze świty królowej podano narkotyki, a potem każdą z
nich pchnięto nożem w serce. Kobiety dobrowolnie godziły się na śmierć, gdyż uważały za zaszczyt
pochowanie wraz z królową. Pragnęły też podążyć za swą panią po śmierci. Podczas tej sesji Phil
doświadczył także macierzyństwa. To naprawdę niezwykłe uczucie oglądać mężczyznę, który przeżywa
wszystkie uczucia i emocje, jakich doznaje kobieta w czasie porodu. Phil zginął (zginęła?) w trakcie inwazji
Hiszpanów na osadę.
Obserwowałam Phila, jego ekscytację, cierpienie, lecz dla mnie były to typowe zachowania i reakcje.
Jednakże na początku trzeciej sesji zdarzyło się coś niezwykłego. Jak wspominałam, w pracy
wykorzystywaliśmy metodę windy. Na początku trzeciej sesji, gdy winda się otworzyła, Phil zobaczył jakiś
nieznany krajobraz; jakieś kontury na horyzoncie. Były to ciemne, spiczaste, masywne kształty, wyraziście
odcinające się na tle czerwonego nieba. Kiedy Phil ujrzał ten krajobraz, odczuł silny dyskomfort
psychiczny. Poczuł niepokój i chciał uciec z tego piętra. Stwierdził, że chce wrócić do windy i pojechać na
inne piętro. Nie zmuszam nikogo do poznawania poszczególnych poziomów, więc pozwoliłam mu wrócić. W
ten sposób buduję zaufanie między mną i pacjentami. Pozwalam im robić to, czego pragną, iść tam, gdzie
czują się najbezpieczniej. Pacjenci sądzą wówczas, że to oni mają kontrolę nad przebiegiem sesji. Wiem z
doświadczenia, że jeśli pacjent wyczuwa istotność jakiegoś elementu przeszłości, to do niego wróci, ale z
własnej woli. Byłam jednak bardzo ciekawa, w jakim miejscu znalazł się Phil. Jego opis nie pasował do
żadnego znanego mi miejsca. Kiedy wyszedł z transu, zapytałam go, dlaczego nie chciał badać tego
poziomu.
Phil nie wiedział, gdzie przebywał. W tym krajobrazie było coś dziwnego, obcego; coś, czego nie rozumiał.
Pamiętał ostre, spiczaste kontury. Po prawej stronie zauważył strzelisty szczyt, jakby iglicę, na którym
znajdował się jakiś kolisty element. Przychodziło mu do głowy tylko jedno porównanie: ogromny donut
(pączek z dziurką w środku) nałożony na szczyt masywnej skały (patrz rysunek). Phil powiedział też: “Coś
mnie zaniepokoiło. Nie chciałem tam być. Miałem takie dziwne uczucie, mroczne... Ogarnęła mnie jakaś
ciemność... ciemność, której nie można zmienić. Dziękuję, że nie zmuszałaś mnie, bym badał ten poziom,
że pozwoliłaś mi wrócić do windy. Nie wiem dlaczego, ale poczułem się w niej bezpieczniej."
Według mnie, w tej scenie było coś nieziemskiego. Gdzie był Phil i dlaczego ta scena, tak go poruszyła?
Prawdopodobnie, jego podświadomość na ułamek sekundy odsłoniła przed nim inny świat. Dopiero kilka
tygodni później odkryliśmy znaczenie tej sceny i powody, dla których Phil nie chciał badać nieznanego
krajobrazu.
W czasie następnych sesji Phil przeżywał swe życie w nazistowskich Niemczech. Były to dla niego bardzo
ważne wspomnienia, mimo że przepełnione goryczą i strachem. Doświadczał gniewu, nieszczęścia i
frustracji. Pragnął w czasie' transu pozbyć się tych emocji, ale jednocześnie nie chciał mi ich okazywać. W
teraźniejszym życiu także ma problemy z uzewnętrznianiem emocji. Jest powściągliwy nawet w stosunku
do rodziny. Zapewniłam go jednak, że przede mną może bezpiecznie okazać emocje i uczucia, ponieważ
po to właśnie z nim jestem. Takie zapewnienie zazwyczaj działa uspokajająco na moich pacjentów.
Podczas kilku wstępnych sesji Phil kilkakrotnie widział niepokojące go sceny. Były to wspomnienia
dziwnego, obcego miasta, w którym dominowały strzeliste budynki, a tamtejsze samochody unosiły się w
powietrzu, niczym samoloty. Krajobraz utrzymany był w tonacji ciemnoszarej, tylko gdzieniegdzie
przecinały go smugi białego światła. Za każdym razem, gdy Phil widział podobne sceny, doznawał uczucia
niepokoju. Pragnął wówczas wrócić do bezpiecznej windy i pojechać na inny poziom. Byłam niezwykle
zaintrygowana tymi wspomnieniami. Opisywane przez Phila sceny określałam jako wspomnienia z innego
świata lub przyszłości i gorąco pragnęłam je poznać. Wiedziałam jednak z doświadczenia, że muszę
trzymać na wodzy moją ciekawość. Nie należy bowiem popędzać pacjenta, by odkrywał kolejne,
wcześniejsze wcielenia. On sam znajdzie najodpowiedniejsze dla siebie tempo pracy. Wiedziałam, że w
mojej działalności cierpliwość popłaca.
Phil tak opisywał swoje uczucia: “Czuję, że tam coś jest, tuż pod powierzchnią, i próbuje wydostać się na
zewnątrz. Kilka razy prawie się udało". Wiedział, że cokolwiek to jest, może dotrzeć do tego przy pomocy
windy. Może to poznać i zbadać, jeśli tylko trafi na właściwe piętro, właściwy poziom oraz jeśli starczy mu
odwagi na eksplorację. Tak więc, kontynuowałam sesje z Philem, nie zarzucając jednocześnie pracy z
innymi pacjentami. Przeczuwałam, że we wspomnieniach Phila kryje się coś niezwykłego, nad czym warto
pracować. Nie przypuszczałam jednak, jak niezwykła przygoda nas czeka.
ROZDZIAŁ 2: UTRACONA KOLONIA.
Po kilku tygodniach pracy, w trakcie sesji, Phil znowu stanął przed dziwnym, niepokojącym krajobrazem.
Zobaczył pustkowie oraz ostre, ciemne zarysy na tle czerwonego nieba. Jego podświadomość uznała
widocznie, że nadszedł czas, by stanął twarzą w twarz ze wspomnieniami, których przebłyski pojawiły się
podczas wcześniejszych sesji. Tym razem, Phil zdecydował się na wyjście z windy. Na poznanie tego
poziomu i odnalezienie przyczyny odczuwanego niepokoju. Wiedział, że jeśli nie będzie czuł się dobrze w
tym otoczeniu, to pozwolę mu wrócić do windy. Dawało mu to poczucie bezpieczeństwa w tym obcym
środowisku. Tak więc, wszedł na niezwykły teren i natychmiast przytłoczyło go uczucie wielkiego smutku.
Opisał mi oglądany krajobraz:
Phil: Wieje wiatr... jest tu piasek i pył. Czuję to i widzę. Niebo ma czerwono-pomarańczowe zabarwienie.
Stoję na zewnątrz statku kosmicznego. W miejscu naszego lądowania powietrze jest przejrzyste. Patrzę na
szczyt, po mojej prawej stronie.
Z powyższego opisu wywnioskowałam, że nie dotyczy on żadnego miejsca na Ziemi. Miał dla mnie
669889120.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin