krew aniołów_8&9.pdf

(65 KB) Pobierz
(Microsoft Word - krew anio\263\363w_8)
Tłumaczenie: clamare (clamare.chomikuj.pl) (winged.vision@gmail.com)
8
Ludzkiego kochanka.
Te słowa oswobodziły ją z więzienia zmysłowych uniesień, którymi Archanioł Nowego
Jorku obracał z chłodnym opanowaniem. Była dla niego tylko zabawką, niczym więcej. Gdy
się nią znudzi, zostanie odrzucona jak wszystkie niechciane zabawki wcześniej. Zużyta.
Zapomniana. – Znajdź kogoś innego kto będzie cię bawił. Nie jestem na sprzedaż. – oderwała
się od niego i tym razem pozwolił jej odejść.
Nieufnie odwróciła się by spojrzeć mu w twarz. Oczekiwała złości, nawet furii
spowodowanej odmową, lecz twarz Raphaela była jak maska, czujna, niezniszczalna.
Zastanawiała się czy to wszystko to była tylko gra. Dlaczego niby archanioł chciałby za
kochanka człowieka, gdy miał harem oszałamiająco pięknych wampirzych piękności w
których mógł przebierać?
Mów co chcesz o żywieniowych potrzebach, ale wampiryzm naprawdę czynił świetne
rzeczy ze skórą i ciałem. Każdy wampir mający ponad pięć dekad był smukły z nieskazitelną
skórą. Ich urok wzrastał z każdym mijającym rokiem – choć wrodzona siła zależała od
jednostki. Elena spotkała wielu starych wampirów którzy bardziej pozostawali ofiarą niż
drapieżnikiem, ci najbardziej potężni…
Niektórzy jak Dmitri, byli dobrzy w ukrywaniu swej siły, do momentu aż zechcieli jej
użyć. Reszta była zbyt daleko za granicą czasu i ich moc wyciekała prawie że nieustannie.
Lecz nawet najsłabsi, ci którzy nigdy nie będą choć blisko tym czym teraz jest Dmitri, byli
zadziwiająco piękni.
- Pojęłam lekcję. – powiedziała gdy on milczał. – Powinnam być bardziej tolerancyjna
co do seksualnych praktyk innych ludzi.
- Ujęłaś to w interesujący sposób. – w końcu opuścił skrzydła, składając je schludnie
za plecami. – Lecz widziałaś zaledwie mignięcie czubka góry lodowej.
Zastanawiała się czy komentator miał już w tym momencie swoje palce w majtkach
wampirzycy. – Widziałam wystarczająco. – jej twarz zrobiła się gorąca gdy zdała sobie sprawę
że przeróżne erotyczne rzeczy działy się tuż za jej plecami.
- Wstydliwość, Eleno? Myślałem że wszyscy łowcy czują się naturalnie w okazywaniu
swych uczuć.
- Nie jest to twoja cholerna sprawa. – wymamrotała. – Idziemy stąd albo przyjmuję
propozycję Dmitriego.
- Myślisz że to mnie obchodzi?
- Jasne że tak. – spotkała i utrzymała jego wzrok. – W momencie w którym wampir
wbije we mnie swój kieł, nie będę w stanie chodzić ani pracować.
- Nigdy wcześniej nie słyszałem aby męski członek został nazwany kłem. –
wymamrotał. – Będę musiał podzielić się twoją opinią o jego umiejętnościach z samym
Dmitrim.
Elena czuła jak rumieniec pali się na jej policzkach, lecz nie zgadzała się by wygrał tę
słowną potyczkę. – Kieł, członek, co za różnica? I tak, u wampira wszystko związane jest z
seksem.
- Lecz nie u anioła. Mój członek pełni wysoce specyficzną funkcję.
Pożądanie – ostre, niebezpieczne, zakazane – ścisnęło jej pierś tak mocno że ledwo
mogła oddychać. Jej rumieniec zgasł gdy całe gorąco zmieniło swoje położenie. Na głębokie,
wilgotne miejsca. – Jestem tego pewna. – powiedziała słodko, stojąc nieporuszenie nawet
gdy jej ciało ją zdradzało. – Obsługiwanie tych wszystkich wampirzych fanów musi być
męczące.
Jego oczy zwęziły się. – Twoje usta mogę cię wpędzić w jeszcze większe kłopoty,
którym możesz nie być w stanie podołać. – tylko że w te same usta wpatrywał się w każdy
możliwy niecenzuralny sposób. Patrzył na nie, jak gdyby chciał by go objęły.
- Nigdy w życiu. – wychrypiała przez szum krwi we własnej głowie.
Nie udawał że nie zrozumiał jej niespodziewanego komentarza. – Więc upewnię się że
jesteśmy w niebie gdy to się stanie. – wyzwanie, w ciemnych oczach koloru indygo. Odwrócił
się by otworzyć drzwi.
Wyszła szybkim krokiem – po tym jak ostatni raz, z poczuciem winy, zerknęła na
„gody”. Dmitri patrzył się prosto na nią, jego usta przesuwały się po mleczno-kremowej
skórze wygiętej szyi blondynki, jego ręka leżała niebezpiecznie blisko delikatnego wzniesienia
jej piersi. Gdy drzwi się zamykały zobaczyła jasny błysk jego kłów. Jej wnętrzności zwinęły się
w szoku okrutnego pragnienia.
- Poszłabyś do jego łóżka dobrowolnie? – spytał Raphael koło jej ucha, jego głos jak
niezakryte ostrze. – Szeptałabyś i błagała?
Elena przełknęła. – Nigdy. On jest jak podwójnie czekoladowe ciastko. Wygląda
dobrze, masz ochotę zjeść całą blachę, lecz w rzeczywistości jest słodkie aż do obrzydzenia. –
Zmysłowa natura Dmitriego była dusząca, przygniatająca, jak koc który odpychał nawet gdy
przyciągał.
- Jeżeli on jest ciastem, to czym ja jestem? – okrutne, zmysłowe usta tuż przy jej
policzku, tuż przy jej szczęce.
- Trucizną. – wyszeptała. – Piękną, kuszącą trucizną.
Stojący za nią Raphael znieruchomiał, co przypomniało Elenie od ciszy przed burzą.
Lecz gdy sztorm uderzył, dotarł do niej w postaci miękkiego, jedwabistego głosu, który trafił
głęboko do jej wnętrza, pozostawiając ją nagą. – Jednakże, wciąż myślę że wolałabyś utonąć
w truciźnie niż udławić się ciastem. – Jego ręce zacisnęły się na jej biodrach.
Pożądanie, gwałtowne i natarczywe uwięzło jej w gardle. – Lecz oboje wiemy o
moich samo destrukcyjnych zdolnościach. – odchodząc od niego ustawiła się plecami do
ściany i spojrzała mu prosto w twarz, zmuszając swoje ciało do zaprzestania przygotowań na
inwazję która nie nastąpi. – Nie mam zamiaru być twoją zabawką przeznaczoną do gryzienia.
Może i linie jego twarzy były całkowicie męskie, lecz w tym momencie, jego usta były
czystą pokusą, miękkie, smakowite, zmysłowe w sposób w jaki tylko męskie usta potrafią
być. – Jeżeli w tym momencie rozłożyłbym cię na swym biurku i wszedł w ciebie moimi
palcami, to śmiem sądzić że mówiłabyś inaczej.
Jej uda zacisnęły się, gdy silna potrzeba przez nią pulsowała. Wyobrażenie tych
długich mocnych palców wsuwających się tam i z powrotem, gdy leży bezsilna, stało się
jedyną rzeczą jaką była wstanie widzieć. Zamknięcie oczu tylko sprawiało, że było to bardziej
wyraźne, więc otworzyła je szybko by wgapiać się uparcie w czarną błyszczącą ścianę. – Nie
wiem jakie zboczone rzeczy dzieją się w tym budynku, ale ja nie chce brać w tym udziału.
Roześmiał się, dźwięk pełen tajemnej, męskiej wiedzy. – Może żyłaś w bardziej
izolowanym świecie niż myślałem, jeżeli bierzesz to za coś niestosownego.
Była to przynęta by sprowokować ją do odpowiedzi. Walczyła z tym impulsem. Co z
tego że nie była aż tak otwarta jak reszta łowców? Co z tego że banda testosteronu nazwała
ją Westalską Dziewicą gdy odmawiała po kolei każdemu z nich. Nie była w rzeczywistości
dziewicą, lecz jeżeli utrzyma ja to w bezpiecznej odległości od erotycznych zabaw Raphaela,
będzie grała na równi z nim. – Wolę pozostać w izolacji. Dzięki wielkie. Czy możemy zacząć to
spotkanie nim zasnę?
- Moje łóżko jest bardzo wygodne.
Trząsnęłaby się w twarz za danie mu możliwości rozpoczęcia rozmowy w tym
kierunku, szczególnie gdy jej mózg zaczął podsuwać jej wizje jego, na łóżku, z rozciągniętymi
skrzydłami, nagimi udami, zi- zazgrzytała zębami. – Co chciałeś mi powiedzieć?
Jego oczy błyszczały, lecz jedyne co powiedział to, - Chodź. – i ruszył długimi krokami z
powrotem w stronę windy.
Biegnąc, dogoniła go, zirytowana że oczekiwał od niej posłuszeństwa. Jakby była
szczeniaczkiem. Lecz tym razem, po raz pierwszy, trzymała usta zamknięte. Chciała odejść od
piętra wampirów jak się da najdalej – od oparów seksu, przyjemności i uzależnienia.
Podróż windą była krótka, a gdy z niej wyszła ujrzała tym razem klasyczny wystrój.
Chłodna biel była przeważającym motywem, z eleganckimi złotymi akcentami. Lecz gdy
Raphael wprowadził ją do swojego gabinetu, ujrzała jego biurko, które okazało się
olbrzymim, czarnym, kawałem wypolerowanej wulkanicznej skały.
Jeżeli w tym momencie rozłożyłbym cię na swym biurku i wszedł w ciebie moimi
palcami, to śmiem sądzić że mówiłabyś inaczej.
Urwała tę myśl nim mogła zagnieździć się w jej umyśle na dobre. Pozostawała przy
najdalszej części biurka, gdy Raphael okrążył je by stanąć przy szybie, jego wzrok na światłach
miasta i na czarnej plamie Hudson ponad nimi.
- Uram jest w stanie Nowy Jork.
- Co? – zaskoczona, lecz zadowolona z nagłej transformacji w tryb: praca , uniosła ręce
by naprawić bałagan jaki wiatr zrobił z jej włosami, ściągając je w ogon. – To czyni naszą
pracę dziecinnie łatwą. Jedyne co musze zrobić to zaalarmować sieć łowców by wyglądali na
anioła o ciemnoszarych skrzydłach.
- Odrobiłaś swoją pracę domową.
- Wzór jego skrzydeł jest tak samo charakterystyczny jak twój. – powiedziała. –
Zupełnie jak cygańska ćma.
- Nikogo nie zawiadomisz.
Zacisnęła zęby, jakakolwiek pozostała resztka pożądania umarła szybką śmiercią. – W
jaki sposób mam wykonywać swoją pracę, jeżeli odcinasz mnie od wszystkiego czego
potrzebuje aby ją wykonać?
- Są zbędne w tym zadaniu.
- Och, przestań! – krzyknęła w stronę jego pleców. – Jest wielgachnym, cholernym
aniołem z jedynym swego rodzaju wzorem skrzydeł. Ludzie go zauważą. I czy mógłbyś
spojrzeć mi w twarz gdy do ciebie mówię?
Odwrócił się, jego oczy jak dwa błękitne płomienie. Moc wypływała od niego falami,
które niemalże czuła. – Nikt go nie zauważy. Tak jak i mnie.
Zmarszczyła brwi. – O czym ty mówisz- Och, kurwa. – Znikną. Wiedziała że musi tam
być, lecz nie był widzialny dla jej wzroku. Przełykając, podeszła do ostatniego miejsca w
którym go widziała i sięgnęła w tamtą stronę.
By dotknąć ciepłej, męskiej skóry.
Widmowa dłoń oplotła jej nadgarstek w momencie gdy chciała ją zabrać. Wtedy też
jeden z jej palców został wciągnięty do ust w które wpatrywała się wcześniej, gorąco-mokra
prowokacja by wznowić przerwany puls między jej nogami. W tym momencie zauważyła też,
że nie widzi części swojego palca. – Przestań! – wyrywając się, trafiła plecami w biurko.
Raphael pojawił się wpierw jako miraż, a następnie jego wizerunek się umocnił. –
Chciałem ci to udowodnić. – przesuną się by stanąć naprzeciw niej, blokując jej ruchy.
- Zwykle ssiesz ludzi aby udowodnić swoją rację? – jej palce zacisnęły się. – Co to do
cholery było?
- Urok. – odpowiedział, wiodąc oczami po kształcie jej ust. – Pozwala nam to poruszać
się niezauważenie wśród ludzi. Jest to coś co odróżnia archanioła od anioła.
- Jak długo możesz to utrzymać? – próbowała nie zastanawiać się, co myślał gdy
patrzył na nią w ten sposób- próbując pamiętać że groził dziecku Sary, a także jej własnemu
życiu. Lecz było to trudne gdy stał tak blisko, o krok od dotknięcia. Wyglądał prawie ludzko.
Tajemniczo, erotycznie ludzko.
- Mogę to robić tak długo jak zechce. – wyszeptał i nie miała wątpliwości że podwójne
znaczenie było zamierzone. – Uram jest starszy ode mnie. Jego moc jest potężniejsza. Jedyne
co musi zrobić to- - Przerwał niespodziewanie, a ona zdała sobie sprawę że o mało co nie
wyjawił zbyt wiele. – Przy pełnej mocy, może utrzymywać urok nieskończenie długo. Nawet
osłabiony, wciąż może nosić go przez większość dnia, schodząc do podziemi na czas nocnych
godzin.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin