Rok jak żaden inny.doc

(1314 KB) Pobierz
Rok jak żaden inny

Rok jak żaden inny

 

 

Rozdział pierwszy:

List z Surrey

 

Jeśli było coś, co Harry Potter lubił bardziej niż czekoladowe żaby czy cukrowe pióra, to było tym otrzymywanie listów od przyjaciół. Czasami było to zresztą jedyną rzeczą, która pomagała mu przetrwać te żałosne wakacje z Dursleyami. Prawdę mówiąc, nie wiedział, jak zdołał wytrzymać w tym domu zanim poznał Rona i Hermionę, Deana i Seamusa, i Neville'a… Oczywiście, było też to okropne lato, kiedy Zgredek zaczarował wszystkie sowy, gdy jego ciotka Petunia i wuj Vernon byli wściekli, że spędził cały rok w Hogwarcie, Szkole Magii i Czarodziejstwa. Nie chcieli, aby tam się uczył, co właściwie dziwiło Harry’ego, kiedy tylko o tym myślał. Znikał z ich życia na cały rok szkolny. Można by pomyśleć, że powinni być zachwyceni wysłaniem go do szkoły z internatem, nawet jeśli uczono tam magii. I co z tego, że nienawidzili magii? Jego ostatecznie nienawidzili bardziej.

— Zamierzasz to otworzyć? — zapytał Ron między kęsami.

— Taak — odpowiedział Harry nie podnosząc głowy. Nic dziwnego, że widok tego listu przywołał wszystkie wspomnienia z czasów, kiedy tkwił u Dursleyów i wyczekiwał na listy od przyjaciół. Był teraz w szkole, w szóstej klasie, otoczony wesołymi Gryfonami, przełykającymi w pośpiechu swój obiad — chociaż jak ktokolwiek mógł być szczęśliwy przed podwójnymi eliksirami było ciekawym pytaniem — i wyglądało na to, że otrzymał list, dostarczony przez magiczną sowę, od tych właśnie Dursleyów, tych, którzy nienawidzili wszystkiego, co magiczne.

Nie, niemożliwe, zdecydował Harry. To żart, prawda? List pewnie był od Freda i George’a, chociaż Harry nie miał pojęcia w jaki sposób bliźniacy zdobyli jego mugolski adres. Jasne, jasne, mogli odszukać jego dom, gdyby mieli kolejny zaczarowany samochód, oczywiście, ale skąd by wiedzieli jak zapisać adres w mugolskim stylu? Ale miał to przed sobą, napisane w lewym górnym rogu koperty: Privet Driver 4, Little Whinging, Surrey.

Harry westchnął. Coraz mniej prawdopodobne wydawało mu się, aby był to dowcip. Ojciec Freda i George’a mógł pracować w Departamencie Niewłaściwego Użycia Przedmiotów Mugoli w Ministerstwie Magii, ale ponieważ kiedyś spytał Harry’ego, jakie dokładnie jest przeznaczenie gumowej kaczki, Harry nie sądził, aby pan Weasley wiedział zbyt dużo o mugolach. A ten list… Cóż, nawet jeśli zignoruje się adres, było widać, że jest mugolski. Koperta nie była wykonana z ładnego pergaminu, tylko ze zwykłego papieru — długa i biała, jak koperty, których wuj Vernon używał w korespondencji biznesowej. A poza tym, adres zwrotny? Czarodziejskie listy nie potrzebowały ich, a już zdecydowanie nie miewały na sobie znaczków!

Westchnąwszy, Harry zaczął przyglądać się małemu profilowi królowej, aby po prostu coś robić. To było lepsze niż otworzenie listu, to pewne. Przez ponad pięć lat Dursleyowie ani razu nie napisali do niego do szkoły. Nie mogło być dobrym znakiem, że zaczęli teraz.

— E, Harry? — odezwał się znowu Ron, tym razem z pełnymi ustami. — Chcesz żebym otworzył za ciebie?

— Nie. — Harry pokręcił głową. — Myślę tylko… może będzie lepiej, jeśli trochę poczekam. Taak. Po eliksirach, wiesz. Lepiej jak pójdę na nie z jasnym umysłem. Ta oślizgła podróbka nauczyciela zabierze tysiąc punktów Gryffindorowi, jeśli pozwolę swojemu eliksirowi znowu wykipieć, jak tydzień temu.

Hermiona spojrzała znad książki, na punkcie której miała obsesję od półtora dnia: „Odpieranie Przeciwzaklęć: Odwracanie odmieniania”.

— Jak mogłeś pomylić oczy salamandry z trawą morską, Harry? Powinieneś już nauczyć się, że dodawanie zwierzęcych elementów do eliksiru opartego na oleju makowym doprowadzi do reperkusji! Nie pamiętasz podstawowych zasad, jakich uczyliśmy się w trzeciej klasie, o zwierzętach, warzywach i minerałach, i jak niektóre składniki chcą pozostać w swojej klasie?

— Ach, panna Granger. Znowu się popisujesz, jak to arogancki Gryfon, którym jesteś. — Chłodny głos sponad nich sprawił, że podnieśli głowy. Snape, oczywiście, z wykrzywionymi ustami, oczami płonącymi jak bliźniacze czarne pochodnie. Już sam jego widok sprawił, że Harry zadrżał. Nie, wróć. On sprawił, że zadrżał, ponieważ Harry pamiętał ten sam wzrok pod koniec zeszłego roku, kiedy Mistrz Eliksirów odmówił udzielenia pomocy Syriuszowi, nieważne, że Harry błagał.

Jeśli już o tym mowa, to może odmówił, ponieważ Harry błagał. W każdym razie Syriusz zginął. Nagle, zamiast martwić się tym, że Snape mógł usłyszeć słowa „oślizgła podróbka nauczyciela”, Harry miał nadzieję, że tak właśnie było.

— I pan Weasley, z ustami zapchanymi jedzeniem, jak zawsze, rozrzucając okruszyny, by skrzaty musiały po nim sprzątać. Gryffindor traci dziesięć punktów za niechlujstwo. — Snape przyjrzał się całej trójce, ale Harry nie podniósł wzroku. Nie było sensu, tylko straciłby punkty. Wściekłość tliła się w jego oczach, a to wystarczyłoby, żeby sprowokować Snape’a. Nie żeby Snape potrzebował wymówki, by zabrać Gryffindorowi punkty.

Snape przesunął się obok nich i Harry odetchnął z ulgą.

— Ale ma tupet! — wysyczała Hermiona, kiedy tylko Snape wyszedł wysokimi drzwiami na końcu holu. — Wie doskonale, że skrzaty nie muszą sprzątać tej podłogi! Ale to dobrze, nie? To znaczy mają wystarczająco dużo pracy. Ktokolwiek zaczarował tę podłogę, aby znikały szczątki mające na nią spaść, musiał pomyśleć…

— Hermiona! — jęknął rozdrażniony Ron. — Masz miejsce w tej swojej głowie na cokolwiek poza nauką i skrzatami? Harry dostał list, którego boi się otworzyć, może nie zauważyłaś?

Wtedy zauważyła, wyszarpnęła kopertę z jego palców i obróciła dwukrotnie przyglądając się jej.

— Och. Sorry, Harry.

Ron zmieszał się.

— Co? Co się stało?

— To od Dursleyów — jęknął Harry, chociaż jak jego mugolscy krewni dostali w swoje ręce magiczną sowę było jego zdaniem dobrym pytaniem.

— Dursleyów — powtórzył powoli Ron. — Oni nigdy do ciebie nie piszą.

— Więc to nie może być nic, co chciałbym przeczytać — stwierdził Harry.

— Oj, nie mogą dużo ci zrobić — odparł Ron, wpychając kolejny kawałek ciasta marchwiowego między zęby. — Przecież nie mogą zabrać cię ze szkoły, no nie? Dumbledore nigdy by się na to nie zgodził. Po pierwsze jesteś tutaj bezpieczny, a po drugie jak masz walczyć z Sam Wiesz Kim, jeśli nie zostaniesz w pełni wykształconym czarodziejem?

— Zapewne — mruknął Harry, zabierając Hermionie list. Powinien go otworzyć, prawda? Co mogli w końcu Dursleyowie zrobić? Całe lato byli zastraszeni, ponieważ Szalonooki Moody dał wujowi Vernonowi kilka ostrych wskazówek dotyczących odpowiedniego traktowania Harry’ego. Pod wieloma względami było to najlepsze lato ze wszystkich. Dursleyowie ignorowali go kompletnie, patrzyli poprzez niego i zachowywali się, jakby go w ogóle w domu nie było, ale to było lepsze od prac od świtu do zmierzchu i tyrad na temat jego rodziców.

— Przeczytaj list po eliksirach — powiedziała nagle Hermiona. — To zapewne nic takiego, Harry, ale nie chcesz ryzykować, nie ze Snape’em. Naprawdę się uwziął na ciebie w tym roku, bardziej niż wcześniej.

— Taak — przyznał Harry, myśląc o myślodsiewni, o najgorszym wspomnieniu Snape’a. Nawet tak wściekły, jak był z powodu Syriusza, nadal było mu przykro, że węszył we wspomnieniach nauczyciela. A może nie było mu tak przykro dlatego, że obraził Snape’a, a bardziej z powodu rzeczy, o których nigdy nie chciał wiedzieć. O swoim ojcu. O Syriuszu. — Czas na eliksiry, w takim razie — jęknął i wstał.

— Co z listem? — ponaglił Ron. — Nie może być taki zły. Czemu nie przeczytasz go po drodze?

— Później — odmówił Harry. — Dużo później.

W rzeczywistości, jeśli mu się uda, może nigdy nie otworzy tego listu. Twarz Harry’ego rozjaśniła się przy tej myśli, mimo że był w drodze na eliksiry. Taak, to jest to, nigdy nie otworzy tego listu. Dursleyowie nie napisaliby mu niczego, co chciałby przeczytać, więc to jest to. Oczywiście, może potem mieć mnóstwo do tłumaczenia, kiedy nadejdzie lato, ale do tego były jeszcze miesiące.

Harry schował list głęboko do torby, zdecydowany zapomnieć o nim.

 

Rozdział drugi:

Rozgardiasz na eliksirach

 

Harry westchnął i odepchnął obiema rękami podręcznik do transmutacji. Mógł rzucać zaklęcia, więc po co się uczyć aż tyle cholernej teorii? I co dobrego w ogóle dała mu teoria?

Cóż, podpowiedziały mu wspomnienia, gdybyś rozumiał, że bliźniacze różdżki anulują się nawzajem, byłbyś bardziej przygotowany na zobaczenie swoich rodziców wypływających z różdżki Voldemorta…

Harry jęknął głośno i spuścił głowę w ramiona.

— Przeczytałeś? Nie było w sumie tak źle, co?

Podnosząc wzrok zobaczył jak Ron wchodzi właśnie przez otwór za portretem.

— Och nie, to nie to. — Wykrzywił chmurnie usta, myśląc jak blisko był przeczytania listu. Otworzył nawet głupią kopertę, zanim stchórzył i schował całość z powrotem do torby. Czemu mógł stawić czoła Voldemortowi, ale bał się jednego, parszywego, nędznego, małego listu? Ron miał rację: Dursleyowie nie mogli go naprawdę zranić, już nie. Nie był mały i bezbronny, pozbawiony przyjaciół. Ale mimo wszystko list denerwował go bardziej niż cokolwiek, z czym się kiedykolwiek zmierzył.

— To tylko dodatkowy tekst do McGonagall. — Harry powrócił do poprzednich myśli. — Naprawdę, nie uważasz, że musimy nauczyć się wykonywać transmutacje, a nie być w stanie wyjaśnić każdy element machnięcia różdżką… — Harry zerknął w bok i warknął uprzedzając. — Nie mów tego, Hermiona!

Zamknęła usta, ale oczy powiedziały to za nią.

— Co powiesz na partyjkę czarodziejskich szachów? — zasugerował Ron, siadając ciężko po drugiej stronie stołu, naprzeciwko Harry’ego. — To pomoże ci przestać myśleć o takich rzeczach.

To było dla Hermiony za dużo.

— On nie musi przestać myśleć o takich rzeczach, Ron! — skarciła go ostro. — On musi zacząć o nich myśleć. A może myślisz, że test z eliksirów się po prostu nie odbędzie? Pamiętasz, aby Snape kiedykolwiek zagroził testem, a potem go nie zrobił? Doprawdy!

Test z eliksirów… Prawda, Snape zapowiedział go na piątek. Harry zapisał to w swoich notatkach… gdzieś. Przegrzebał swoją torbę, książki i inne rzeczy, aż wreszcie odnalazł notatki z eliksirów… taak, rzeczywiście piątek. Wydawało to się tak daleko, wtedy, we wtorek, kiedy to pisał. Wtorek, dzień, w którym otrzymał list.

Nie, nie myśl o liście, zbeształ siebie. Zapomnisz, że kiedykolwiek przyszedł, prawda? W rzeczywistości, jeśli ktoś zapyta o niego, skłamiesz. Nieważne co mówiła Tiara Przydziału o uczciwości i dzielności Gryfonów… A jeśli powiedzą, że sowia poczta nigdy nie błądzi, powiesz…

— W porządku, Harry? — spytał Ron, opierając łokcie na kolanach i pochylając się bliżej.

— Właśnie sobie przypomniałem, że zapomniałem zupełnie o teście z eliksirów — westchnął Harry, opierając się na krześle. — A teraz jest czwartek wieczór. Uch. Może mógłbym opuścić poranne lekcje i pouczyć się. Jak myślisz? Hagrid nie będzie miał mi za ze. No… Nie tak bardzo.

— Nie będziesz opuszczał lekcji, aby mieć czas na naukę! — wybuchła Hermiona. — Musisz się lepiej zorganizować, Harry! Zacznij od tej swojej torby. Nigdy nie widziałam bardziej niechlujnej zbieraniny piór, notatników i dodatkowych kartek pergaminu. Naprawdę, jak ty cokolwiek tam znajdujesz?

— Czy ktokolwiek ci mówił jak potrafisz być irytująca? — odparł Harry.

Hermiona tylko się uśmiechnęła.

— Dlatego mnie kochasz.

— Taak, chyba tak — przyznał z nieśmiałym uśmiechem Harry. Potem zerknął na Rona. — Nie w ten sposób, kumplu. Wiesz. Przyjaciele.

— Taak — zawtórował Ron, spoglądając na ich dwoje. — Cóż, w takim razie szachy odpadają. Pewnie musimy wkuwać eliksiry — jęknął otwierając książkę. — No dobra, kto zna dziesięć najpopularniejszych sposobów wykorzystania skrzydeł ważki w eliksirach na tłuszczu z gumochłona?

— Jest siedemnaście podstawowych sposobów wykorzystania — zauważyła Hermiona.

— Snape nie zapyta nas o wszystkie siedemnaście!

— Założysz się? — rzuciła wyzwanie.

Harry tylko westchnął i wyłowił swój podręcznik Eliksirów ze zdezorganizowanej torby.

 

Następnego popołudnia, na eliksirach, Harry przeczytał pierwsze pytanie na teście i musiał powstrzymać silną ochotę roześmiania się.

Opisz szczegółowo siedemnaście podstawowych sposobów użycia skrzydeł ważki w eliksirach na tłuszczu z gumochłona. Podaj przykłady na eliksiry z każdym wykorzystaniem. Wyjaśnij podstawowe lecznicze efekty każdego eliksiru, włącznie z zaletami i wadami spożycia, a typowego podawania.

Właściwie pytanie nie było wcale śmieszne. Do czasu, kiedy Harry skończył je czytać, krzywił się zamiast uśmiechać. Kogo Snape próbował nabrać? Nikt nie mógł na to odpowiedzieć, chociaż bez wątpienia Hermiona spróbuje. Och tak, i ten przygłup, Malfoy. Przynajmniej Hermiona szczerze nie wiedziała, kiedy się popisywała. Była po prostu entuzjastyczna jeśli chodziło o naukę, i to tak jakby wrzało na czubku jej głowy i rozlewało się wszędzie dokoła. Naprawdę nie rozumiała, że kiedy chodziło o pewne tematy, jej entuzjazm nie był zaraźliwy.

— Jakiś problem, panie Potter? Jest jakiś powód, dla którego nawet nie dotknąłeś piórem pergaminu?

Złowieszczy głos zagrzmiał z przodu klasy, zaskakując go tak bardzo, że niemal przewrócił swój kałamarz. Poprawił go jedną ręką, podczas gdy drugą ścisnął pióro tak mocno, że prawie je złamał.

— Czy treść moich wykładów to za dużo dla twojego bohaterskiego mózgu do wchłonięcia? Może musimy znowu odesłać cię na poprawkowe eliksiry, również w tym roku?

Nawiązanie do eliksirów poprawkowych sprawiło, że Harry aż kipiał ze wściekłości, ale i przypomniało mu również, że aby nie wściec się tak bardzo, powinien oklumować swój umysł, tak jak uczył go Snape. Problem w tym, że Mistrz Eliksirów nigdy go naprawdę nie uczył. Tylko wrzeszczał na niego i domagał się aby to robił, ani razu nie wytłumaczył co Harry miał zrobić, nie mówiąc już jak. Oklumowanie umysłu nie było więc w tym przypadku wyjściem, a zrozumienie tego sprawiło tylko, że Harry był jeszcze bardziej wściekły.

Zamknął oczy, by powstrzymać się od patrzenia wrogo na nieznośnego dupka, i zacisnął zęby. Nie miał wyboru, gdyby normalnie otworzył usta, powiedziałby to, co rzeczywiście chciał powiedzieć. A jeśli by to zrobił, byłby dokładnie tak głupi, jak Snape lubił twierdzić. Nauczył się swojej lekcji u Umbridge. Z nauczycielami, którzy nienawidzili nawet powietrza, które wydychasz, ograniczało się komentarze dokładnie do tego, co było niezbędne.

— Nie, sir — odparł Harry. Oczy miał tak mocno zaciśnięte, że aż widział gwiazdy.

— Więc bierz się do pracy! — krzyknął Snape. — Teraz, panie Potter! A może myślisz, że jesteś ponad resztą swoich kolegów, którzy, niech podkreślę, ignorują widowisko, jakie z siebie robisz, i pracują. Coś, do czego nigdy nie miałeś najmniejszej skłonności. Powiem, że zdobyłeś to jednak uczciwie. Twój ojciec był taki sam, nie wspominając o twoim świętym ojcu chrzestnym…

Harry nagle krzyknął, ale nie dlatego, że stracił kontrolę nad swoim językiem. Pod koniec już gryzł się w język, aby powstrzymać się od odpowiedzenia. Ale te ostatnie zniewagi to było za dużo, Snape miał czelność, absolutny tupet, by ośmieszać Syriusza, gdy Harry wiedział, że to Snape był odpowiedzialny za jego śmierć, że przez to same ośmieszanie Syriusz opuścił Grimmauld Place i wpadł w pułapkę! To było za dużo dla Harry’ego.

Palce trzymające pióro ścisnęły mocniej, łamiąc je w połowie, i krucha łodyga wbiła mu się w prawą dłoń. Więc oczywiście Harry krzyknął, chociaż bardziej był to krzyk zaskoczenia niż wrzask bólu. Wytrzymał Cruciatus z ręki samego Voldemorta, więc mały wypadek z piórem raczej nie doprowadziłby go do łez.

Cóż, Snape mylił się co do jednej rzeczy, pomyślał Harry. Jeszcze jednej rzeczy, znaczy się. Pozostali nie ignorowali ich teraz. Patrzyli na nich nawet nie starając się tego ukryć, a Hermiona mówiła coś do niego, czego nie mógł zrozumieć.

— Skończyłeś już z dzisiejszą demonstracją swojej kolosalnej beztroski, panie Potter? — Snape uśmiechnął się szyderczo. — Czy klasa ma tobie podziękować, wszyscy po kolei, że przynajmniej dzisiaj nie zagroziłeś nikomu oprócz siebie?

— Profesorze, on krwawi! — zawołała Hermiona.

— Jestem tego świadomy, panno Granger — skarcił ją Snape, podchodząc. —Gryffindor traci pięć punktów za odzywanie się bez pozwolenia. — Patrząc wrogo z wysokości, przyglądał się bez słowa jak Harry wyszarpuje pióro z ciała i zgina palce. Harry starał się nawet nie zadrżeć, nie z oczami Snape’a obserwującymi każdy jego ruch, ale głośno wciągnął powietrze i skrzywił zaciśnięte usta, kiedy je wysunął.

Hermiona myliła się, pomyślał patrząc na ranę. Wcześniej właściwie nie krwawił, ale teraz z rany aż tryskało. Harry wydobył chustkę z przepełnionej szkolnej torby i obwiązał nią mocno ranę.

— Mam wysłać sowę do skrzydła szpitalnego, aby przygotowano twoje ulubione łóżko, panie Potter? — zapytał Snape.

— Wrócę po prostu do testu, proszę pana — odparł spokojnie Harry, chociaż wewnątrz czuł wszystko oprócz spokoju. Hm, może nie był taki zły w oklumowaniu umysłu jak myślał. Jednak, jeśli był naprawdę dobry w oklumencji, to czy powinien nadal czuć buzującą wściekłość, która groziła wykipieniem?

— Zrób to, panie Potter. — Snape uśmiechnął się szyderczo, a kiedy Harry nadal się nie poruszył, dodał: — No więc?

Harry ignorował go najlepiej jak umiał i schylił się, aby wyciągnąć z torby nowe pióro. Wszyscy wrócili do pracy, kiedy wydawało się, że konfrontacja już się skończyła. Prawdę mówiąc, Harry’emu prawie ulżyło, że Snape już swoje powiedział. W końcu Mistrz Eliksirów atakował go praktycznie na każdej lekcji. Przynajmniej tym razem zrobił to na początku. Teraz Harry mógł się nieco zrelaksować i po prostu postarać się napisać jak najlepiej test, na tyle ile to warte.

Relaks, jak się wkrótce okazało, był niemożliwy, ale nie z powodu Snape’a.

Kiedy Harry wyciągał nowe pióro z pomieszanej zawartości swojej torby, wyciągnął również coś jeszcze. Kopertę, tę, o której istnieniu próbował zapomnieć. Na nieszczęście nie był jedynym, który ją zobaczył. Draco Malfoy, siedzący ławkę obok, spojrzał w dół, zapewne, aby powiedzieć jakiś obłudny komentarz na temat wypadku Harry’ego.

Nic jednak nie powiedział, jego wzrok tylko utkwił na dziwnej, mugolskiej kopercie.

Potem spojrzał na Harry’ego i uniósł brew.

Nagle dotarło do Harry’ego, że Malfoy właśnie widział jego letni adres.

Harry porwał list na biurko i zaczął rozsmarowywać atrament na literach i cyfrach na kopercie. Privet Drive 4, Littre Whinging, Surrey… Zamazał wszystko i dopiero wtedy usiadł z cichym westchnieniem i spróbował przypomnieć sobie, co miał zrobić. Och tak, test.

Schował list pod kartkę z pytaniami i ranną dłonią zaczął pisać odpowiedź o skrzydłach ważki, ale zanim dotarł do faktu, że różnicę robiło czy wyrwie się je żywemu czy martwemu owadowi, zaczepił go ostry głos.

Znowu.

I tym razem nie brzmiał przez całą klasę; dochodził dokładnie sprzed jego ławki.

— Co wsunąłeś pod kartkę, panie Potter?

Harry zerknął w górę, nieco zdezorientowany nagłym przestawieniem się ze skrzydeł ważki. Potem przypomniał sobie i zaczerwienił się.

— Nic, proszę pana.

— Nic, panie Potter?

W jakiś sposób, pomyślał Harry, Snape potrafił sprawić, że jakiekolwiek trzy słowa powiedziane pod rząd brzmiały sarkastycznie.

— Nic ważnego, profesorze — wyjaśnił.

— Pozwól, że ja stwierdzę, co jest ważne, Potter. Daj mi to.

Harry zbladł.

— Odłożę to po prostu — powiedział, słowa brzmiały spójnie, chociaż wydawało mu się, że bełkocze.

Draco Malfoy wybrał ten moment, aby wtrącić się.

— Widziałem, jak wyjmował to po rozpoczęciu testu, profesorze Snape. Założę się, że to ściąga…

— Nieprawda! — wybuchł Harry, odwracając wściekły wzrok na Malfoya.

— Gryffindor traci dziesięć punktów za krzyki podczas lekcji — spokojnie zaintonował Snape.

— A co z nim? — warknął Harry. — Oskarżył mnie…

— Gryffindor traci dziesięć punktów za kłócenie się z nauczycielem — przerwał mu Snape. — Gryffindor traci dziesięć punktów za nie wykonanie mojego polecenia. Teraz, podasz mi to, czy mam spędzić resztę lekcji zabierając Gryffindorowi punkty?

— Nie oszukiwałem — mruknął Harry, wyjmując kopertę. Była lepka od atramentu, podobnie jak druga strona testu. Krzywiąc się, podał ją Snape’owi.

— Nie potrafisz nawet utrzymać swoich tajnych notatek czystych? — odezwał się Snape, gdy zobaczył przedmiot. — I czemu ukrywać w ogóle kopertę, i to w dodatku taką jak ta? Nie słyszałeś dotychczas o pergaminach, a może to zbyt wielki postęp dla twojego mugolskiego umysłu?

— To list! — krzyknął Harry, straciwszy cierpliwość. — Nie słyszałeś o nich, ty cholerny…

— Harry! — przerwała mu Hermiona.

— Gryffindor traci dwadzieścia punktów za bezczelność — warknął Snape. — I jeszcze dwadzieścia za odzywanie się bez pytania znowu, panno Granger. — Odwrócił kopertę w dłoni, im dłużej jej się przyglądał, tym szerszy był jego wredny uśmieszek.

— Więc to list? Podajemy teraz notatki w klasie, panie Potter? Cóż, jeśli postanowiłeś przeszkodzić tym całej klasie, myślę, że będzie w porządku, jeśli cała klasa usłyszy, co jest wewnątrz, czyż nie?

Nie czekając na odpowiedź wyciągnął kartkę papieru z koperty i zaczął czytać na głos.

 

Rozdział trzeci:

Oni chcą czego?

 

— Potter — zaczynał się list, okropny głos Snape’a sprawiał, że brzmiało to jeszcze gorzej, niż w rzeczywistości. Prawie tak szybko jak zaczął, Mistrz Eliksirów przerwał czytanie tekstu. W każdym razie na głos. Harry tak mocno wpatrywał się w niego, że wzrok mu się to rozmywał, to wyostrzał, ale był pewien — no, prawie pewien — że Snape przeleciał wzrokiem po reszcie listu, zanim złożył go i schował z powrotem do poplamionej koperty.

Piorunujące spojrzenie Harry’ego zamieniło się w tępe, niedowierzające gapienie. Snape zamierzał przepuścić okazję, by upokorzyć Harry’ego Pottera? Oczywiście, zreflektował się Harry, nie wiadomo, co było w liście. Może to było coś, czego Snape nie mógł przeczytać na głos w klasie, nieważne jak bardzo mogłoby to zranić Harry’ego. Może list pisał wuj Vernon i zawierał jakieś paskudne epitety, do których Harry przyzwyczaił się już, słysząc je przez lata. Wyrażenia w rodzaju „ty cholerny, pieprzony, mały dziwolągu” nie były odpowiednie, prawda? Nawet w lochach.

W każdym razie wyglądało na to, że Snape na dobre zrezygnował z pomysłu głośnej lektury.

— Wracajcie do swoich testów! — warknął, siadając za stołem i patrząc na uczniów. Po tym nie było słychać nic, oprócz dźwięków wydawanych przez skrobiące pióra, aż kolejna komenda zabrzmiała w powietrzu. — Oddajcie kartki!

Harry skrzywił usta, podporządkowując się poleceniu. Jego oceny z eliksirów prawie zawsze były okropne, dzięki Snape’owi wiszącemu nam nim jak szalony nietoperz, drwiącemu z niego, aż nie pamiętał, który kociołek jest jego. Ale ten test miał wyznaczyć nowy rekord. Czy można było dostać ocenę poniżej zera? Nie powinno to być możliwe, ale jeśli odpowiedzi były wystarczająco głupie, Snape mógł zabrać dostateczną ilość punktów, aby to osiągnąć.

Harry zaczął składać swoje rzeczy, zastanawiając się, dlaczego w ogóle miałby zawracać sobie głowę kontynuowaniem eliksirów. Co z tego, że ocena z sumów, wystawiona przez bezinteresownego oceniającego, była Wybitna? Nie sprawiło to różnicy Snape’owi, a jeśli Harry uważał, że poprzedni rok był zły, cóż, nie wiedział po prostu, jak podły i okropny potrafi być Snape, prawda? Teraz już wiedział. Snape był zdecydowany odpłacić Harry’emu za wypadek z myślodsiewnią. Nie miało dla niego znaczenia, że Harry wtedy szczerze przeprosił i obiecał, że nigdy nikomu nie powie o tym ani słowa… cóż, z wyjątkiem Syriusza.

Jedynym powodem, dla którego nadal był na eliksirach, było to, że potrzebował ich, by wejść w program aurorski, i cokolwiek Snape chciał mu zrobić podczas lekcji, nie mógł nic zrobić z wynikiem owutemów Harry’ego. W przeciwieństwie do testów na lekcji, oficjalne czarodziejskie egzaminy oceniane były przez kogoś innego niż hakonosy, tłustowłosy, podły Mistrz Eliksirów.

Właśnie odwracał się w stronę drzwi, z torbą zarzuconą na jedno ramię, kiedy usłyszał polecenie:

— Zostań, panie Potter.

Harry niechętnie odwrócił się, mimochodem rejestrują współczujące spojrzenia Rona i Hermiony. Pokręcił lekko głową na znak, że tym razem nie mogą zostać, by w razie czego być pod ręką. Snape znał tę sztuczkę. Można równie dobrze stawić mu czoła i skończyć to wreszcie.

— Profesorze?

Snape spojrzał znad stosu testów, jego rysy były nie do odczytania, a ciemne oczy zdawały się przebijać chłopca na wylot. Zanim jednak profesor się odezwał, zabezpieczył drzwi wysyczanym Silencio, wykonując różdżką łuk, otaczający ciężkie, drewniane odrzwia.

— Nie zapomniałeś o czymś, panie Potter?

Harry był zdumiony. Wtedy do niego dotarło.

— Och, ma pan na myśli list?

Wzrok Mistrza Eliksirów stał się jeszcze bardziej intensywny, jeśli to w ogóle możliwe, ale o dziwo, jego głos był miękki, i nie w ten groźny sposób, jaki czasami używał. Brzmiał prawie… współczująco, chociaż Harry nie miał pewności, czy się nie myli.

— Tak, mam na myśli list, durny dzieciaku. Czemu nie poprosiłeś o spotkanie z dyrektorem w tej sprawie?

Harry przełknął, nie wiedząc co odpowiedzieć. Spotkanie z dyrektorem? Dlaczego niby miałby to zrobić? Co było w tym przeklętym liście?

— Eee… Nie sądziłem, że to naprawdę konieczne, proszę pana — rzekł wreszcie, a potem odsunął się nagle, gdy Snape wstał i pochylił się nad nim.

— Co powiedziałeś?

— Ja… eee… no, wydawało mi się...

— Przestań bredzić — rozkazał nagle Snape, patrząc prosto w jego oczy. — Mówisz bardziej bez sensu niż zazwyczaj, Potter, a wierz mi, to coś znaczy.

Harry patrzył na niego, zdecydowany nie przyznać się, że nigdy nie przeczytał tego głupiego listu.

Snape westchnął ciężko i dopiero wtedy Harry przypomniał sobie, jakim profesor był umiejętnym legilimentem. Nawet bez różdżki, bez wypowiedzenia słowa zaklęcia wyłapał wystarczająco wiele myśli Harry’ego, by wyciągnąć właściwe wnioski. Na nieszczęście te wnioski były aż za dokładne.

— Co za niewdzięczny bachor z ciebie — skomentował Snape. Uwaga została wygłoszona precyzyjnie, bez zwyczajowego sarkazmu. Głos Snape’a nie brzmiał, jakby starał się teraz zdenerwować Harry’ego, tylko jakby po prostu stwierdzał fakt. Przygnębiający fakt. — List od twoich krewnych doręczony został we wtorek, dzisiaj jest piątek, a ty nawet go nie przeczytałeś.

— Skąd pan wie, kiedy go dostałem? — spytał kategorycznie Harry. — Równie dobrze mógł zostać doręczony podczas dzisiejszego obiadu i nie miałem czasu…

— Przyznaj, że mogę posiadać odrobinę zdolności obserwacji, panie Potter. Trzymałeś go w dłoni w dniu, gdy skomentowałeś, że jestem „oślizgłą podróbką nauczyciela”, czy coś w tym stylu.

Harry wciągnął powietrze, potem wrócił do siebie na tyle, by wyciągnąć rękę. Chciałby, aby się nie trzęsła. To śmieszne, że mógł sam pokonać bazyliszka, a jednak drżał przed tym mężczyzną. Z drugiej strony, słowa raniły bardziej niż kły, a już szczególnie trujące słowa Snape’a. Jeśli istniała jakaś rzecz, na której Snape znał się idealnie, to była nią sztuka znieważania.

— Mogę odzyskać swój list, profesorze?

— Należą mi się przeprosiny — rozkazał władczo Snape krzyżując ramiona. — Za tę uwagę.

— Co? Och tak, jasne — mruknął Harry. Snape znieważał go cały czas. Czy kiedykolwiek przeprosił? Ale jeśli dzięki temu miał odzyskać list, był w stanie to zrobić. — Przepraszam.

— Jak twoje eliksiry, ledwie znośne — skomentował Snape. — Gryffindor traci dziesięć punktów. No dobrze, a co do twojego listu, panie Potter. Czy zamierzasz go przeczytać?

Harry nie rozumiał, dlaczego miałoby to obchodzić Snape’a, ale również nie widział sensu w kolejnej kłótni, albo utracie większej ilości punktów.

— Taak, dobra. No dobrze, tak. Jasne.

— Nie wierzę ci — oznajmił Snape. Te oczy, zdolne przejrzeć dokładnie przez niego, przeszywały go z jakimś rodzajem mrocznego gniewu, którego Harry naprawdę nie był w stanie zrozumieć. — Możesz go odzyskać pod warunkiem, że przeczytasz go teraz, w mojej obecności.

Harry zacisnął pięści.

— A co to dla pana znaczy, profesorze, czy przeczytam swoją pocztę czy nie?

— Zawiedziony, że nie jest to list od fana, Potter?

— To tyle na temat zdolności obserwacji, profesorze — zripostował Harry. — Gdyby pan ją posiadał, zauważyłby pan, że nienawidzę tych nieciekawych rzeczy, które mi przysyłają.

— Wyjaśnijmy sobie, Potter. Jeśli sam nie przeczytasz swojego listu, ja go tobie przeczytam.

— Och, daj go — westchnął Harrym, czując się pokonany. Jeśli chciał czegoś mniej niż czytania listu od Dursleyów, to słuchania sarkastycznych komentarzy Snape’a o tym. — Dobra, jasne? Przeczytam.

Snape podał mu poplamioną atramentem kopertę i usiadł, przyglądając się uważnie, jak Harry podchodzi do wolnej ławki, by zająć się listem.

Ręce mu się trzęsły, gdy wyjmował list i wygładzał go. Nawet, kiedy już leżał tak przed nim, a on wpatrywał się w słowa, spędził mnóstwo czasu zaczynając czytać. Głęboko wewnątrz nie chciał wiedzieć, co Dursleyowie przygotowali dla niego, ale nie było sposobu, aby tego uniknąć.

Westchnął, skubiąc brwi z niechęci, i zaczął czytać.

Potter, zaczynał się list.

 

Petunia mówi, że nie wie, gdzie znajduje się twoja szkoła dziwolągów, albo wysłalibyśmy to w sposób, w jaki normalni ludzie wysyłają pocztę. Arabella Figg usłyszała, jak rozmawialiśmy o potrzebie skontaktowania się z tobą, i zaoferowała nam sowę. Nigdy nie wiedzieliśmy, że jest jedną z tych. Zapewne wiedziałeś o tym i nie powiedziałeś nam, co, chłopcze? Powinno być na to jakieś prawo.

Wracaj do Surrey, Potter. Twojej ciotce pogorszyło się. Jest teraz w szpitalu. Lekarze mówią, że nie wygląda to dobrze. Nie obchodzi mnie, czy przyjedziesz tym pociągiem dziwolągów, czy przylecisz na cholernej miotle czy jakkolwiek, przyjeżdżaj tu. Jeśli wiesz, co dobre dla ciebie, zrobisz to szybko i nie przyprowadzisz ani jednego z tych dziwolągów, z którymi się zadajesz. Petunia nie powinna oglądać nic takiego. Wystarczająco źle, że musi zobaczyć ciebie.

Vernon Dursley

 

Harry podniósł wzrok, nie wiedząc, co...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin