Bevarly Elizabeth -Niewolnica miłości.pdf

(933 KB) Pobierz
162769598 UNPDF
ELIZABETH BEVARLY
Niewolnica miłości
1
162769598.092.png 162769598.103.png 162769598.114.png 162769598.125.png 162769598.001.png 162769598.012.png 162769598.023.png 162769598.034.png 162769598.045.png 162769598.047.png 162769598.048.png 162769598.049.png 162769598.050.png 162769598.051.png 162769598.052.png 162769598.053.png 162769598.054.png 162769598.055.png 162769598.056.png 162769598.057.png 162769598.058.png 162769598.059.png 162769598.060.png 162769598.061.png 162769598.062.png 162769598.063.png 162769598.064.png 162769598.065.png 162769598.066.png 162769598.067.png 162769598.068.png 162769598.069.png 162769598.070.png 162769598.071.png 162769598.072.png 162769598.073.png 162769598.074.png 162769598.075.png 162769598.076.png 162769598.077.png 162769598.078.png 162769598.079.png 162769598.080.png 162769598.081.png 162769598.082.png 162769598.083.png 162769598.084.png 162769598.085.png 162769598.086.png 162769598.087.png 162769598.088.png 162769598.089.png 162769598.090.png 162769598.091.png 162769598.093.png 162769598.094.png 162769598.095.png 162769598.096.png 162769598.097.png 162769598.098.png 162769598.099.png 162769598.100.png 162769598.101.png 162769598.102.png 162769598.104.png 162769598.105.png 162769598.106.png 162769598.107.png 162769598.108.png 162769598.109.png 162769598.110.png 162769598.111.png 162769598.112.png 162769598.113.png 162769598.115.png 162769598.116.png 162769598.117.png 162769598.118.png 162769598.119.png 162769598.120.png 162769598.121.png 162769598.122.png 162769598.123.png 162769598.124.png 162769598.126.png 162769598.127.png 162769598.128.png 162769598.129.png 162769598.130.png 162769598.131.png 162769598.132.png 162769598.133.png 162769598.134.png 162769598.135.png 162769598.002.png 162769598.003.png 162769598.004.png 162769598.005.png 162769598.006.png 162769598.007.png 162769598.008.png 162769598.009.png 162769598.010.png 162769598.011.png 162769598.013.png 162769598.014.png 162769598.015.png 162769598.016.png 162769598.017.png 162769598.018.png 162769598.019.png 162769598.020.png 162769598.021.png 162769598.022.png 162769598.024.png 162769598.025.png 162769598.026.png 162769598.027.png 162769598.028.png 162769598.029.png 162769598.030.png 162769598.031.png 162769598.032.png 162769598.033.png 162769598.035.png 162769598.036.png 162769598.037.png 162769598.038.png 162769598.039.png 162769598.040.png 162769598.041.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Lucy Dolan obudziła się w zupełnych ciemnościach. Z trudem przy-
tomniejąc, stwierdziła, że nie może oddychać. Czuła na piersiach jakiś
wielki ciężar, który podczas snu pozbawił jej płuca powietrza. Spróbo-
wała je wciągnąć. Zakrztusiła się. Piekło gardło, paliły wargi. W ustach
miała gorzki smak. Krztusiła się i kasłała. Zakołowało się jej w głowie.
Wypadła z łóżka.
Leżąc na podłodze, już w pełni przebudzona, z trudem wciągnęła tro-
chę powietrza. Było gorące. Zamiast ją ożywić, spowodowało dziwne
otępienie i następny zawrót głowy. Z dużym wysiłkiem Lucy przewróci-
ła się na plecy. Zdumiał ją brak światła w korytarzu, które zawsze zo-
stawiała na noc. Dopiero wtedy uprzytomniła sobie, że to, czym oddy-
cha, nie jest czystym powietrzem, lecz dymem. Gęstym i czarnym, który
przesłonił światło lampy, piekł w oczy i zagrażał uduszeniem.
Dobry Boże! To pożar! Palił się dom.
Gdy do Lucy Dolan dotarł w pełni ten przerażający fakt, zmobilizo-
wała umysł. Zamiast szukać drogi ucieczki, której nigdy wcześniej na-
wet nie zaplanowała, pomyślała o Maćku.
Boże! Mack! Gdzie on jest?
Ostatni raz widziała go w salonie. Spał smacznie, wyciągnięty na ka-
napie, przy włączonym telewizorze. Lucy nie miała serca wyłączać apa-
ratu. Wiedziała, że Mack woli spać przy mrugającym świetle padającym
z ekranu. Narzutą zakryła mu nogi, gdyż w pokoju panował chłód, i po-
szła na górę do sypialni. Mack później do niej przyjdzie. Była tego
pewna.
2
162769598.042.png
Musiała go odnaleźć! Bez Macka nie mogła opuścić domu. Gdyby
miało mu się coś stać, wolałaby umrzeć.
Przed laty, w szkole, uczono ją, że kiedy pali się dom, należy uciekać,
czołgając się po podłodze, gdzie prawdopodobnie jest najwięcej powie-
trza. Trzeba także sprawdzać dotykiem każde drzwi, czy nie są gorące,
zanim się je otworzy. Najważniejsze jednak było opanowanie. W tej
chwili zawiodło ją na chwilę, gdyż przypomniała sobie, że poszła spać
nago.
Usiłowała odszukać ubranie. Zwykle zostawiała je na krześle obok ła-
zienki, której drzwi stanowiły najlepszą drogę ucieczki przed morder-
czym dymem. Uznała, że tędy najszybciej dotrze do Macka.
Powoli, oddychając możliwie najpłycej, poczołgała się po dywanie w
kierunku łazienki. Pod palcami wyczuła na krześle szorty i bawełnianą
koszulkę. Kiedy ściągała je na podłogę, otarła dłonią o coś miękkiego.
Uświadomiła sobie, że jest to mały, wyleniały ze starości pluszowy miś.
Siedział zawsze na tym krześle.
Lucy zdawała sobie sprawę z tego, że z płonącego domu zdoła ocalić
niewiele. Musiała ratować to, co było dla niej najcenniejsze. Macka i
Stevie'ego.
Naciągnęła na siebie skąpe ubranie, wepchnęła misia pod pachę i
wczołgała się do holu. Tutaj natychmiast straciła orientację. Nie miała
pojęcia, gdzie się pali i skąd rozprzestrzenia się dym. Nie potrafiła wy-
kryć źródła ognia.
Musiała jednak dostać się na parter. Mack nie przyszedł na górę, więc
na pewno spał nadal w salonie na kanapie. Jeśli go tam znajdzie i obudzi,
to frontowymi drzwiami wymkną się razem z płonącego domu. Cały pro-
blem polegał jednak na tym, że straciła rozeznanie. Nie miała pojęcia,
gdzie są schody.
Po paru próbach i utracie cennych minut odnalazła zejście. Wężowym
ruchem, stopień po stopniu, zsuwała się w dół. Gdy była coraz niżej,
czuła się coraz bardziej skołowana. W pewnej chwili uderzyła podbród-
3
162769598.043.png
kiem o coś twardego. Straciła przytomność.
Ocknęła się, leżąc u stóp schodów. Nie bardzo wiedziała, gdzie się
znajduje. W jej głowie coś waliło jak młotem, usta miała spieczone, a w
piersiach bolało tak, jakby zaraz miały eksplodować płuca. Wokół pano-
wały nieprzeniknione ciemności i było przeraźliwie gorąco. Lucy nie
wiedziała, gdzie szukać ocalenia. Jak z oddali słyszała dziwne odgłosy.
Suche trzaski. To ogień pochłaniał dom.
Czuła żar w środku ciała. Był wszędzie...
Gdzieś w pobliżu pękało szkło. Palce Lucy zacisnęły się kurczowo na
pluszowym misiu, którego przez cały czas trzymała pod pachą. Nie
chciała go stracić. Złożyła sobie przysięgę. Jeśli zdoła ocalić życie, od-
szuka bliźniaczego brata.
Wszystkie myśli Lucy skupiły się znów wokół Macka. Och, Boże!
Musiała go odnaleźć. Za wszelką cenę.
Boone Cagney zeskoczył ze strażackiego wozu. Poczuł, że ogarnia go
podniecenie. Uczucie, które towarzyszyło mu od wczesnego dzieciń-
stwa, kiedy to jako mały chłopak marzył o tym, aby zostać strażakiem.
Obrzucił wzrokiem palący się dom.
Widywał większe pożary, uznał, sięgając po wyposażenie.
Spodnie, kurtkę, kask i rękawice. Lata praktyki sprawiły, że ubierał się
szybko i sprawnie. Założywszy aparat tlenowy na twarz, był gotowy
do działania. Zupełnie zapomniał o tym, że jeszcze dziesięć minut temu
spał smacznie we własnym łóżku.
Na sąsiednich posesjach pojawili się ludzie. Boone nie miał pojęcia,
czy wśród nich są mieszkańcy płonącego domu. Pewnie nikogo nie było,
gdyż nikt nie histeryzował. Wszyscy zachowywali się spokojnie. Minęła
właśnie trzecia nad ranem. Bardziej prawdopodobne było to, że ludzie
zamieszkujący dom ogarnięty pożarem znajdowali się w środku. Być
4
162769598.044.png
może nawet leżeli nieprzytomni w łóżkach, nie wiedząc, co się dzieje.
Boone rozejrzał się wokoło. Przed domem nie zauważył żadnych po-
zostawionych zabawek, wskazujących na obecność dzieci. Był to dobry
znak.
Na podjeździe, poza zasięgiem ognia, stała zaparkowana
pół-ciężarówka. Model samochodu nie nadającego się do przewożenia
żadnych większych rzeczy. Nawet w ciemnościach Boone dostrzegł, że
pojazd jest czerwony. Z pewnością należał do kobiety.
Wprawne oko strażaka wykryło, że mimo iż znaczna część budynku
stała już w ogniu, jego źródło znajdowało się prawdopodobnie gdzieś na
tyłach domu. Palił się tam stary, wolno stojący garaż. Pewnie zajął się
ogniem od iskier z dużego domu. Boone przyjrzał mu się jeszcze raz. Z
okien z wybitymi szybami wydobywał się gęsty, czarny dym.
Sprawnie rozstawił drabinę. Na razie płomienie ogarniały dolną
część budynku, lecz mogły się wkrótce rozprzestrzenić na piętro. Zauwa-
żył okno otwarte mimo chłodu listopadowej nocy. Uznał, że prawdopo-
dobnie jest to okno pokoju, w którym przebywa jakiś mieszkaniec domu.
Wezwał partnera. Postanowili od tej strony dostać się do środka.
Czołgając się od okna w głąb pokoju, z zapaloną latarką w ręku, Bo-
one dotarł do łóżka. Było puste. Z pomiętą, odrzuconą pościelą, wyglą-
dało tak, jakby ktoś opuścił je w pośpiechu.
Pobieżny przegląd dwóch sąsiednich pomieszczeń także wskazywał
na to, że dom jest zamieszkany. W jednym z pokoi stało biurko z kompu-
terem, a drugi był chyba sypialnią dla gości. Boone skinął na partnera.
Obaj skierowali kroki ku wewnętrznej klatce schodowej, znajdującej się w
końcu holu. Zeszli na parter.
U stóp schodów Boone znalazł kobietę. Początkowo sądził, że jest
nieprzytomna, ale gdy ją obrócił, jęknęła. Była półżywa.
- Morgan! - Przez krótkofalówkę połączył się z partnerem, aby po-
5
162769598.046.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin