Red Hills rozdz. 31.doc

(90 KB) Pobierz
RED HILLS

RED HILLS

XXXI

Drugi dzień świąt przywitał Draco pustym łóżkiem i cichą, tonącą w półmroku sypialnią. Usiadł i skrzywił się lekko, spojrzawszy na swoje pomięte ubrania. Tej nocy gdy Samuel spał spokojnie u jego boku, długo leżał, wpatrując się w sufit i rozmyślając nad wydarzeniami ostatnich dni. Tuż po północy ostrożnie wymknął się z sypialni i przez kominek udał się do rodowej rezydencji swej matki. Od lat stała ona pusta, a życie powracało do niej tylko w okresie letnim, gdy Narcyza otwierała ją dla gości. Przez nikogo nie niepokojony zszedł do głębokich, zamkniętych od lat piwnic w poszukiwaniu czegoś, co jak pamiętał znajdowało się w nich w czasach gdy był jeszcze dzieckiem. Wystarczył prosty czar poszukujący, by w jego rękach znalazło się to, na czym tak bardzo mu zależało. Kolejnych kilka czarów sprawiło, że kurz i brud zupełnie zniknęły, a kolory nabrały swego zwykłego blasku. Zadowolony zmniejszył przedmiot i wsunął go do kieszeni, po czym szybkim krokiem udał się do swojej dawnej sypialni, skąd z dużego, okutego srebrem kufra wyciągnął jeszcze jedną rzecz. Z lekkim rozrzewnieniem przesunął palcem po lśniącej powierzchni pudełka, które niosło ze sobą wiele przyjemnych wspomnień. Na moment ogarnęła go nostalgia, jednak szybko otrząsnął się i ominąwszy przykryte białym płótnem meble, skierował się do najbliższego kominka, aby powrócić do zamku. Widok śpiącego nadal brata sprawił, że ponownie położył się na łóżku, nie myśląc zupełnie o tym, że gniecie swoje drogie ubrania, oraz że sen w dziennym stroju zupełnie nie przystoi Malfoyowi.

Kiedy wyszedł z sypialni, z niepokojem stwierdził, że Victoria nadal śpi na kanapie, jednak poza nią w pomieszczeniu nie ma nikogo. Ostrożnie otworzył drzwi do swego gabinetu, który również stał pusty, po czym targany coraz większym niepokojem spojrzał w kierunku obrazu.

- Widziałeś Samuela?

Smok uniósł leniwie głowę i końcem skrzydła wskazał w kierunku końca korytarza.

- Od jakiegoś czasu przebywa w komnacie za gobelinem przedstawiającym Krakena.

Draco drgnął i biegiem puścił się we wskazanym kierunku. Wielki Sytherinie, jeżeli chłopiec wszedł do feralnego pomieszczenia, zapewne jest teraz przerażony i zupełnie sam w miejscu, skąd nie może wyjść. Chyba nic gorszego nie mogło mu się przytrafić zaraz po tym, co przeżył. Ślizgon szarpnął drzwi, które z rozmachem otworzyły się, prawie zrywając arras. Ośmiornica zwinęła macki w oburzeniu i zasyczała coś bulgoczącym głosem.

Samuel stał przy oknie, wpatrując się w zachmurzone niebo. Głośny szum morza był jedynym dźwiękiem, który w tej chwili zakłócał ciszę. Draco kilka razy odetchnął, zanim powoli zaczął się uspakajać. Wyglądało na to, że chłopcu nic na szczęście nie jest, nie wyglądał też na przestraszonego.

- Sam? – Ostrożnie zbliżył się do brata, pamiętając o tym, by drzwi pozostawić otwarte. – Co ty tutaj robisz?

Chłopiec odwrócił się na dźwięk jego głosu. Najwyraźniej aż do tej pory nie zdawał sobie sprawy, że poza nim ktoś inny jest w komnacie.

- Odleciał. – Uniósł rękę i wskazał w kierunku nieba. Ku zaskoczeniu Draco uśmiechał się leciutko, jakby przed chwilą był świadkiem czegoś absolutnie wspaniałego, czegoś, co sprawiło, że w jego oczach nadal płonął blask szczęścia i zadziwienia.

- Kto odleciał? – Zaniepokojony usiadł na krześle stojącym obok biurka.

- Feniks.

Mężczyzna zamrugał i odruchowo spojrzał przez okno. To było niemożliwe, skąd u licha miałby się tutaj wziąć feniks? Były to naprawdę niezwykłe i bardzo rzadkie ptaki, niemal mityczne. Nie pojawiały się ot tak sobie, musiały mieć ku temu powód. Każdy feniks wybierał sobie właściciela, któremu wiernie służył. Draco właściwie nigdy nie znał żadnego czarodzieja, który posiadałby tego niezwykłego ptaka… Poza Dumbledorem, jednak jego…

- Fawkes. – Merlinie, jaki inny feniks przybyłby do zamku, który należał do byłego dyrektora Hogwartu? Co tutaj robił i dlaczego teraz? Milion podobnych pytań przewinął się przez głowę Malfoya w ułamku sekundy. – Był tutaj, w tym pokoju?

- Acha. – Sam skinął głową. – I śpiewał.

Śpiewał… Draco drgnął przypominając sobie Pottera, w momencie gdy znalazł się w tym pokoju, czy i on nie wspominał, że poszedł za śpiewem? Jednak Harry nie zobaczył ptaka, gdy tutaj dotarł, komnata była pusta.

- Siedział na parapecie. – Samuel uśmiechnął się szeroko, a w Malfoyu coś ścisnęło się na widok rozradowanej twarzy brata.

- O czym śpiewał? Rozumiałeś go? – zapytał łagodnie.

- O miłości, o zaufaniu i o wie… więzi. – Najwyraźniej Sam nie miał wątpliwości co do słów piosenki. To było dziwne. On sam nie raz słyszał Fawkesa, jednak nigdy nie rozumiał słów. Przypuszczał, że nikt poza samym Dumbledorem ich nie rozumiał. Mieszkańcy Hogwartu czuli jedynie nastrój pieśni. Melodia nigdy nie pozostawiała złudzeń, docierała do każdego i jej przekaz zawsze był bardzo czytelny. – Wróci tutaj.

- Skąd wiesz?

- Wiem. – Chłopiec wzruszył ramionami. – Po prostu. – Znowu się uśmiechnął i podszedł do Draco łapiąc go za rękę. – Chodźmy do Harry'ego, chcę otworzyć prezenty.

Ślizgon spuścił wzrok na drobną rączkę spoczywającą w jego dłoni i ostrożnie zacisnął na niej palce. Coś się zmieniło w Samuelu. Był spokojny, szczęśliwy i… nie odrzucał go. Zachowywał się prawie tak jak przed napadem, przed feralnym wyznaniem.

Wstał w krzesła i ruszył za ciągnącym go do wyjścia chłopcem. Nie miał pojęcia, czy tę zmianę spowodowała wczorajsza rozmowa z Harry'm, czy feniks, jednak gotów był dziękować obojgu za powrót dziecka do równowagi.

- Pospiesz się… Draco – Sam zawahał się zanim użył jego imienia, jednak nadal uśmiechał się lekko.

- Tak, chodźmy do Harry'ego.

……….

Samuel z ciekawością rozejrzał się po salonie i usiadł ostrożnie na sofie.

- Jest inaczej niż u mnie, ale podobnie – stwierdził.

- To prawda. – Draco skinął głową, nadal przyglądając mu się uważnie. Tak, zdecydowanie coś się zmieniło. Chłopiec był spokojny, a jego twarz emanowała wewnętrznym światłem. Cokolwiek to było, podświadomie czuł, że jest to dobre i tak bardzo w porządku, jak tylko na tę chwilę mogło być. – Możesz przywołać tutaj moje prezenty? – Wzrok Sama zatrzymał się na wiszących przy kominku skarpetach.

- Oczywiście. – Malfoy rzucił krótkie Accio i po chwili przy kominku pojawiły się dodatkowe podarki. – Chcesz je otworzyć teraz?

- Poczekajmy na Harry'ego. – Chłopiec podciągnął stopy i przesunął się w głąb sofy. – Albo obudź go. – Widać było, że nie może oderwać wzroku od kominka. To też było dobre. Dziecięca ciekawość i niecierpliwość były tak bardzo naturalne.

- Myślę, że nie potrzeba. – Malfoy spojrzał w kierunku drzwi do sypialni, z których właśnie wychodził rozczochrany i zaspany Potter, ubrany w swój czarny szlafrok.

- Hej, Sam. – Wyszczerzył się na widok dziecka i szybko podszedł do kanapy. – Wyspany?

- Acha. – Chłopiec przesunął się, robiąc mu miejsce. – Widziałem feniksa.

- Naprawdę? – Harry spojrzał na Draco ze zdziwieniem. – Rozumiem, że miałeś piękny sen.

- Nie, widziałem prawdziwego. – Samuel pokręcił głową. – Był w tym pokoju, który jest schowany za gobelinem z… - zawahał się, jakby szukał odpowiedniego słowa – z… no, z ośmiornicą.

- Och… - Potter zamrugał zaskoczony. – Byłeś w tej komnacie?

- Tak, poszedłem, bo śpiewał – przytaknął chłopiec.

- Śpiewał… - Gryfon ponownie skierował wzrok na męża, jakby szukając u niego potwierdzenia.

- Znalazłem go przed chwilą w tej komnacie. – Draco podszedł do nich i usiadł obok Samuela, który ku zaskoczeniu obydwóch mężczyzn, wdrapał się na jego kolana. Potter otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, jednak w ostatniej chwili się opanował, rzucając tylko Malfoyowi pytające spojrzenie. – Nie wiem. – Blondyn wyglądał na równie mocno stropionego.

- Och… eee… wiesz, Sam… Feniksy to bardzo rzadkie stworzenia. Jesteś pewien, że to nie był żaden inny ptak?

- To był feniks – chłopiec był zupełnie pewien. – Wyglądał jakby płonął, ale jak go pogłaskałem, to nie parzył.

- Dał ci się pogłaskać? – Harry zaczął powoli dochodzić do wniosku, że musi wyglądać niezwykle głupio, otwierając i zamykając na przemian usta.

- Jasne, był miły. – Chyba tylko dziecko mogło określić tego majestatycznego ptaka słowem „miły". Majestatyczny, piękny, charyzmatyczny, niezwykły… to były słowa, które cisnęły się na usta przy spotkaniu z feniksem. Na pewno jednak nie było to „miły".

- To chyba dobrze. – Potter zupełnie nie wiedział jak się odnieść do całej tej sytuacji.

- Dobrze – przytaknął Samuel. – To był jego dom, kiedyś, teraz nie, ale może wróci na zawsze.

- O… oczywiście. A skąd o tym wiesz?

- No… śpiewał. – Sam wyglądał na lekko zakłopotanego.

- A ty rozumiałeś jego słowa, tak? – Teraz Harry obudził się już zupełnie. Wszystkiego mógł się spodziewać po dzisiejszym poranku, ale na pewno nie tego. Powiedzieć, że to dziwne, było absolutnym eufemizmem.

- Przecież mówię – Samuel zirytował się. – To co, rozpakujemy prezenty? – Zeskoczył z kolan brata i podszedł do kominka.

Harry przez chwilę patrzył za nim, po czym przeniósł wzrok na Draco.

- O co w tym wszystkim chodzi? – szepnął.

- Wiem tyle, co i ty. Jedynie mogę przypuszczać, że chodzi o Fewkesa. – Malfoy wzruszył bezradnie ramionami. – Później o tym porozmawiamy.

- Draco! – Harry szarpnął go za rękaw. – Rozumiałeś kiedykolwiek głos feniksa?

- Nie, dlatego mówię, że musimy porozmawiać, a teraz chodź rozpakować prezenty, zanim zwali coś na siebie. – Potter spojrzał w kierunku kominka i uznał, że Ślizgon niestety ma rację. Samuel niemal zawisł na jednej ze skarpet, usiłując ją ściągnąć.

……….

- Aaaa, piłka! – Samuel klęczał przy niewielkim stosie prezentów i otwierał je po kolei, rozrywając z ciekawością papier. Zabawka poleciała wysoko w górę i została zręcznie złapana. – Super! – Piłka została odłożona, a kolejny prezent został bezlitośnie rozpakowany. – „Najdziwniejsze magiczne zwierzęta świata" – Przeczytał głośno i szybko przekartkował książkę. – O popatrzcie, kelpie i mantrykory, i smoki, i … - Wyliczał kolejne magiczne stworzenia. – Dzięki, jest świetna. – Książka podzieliła w końcu los piłki, spoczywając spokojnie obok chłopca. Okrzyki zachwytu na chwilę ustały, gdy Samuel dobrał się do sporego woreczka z łakociami i zatkał buzię dużą czekoladową żabą. Harry i Draco spojrzeli po sobie rozbawieni. Chłopiec jedząc słodycze, mruczał zadowolony, tocząc po podłodze magiczną kulę, którą dostał od Harry'ego. Przez chwilę bawił się nią, obserwując latającego na miotle człowieczka, po czym sięgnął po ostatni prezent. Była to nieduża paczka opakowana w zielony papier ze srebrną wstążką. W momencie gdy dziecko wzięło ją do rąk, odpakowała się samoistnie i w dłoniach chłopca spoczęło niewielkie pudełko z namalowanym na wierzchu ogrodem, pośrodku którego znajdował się jeden z najpiękniejszych dworów magicznego świata.

- Układanka? – Samuel ostrożnie otworzył pudełko, patrząc na kilkaset maleńkich puzzli.

- To magiczne puzzle. – Draco ukląkł obok niego i sięgnął po jeden z nich, obracając go pieszczotliwie w palcach. – Zdjęcie na pudełku przedstawia Malfoy Manor. Kiedy ułożysz jeden obrazek, zmienia się w kolejny i możesz zaczynać od początku. Dzięki temu po jakimś czasie odtworzysz każde pomieszczenie dworu oraz przylegające do niego ogrody.

- Malfoy Manor… - Chłopiec ostrożnie pogładził palcem zdjęcie, które zamigotało i zmieniło się, by ukazać wnętrze dziecięcego pokoju. – To twoja komnata?

- Tak, mieszkałem w niej, kiedy byłem w twoimi wieku. Chciałbym… abyś mógł chociaż w ten sposób poznać swoje dziedzictwo. Być może zechcesz kiedyś w nim zamieszkać. Oczywiście, o ile ci się spodoba – dodał szybko.

- Kiedy? – Samuel spojrzał na niego powiększonymi z podekscytowania oczami.

- Kiedyś, jak będziesz starszy i…

- Jak będzie bezpiecznie – dokończył chłopiec cicho.

- Tak. – W tym momencie Draco zaczął się zastanawiać, czy prezent był naprawdę tak dobrym pomysłem, jak wydawało mu się to jeszcze tej nocy.

- Jesteś pewien… to znaczy… - Sam wpatrywał się w kolejne obrazy pojawiające się na opakowaniu. – Myślisz, że nikt się nie będzie gniewał, gdy mnie tam zabierzesz? – W jego głosie brzmiały całe pokłady niepewności.

- Sam, ten dwór należy do mnie, a tym samym też do ciebie. Nikt nie będzie się gniewał, a ja będę naprawdę szczęśliwy kiedy w końcu będę mógł cię tam zabrać. – Harry mógłby przysiąc, że barwa głosu Malfoya obniżyła się i… odwrócił wzrok, nie chcąc peszyć Ślizgona. To była jego chwila, jego i Samuela.

- Poczekam. – Chłopiec skinął lekko głową. – No… to teraz wy rozpakujcie swoje prezenty. – Uśmiechnął się, nie odrywając wzroku od układanki.

- No jasne, zupełnie o tym zapomnieliśmy. – Potter wreszcie odważył się poruszyć i podszedł do jednej z dużych skarpet. Po chwili siedział na podłodze obok chłopca, rozpakowując znajdujące się w niej podarki. Pomiędzy słodyczami zalazł dwie książki „Oko w oko z uczniem – czyli jak uniknąć załamania nerwowego". Była to pozycja traktująca o problemach, z jakimi stykali się nauczyciele i Harry domyślił się, że dostał ją od Hermiony. Drugą książką była „Heraldyka i zbiór praw rodów szlacheckich".

Potter przez chwilę przyglądał się jej uważnie, po czym spojrzał w kierunku Draco, który właśnie rozpakował jakiś prezent i z zadowoleniem przyglądał się szerokiemu, skórzanemu pasowi, którego zakończenie zdobiła srebrna klamra w kształcie smoka. Właściwie nie musiał pytać, aby wiedzieć, że lekturę o prawach dostał od niego.

Czy to coś znaczyło? Czy Malfoy uważał, że jako jego mąż powinien poznać zasady rządzące światem rodzin czystokrwistych? Bał się, że Harry popełni jakiś błąd, ośmieszy go? A może obawiał się, że sam będzie czuł się zakłopotany w jakichś okolicznościach i usiłował go przygotować? Miał nadzieję, że chodzi o to drugie i przyrzekł sobie uważnie przeczytać książkę. Po krótkim wahaniu postanowił, że na razie nie będzie zaprzątał sobie głowy szukaniem odpowiedzi na nurtujące go pytania i odłożył tom na bok, sięgając po kolejny prezent. Tym razem był to sztylet z pięknie inkrustowaną mosiądzem głowicą. Spoczywał w drewnianym pudełku na aksamitnej wyściółce i kiedy Harry wziął go do ręki, mógł poczuć otaczającą go magię. Dołączona karteczka nie pozostawiała wątpliwości co do darczyńcy. Uśmiechnął się ciepło. Musiał podziękować Ronowi za tak przemyślany dar. Ostatnią rzeczą jaką wyciągnął był odwieczny zielony sweter z wyhaftowaną literą H, na widok którego parsknął krótkim śmiechem.

I wtedy to poczuł.

Moc przepłynęła przez pokój, znajoma i pociągająca. Powoli uniósł głowę i spojrzał w kierunku, skąd napływała delikatnie. Na środku komnaty stał Draco i szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w długie, otwarte pudełko. Ostrożne wyciągnął rękę i zawahał się zanim dotknął spoczywającego wewnątrz przedmiotu, po czym z niedowierzaniem spojrzał w kierunku Harry'ego.

- Mam nadzieję, że będzie pasował. – Potter zmieszany zacisnął dłonie na trzymanym w ręku swetrze.

- Pasował? – Malfoy ostrożnie wyjął rapier i zważył go w dłoni, po czym zamachnął się lekko, przecinając klingą powietrze i pozostawiając drgającą lekko, lśniącą poświatę. Potter doskonale wiedział, co teraz czuje mężczyzna. Sam miał dreszcze, gdy magia ochronna, dopasowana do ich wspólnej mocy, przepłynęła przez pokój. Draco oglądał broń i z namaszczeniem przesuwał dłonią po misternie plecionym koszyku. Przymknął oczy, jakby wczuwał się w doznania płynące od rapiera, a na jego twarzy zagościł wyraz bezbrzeżnego zachwytu i błogości. – Jest idealny – szepnął.

- Eee… tak… cieszę się. – Harry naprawdę był zadowolony z reakcji Malfoya. Bał się, czy prezent mu się spodoba, jednak teraz wszystkie obawy odeszły na widok błyszczących w zachwycie oczu Ślizgona.

- Skąd go masz? Niesamowite! Jakim cudem tak dobrze go dopasowałeś? – Draco, nie wypuszczając rapiera z dłoni, zbliżył się do niego.

- Zdałem się na więź. Sprzedawca mówił, że aby nim władać, potrzebna jest potężna moc. Pomyślałem, że skoro ją dzielimy…

- Jest bezcenny. – Malfoy gładził kciukiem skórzaną rękojeść. Po chwili jakby się zreflektował i odwrócił się, odkładając z widocznym żalem broń do pudełka. – Nie wymigasz się od sparingu.

- Nie jestem zbyt dobrym fechmistrzem. – Harry pokręcił głową.

- Nie szkodzi, jestem cierpliwym nauczycielem. – Odchrząknął, po czym podszedł do kominka i zza gzymsu wysunął płaski, wysoki na sześć stóp przedmiot. – Nie jest to unikat, nawet nie jest magiczny. Pomyślałem jednak, że chciałbyś go mieć. – Ostrożnie oparł pakunek o ścianę.

Harry podniósł się i z zaciekawieniem podszedł opakowanego w granatowy, gładki papier prezentu. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak obraz i Gryfon zaczął zastanawiać się co przedstawia. Ostrożnie rozdarł opakowanie i…

Mężczyzna na portrecie mógł mieć około dwadzieścia lat. Siedział na wysokim krześle, ubrany w czarne spodnie i koszulę tego samego koloru. Jego długie, falujące włosy opadały łagodnie na ramiona, a oczy patrzyły bystro wprost na Harry'ego. Jedną dłoń opartą miał na podłokietniku, w drugiej jakby od niechcenia trzymał różdżkę.

- Skąd… - Potter chciał zapytać, skąd Draco ma ten portret, jednak ściśnięta krtań nie pozwoliła mu na wyartykułowanie więcej niż jednego wyrazu.

- Nie mam pojęcia. Kiedy byłem dzieckiem, znalazłem go w piwnicy dworu mojej matki. Sądzę, że po aresztowaniu niektóre rzeczy zostały do niej dostarczone jako do jedynej rodziny. Przypomniałem sobie o nim wczoraj.

- To… Naprawdę nie wiem co powiedzieć. – Harry ostrożnie pogładził palcem ozdobną drewnianą ramę. – Dziękuję – szepnął cicho.

- Nie ma za co. – Malfoy z zadowoleniem przyglądał się uczuciom malującym się na twarzy Pottera. Gdyby nie wczoraj podsłuchana rozmowa, na pewno nie pomyślałby nawet o takim prezencie. W porównaniu z rapierem jego książka wydała mu się nagle zupełnie bezbarwna i bezwartościowa. Portret rekompensował wszystko.

- Harry? – Sam wreszcie odkleił się od łakoci i szarpnął go lekko za rękę. – Kto to jest?

- To… - Harry oderwał wzrok od obrazu i spojrzał podejrzanie wilgotnym wzrokiem na chłopca. – Samuelu, poznaj Syriusza.

……….

- I naprawdę będę mógł jeść z wami w wielkiej sali? – Samuel w niedowierzaniu podskakiwał pomiędzy Draco i Harrym.

- Oczywiście, od teraz to twój dom. Możesz bawić się w komnatach na wieży lub wychodzić na dwór, jednak nigdy nie wolno ci opuszczać terenów szkoły. – Malfoy spojrzał na niego surowo.

- Wiem, wiem. To kiedy będę mógł poznać innych? – Oczy chłopca błyszczały w ekscytacji.

- Jutro. Dziś w szkole będzie wielu gości i musisz pozostać w swoich pokojach z Victorią. – Harry poczochrał go po włosach. – Myślę, że poznasz tutaj wiele dzieci, są od ciebie trochę starsze, ale na pewno się z nimi zaprzyjaźnisz.

- Super! I będę mógł odwiedzać was zawsze kiedy zechcę?

- Tak, już przykazałem strażnikowi, aby wpuszczał cię do naszych komnat, kiedy nas nie będzie, a kiedy będziemy w środku, powiadomi nas o twoich odwiedzinach. – Potter spojrzał ponad głową chłopca na Draco. Ten układ według niego był najlepszy. Trudno było pozwolić dziecku wchodzić do środka w każdym momencie, zwłaszcza tym niezbyt dogodnym dla nich obydwóch. Wolał się zabezpieczyć przed niezręcznymi sytuacjami, w których musieliby się tłumaczyć.

- O nic się nie martw. Będziesz nas widywał codziennie i jeszcze zdążymy ci się znudzić. – Malfoy mrugnął do brata i klepnął go lekko w plecy. – Teraz powinieneś pójść z Victorią na podwieczorek. – Skinął w kierunku siedzącej z boku kobiety. – Do jutra zostaniesz w swoich komnatach, a rano przyjdziemy, by zabrać cię na śniadanie.

- Muszę? – Samuel skrzywił się, lekko niezadowolony. Do tej pory dzień upływał mu naprawdę przyjemnie i nie miał ochoty wracać z opiekunką. – Jeszcze trochę, proszę.

- Sam, naprawdę musimy iść. Mówiłem ci, że wieczorem w zamku odbywa się przyjęcie i musimy się przygotować. – Draco podniósł się i spojrzał na chłopca poważnie.

- Ale ja nie chcę, jeszcze chwilkę. – Buzia dziecka wykrzywiła się płaczliwie.

- Bądź dużym chłopcem i posłuchaj. Niedługo zjawią się tutaj bardzo ważne osoby i niestety zarówno ja, jak i Harry musimy ich przyjąć odpowiednio. Chyba nie chcesz, aby się na nas obraziły?

- Nie chcę. – Sam w końcu zeskoczył z sofy i podszedł do Victorii. – Ale jutro śniadanie zjemy w wielkiej sali? – upewnił się jeszcze.

- Obiecałem, prawda? – Draco uśmiechnął się lekko. – Przyjdę powiedzieć ci dobranoc.

- Harry też? – Samuel rozjaśnił się od razu.

- Tak, Harry też. – Malfoy przewrócił oczami i gdy tylko chłopiec wyszedł, odwrócił się w stronę Pottera. – Mam nadzieję, że na wieczór przygotowałeś odpowiedni strój, inaczej zetrę ci ten uśmiech.

- Przy Samuelu jesteś zdecydowanie mniejszym dupkiem. – Gryfon prychnął i skinął skrzatowi, który pojawił się, aby posprzątać po niezapowiedzianym obiedzie, który zjedli z chłopcem w komnacie. – A ja z dobroci serca kazałem przenieść twoje biurko do mojego gabinetu. Chyba mnie pokręciło zupełnie.

- Och, przyznaj, że po prostu lubisz mi się przyglądać, nawet w trakcie poprawiania sprawdzianów. – Draco uniósł brew, opierając się leniwie o kominek i trącając od niechcenia pustą już skarpetę.

- Oczywiście, mam z tego taką samą satysfakcję, jak z obserwowania muchy chodzącej rano po pościeli. Jest tak samo upierdliwa. – Harry zrzucił koszulę i skierował się do łazienki. – A teraz wybacz, idę się wykąpać.

- Muchę… - Malfoy sapnął i ruszył za nim. – Potter! Nie waż się zamykać drzwi!

……….

Wraz z wybiciem godziny osiemnastej Harry i Draco zeszli do głównego holu. Tuż przy schodach przywitała ich jednak niemiła niespodzianka w osobie rozeźlonej Hermiony.

-Harry! Co ty sobie wyobrażasz, jesteś dyrektorem szkoły! – W długiej, czarnej sukni na ramiączkach i z wysoko upiętymi włosami wyglądała naprawdę pięknie. Potter zauważył też, że na ramiona miała zarzucony szal, który ostatnio kupił. – Nie było cię na obiedzie, musieliśmy wszystkim zająć się sami! – Ostro spojrzała w kierunku Draco. – Ciebie to też dotyczy, Malfoy!

- Przepraszam, byliśmy zajęci. – Potter zrobił skruszoną minę, sądząc, że ułagodzi tym przyjaciółkę.

- Nic! Absolutnie nic nie tłumaczy waszego podejścia! To pierwsze oficjalne przyjęcie w tej szkole, a obydwaj dyrektorzy nie wykazują cienia zainteresowania! – Podparła się pod boki, posyłając w ich stronę wkurzone spojrzenia.

- Nie przesadzaj, Granger, zrobiliśmy listę gości, rozesłaliśmy zaproszenia. Wybacz, ale chyba nie sądzisz, że wieszanie girland również należy do naszych obowiązków. – Ślizgon wydął lekko usta i spojrzał na nią z ironią.

- Wystrój pomieszczenia to bardzo ważna sprawa, w dodatku ustalenie menu, pomoc w kuchni…

- Znowu napastowałaś skrzaty? – Harry westchnął. Nie miał najmniejszej ochoty na kłótnie, wystarczająco denerwował się samym balem.

- Jak możesz, Harry! Te stworzenia ciężko pracują! Ktoś powinien spróbować im pomóc – Hermiona pochyliła się ku niemu, sycząc wściekle.

- Spróbować… Jak rozumiem, zostałaś z hukiem wyrzucona z kuchni – prychnął Draco. – Granger, jesteś żywym przykładem na stwierdzenie „Jak cię wyrzucą drzwiami, wróć oknem". Gratuluję zupełnego braku empatii.

- Co się dzieje? – Ron w swej odświętnej szacie wyszedł z bocznego korytarza i spojrzał na nich z niepokojem.

- Ronaldzie Weasley! Gdzie do diabła zniknąłeś po obiedzie? – Gryfonka swój święty gniew skierowała na rudzielca.

- Poszedłem się przespać, bo…

- Przespać? Poszedłeś się przespać? Sądziłeś, że sala udekoruje się sama?

- A co ja baba jestem, żeby ze wstążeczkami latać? – Ron spojrzał na nią oburzony. – To nie ja tutaj noszę spódnicę.

- To… - Dziewczyna poczerwieniała i sapnęła ze złości. – To najbardziej szowinistyczna i egoistyczna rzecz… Nie waż się do mnie odzywać! – pisnęła i odwróciła się do nich plecami, dołączając do Daphne i Calioppe stojących spokojnie pod ścianą.

- Jest nieco apodyktyczna, prawda? – Malfoy z rozbawieniem odprowadził Hermionę wzrokiem.

- Apodyktyczna… Jak się wścieknie, to prawdziwa furiatka. – Weasley zadrżał lekko.

- Cóż, proponuję, abyś już teraz sięgnął po „Poskromienie złośnicy", bardzo pouczające. – Malfoy klepnął nic nie rozumiejącego rudzielca w ramię i skierował się w stronę głównego wejścia, gdzie z kopertami w dłoniach, aportowali się pierwsi goście. Zaproszenie było jednocześnie świstoklikiem, dzięki któremu można się było dostać do zamku. Jako zabezpieczenie zastosowano specjalny czar rzucony na wypisane imię i nazwisko gościa. Gdyby pergamin dostał się w niepowołane ręce, stałby się bezużytecznym skrawkiem papieru.

Po kwadransie Harry zupełnie stracił rachubę i już automatycznie witał każdego z przybywających. Okazało się, że Draco zaprosił nie tylko sponsorów, ale też kilku wysoko postawionych urzędników, w tym przedstawiciela ministerstwa oświaty i szkolnictwa. Był to mężczyzna niski i dość korpulentny, z dużym, sumiastym wąsem, którym poruszał co chwilę, co sprawiało wrażenie, jakby prychał. Przywitał się wylewnie i chwyciwszy Harry'ego za ramiona, złożył na jego policzkach dwa siarczyste pocałunki. Potter całą siłę woli włożył w to, aby natychmiast nie podrapać się po twarzy. Ku jego złości, pan Knudel w stosunku do Malfoya ograniczył się tylko do uściśnięcia ręki i poklepania po ramieniu. Życie zdecydowanie nie było sprawiedliwe.

Po kilkunastu minutach w holu zrobiło się tłoczno. Skrzaty uwijały się jak w ukropie, odbierając okrycia, a nauczyciele usiłowali z każdym zamienić chociaż słowo. Przybyła też rodzina Weasleyów, Lupin oraz Michael, który wydawał się nieco zagubiony. Harry obrzucił go pytającym spojrzeniem.

- Jesteś sam?

- Jak widać. Potem porozmawiamy. Widzę, że jesteś zajęty. – Chłopak uśmiechnął się wymuszenie. – Dziękuję za zaproszenie.

- Miałem nadzieję… - Potter miał ochotę jakoś pocieszyć przyjaciela.

- Ja też. – Blondyn wzruszył ramionami. – Widzę Rona. Pozwolisz, że pójdę do niego, spotkamy się później.

- Jasne. – Harry odprowadził go wzrokiem, wyrzucając sobie, że wcześniej nie pomyślał, aby się z nim skontaktować i wypytać o sprawy z Dennisem. Najwyraźniej Creevey wybrał jednak rodzinę. Westchnął cicho i powrócił do witania kolejnych zaproszonych.

Kiedy wydawało się, że wszyscy są już na miejscu, głośny trzask aportacji ogłosił jednego z ostatnich gości. Młody, wysoki mężczyzna stanął na środku korytarza i rozejrzał się dookoła z ciekawością. Jego ramiona zdobił długi płaszcz z soboli, w końcu niechętnie oddany skrzatowi. Pod spodem zamiast typowej czarodziejskiej szaty, nosił czarne dopasowane spodnie, biały, lekko połyskliwy golf i grafitową sportową marynarkę. Wypielęgnowaną dłonią odgarnął długie, smoliste włosy z lekko postrzępionymi końcami w kolorze ciemnej czerwieni. Liczne pierścienie zamigotały w świetle pochodni.

- Fabien! – Draco przedarł się w kierunku mężczyzny, ciągnąc za sobą Pottera.

- Dhaco – Szeroki uśmiech rozciągnął kształtne, pełne wargi i… Harry stanął jak wryty, gdy te smukłe dłonie objęły jego męża, przyciągając go mocno. Mężczyzna pocałował Malfoya prosto w usta. - Jak zwykle piękny. – Brunet odsunął Ślizgona na odległość ramion i przyjrzał mu się uważnie. – Wydaje mi się, czy uhosłeś? Och, ty niedobhy, zaszyłeś się w jakiejś nieznanej nikomu szkole, a ja naphawdę tęskniłem. Fhancja bez ciebie jest taka nudna.

- Jak zwykle niepoprawny. – Malfoy przewrócił oczami, lecz wyraźnie było widać, że cieszy się na widok przybysza. Odsunął się i wskazał na stojącego krok za nim Gryfona. – Pozwól, że przedstawię ci mojego męża, Harry'ego Pottera. Harry, to Fabien Alain de Parny.

- Och, Hahhy Poteh! To niesamowite szczęście, że mogę poznać tak słynną postać. Dhaco wiele mi o tobie opowiadał. – Brunet delikatnie potrząsnął dłonią Harry'ego, taksując go wzrokiem i uśmiechając się wesoło.

- Naprawdę? – Potter odwzajemnił uścisk, zapamiętując gładkość skóry Francuza. – To musiały być niezwykle pochlebne opinie – zakpił.

- Widzę, że dobrze znasz mojego Dhaco – Fabien roześmiał się głośno.

- Zaiste – wycedził przez zęby Gryfon. Mojego Dhaco, też coś!

- Koniecznie musimy pohozmawiać. – Francuz wydawał się nie słyszeć gniewu goszczącego w głosie Pottera. – Musisz mi zdhadzić wszystkie jego sekhety i oczywiście jakim jest kochankiem. – Mrugnął do zaskoczonego Gryfona, obejmując go ramieniem.

- Nie mów, że nie wiesz. – Harry spojrzał na niego ze zdziwieniem.

- Hahhy, Hahhy. – De Parny pokręcił głową. – Przyjaciel w łóżku to już nie przyjaciel. Nie wahto, nawet jeżeli jest tak piękny jak Dhaco.

- Fabien! – Malfoy spojrzał na bruneta w wyrzutem, strącając jego dłoń z pleców Pottera. – Nie wciągaj Harry'ego w swoje gierki.

- Zazdhośnik – Francuz prychnął i przeczesał upierścienionymi palcami swoje jedwabiste włosy. – A teraz, mój Hahhy, zaprowadź mnie do miejsca, gdzie gha muzyka, a wino leje się niczym ambrozja z kielicha nieskończoności. – Na powrót objął ramię Pottera, który tłumiąc histeryczny chichot, pociągnął go w kierunku wielkiej sali. – Czy wiesz, że gdy Dhaco miał piętnaście lat…

- Potter, cokolwiek powie, nie bierz tego dosłownie! – Malfoy z zaciętą miną dołączył do nich, postanawiając ani na moment nie spuszczać ich z oka.

- Odkhył piękno męskiego ciała w osobie mojego kuzyna? Niestety, Hene jest nieuleczalnym hetehykim, cóż za sthata. – Fabien zdawał się zupełnie nie przejmować gderaniem Draco, ciągnąc swoją opowieść.

- Powinienem był pamiętać, że jesteś całkowitym idiotą. Miałem jednak nadzieję, że z wiekiem dojrzałeś umysłowo. Nie chcę cię w zarządzie! Nawet nie myśl, że zostaniesz jednym ze sponsorów. – Ślizgon zrzędził, prawie depcząc im po piętach. – Harry, mnie słuchaj tego imbecyla! Mówię do ciebie!

- Lubię go – Potter wyszczerzył się szeroko. Pomimo pierwszego wrażenia, Francuz okazał się zabawnym i wesołym mężczyzną. Zbyt zniewieściały jak na gust Gryfona, jednak to zupełnie mu nie przeszkadzało, w końcu nie zamierzał spędzić z nim życia.

- Lubi mnie. – Fabien prychnął w kierunku blondyna. – Ma wspaniały gust, pothafi docenić humoh i dobhą zabawę, nie to co niektórzy. A tehaz, mój dhogi Hahhy, powiedz mi, czy ten cudowny blondyn stojący pod ścianą należy może do klubu wesołych gentelmanów? – Harry podążył za jego spojrzeniem i kącik jego ust uniósł się w dziwnym uśmiechu.

- Och, należy i koniecznie muszę ci go przedstawić – zamruczał cicho.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin