Rozdział 7.rtf

(17 KB) Pobierz

ROZDZIAŁ 7.

Minął miesiąc od śmierci Sary.  Nie cierpiałam już tak bardzo, ale jakaś cząstka mnie za nią tęskniła. Cząstka, która jest nazywana sercem.

Wróciłam do domu po pracy. Jeanette jak zwykle siedziała w kuchni, z której dobiegał jej płacz.

-Co się stało? –zapytałam podchodząc do niej bliżej i ujmując jej zimną dłoń w swoją.

-Nic. –pokręciła głową –Naprawdę nic.

-To czemu płaczesz? –zapytałam nie ukrywając swojego zdziwienia.

-Ze szczęścia Ash. Ze szczęścia. –uśmiechnęła się.

-Jak to…

-Dziecko rozwija się wspaniale. –pogładziła się po brzuchu, po którym można było stwierdzić, że nosi w sobie żywą istotę.

-To świetnie. –powiedziałam siadając obok niej.

Rozmawiałyśmy przez długi czas. Znów mówiła o swoich złych przeczuciach, co do mojego związku z Adrienem. Nie słuchałam jej wtedy, a może nie chciałam tego słyszeć. Jednak w nocy, gdy leżałam w łóżku, powoli próbowałam zrozumieć jej słowa. Ciągle twierdziłam, że ona nie może o tym wiedzieć, co się stanie. Czy coś się zmieni.

Następnego dnia, gdy byłam w pracy, przyszedł Adrien, uśmiechnięty od ucha do ucha. Pocałował mnie na przywitanie.

-Kochanie. –powiedział czule, spoglądając w moje oczy –Kocham cię.

-Ja ciebie też kocham.

Siedział przy mnie aż do godziny 18, czyli do końca pracy. Wracaliśmy do domu, gdy na mojej drodze stanęła Patricia.

-Hej. –powiedziała uśmiechając się sztucznie –Możemy porozmawiać?

Pokiwałam głową.

-Na osobności. –dodała, aż powiało grozą.

Odeszłam z nią wystarczająco daleko, by Adrien nas widział, ale nie słyszał o czym rozmawiamy.

-O co chodzi? –zapytałam obojętnie.

-O Daniela. –powiedziała smutno.

Zrobiłam minę naburmuszonego dziecka, czekając na wyjaśnienia. Dziewczyna podała mi małą karteczkę. Spojrzałam na nią. Było to USG, z jej imieniem i nazwiskiem.

-Zostawił mnie, gdy się dowiedział. –powiedziała, a po jej policzku zaczęły spływać łzy –Odszedł do innej.

-To samo zrobił z Jeanette. –powiedziałam spokojnie, oddając jej wyniki badań –Odszedł od niej, by być z tobą.

Patricia pokiwała głową, rozglądając się nerwowo po całym parku.

-Z tamtą będzie to samo. Też ją zostawi, gdy zajdzie w ciążę.

Nie mogłam w to uwierzyć. Przystojny facet, który wygląda na fajnego i  uczciwego, okazał się takim draniem.

-Postaram się coś wymyśleć. Porozmawiam z Xavierem, on na pewno wam pomoże. A teraz wiesz… -wskazałam głową na Adriena, który stał niepewnie kilkadziesiąt metrów dalej.

-Tak. Jasne. –uśmiechnęła się. –Do zobaczenia.

Odeszła. Podeszłam do Adriena i pocałowałam go w usta. Odwzajemnił mój pocałunek.

-O co chodziło? –zapytał, gdy oderwał swoje usta od moich.

-A takie tam przyjacielskie sprawy. –odparłam –To przyjaciółka Jeanette. Mam jej coś do przekazania. –dodałam, gdy zobaczyłam zdziwioną minę Adriena.

-Nie wierzę. –uśmiechnął się nonszalancko.

-To była dziewczyna Daniela. Zostawił ją, gdy się dowiedział, że jest w ciąży. Tak samo było z Jeanette. –mówiłam ze spuszczoną głową –Okłamał ją. Pierw chciał dziecka, a potem odszedł do niej. Kiedy Patricia zaszła, odszedł do kolejnej. –mówiłam, a w moich oczach błyszczały łzy, które zaraz potem wydobyły się na zewnątrz, spływając powoli po moich policzkach.

Nikt z nas już się nie odezwał. Szliśmy w ciszy. Śnieg całkowicie już stopniał, a na drzewach zaczynały pojawiać się pączki listków. Krokusy i przebiśniegi sprawiały, że jeszcze zmarznięta trawa wyglądała na świeższą.

Staliśmy przed moim domem, mocno w siebie wtuleni. Żadne z nas nie chciało wypuszczać tej drugiej osoby z ramion.

-Może wejdziesz na herbatę? –zapytałam.

-Nie dziękuję kochanie. –odpowiedział całując mnie w usta –Muszę jeszcze wstąpić do mamy do pracy i jej pomóc wypakować towar.

-Dobrze. Kocham cię. –pocałowałam go delikatnie w usta, a następnie nasze języki wirowały w namiętnym, a zarazem szalonym tańcu.

-Kocham cię. –wyszeptał mi do ucha, a następnie zaczął iść w tę stronę, z której przyszliśmy.

Weszłam cicho do domu. Zdziwił mnie widok stojącego Xaviera w kuchni. Rozmawiał z Jeanette.

-Muszę wam coś powiedzieć.

-Wiem. –powiedziała siostra –Chodzi ci o Patricie?

Pokiwałam głową siadając na krześle.

-Dzwoniła do mnie. –uśmiechnęła się.

-Właśnie omawialiśmy strategię. –zaśmiał się Xav –Ten sukinsyn pożałuje, że tak je potraktował. Założymy mu sprawę.

Rozmawialiśmy cały wieczór i całą noc. Dopiero nad ranem rozeszliśmy się do swoich pokoi, by się przespać. Każdej soboty chodziliśmy późno spać, by w niedziele móc poleniuchować. Przecież niedziela powinna od tego być. Jest dniem wolnym od pracy, więc trzeba korzystać z tego jednego dnia w tygodniu, by choć raz nie przejmować się nauką, studiami, czy też pracą. Zasnęłam dopiero koło godziny 8. Przespałam cały dzień i większość popołudnia.

Po obudzeniu spojrzałam na telefon, który cały czas wibrował, przypominając mi o nieodczytanej wiadomości.

Kocham Cię Kochanie Moje,

Najukochańsze Z Wszystkich Kochań

Na Świecie.

Uśmiechnęłam się sama do siebie i odpisałam.

Ja Ciebie też kocham

Byłam pewna swoich uczuć do Adriena. Byłam pewna, że on też to do mnie czuje. Nie wyobrażałam sobie tego sądnego dnia, o którym cały czas mówiła mi Jeanette. Nie mam pojęcia, co bym wtedy zrobiła. Nie wyobrażam sobie życia bez niego. Bez mojego skarba, który sprawił, że moje życie nabrało barw. Z każdego pochmurnego, szarego dnia zrobił słoneczny. Moje serce biło. Wcześniej umierało, ale gdy zjawił się on, zaczęło bić. Miało dla kogo.

I znów kolejny dzień, który przespałam dobiegł końca.  Pomimo przespania całej niedzieli, czułam zmęczenie. Zasnęłam w mgnieniu oka. Tym razem miałam inny sen, niż ten, który męczył mnie od jedenastu lat.

Stałam przed jakąś wielką kamienicą. Znałam to miejsce, ale za żadne skarby nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Ono nic mi nie przypominało, nie przywoływało żadnych wspomnień.  Powoli weszłam na klatkę schodową i zaczęłam wchodzić po schodach. Na piętrach nie było żadnych drzwi. Weszłam na ostatnie, czwarte piętro i ujrzałam stare, drewniane drzwi. Niepewnie nacisnęłam na klamkę. Były otwarte. Nieśmiało weszłam do środka. W przedpokoju walały się różne rzeczy. Ubrania, obrazy, zabawki. Wtedy ujrzałam dużego, białego misia. Takiego samego, którego trzymałam w dłoniach, kiedy stałam w drzwiach pokoju Cloe, gdy naciskała na spust przyłożonego do skroni pistoletu. Nazywałam go wtedy Dorian.  Nie mógł to być ten sam, gdyż ten Dorian z dzieciństwa nie miał oka. Miś, który leżał na podłodze był nowy. Podeszłam bliżej i podniosłam go. Wtedy cały pokój zaczął wirować. Gdy wszystko stanęło w miejscu spojrzałam na misia. Był stary, brudny i… bez oka. Wystraszona szybko wypuściłam go z rąk. Powoli zaczęłam się cofać. Spoglądałam cały czas przed siebie. Tam, gdzie powinny być drzwi, próbowałam znaleźć klamkę. Nie było jej. Odwróciłam się w stronę drzwi, ale ich nie było. Przede mną stała wielka, betonowa ściana. Światło w pokoju powoli zaczynało zanikać. Odwróciłam się w stronę pokoju. Zniknęły okna. W ów pokoju panował już półmrok. Robiło się coraz ciemniej, aż w końcu zrobiło się całkowicie ciemno. Wtedy w salonie zapaliła się świeczka. Czarny pokój był oświetlony tylko przez nią, dając wokół pomarańczowy odcień płomienia. Zaczęłam krzyczeć. Nikt nie słyszał mojego krzyku, wołania i płaczu. Był to martwy krzyk, który roznosił się po całym mieszkaniu, odbijał się od ciemnych ścian i ponownie do mnie wracał. Nie miałam drogi ucieczki. Zaczęłam szczypać się po całym ciele, z nadzieją, że się obudzę. Nie pomogło. Nie mogłam się obudzić. Miałam spędzić w tym śnie tyle czasu, ile było mi dane.  Zrezygnowana osunęłam się po ścianie na ziemię. Podkuliłam nogi i objęłam je ramieniem. Głowę schowałam pomiędzy kolana. Siedziałam tak dość długo, do czasu, gdy poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Powoli podniosłam głowę i spojrzałam na tajemniczą osobę. Zaparło mi dech w piersiach. Moim oczom ukazała się uśmiechnięta twarz Cloe. Podała mi rękę i pomogła mi wstać. Uśmiechała się do mnie.

-Cloe? –zapytałam

Pokiwała tylko głową i zaczęła się dźwięcznie śmiać. Jej śmiech rozchodził się po całym mieszkaniu, nadając mu kolor. Po kilku sekundach wszystko było jasne i kolorowe. Nawet miś znów był nowy. Cloe chwyciła mnie za rękę i zaczęła prowadzić do pokoju. Posłusznie za nią poszłam. Zatrzymała się przy białych drzwiach. Weszła do pokoju, zamykając je za sobą. Niepewnie otworzyłam drzwi i zobaczyłam zakrwawione ciało Cloe. Tak jak wtedy. Szybko się odwróciłam. Chciałam stąd uciec. Poczułam, jak moje ciało stawia opór. Spojrzałam na mężczyznę.

-Adrien?- nie mogłam uwierzyć własnym oczom.

Tak jak Cloe nic nie powiedział, tylko pokiwał głową i przytulił mnie mocno. Głaskał mnie po włosach, zatapiając w nich swoją twarz. Poczułam się jakoś dziwnie. Odsunęłam się, by spojrzeć w jego piękne, niebieskie oczy. Na moich ustach cisnął się krzyk. Chciałam krzyknąć, ale nie mogłam. Chciałam się wyrwać, ale on mi nie pozwalał. Zamiast mojego chłopaka stał mój ojciec. Patrzył na mnie dziwnie. Powoli odsunął ramiączka sukienki, w której byłam, odsłaniając moje nagie ramiona. Udało mi się wyrwać z jego objęć. Skierowałam się w stronę drzwi. Były. Stanęłam w nich i niepewnie obejrzałam się za siebie. Nie było go. W tym samym miejscu znów stał Adrien, z głową spuszczoną do dołu, a po jego policzkach spływały wielkie łzy.

***

Obudziłam się cała mokra od potu. Nie wiedziałam, czy mam krzyczeć, czy też nie. Mimo tego, że chciałam krzyknąć, nie mogłam.  Leżałam na łóżku cała roztrzęsiona. Usłyszałam skrzypnięcie krzesła w moim pokoju, aż podskoczyłam. Spojrzałam w miejsce, z którego dobiegał dźwięk. Jeanette powoli wstała i podeszła w moją stronę. Usiadła na łóżku i pogłaskała mnie po włosach.

-Przepraszam. –powiedziała zaspanym głosem –Nie chciałam cię wystraszyć.

-Nie szkodzi. –odparłam przeciągając się na łóżku.

Siostra złapała moją rękę i przyłożyła ją do swojego brzucha. Uśmiechnęła się.

-Kopie. –powiedziałam z uśmiechem.

-Całą noc kopało. –uśmiechnęła się –Nie dało mi spać.

Rozmawiałyśmy o tym przez całe pół godziny. Kolejne pół, opowiadałam jej swój sen.

-Czy wiesz co to może znaczyć? –zapytałam, gdy skończyłam opowiadać.

-Nie mam pojęcia. –odparła i wstała z łóżka –Wstawaj, bo do pracy się spóźnisz. –uśmiechnęła się i wyszła.

Nawet ona nie wiedziała co czuję. Nie mogła wiedzieć. Nigdy nie była w takiej sytuacji. Rozumiała, ale nie czuła.

Wstałam z łóżka i przygotowałam się do pracy. Miałam już wychodzić, gdy odezwała się Jeanette, która właśnie siedziała w kuchni.

-Nie zrób nic głupiego. –zaśmiała się.

-A niby co mam zrobić? –zapytałam, ale zamiast odpowiedzi usłyszałam tylko jej śmiech.

Przez całą drogę zastanawiałam się co miała na myśli. „Nie zrób nic głupiego”? Czyżby to miało coś wspólnego z jej złym przeczuciem? –pytałam samą siebie. Jedynie odpowiadało mi moje serce, które to raz przyspieszało, a raz biło w normalnym tempie.

Weszłam do baru, modląc się, by dzisiaj ojciec nie przyszedł. Nie wiem, czy dałabym sobie radę wiedząc, co próbował znów mi zrobić. Mimo, że to był tylko sen, czułam do niego obrzydzenie, które czułam od tego czasu, kiedy zrobił to pierwszy raz.

Całe popołudnie byłam roztrzepana. Przypominałam sobie swój dzisiejszy sen, próbując zrozumieć, co wspólnego ma mój ojciec z Adrienem.  Przez cały ten czas czułam jak mnie dotyka. Jak ściąga ze mnie sukienkę.

Odtrąciłam od siebie te myśli i spojrzałam na ukochanego, który właśnie wszedł do baru. Pocałował mnie namiętnie, a ja odwzajemniłam ten pocałunek. Gdy skończyłam pracę poszliśmy się przejść do parku. Od kilku dni zastanawiałam się, czy powiedzieć mu prawdę. Dzisiejszego dnia ta myśl stawała się coraz silniejsza. Jakiś głos wewnątrz mnie kazał mu o tym powiedzieć. Opowiedzieć o mojej siostrze i cierpieniu. O moim bólu, jaki wtedy czułam.  Obeszliśmy cały park dokoła, ale ja nie odezwałam się na ten temat. Jeden głos kazał mi o tym wspomnieć, a drugi kategorycznie tego zabraniał. W mojej głowie toczyła się wielka bitwa. Pomiędzy dobrem, a złem. Cierpiałam z tego powodu, bo nie wiedziałam co jest dobre, a co złe.

Adrien nie zauważył toczącej się w mojej duszy bitwy. Przytulił mnie mocno do siebie i wyszeptał słowa, po których poczułam się lepiej. Zawsze czułam to szczęście, gdy mówił  „Kocham cię”.

Zaczęliśmy powoli wracać. Szliśmy w stronę mojego domu. Nie wiem co go natknęło, ale przechodziliśmy koło tego sklepu, w którym widziałam swojego ojca. Wtedy wyszła kobieta, którą też wtedy widziałam.

-Kochanie to moja mama. –powiedział Adrien i objął mnie mocno ramieniem –Mamo, to Ashley, moja dziewczyna.

-Miło mi cię poznać. –odezwała się kobieta.

Chwilę później ze sklepu wyszedł on. Spojrzał na mnie dziwnie. Uśmiechnął się, gdy rozpoznał we mnie tę dziewczynę, którą zaczepił, uważając ją za swoją córkę. Podszedł do kobiety i ją objął.

-Kochanie.- powiedział Adrien, spoglądając na niego i zwalniając uścisk –To mój ojciec…

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin