Niezwykła propozycja- Rozdział 5.docx

(36 KB) Pobierz

ROZDZIAŁ PIĄTY

 

Laurent Myalls pojawił sie niedługo po wyjściu Alice. Bella

dostrzegła jego powłóczyste, oceniające spojrzenie, które trochę ja zaniepokoiło.

- Wyglądasz uroczo. - Ujął jej dłoń i przytrzymał odrobinę za długo. -

Szczęściarz z tego Edwarda.

- Idziemy? - zapytała, biorąc kremowa róże, która przysłali z kwiaciarni

tuż przed przybyciem Laurenta.

Zeszli schodami do miejsca, gdzie czekał na nich biały mercedes. Po

drodze Bella uśmiechała sie nieśmiało do obsługi hotelowej, a kiedy już

znalazła sie w luksusowym wnętrzu auta, nie mogła przestać sie zastanawiać,

czy wszystkie panny młode ogarnia przed ślubem paniczny strach.

Świeże wiosenne powietrze ukoiło jej nerwy, kiedy dotarli do

Botanice Garden. Delikatna bryza wiejąca od nabrzeża unosiła jej włosy i

dodawała koloru policzkom, kiedy szła z Laurentem w kierunku małej grupy

gości.

Natychmiast rozpoznała Edwarda w grafitowym garniturze, białej

koszuli i jedwabnym krawacie. Sprawiał wrażenie dumnego pana młodego. Ich

spojrzenia spotkały sie, kiedy podeszła bliżej. W jego oczach dostrzegła

satysfakcje, jak gdyby gratulował sobie udanej zemsty. Zacisnęła zęby i ujęła

jego rękę. Starała sie nie słuchać słów przysięgi. Wciąż powtarzała sobie, że

robi to wszystko, żeby ratować brata, ale kiedy Edward wsunął jej na palec

złota obrączkę, poczuła sie tak, jak gdyby wydarzyło sie miedzy nimi cos

ważnego. Kiedy pochylił głowę, zamknęła oczy, czując, jak jego oddech pięści

jej usta, jeszcze zanim ja pocałował. Wiedziała, że on gra, ale w jej pocałunku

nie było nic udawanego. Zastanawiała sie, czy o tym wiedział.

- Ogłaszam was mężem i żona - ogłosił mistrz ceremonii.

Nieliczni goście zaczęli głośno wiwatować, a Bella dała sie ponieść

ich entuzjazmowi i uśmiechała sie szeroko, kiedy zaczęły błyskać flesze.

- Pięknie wyglądasz - szepnął jej do ucha Edward.

- Martwiłeś sie, żedzie inaczej? - zapytała z błyskiem w oku.

Spojrzał na jej dekolt, zanim na powrót odszukał wzrokiem jej twarz.

- Z pewnością ten materiał marnował sie, zasłaniając okno. - Uśmiechnął

sie leniwie. - I zaczynam myśleć, że marnuje sie, zasłaniając twoje ciało.

Nie była pewna, co odpowiedzieć. Chciała wysmiac jego kokieteryjny

komentarz, uznając, że każdej kobiecie mówi takie rzeczy, ale wolała wierzyć,

że naprawdę tak myśli.

- Chodź. - Wziął ja za rękę i poprowadził w stronę fotografa. - Musimy

zrobić sobie kilka zdjęć, zanim szampan zacznie lać sie strumieniami.

Bella zmusiła sie do uśmiechu, pozując przed obiektywem. Starała

sie ze wszystkich sił wyglądać na szczęśliwa pannę młoda, chociaż w środku

narastał w niej niepokój. Po zakończonej sesji zdjęciowej Edward

poprowadził ja w stronę samochodów zaparkowanych przed Opera House.

Przyjecie odbyło sie w luksusowych wnętrzach Cullen Park

Hotel. Jak tylko weszli do pięknie udekorowanej sali, stało sie jasne, że

nie oszczędzano podczas przygotowań, troszcząc sie jedynie o to, by ten dzień

na długo zapisał sie w pamięci zaproszonych gości. Edward podał jej

szampana, a kiedy delikatnie stuknęli sie kieliszkami, spojrzał na nią tak, że

ugięły się pod nią nogi.

- Za owocny związek - wzniósł toast.

Laurent Myalls podszedł do nich, trzymając w reku prawie pusta

szklaneczkę whisky. Uśmiechał sie, ale jego zimne niebieskie oczy były

pozbawione emocji.

- Gratulacje - powiedział, wbijając wzrok w dekolt Bella. - Planujecie

podróż poślubna?

- Nie...

- Oczywiście - przerwał jej Edward. - Wyjeżdżamy zaraz po przyjęciu.

Przekazałem szczegóły sekretarce.

Bella była prawie pewna, że ta wiadomość zbiła Laurenta z tropu i

że nie znał wcześniej planów szefa. Sama czuła sie trochę zirytowana. Jak śmiał

zabierać ja w podróż poślubna, nie konsultując tego z nią? Zaczekała, aż Laurent

odejdzie na bezpieczna odległość.

- Jak ty to sobie wyobrażasz? Nawet nie jestem spakowana - syknęła

możliwie jak najciszej. - Poza tym myślałam, że to tylko interes.

- Bo to jest interes - odparł gładko.

- Ale ja nie chce jechać z tobą w podróż poślubną. Po chwili spojrzał na

nią tak, jak gdyby nie miał pojęcia, w jaki sposób znalazła sie przy jego boku.

- Wybacz, proszę. Musze cos załatwić.

Nie miała szansy odpowiedzieć, ponieważ już go nie było. Nie wiedząc,

co począć, odwróciła sie i uśmiechnęła do kobiety, która zmierzała w jej stronę.

- Witaj, Bella- przywitała sie starsza kobieta, biorąc ja za rękę. -

Nazywam sie Esme Masen. Chciałam cie poznać od pierwszej chwili, gdy

Edward wyznał mi, że poznał kobietę ze swoich snów.

Bella nie mogła sobie wyobrazić, żeby Edward mówił o niej w taki

sposób. Bardziej byłaby skłonna uwierzyć, że porównał ja do sennego koszmaru.

- Bardzo mi miło - odparła, potrząsając ręką kobiety. - Od dawna znasz

Edwarda?

- Od zawsze. - Esme uśmiechnęła sie skromnie. - Razem sie

wychowywaliśmy. Jesteśmy kuzynostwem.

- Nie wiedziałam.

- Edward nie lubi rozmawiać o rodzinie - kontynuowała Esme. -

Rozwód jego rodziców bardzo go dotknął. Był wtedy bardzo młody. Moi

rodzice i ja byliśmy jego druga rodzina w tych trudnych chwilach.

Bella nie była pewna, co odpowiedzieć. Nie chciała, żeby kuzynka

Edwarda pomyślała, że ona nic nie wie o życiu swojego męża, ale z drugiej

strony tak bardzo chciała dowiedzieć sie czegoś więcej.

- Nie mięliśmy zbyt wiele czasu na rozmowę o naszych rodzinach -

zaryzykowała.

Esme roześmiała sie rozbawiona.

- Taki szalony romans, co? Ale przecież twój ojciec pracował dla niego

przez lata. Mam racje?

- Tak.

- I masz młodszego brata?

- Tak. Aktualnie... pracuje w innym stanie.

- Tak? Gdzie?

Bella zachowała sie bardzo głupio, dając sie złapać w tak ostrożnie

zastawiana pułapkę. Nie miała pojęcia, czy Edward poprosił kuzynkę, żeby

wypytała ja o Jacoba, ale nie miała zamiaru ryzykować, bez względu na to, jak

miła wydawała sie Esme.

- Nie jestem pewna - odparła, ważąc słowa. - Często sie przenosi. Wiesz,

jak to jest z młodymi ludźmi.

- O, tak - odparła Esme cierpko. - Sama mam dwóch synów, jeden ma

dziewiętnaście, drugi - dwadzieścia jeden lat. Nigdy sie przy nich nie nudzę.

Bella wypiła szampana, mając nadzieje, że rozmowa zboczy na inny

tor.

- Cieszę sie, że Edward odzyskał zdrowy rozsadek i ustatkował sie -

wyznała Esme po chwili. - Zbyt długo sie bawił. Najwyższy czas, żeby spłodził

synów, którzy przejęliby po nim nazwisko.

- Nie rozmawialiśmy jeszcze o dzieciach - wyjaśniła Bella, mając

nadzieje, że sie nie czerwieni.

- Nie zwlekajcie zbyt długo. Edward ma prawie trzydzieści piec lat.

Potrzebuje mocnych argumentów, żeby wracać do domu. A szczęśliwy dom

może zdziałać cuda.

- Postaram się. - Bella uciekła wzrokiem od swojej rozmówczyni.

- Pewnie słyszałaś o jego związku z Jessicą Stanley - dodała Esme po

chwili. - Na twoim miejscu wcale bym sie nią nie przejmowała. Jessica wie, na

czym najwięcej skorzysta. Jej były maż, Mike, obserwuje każdy jej ruch.

Nigdy nie powinna była sie z nim rozwodzić. Grecy maja bardzo silny instynkt

terytorialny, kiedy w grę wchodzą ich żony. Pewnie o tym słyszałaś?

- Obiło mi sie o uszy.

- Nie rób takiej przerażonej miny. - Esme uśmiechnęła sie do niej

uspokajająco. - Jestem pewna, że Edward nie będzie dla ciebie zbyt surowy.

- Będę sie musiała bardzo starać, żeby zachowywać sie, jak należy.

- Umrzesz z nudów - ostrzegła ja Esme. - Trzymaj go w niepewności tak

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin