Ciupaga.rtf

(221 KB) Pobierz
C i u p a g a

C i u p a g a

 

 

Agata i Piotr szli ścieżką wijącą się wzdłuż leniwej wątłej rzeczki. W młodych oczach uchodziliby za ludzi starszych, może nawet starych. We własnych – byli co najwyżej dojrzali. Zgadzali się też na oględne określenie “ w sile wieku”.

Kobieta mogła być całkowicie zadowolona ze swojej doskonałej sylwetki o idealnych proporcjach, czarujących krągłościach bioder i biustu, bez jednego zbędnego kilograma. Jasna opalenizna twarzy harmonizowała z nie dającym się określić zielonkawym kolorem oczu. Złotawo połyskujące, gładkie włosy nie zasłaniały wysokiego, pięknie sklepionego czoła.

Piotr zerkał na swoją dziewczynę – jak ją nazywał bez względu na upływ lat – z nie-ustającym podziwem i dumą. Ale i ona nie potrzebowała wstydzić się swojego towarzysza. Był wyższy od niej o pół głowy, zdobnej w  nieomal kompletne jeszcze owłosienie, gdzieniegdzie tylko przyprószone srebrnymi kosmykami. Młodą, gładką twarz wolał jednak do zdjęć pokazywać raczej en face niż z profilu – ze względu na nos – zbyt ostry nieco. Trzymał się prosto i nie obawiał się stawać na wadze. Robił to zre­sztą często i często odmawiał sobie drugiej bułeczki przy śniadaniu albo większego kawałka ciasta do kawy.

Przechodzili u podnóża kopca usypanego z powojennego miejskiego gruzu, z długim łagodnie pochylonym grzbietem służącym dzieciom w zimie jako tor saneczkowy. Nasunęło im się widocznie to samo wspomnienie, bo spojrzeli na siebie z uśmiechem, a kobieta opuściła oczy, zawstydzona jakby.

Zagłębili się w zagajniku. W bardzo odległej przeszłości była to część cmentarza – teraz coś w rodzaju dzikiego parku. Kręte alejki z ocalałymi gdzieniegdzie starymi ławkami, zarośla z ustronnymi trawiastymi polankami – wszystko to sprawiało, że teren był ulubionym miejscem miłosnych schadzek.

Było ciepłe słoneczne popołudnie wczesnej, łagodnej jesieni. Pod rozłożystym klonem podnieśli kilka dużych, lśniących liści o wspaniałych barwach – od nasyconej żółcią zieleni, poprzez złocistą czerwień po rdzawe i ciemne odcienie brązu.

Przewędrowali kilka alejek wokół swojego stałego, ulubionego miejsca; nie zauważyli nikogo. Milcząca umowa mieszkańców nakazywała nie nadużywać parku dla zwykłych spacerów, szczególnie, kiedy pora dnia i pogoda wskazywały na możliwość wzmożonego zainteresowanie ze strony par spragnionych samotności we dwoje, w jakimś ustronnym zakątku.

Zatrzymali się przy ławce ustawionej w niszy z wybujałych gęstych krzewów, które prawdopodobnie kiedyś tworzyły elegancko przystrzyżony żywopłot.

    Oho! — odezwała się kobieta, kiedy Piotr sadowił się po jej prawej stronie; pod-sunęła mu troskliwie narożnik dużej chusty z cienkiej wełny w tureckie wzory.

    Co znaczy to “O ho”?

    Nic, nic. Później może ci powiem.

    Tajemnica? A może to miejsce coś ci przypomina?

    Co mi ma przypominać?... Aha! Prawda! Kiedy tu byliśmy ostatnio, zaczęło kro-pić — udawała, że nie rozumie aluzji do licznych i gorących uczt miłosnych, które tu urządzali. — Ale ty – zamiast parasola – wziąłeś tę swoją ciupagę — wskazała na laskę, którą mężczyzna trzymał między kolanami.

    Po co ty ją właściwie nosisz? Przecież nie utykasz. Nikt teraz nie chodzi z laską, chyba że chodzi o lasce.

    Sam nie wiem. Może z nią czuję się lepiej uzbrojony na wypadek, gdyby w tej dzikiej głuszy przyszło mi ciebie bronić przed stadem wilków? Albo wampirem Drakulą?

    Nie strasz, nie strasz! I tak się nie boję.

Kobieta przytuliła się jednak do jego boku. Otoczył ją opiekuńczo ramieniem i przygarnął. Lubili wplatać w treść rozmowy pieszczotliwe gesty, a rozmowę prowadzić tak, aby do czułych gestów dawała okazję i pretekst.

    Laski były w modzie przez całe stulecia. Musiało to mieć jakieś praktyczne uzasadnienie. Może trzeba było opędzać się przed uliczną łobuzerią? Albo wałęsającymi się bezpańskimi psami?

    Pamiętasz może? — ciągnął — Kiedy byliśmy dziećmi, góralskie laseczki sprzedawano masowo jako pamiątki wczasowe. Niektórzy ozdabiali je blaszkami z herbami zwiedzanych miejscowości.

    Ja zbierałam pocztówki. Ale pamiętam. Czy to z tamtych czasów, ta ciupaga?

    Tak. Odkryłem ją niedawno w rupieciach. Pamiętam, że marzyła mi się wtedy inna. Taka prawdziwa, góralska, z metalowym ostrzem. Ale była za droga. To były bardzo ciężkie czasy.

    A później? Kiedy już pracowałeś, zarabiałeś? Dlaczego nie spełniłeś sobie skromnej w końcu zachcianki?

    Czy ja wiem? Pewnie się nad tym nie zastanawiałem; chodziło w końcu o błahy drobiazg, o laskę. Ale można to pytanie uogólnić: dlaczego czasem nie korzystamy z możliwości spełnienia wcześniejszych życzeń, pragnień, marzeń? Może podświadomie obawiamy się rozczarowania? Może nie chciałem przekonać się, że efektowne ostrze siekierki to nie szlachetna stal, lecz aluminiowa namiastka? A może lubimy mieć niespełnione marzenia, bo z nimi życie ciekawsze i bogatsze w nadzieje? Coś w rodzaju odkładania deseru na później, na koniec... Może hodujemy i pielęgnujemy dawniejsze pragnienia, kiedy nie przybywa nam świeżych? Szczęście nie polega na posiadaniu, tylko na zdobywaniu i osiąganiu.

    Największe z moich marzeń jednak mi się spełniło! — mówił dalej; tkliwie spojrzał na swoją towarzyszkę i przycisnął ją mocniej do siebie. — Mam ciebie, Aguś!

    Uroczo to powiedziałeś, Piotr. Jak gdybyś mi ofiarował... bukiecik fiołków! Jesteś wspaniały, wiesz?

    Cicho! Wiem! A ty – po to z pewnością, aby szczęście moje nie ustawało – każesz mi się zdobywać wciąż od nowa, za każdym razem od nowa.

    Przejrzałeś mnie jak zwykle! Musisz jednak przyznać, że mojemu zdobywcy nie stawiam zbyt trudnych przeszkód, prawda?

Piotr odłożył na bok temat rozmowy – drewnianą ciupagę. Ujął dłonią twarz Agaty, zwrócił ku sobie i ucałował miękkie, rozchylone, różowe, nie zeszpecone szminką wargi. Posłusznie przymknęła oczy i oddała mu pocałunek. Wsunęła rękę pod rozpiętą wiatrówkę; wyczuła przyspieszone bicie jego serca.

Ręka Piotra zsunęła się na obcisły sweter Agaty. Z lubością dotykał niezbyt okazałych, lecz pełnych i jędrnych piersi.

    Są prześliczne! Uwielbiam je, wiesz? One są cudowne! Nawet przez ten sweter! Pewnie nawet przez grube futro wyczułbym, jak są cudowne!

    Dziękujemy ci niniejszym za komplement – one obie i ja. A co do futra – chętnie pozwolę ci sprawdzić! Musisz mi je tylko kupić, bo nie mam! — zareagowała przyto­mnie. — Moich piersi nie potrzebujemy się wstydzić, to prawda. I to twoja zasługa!...

    Myślałem, że to zasługa twoich genów?...

    Geny swoją drogą, naturalnie. Ale nie tylko! Pewnego dnia, bardzo dawno temu, wybraliśmy się na rowerach na spacer i wylądowaliśmy jak zwykle w zaroślach. Zdjąłeś ze mnie staniczek, długo pieściłeś i całowałeś... to, co pod nim znalazłeś...

    Pamiętam. Nie było tego wiele: małe twarde jabłuszka z małymi malinkami... Ale co za smak! Wspaniałości! Delicje!...

    Wcześniej zajmowałeś się moimi pagóreczkami, i owszem, ale tak pobieżnie raczej, twoje dłonie wpadały na krótko, po drodze; spieszno im było w inne, bardziej dolinne regiony... Wtedy pierwszy raz poświęciłeś im tyle specjalnej uwagi i tak już zostało! Dzięki temu zdrowo rosły i dojrzewały pod twoim pańskim okiem. Wtedy też namówiłeś mnie, żebym nie nosiła biustonosza, przekonywałeś że w ten sposób po-mogę moim piersiom zachować formę. A tak nawiasem – tego staniczka nie oddałeś mi już nigdy...

    Wiem. Mam go wśród moich najtajniejszych pamiątek i skarbów! Obiecałaś, że nie będziesz tego nosiła...

    Nie dotrzymałam tej obietnicy, to prawda. Ale bardzo często dotrzymywałam! Rzadko przecież musiałeś walczyć z różnymi guziczkami i haczykami. Czy nie tak?

    Nie narzekam. Rzeczywiście nieczęsto. Poza tym – chętnie narażam się na trudy i niebezpieczeństwa takiej akurat walki. Swoją drogą, wynalazcy zapięć wkładają wiele wysiłku i pomysłowości w to, aby nam utrudnić ich forsowanie. Strażnicy cnoty czy co? Podejrzewam zresztą, że nie zakładałaś tego pancerza, kiedy spodziewałaś się, że będzie ci... to znaczy mnie... no, że będzie nam obojgu zawadzał!

    Cicho! Nie przyprawiaj dziewczyny o wstyd. Że też niczego ukryć przed tobą nie potrafię! Twoje zainteresowanie dowodzi, że rację mają dziewczęta i kobiety, przywiązując tak ogromną wagę do swego biustu.

    Czasem do przesady. Kiedy wtykają sobie do stanika watę, gąbkę czy inne rusztowania – to jest tylko śmieszne, ale kiedy operacyjnie każą wprawiać sobie worki z silikonem, to już zakrawa na głupotę!

    Bywa jeszcze gorzej, kiedy w trosce o urodę nie pozwalają sobie odjąć piersi zagrożonej nowotworem. Ale to także wasza wina, wina mężczyzn zaglądających głodnym wzrokiem w nasze dekolty. Czy zastanawiałeś się, skąd bierze się wasza fascynacja damskim biustem? I jeszcze coś: czy jego uroda ma istotnie tak wielkie znaczenie dla mężczyzny?

    Powoli, po kolei! A po co są te dekolty, jeśli nie po to, aby kusić i wabić?... Nie zastanawiałem się specjalnie nad powodem męskiej fascynacji kobiecymi piersiami. Pewnie znów geny. Może to jakieś echo z czasów niemowlęctwa? A na pewno wynik tradycji utrwalonej w obyczaju, w kulturze, ciekawość i apetyt na zakazane owoce... A co do urody... Bywają piersi tak piękne, że wrażenie erotyczne schodzi na dalszy plan. Dla podniety zmysłowej uroda – że tak powiem optyczna, malarska – ma mniejsze znaczenie. Powiedz mi, Aga, czy dla kobiety jej pierś jest źródłem jakichś szczelnych doznań – kiedy dotyka jej mężczyzna?

Agata spojrzała na swego mężczyznę z  niekłamanym zdumieniem.

    Piotr! Ty tego naprawdę nie wiesz czy tylko udajesz, bo chcesz posłuchać miłych słów o męskich karesach!?

    Śmiem być pewny, że moje pieszczoty nie sprawiają ci przykrości. To jasne. Ale czy odczuwasz przy nich głównie przyjemność fizycznego dotyku, czy też jest to coś... bardziej psychicznego, emocjonalnego?

    Jedno i drugie, mój chłopcze. Doznania fizyczne nie są, oczywiście, tak intensywne jak te, których dostarcza... no wiesz, to maleństwo – tam, niżej. Ale jest to wielka, wielka przyjemność – przy każdym dotknięciu: od delikatnego muśnięcia do graniczącego z bólem brutalnego niemal ściskania. To o bólu wiem tylko teoretycznie, bo ty jesteś niezwykle delikatny. Może to geny tak zarządzają nami i po to obdarowują kobiety tym rodzajem przyjemności, aby je zachęcić do karmienia osesków, co jak wiadomo, sprzyja zachowaniu gatunku.

    Tak, to jest bardzo przekonujące. Natomiast doznania psychiczne mogę sobie łat-wiej wytłumaczyć. Po stronie mężczyzny jest to radość i triumf zdobywcy, satysfakcja z objęcia w posiadanie zakazanych rewirów, rozumiesz mnie, prawda?

    Rozumiem doskonale! Kiedy ćwierć wieku temu, tu niedaleko, pod kopcem, na sankach przestałam bronić przed tobą moich dziewiczych piersiątek, wtedy czułam, że pada ważna linia obrony szanującej swoją osobę dziewczyny, że poddaję się i oddaję w twoje ręce! Wykorzystałeś to niecnie i wziąłeś szturmem w posiadanie nie tylko cycuszki! Mogę ci dzisiaj wyznać, że pod warstwą dziewczyńskiego lęku, w głębi serca bardzo chciałam być zdobyta, poddać ci się i... i oddać... I byłam niezmiernie szczęśliwa, że mogę dać ci to poczucie triumfu, o którym mówisz.

Ostatnie słowa wypowiedziała cichutko i przycisnęła do piersi jego ręce. Wspomnienie zimowego wieczoru i bliskość ciała kobiety podniecały Piotra, wzbudzały pożąda-nie. Jego ręka powędrowała na zwarte uda splecionych nóg Agaty.

    Piotr! Co ty! Zobaczy nas ktoś i co sobie pomyśli!

Agata oderwała głowę od jego ramienia i rozejrzała się płochliwie na wszystkie strony. Kiedy znów się do niego przytuliła, jej uda były już lekko rozchylone, zapewne przypadkowo. Uśmiechnął się na te niewinne kobiece gierki, a ona zauważyła i domyśliła się powodu łobuzerskiego uśmiechu.

    Nie śmiej się, rozpustniku, ze skromnej dziewczyny! Wolałbyś, żeby za pierwszym dotknięciem wyskoczyła z majteczek i zrobiła szpagat otwierając na oścież bramy swojego ciała na twoje przyjęcie? Czy nie przyjemniej, kiedy zaprasza cię dyskretnie przez uchyloną furteczkę?

    Przyjemnie! I jak! Ale być czasem oczekiwanym w otwartej bramie – to także radość, od której w głowie się kręci!

    Zapukaj do tej bramy, kiedy będziemy w domu – sami i spokojni, że nikt obcy w te wrota nie zajrzy i w szkodę ci nie wejdzie!

Piotr chwilę przez tkaniny ubioru gładził piersi, brzuch i uda Agaty, zanim delikatnie wsunął rękę pod spódnicę. Dziwnym zbiegiem okoliczności jego dziewczyna nie była ani w spodniach, ani w obcisłej sukni, lecz w kraciastej spódnicy “ze skosu” układającej się w łagodne sute fałdy. Gładkie pończochy utrzymywały się na nogach bez podwiązek, dzięki koronkowym elastycznym ściągaczom nad kolanami. Majtki były w istocie luźną spódniczką, ledwie przedzieloną na dwie obszerne nogawki wąskim paseczkiem po środku. Piotr znów nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.

    Śmiej się, śmiej! Nie wiem, czy byłbyś tak rad i wesół, gdybyś musiał wydłubywać mnie z grubych prążkowanych rajstop i barchanowych majtasów po kolana. Pewnie wracałabym wtedy z randki z nienaruszoną cnotą. Biedne dziewczyny nie znają dnia ani godziny, jak wiesz. Zawsze muszą liczyć się z najgorszym i tak się ubierać, aby chłopcu apetyt nie przeszedł w najgorętszym momencie.

    Liczyć się z najgorszym, powiadasz? — zagadnął zaczepnie Piotr. — Wnosisz skargę? Mam uszanować twoją niewinność i poprzestać na ucałowaniu dłoni? — zaglądając Agacie zalotnie w oczy, rzeczywiście podniósł do ust i ucałował jej rękę.

    Nie, nie! Tylko nie to! Niech już ją stracę – tę niewinność! Oddaję się razem z nią w twoje ręce!

    To wspaniały dar! Nie godzi się, abym i ja czegoś nie oddał w twoje ręce. Co by to mogło być? Niech no pomyślę... — mówiąc to Piotr, zapewne zupełnie bezwiednie, opuścił jej rękę na swoje kolana.

Agata wtuliła twarz w jego kołnierz. Zwróciła się przy tym w jego stronę, szerzej rozchyliła kolana i przesunęła się do przodu tak, aby krawędź ławki nie utrudniała mu dostępu do jej ciała.

    Nie trudź głowy. Właśnie znalazłam sobie sama! — wyszeptała mu do ucha.

Uchwyciła fałd na spodniach Piotra i poczęła go delikatnie, rytmicznie ugniatać. W jej dłoni zawartość fałdu rosła i prężyła się.

Przestali żartować; przyspieszone oddechy towarzyszyły coraz bardziej intensywnym pieszczotom. Piotr gładził ciepłą gładką skórę brzucha. Kobieta rozpięła spódnicę, tak że mógł pod nią sięgać hen wysoko, aż po piersi.

Wplątywał palce we włosy na podbrzuszu, sięgał dłonią do fałdów skóry osłaniających wejście do jej ciała. Wkrótce wałeczki i listki warg zwilgotniały pod jego dotykiem. Rozchylił je i z lubością wodził palcami po śliskich nierównościach.

    Rób, rób jeszcze! – zachęcała gorącym szeptem. – Łechtaj, łechtaj! Wiesz gdzie! I wszystko razem też! Tak! Ooo! Jak dobrze! Jeszcze, jeszcze!...

Agata jeszcze szerzej rozwarła uda i drobnymi rytmicznymi ruchami bioder potęgo-wała rozkosz pieszczot. W jej oddechu pojawił się tak dobrze mu znany zapach pod-nieconej kobiety.

    Piotr, Piotr! Ja... już... Aaach! — głębokim westchnieniem powitała ogarniającą ją rozkosz i wstrząsana dreszczem przywarła do Piotra.

Całował ją łagodnie, tkliwie, aby wybrzmiało jej uniesienie. Ale wkrótce jego pocałunki stały się bardziej namiętne; językiem rozsuwał jej wargi, wchodził do ust...

Aga osunęła się na kolana między nogami Piotra. Rozpięła mu spodnie, wydobyła wyprężonego członka i wzięła go w usta. Wodziła wargami po jego fałdach, łaskotała językiem dobrze znane najwrażliwsze, najczulsze miejsca. Dłońmi pieściła jądra; wiedziała, jak przepadał za tą pieszczotą.

    Aguś! Aga!... — zawołał cicho Piotr czując zbliżanie się wytrysku i przytrzymał lekko jej głowę.

Kobieta nieznacznym skinieniem dała mu do zrozumienia, że wie, że pragnie tego, co ma nastąpić i jeszcze wzmogła pieszczoty.

Po chwili mężczyzna poruszył biodrami, usłyszała jego ciche westchnienie i poczuła słonawy smak kropel uderzających o jej podniebienie.

W ciągu spędzonych razem lat kochali się tysiące razy, na dziesiątki sposobów. Da­wno już wyzbyli się paraliżującego wstydu. Dozwolone było wszystko, co nie sprawiało drugiej stronie przykrości. Pewnie dzięki temu nie poddali się rutynie, która może sprawić, że najbardziej zżyte i oswojone ze sobą pary popadają w rodzaj wtórnego wstydliwego skrępowania i boją się odstąpić od raz wypróbowanych gestów i ruchów.

Pieścili często ustami na wzajem swoje narządy płciowe. Ale nieczęsto Agata prowokowała Piotra, aby tryskał jej do ust. Zorientował się szybko, że kobieta woli, aby to następowało z jej inicjatywy jako szczególny, bezinteresowny dar czułości i symbol całkowitego oddania graniczącego z pokorą. Domyślał się, że czułaby się upokorzona, gdyby w tej akurat sprawie nadużywał jej gotowości do spełniania wszelkich jego życzeń. Kiedy zapytał, czy nie wolałaby w ogóle odstąpić od tej, może zbyt nieprzyjemnej dla niej formy seksu, zbyła go żartem, że robi to dla własnego zdrowia i urody, bo w bezwstydnych pogaduszkach we własnym gronie kobiety wychwalają odmładzające działanie “męskich witamin” przyjmowanych – jak to frywolnie określają – nie tylko w konwencjonalny sposób, czyli “dowcipnie”, ale i “doustnie”.

Agata usiadła obok Piotra; przytuliła się do niego nieśmiało, z opuszczonymi oczami. Okryła chustą jego i swoje uda. Omijając z daleka jego twarz ułożyła głowę w ulubionej pozycji – z brodą na jego ramieniu i z ustami przy uchu. W ten sposób mogli szeptać sobie najodważniejsze słowa nie zaglądając w oczy.

Piotr jednak ujął dziewczynę pod brodę i delikatnie pocałował w przymknięte wargi. W ten sposób dawał do zrozumienia, że tkliwa czułość, jaką dla niej żywi, jest silniejsza od odrazy wobec własnego nasienia, które od niego przyjęła do ust.

Bliski kontakt z pobudzonym mężczyzną nie pozostał bez skutku. Aga była podniecona, powracało pożądanie i przemożne pragnienie powtórzenia doznań.

    Piotr, Piotruś! — szepnęła mu do ucha. — Ja nie wiem, co się ze mną dzieje... Ja bym tak bardzo chciała jeszcze raz... na górkę. Ja zrobię to sobie sama, ty mi tylko troszkę pomożesz, dobrze?

Także i ten wyrafinowany sposób kochania się kiedyś odkryli i polubili. Dziewczyna łechtała się palcami w sposób, jaki jej w danej chwili sprawiał największą przyjemność, a mężczyzna sycił zmysły tym niesłychanie podniecającym widokiem. Aga rzadko jednak kończyła sama. Zwykle w ostatniej chwili powierzała się Piotrowi.

    Tak, tak! Dobrze, zrób to! Cudownie będzie! — odpowiedział; objął ją w pół, a wo­lną rękę włożył pod sweter.

Agata sięgnęła pod spódnicę pod chustą leżącą na ich kolanach. Drugą ręką lekko masowała Piotra pulsującym ruchem palców.

Rozchyliła uda i zaczęła gładzić sama siebie. Doznawała słodkiej przyjemności dotykając czułych strun łaknących pieszczot. To, co trzymała w drugiej dłoni, rosło i szty­wniało. Przestała zajmować się sobą. Wiedziała już, że mężczyzna przejmie inicjatywę; potrzebował jeszcze dodatkowej podniety.

    Piotr! Mój! Ty też chcesz, prawda? Jak chcesz? Zaprowadź nas na szczyt!

    Aginko słodka! Ty wiesz, o czym w tej chwili marzę?

    Nie jestem pewna... — domyślała się, ale mimo wszystko krępowała się sama mu to zaproponować. — Pomóż, podpowiedz...

    Chciałbym zwiedzić, pooglądać...

    Panoramę!... O ty brzydalu, lubieżniku! No chodź, chodź! Patrz! Przecież to wszy­stko twoje!

Ich miłość miała własny język i bardzo rzadko w miłosnych pogwarkach sięgali do terminologii książkowej, a tym bardziej do mocnych wyrażeń i pospolitych słów. Instynkt podpowiedział jednak kobiecie, że teraz od...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin