Rozdział 9 - Nie załatwione sprawy.doc

(604 KB) Pobierz
Rozdział 9: Nie załatwione sprawy

Rozdział 9: Nie załatwione sprawy

 

 

Autor: BellC
Beta : Panna Rose

 

 



 

 

Edward

 

„Błagam nie  odchodź… Bez Ciebie zginę”- jedno, krótkie zdanie, a tak wiele wyraża. Właściwie nie wiem, dlaczego
to powiedziałem… Słowa zwyczajnie wylewały się z ust, nie pytając mnie o pozwolenie. Pierwszy raz, odkąd sięgam pamięcią, mówiłem coś zupełnie szczerze, bez kłamstw i upiększeń. To nie tak,
że wcześniejsze wyznania dotyczące Belli były nieprawdziwe… teraz po prostu czułem coś innego, coś niebywale silnego i prawdziwego. Zdanie to jakby wypływało prosto z serca, rozlewając się na całą jego powierzchnie... Mówiłem prawdę.

Bella wciąż siedziała obok wyraźnie coś analizując, jakby zastanawiała się, w jaki sposób zareagować na niecodzienne zachowanie wariata w szpitalu psychiatrycznym.  Teraz pozostawało mi już tylko czekanie

 

Boże, dobijcie mnie jeśli coś spieprzyłem.

Skoro tak bardzo prosisz, służę strzelbą…

Kurwa, zamknij się kretynie! Ja tu czekam!

 

Minęły lata zanim Isabella raczyła podnieść głowę, by na mnie spojrzeć. Nieskazitelnie piękna… Jej włosy, mokre od nasilającego się deszczu, opadały ciężko na intensywnie zaróżowioną twarz. Nie wiem czemu dziewczyna nakryła się szkarłatem. Prawdopodobnie było
to wynikiem wyraźnie odczuwalnego zimna...A może także podniecenia jakie panowało w tej chwili między nami?

 

Nie sądzisz iż nasze czekanie byłoby przyjemniejsze, gdyby piękna Bella przysunęła się nieco bliżej?

Zboczeniec!

Och…chciałbym przypomnieć, że jestem jedynie uosobieniem Twoich chorych pragnień…

No dobra wygrałeś… może i bym tego chciał.

 

Cisza, która panowała w powietrzu, powoli przekształcała się
w udrękę. Czas straszliwie wlókł swoje minuty, a ja z każdą chwilą czułem się jak uaktywniony wulkan, tuż przed erupcją.

 

Jeśli ona zaraz czegoś nie powie, najzwyczajniej w świecie eksploduję…

Uspokój się Eddie, pohamuj żądze.

NIE MÓW DO MNIE EDDIE, PAJACU!!!

 

Ale dziewczyna uparcie milczała. Nic, tylko obserwowała mnie
z szeroko otwartymi powiekami i ogromnym uśmiechem, przyklejonym do twarzy.

- Isabello…?  - zagadnąłem wreszcie, nie mogąc znieść czekania.

- Hmm??  - mruknęła jedynie.

- Przepraszam jeśli powiedziałem coś nie tak.

 

Przepraszasz?! Ty bezmózgi, ograniczony imbecylu! Jak możesz przepraszać kobietę za uczucia?! Od początku wiedziałam, że z Tobą jest coś nie tages…

 

- Edward… - odezwała się wreszcie, a jej głoś brzmiał dla mnie niczym zbawienie – Nie wolno Ci przepraszać za prawdę. Po prostu powiedziałeś to co czułeś…

 

Nooo, chociaż jedna mądra w tym związku…. Tak trzymać lalunia,
bo na tego skretyniałego Romea nie ma co liczyć.

Czy mógłbyś łaskawie przymknąć gębę?! I bez Ciebie mam już dość problemów…

Spoko stary, tylko nie zjedz wątroby ze zdenerwowania.

 

- Isabello, bo… to wszystko dlatego…iż jesteś mi tak bardzo bliska. – Po raz nie wiadomo który straciłem całkowicie kontrolę nad własnym umysłem… To wszystko przez nią!

- Czy ty wiesz jak bardzo jesteś słodki, kiedy się jąkasz? szepnęła, uśmiechając się niewinnie. Tak jak lubiłem najbardziej.

- Wcale się nie jąkam.

- Tak
- Nie!
- Taaak! – zaśpiewała

 

No nie! To już lekka przesada… ZGINIESZ, SWAN, zgwałcę Cię, zabiję i potem zgwałcę jeszcze raz!

Taa, Kurwa marzyciel…

 

Zrobiłem jeden szybki unik i w następnym momencie Bella leżała już na piasku. Wyglądała zjawiskowo, wijąc się i szarpiąc
w moich ramionach. Całe przedstawienie nie trwało jednak długo, wiedziałem że wreszcie się zmęczy. Zawsze byłem lepszy od Izabelli w takich sytuacjach. Mogła omamić mnie swoją słodyczą
i seksapilem, ale jeśli szło o konkurencje siłowe, nie miała ze mną żadnych szans. Nie żebym kiedykolwiek zamierzał zrobić jej krzywdę… nie jestem przecież idiotą. To tylko taka zabawa…

 

Wiesz Cullen, chyba bym się z Tobą nie zgodził, TY JESTEŚ IDIOTĄ! A to, że nie chcesz przyjąć do wiadomości najbardziej oczywistych  faktów, to już inna para kaloszy.

Chyba naprawdę zdrowo mnie pojebało, nie dość że rozmawiam sam ze sobą , to jeszcze moje osobiste ego wpędza mnie w depresję! Muszę znaleźć dobrego psychoanalityka…

 

Przysunąłem się nieco bliżej Belli, tak że teraz mogłem poczuć wyraźnie, jej galopujący oddech. W oczach dziewczyny wciąż jeszcze malowała się determinacja, blokująca wszelkie uczucia. Jakby kiedyś, dawno temu (a może wcale nie tak dawno) przyrzekła sobie, że nigdy nie zaufa żadnemu mężczyźnie… Serce podpowiadało jednak zupełnie co innego niż rozum i byłem w stanie niemal ujrzeć, jak niewidzialna tama, powstała z żalu i rozczarowania, pęka pod naporem emocji.

W tej chwili Bella znajdowała się tak blisko mnie, że po prostu
nie mogłem zrobić nic innego, jak tylko uśmiechnąć się do niej.

 

Taaa…raczej wyszczerzyłeś się jak ostatni idiota w fabryce białych kaftanów, ale jeśli TO nazywasz „uśmiechem” to nie mam więcej pytań…

 

- Edek, daj spokój z olśniewającym uśmiechem i w końcu mnie pocałuj![1] – brunetka jęknęła cicho, wkładając dłonie w moje niesforne włosy. 

 

Kurwa, Kurwa, Kurwa….KURWA. Jestem w niebie.

 

Nachylając się odrobinkę, zerknąłem dziewczynie w oczy. I cholera jasna mać, czy one były ciemne? Tak. Jej spojrzenie ziało czystym pożądaniem. Nie byłem w stanie dłużej już zwlekać, musiałem jak najszybciej poczuć słodki smak jej malinowych ust.

- Jak długo mam jeszcze czekać, Edwardzie? – sapnęła mała, ściskając dłonie w pięści

 

Tak. To lubię!

 

Opadłem delikatnie na kruche ciało Bell i złączyłem nasze wargi
w długo wyczekiwanym pocałunku. Jeśli kiedykolwiek sądziłem,
że wiem już wszystko o tej kobiecie… to zajebiście się myliłem.
Ona była wręcz niewiarygodna, jęcząc i warcząc na moich ustach.

- Eddie… mruknęła – Błagam… ja muszę.

Czy miałem prawo tak się nad nią znęcać? Zdecydowanie nie,
ale zemsta była taka słodka… I kto się teraz jąka, Panno Swan?

- Hmm…. zdaje się, że jesteś troszkę zagubiona, skarbie.
- Cullen! Dobrze Ci radzę. Zabierz się wreszcie do roboty, albo…albo… uhmm…- oczywiście nie było jej dane skończyć zdania, ponieważ ponownie napierałem na te pełne wargi, z ogromną siłą.

O ja pierdolę! Tak bardzo kochałem, kiedy się złościła. To zajebiście podkręcające, wierzcie… Czy wspominałem już, że jestem miłośnikiem innowacji seksualnych? Lubię wszystko co dziwne
i inne, a już najbardziej uwielbiam kiedy kobieta pokazuje swoją złość.

Deszcz wciąż lał jak z cebra, ale żadne z nas nie zwracało na
to najmniejszej uwagi. Całowałem Izabelle, na przemian ssąc i gryząc jej nabrzmiałe usta. To było istne niebo, Dziewczyna mruczała cichutko, wyraźnie podniecona. Pocałunek nie był ani agresywny,
ani natarczywy… zupełnie nie taki jaki zaplanowałem na początku… Ale cóż, powinienem był już dawno odkryć, że ta niepozorna cicha brunetka, zawsze stawia na swoim, więc dlaczego teraz miałoby być inaczej… Uwielbiałem ją – kochałem i nie znosiłem jednocześnie,
za to co wyprawiała z moim ciałem i umysłem.

 

Czy to nie jest popieprzone?

Jest, tak samo bardzo jak Ty cały.

 

Nasze pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne
i niekontrolowane, błądząc gdzieś miedzy potępieniem
a niewinnością. Nie umiałem tego przerwać.. i ona chyba także nie. Bella wplotła palce w moje włosy, nieco ciaśniej niż to było wskazane i z całej siły przyciągnęła w swoją stronę. Zaczęła składać rząd mokrych całusów wzdłuż krzywizny mojej szczęki. Ja pierdolę
nie chcecie nawet wiedzieć jak twardy się zrobiłem…  Moje chore myśli zaprzątała tylko jedna rzecz – Bella, naga, chętna i gorąca.


Cullen, czyś Ty zgłupiał już do reszty?! Chcesz ją wziąć tutaj,
na mokrym, zimnym piasku?!

Co w tym złego?
Ech… Kretynie! Ona nie jest pierwszą lepszą panienką
z kalifornijskiego baru, którą obracałeś w męskiej ubikacji!!!

 

Racja, nie mogę pozwolić dojść do głosu zwierzęcym instynktom łowcy. Izabella zasługuję na coś lepszego…

- Skarbie, powinniśmy wracać do domu – mruknąłem, odsuwając się delikatnie od rozgrzanej dziewczyny
Boże, gdzie ja miałem rozum?

 

W spodniach, Cullen.

 

- Nie chcesz mnie? – zakwiliła cicho, a po jej twarzy popłynęły dwie małe łezki.

Kurwa jego mać, wszystko kurwa zniosę, tylko niech ona nie płacze!!

Moje ciało wprawiało się w rezonans na samo wspomnienie, dotyku delikatnych dłoni tej dziewczyny…a ona myśli, że jej  NIE CHCĘ??

- Bello, kochanie jesteś najlepszą rzeczą, jaka spotkała mnie w życiu. Czy nie dałem ci tego odczuć, w dostateczny sposób?
Po raz kolejny tego wieczoru na twarzy Isabelli, malowała się czysta dezorientacja.
- Eeedward… Ty… Ty… mówisz poważnie? – jęknęła niczym przestraszone dziecko. Czy naprawdę się mnie bała?

- Isabello Marie Swan, czy wyglądał jak komik, albo klown? – odparłem sarkastycznie, co wywołało jedynie jej donośmy śmiech.

- Hmm… może troszkę – zachichotała, muskając ustami moją mokrą czuprynę  Czy już kiedyś wspominałem jak bardzo to podniecające?

- Jestem śmiertelnie poważny, kobieto! – warknąłem podnosząc Bellę i sadowiąc wygodnie na grzbiecie Bazyla. Prawdę mówiąc, zapomniałem, że on tu ciągle stoi, ale skoro już odpoczął to może się na coś przydać, czyż nie ?

- Wracamy do domu, Swan… Mamy jeszcze wiele spraw
do omówienia tego wieczoru – posłałem jej najlepszy ze znanych sobie łobuzowatych uśmiechów.
- Tak myślisz, Cullen? – sapnęła w odpowiedzi. Wiedziałem,
że oddziaływałem  na nią tak samo mocno, jak ona na mnie…

Już miałem otwierać usta i rzec coś niesamowicie inteligentnego, kiedy, po plaży rozległy się znajome dźwięki.  Lalusiowaty Iglesias, wygrywał pierwsze akordy jakiejś rzewnej chałtury - a to oznaczało,  iż komórka Belli, zmów zniszczyła najważniejszy dzień mojego życia.

Kurwa! Jeśli to znów ten cały Black, przysięgam, rozszarpie
go na strzępy i przerobie na kościelny witraż.

Moim zdaniem lepiej wyglądałby jako trofeum nad kominkiem Carlisle’a…

 

Bella

 

Zmierzch, uczucie zimnego piasku pod stopami, no i Edward… Czegoż chcieć więcej? Wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie ten cholerny TELEFON. Boski Enrique śpiewał swój najnowszy singiel – It must be love:
 

There is something I gotta tell you
It goes like this

Do you know you control every single breath I take
You can see through my soul, I feel it in the love we make

And I try to find a place where I can hide (yeah)
But every time I try to fight the feeling it takes over me

It must be love baby coz it's killing me looking in your eyes
It must be love coz every time you walk away I just fall apart

And I don't know what it is, but I feel I'm in too deep
No, I don't know what it is, it must be love
Yeah, it must be love

When we talk you can read every word inside my head
Like you know what I need, and I cant imagine anywhere
I`d wanna be then right here with you baby, next to me
Why cant you see I try to fight the feeling, but I do believe

It must be love baby coz it's killing me looking in your eyes
It must be love coz every time you walk away I just fall apart

And I don't know what it is, but I feel Im in too deep
No, I don't know what it is, it must be love
It must be love

It must be love

I try to find a place where I can hide
But everytime I try to fight the feeling it takes over me
It must be love baby coz it's killing me looking in your eyes
It must be love coz every time you walk away I just fall apart

And I don't know what it is, but I feel Im in too deep
No, I don't know what it is, it must be love
It must be love

It must be love

 

Uwielbiałam tego faceta za głos i wygląd… ale Edwardowi i tak do kolan nie dorastał. Odsunęłam się delikatnie od mojego towarzysza, spazmatycznie łapiąc oddech.

- Eddie… muszę odebrać – sapnęłam prosto w usta chłopaka, kiedy posadził mnie na grzbiecie Bazyla.

- Umm… nikt cię przecież nie zmusi.

- A jeśli to coś ważnego? – zerknęłam na wyświetlacz nie zaprzestając pocałunku. Okazało się iż Alice, z uporem maniaka, postanowiła zatruć nam tą piękną chwilę. ZABIJE JĄ PRZECIEŻ!

- Skarbie, to Alice, musze odebrać – mruknęłam, widząc jego smutną twarz. Wyglądał tak samo jak wtedy, kiedy Jasper wyjął ostatnią butelkę piwa z lodówki i nie chciał się podzielić. – Przepraszam.

Gdy tylko wcisnęłam klawisz połączenia, usłyszała w słuchawce rozedrgany głos mojej najlepszej przyjaciółki. Cholera, co mogło
ją tak poruszyć?!

- Ali, uspokój się i powiedź co się stało?

- Bella, ja naprawdę nie chciałam… musisz tu wrócić jak najszybciej!

- Alice! – krzyknęłam na nią wreszcie. – Dlaczego płaczesz?
- Przyjedź za nim Jasper go zabije… - i się rozłączyła.

JASPER? ZABIJE? KOGO?
 

Edward chyba wyczuł moją panikę, bo bez słowa skargi wsiadł na konia i pognał pędem w stronę domu. Dobrze, że trzymałam
się mocno, jego pleców, gdyż w przeciwnym razie na pewno, wylądowałabym na piasku. Po Edwardowej fobii konnej nie było
już ani śladu.

Przed domem, moim oczom ukazał się czarny, metalicznie lakierowany Bugatti Veyron – zupełnie taki sam, jak ten którym woził mnie Jacob. Zaraz chwileczkę…- JACOB? JACOB tu jest?

Dopiero wtedy usłyszeliśmy odgłosy walki dobiegające z wnętrza posiadłości Cullenów. Jasper krzyczał coś, co z tej odległości brzmiało jak: Zajebie Cię, Ty pierdolony kutasie, jeśli jeszcze raz powiesz tak o Belli. - ale to przecież nie możliwe, ten chłopak nigdy nie przeklinał…

- Edward… boje się – pisnęłam sparaliżowana przerażeniem – Jeśli oni zrobią sobie krzywdę?

- Przecież chyba po to faceci się biją, no nie? – odparł ironicznie. – Chcą „Zrobić sobie krzywdę”.
Wyglądał na poirytowanego całą sytuacją i byłam pewna,
że spotkanie z Jacob’em nie obędzie się bez spięć… Po jaką cholerę on tutaj przyjechał?

Dogoniłam chłopaka na schodach ganku i razem weszliśmy do środka.

- Eddie, jeśli nawet Jake jest w środku, to nic nie zmienia. – zapewniłam, muskając płatek jego ucha.

- Mam nad...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin