REICHS KATHY - Temperance Brennan 08 - Okruchy śmierci.rtf

(2734 KB) Pobierz

Kathy Reichs

Okruchy śmierci

Break no bones

 

Temperance Brennan 08

 

Przełożyła Joanna Turkiewicz


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Pamięci Arvils Reichs,

9 lutego 1949-23 lutego 2006

Dusi Saldi


Podziękowania

Jestem wdzięczna wielu osobom za ich gotowość niesienia pomocy, dzielenia się wiedzą i wsparcie, którego mi udzielili.

Emerytowany dr Ted Rathbun z Uniwersytetu Karoliny Południowej w Kolumbii udzielił mi informacji o archeologii Karoliny Południowej. Dr Robert Dillon z College’u w Charlestonie wprowadził mnie w tajniki malakologii. Dr Lee Goff z Uniwersytetu Chaminade jest i zawsze będzie dla mnie guru w dziedzinie owadów.

Detektyw Chris Dozier z Wydziału Policji Charlotte-Meklenburg wyszkolił mnie w AFIS (Automatyczny System Identyfikacji Daktyloskopijnej). Detektyw John Appel z hrabstwa Guilford w Karolinie Północnej, emerytowany pracownik wydziału szeryfa oraz detektyw i oficer śledczy Joseph P. Noya, Jr., z Wydziału Policji w Nowym Jorku, oddział operacyjny, pomogli mi w odtworzeniu szczegółów policyjnych.

Pielęgniarka dyplomowana Linda Kramer, magister zarządzania Michelle Skipper oraz lekarz medycyny Erie Skipper pomogli mi pisać o chłoniaku.

Dzięki Kerry Reichs zachowałam poprawność opisu miasta Charleston. Paul Reichs dostarczył mi informacji o postępowaniu sądowym i służył pouczającym komentarzem do wczesnych wersji manuskryptu.

Pomogli także i inni, ale woleli pozostać anonimowi. Wiecie, że to o Was chodzi. Wielkie dzięki.

J. Lawrence Angel był jednym z wielkich antropologii sądowej. Jego praca o hiszpańskiej śrubie i pęknięciu na kręgach naprawdę istnieje: Angel, J.L., i P.C. Caldwell, Death by strangulation: a forensic anthropological case from Wilmington, Delaware, w Human Identification: Case Studies in Forensic Anthropology, eds. T.A. Rathbun i J.E. Buikstra (Springfield, Ill. : Charles C. Thomas, 1986).

Dziękuję z głębi serca wydawcy Nan Graham. Okruchy śmierci wiele zyskały dzięki twoim poradom. Dziękuję również asystentce Nany, Annie deVries. Dziękuję też Susan Sandon mojemu redaktorowi z sąsiedztwa.

Ostatnie, ale wielkie podziękowania składam mojej agentce Jennifer Rudolph-Walsh, która ma zawsze czas na słowo zachęty. I która zawsze utrzymuje mnie w przekonaniu, że jestem bystra. I ładna.

Chociaż Okruchy śmierci są historią fikcyjną, starałam się zachować realia. Jeśli znajdują się w nich błędy, to z mojej winy. Nie obwiniajcie ludzi, którym podziękowałam powyżej.


Rozdział 1

Zawsze to samo. Już zwijasz manatki, a tu nagle masz, bomba sezonu.

W porządku. Przesadzam. Ale jestem cholernie bliska prawdy. A efekt całej sprawy okazał się bardziej niepokojący niż jakieś tam odkrycie skorup czy paleniska.

Był osiemnasty maja, przedostatni dzień zajęć z archeologii w terenie. Miałam dwudziestu studentów przekopujących stanowisko na wyspie Dewees, na północ od Charlestonu w Karolinie Południowej.

Miałam też dziennikarza. O inteligencji planktonu.

Szesnaście ciał?Plankton wyciągnął spiralny notes, najwyraźniej wizualizując w myślach Dahmera i Bundy’ego[1]Tożsamość ofiar?

To są prehistoryczne groby.

Jego ledwie widoczne spod napuchniętych powiek oczy powędrowały w górę.

Starzy Indianie?

Rdzenni Amerykanie.

Kazali mi pisać o martwych Indianach?Nagroda za poprawność polityczną przeszła gościowi koło nosa.

Kazali?Lodowato.

Moultrie News. Gazeta z East Cooper.

Charleston to, jak powiedział Rhett do Scarlett* [Rhett i Scarlett – Rhett Butler i Scarlett O’Hara, bohaterowie powieści Przeminęło z wiatrem amerykańskiej pisarki Margaret Mitchell (przyp. red.)], miasto naznaczone łagodnym wdziękiem minionych dni. Jego serce stanowi półwysep z dzielnicą domów sprzed wojny secesyjnej, brukowanymi ulicami i targami, wciśnięty pomiędzy rzeki Ashley i Cooper. Taką definicję poda ci charlestończyk. Okolice określane są jako Zachodnia Ashley” albo Wschodnia Cooper, do tej drugiej zalicza się Góra Pleasant i trzy wyspy: Sullivan, Isle of Palms i Dewees. Zakładam, że gazeta Planktona opisuje sprawy związane z tym terenem.

A pan jest?zapytałam.

Homer Winborne.

Ze swoim krótkim cieniem i wydatnym brzuchem gość wyglądał raczej jak Homer Simpson.

Jesteśmy tu zajęci, panie Winborne.

Winborne zignorował tę informację.

Czy to nie jest nielegalne?

Mamy pozwolenie. Wyspa się rozwija i ten skrawek został przeznaczony na parcele budowlane.

To po co tu jesteście?Na linii włosów Winbornea pojawił się pot. Kiedy sięgnął po chustkę, zauważyłam wędrującego mu po kołnierzu kleszcza.

Jestem antropologiem, pracuję na wydziale Uniwersytetu Karoliny Północnej w Charlotte. Jestem tu ze studentami na prośbę stanu.

Chociaż pierwsza część była prawdą, to końcówkę nieco naciągnęłam. Samo tak wyszło.

Archeolog uniwersytecki zwykł kierować studenckimi wykopaliskami podczas krótszego, przedletniego semestru, w maju. W tym roku pełniąca tę funkcję kobieta oznajmiła pod koniec marca, że przyjmuje stanowisko w Purdue. Zajęta w zimie rozsyłaniem swoich CV, zignorowała praktyki w terenie. Sayonara. Brak instruktora. Brak terenu.

Moją specjalnością jest medycyna sądowa, pracuję ze zwłokami przysłanymi przez koronera. Moja praktyka i początek profesjonalnej kariery związane były z ciałami, z których życie uszło dużo wcześniej. Do pracy doktorskiej przebadałam tysiące prehistorycznych szkieletów wydobytych z północnoamerykańskich kopców.

Zajęcia w terenie to jeden z najpopularniejszych kursów na wydziale antropologii i jak zwykle lista chętnych pękała w szwach. Niespodziewany wyjazd mojej koleżanki wprawił katedrę w panikę. Błagano mnie o przejęcie kursu. Studenci na to liczą! Powrót do korzeni! Dwa tygodnie na plaży! Dodatkowe pieniądze!. Już myślałam, że dorzucą buicka.

Zasugerowałam Dana Jafferabioarcheologa i mojego odpowiednika w profesji, pracującego jako lekarz sądowy i koroner we wspaniałym Palmetto State, na południe od nas. Sama ubiegałam się akurat o sprawy w dwóch agencjach, z którymi współpracuję regularnie: biurze lekarza sądowego w Charlotte i Laboratoire de Sciences Judiciaires et de Médecine Légale[2] w Montrealu.

Dziekan spróbował. Pomysł był dobry, ale mieliśmy złe wyczucie czasu. Dan Jaffer był w drodze do Iraku.

Skontaktowałam się z Jafferem, a on zasugerował Dewees jako dobry teren pod wykopaliska. Znajdowało się tam cmentarzysko przeznaczone do likwidacji, a Dan od dawna próbował powstrzymać buldożery, dopóki nie uda się dowieść historycznego znaczenia tego miejsca. Jak można się było spodziewać, deweloper ignorował jego prośby.

Skontaktowałam się z Biurem Archeologa Stanowego w Kolumbii i dzięki rekomendacji Dana zaakceptowali moją propozycję wykonania paru wykopów na próbę. Deweloper był niepocieszony.

No i jestem. Z dwudziestoma studentami. A trzynastego, przedostatniego dnia, także z planktonogłowym.

Moja cierpliwość strzępi się jak przeciążona lina.

Nazwisko?zapytał Winborne mniej więcej tak uprzejmie, jakby chodziło o rasę psa.

Zwalczyłam przemożną chęć odejścia bez słowa. Daj mu, co chce, powiedziałam sobie. Odczepi się, albo przy odrobinie szczęścia umrze z upału.

Temperance Brennan.

Temperance?Zdziwiony.

Tak, Homer.

Wzruszył ramionami.

Nie słyszy się takiego imienia często.

Mówią na mnie Tempe.

Jak miasto w Utah.

W Arizonie.

A tak. Jacy Indianie?

Prawdopodobnie Sewee[3].

Skąd się pani dowiedziała, że szczątki są tutaj?

Przez znajomego z Uniwersytetu w Kolumbii.

Skąd on się dowiedział?

Zauważył małe kopce, badając teren po tym, jak zapowiedziano, że rozpocznie się tutaj prężna rozbudowa.

Winborne przez chwilę pisał w notesie. Pewnie grał na czas, wykorzystując krótką przerwę na wymyślenie jakiegoś niewiarygodnie błyskotliwego pytania. Z oddali dochodziły odgłosy gawędzących studentów i stukot wiader. Nad głowami zaskrzeczała mewa. Szybko doczekała się odpowiedzi.

Kopce?Zdaje się, że nikt nie wpadnie na pomysł, by nominować go do Pulitzera.

Po zakopaniu grobów na wierzchu zostały ułożone muszle i piasek.

Po co je rozkopywać?

Dość tego dobrego. Pora zastosować stoper wywiadów. Żargon.

Obrzędy związane z pochówkiem nie są dobrze znane autochtonicznym populacjom z południowo-wschodniego wybrzeża. To miejsce, więc, mogłoby wesprzeć lub obalić relacje etnohistoryczne. Wielu antropologów uważa, że Sewee należeli do grupy Cusabo[4]. Według tych samych źródeł do praktyk pochówkowych Cusabo należało obdzieranie zwłok ze skóry i cia...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin