Tadeusz Borowski
WSTĘP 3
MATURA NA TARGOWEJ 13
POŻEGNANIE Z MARIĄ 17
CHŁOPIEC Z BIBLIĄ 41
U NAS W AUSCHWITZU... 50
LUDZIE, KTÓRZY SZLI 78
DZIEŃ NA HARMENZACH 88
PROSZĘ PAŃSTWA DO GAZU 110
ŚMIERĆ POWSTAŃCA 126
BITWA POD GRUNWALDEM 138
OKREŚLENIA OŚWIĘCIMSKIE 171
W literaturze polskiej czasu wojny i powojnia, bujnej i różnorodnej, Tadeusz Borowski był postacią wyjątkową. Choć żył zaledwie 29 lat i pozostawił po sobie dorobek ilościowo niewielki, nie dopełniony, nie pozbawiony wewnętrznych sprzeczności - trudno przecenić jego wartość i znaczenie.
Za życia był pisarzem czytywanym, frapującym, lecz przede wszystkim spornym. Prawie każdy jego utwór, każda książka wywoływały dyskusje i sprzeciwy. Krytykowano je, i często potępiano, z różnych stron i rozmaitych powodów. Skoro nie dawało się tej twórczości potraktować obojętnie, dość powszechnie doszukiwano się w niej wybujałego młodzieńczego nihilizmu. Borowski nie ułatwiał zrozumienia swych dróg: rozrzutnie szafował własnym pisarstwem, potępiał sam siebie, miotał się wśród sprzeczności swego czasu i swej psychiki. Trzeba było dopiero jego samobójczej śmierci, zebrania ocalałych utworów i wyświetlenia nieznanej biografii, aby z dość już odległej perspektywy czasu i nowych doświadczeń ogarnąć to wyjątkowe zjawisko i zrozumieć, czym jest dla polskiej literatury.
Borowski debiutował w środku okupacji, w końcu roku 1942. Miał lat dwadzieścia. Pracował jako magazynier w firmie budowlanej na Pradze i studiował polonistykę w tajnym uniwersytecie warszawskim. Wojna przyspieszyła dojrzewanie nowego pokolenia literackiego. Wśród jego kolegów uniwersyteckich znalazło się wielu młodych poetów: Krzysztof Kamil Baczyński, Wacław Bojarski, Tadeusz Gajcy, Andrzej Trzebiński, Zdzisław Stroiński, Stanisław Marczak-Oborski i inni. Tej młodzieży zawdzięczała Warszawa pierwsze przejawy życia literackiego pod okupacją. Ale nie było jej łatwo otrząsnąć się z klęski, zdobyć jakąś nową, własną orientację ideową. Większość z nich skupiła się wokół pisma „Sztuka i Naród”, związanego z prawicową organizacją „Konfederacja Narodu”, która w okupowanym kraju snuła dalej rojenia o polskiej mocarstwowości. Borowski, podobnie jak Baczyński, mocno sprzeciwiał się tej ideologii (na tym tle rozszedł się ze swym szkolnym i uniwersyteckim przyjacielem, Andrzejem Trzebińskim).
Wokół Borowskiego powstała grupa przyjacielska „esencjastów” stanowiąca w okupowanej Warszawie ośrodek lewicowej czy też lewicującej młodzieży artystycznej, konkurencyjny w stosunku do „Sztuki i Narodu”. Dla zabaw, dysput i poezji zbierali się przeważnie w baraku na Skaryszewskiej, gdzie pracował i mieszkał Borowski. Mimo grozy czasu, nie chcieli rezygnować z niczego „co ma młodości smak i poezji”. Ciężko pracując, Borowski żyje w tych strasznych latach jak w „złotym wieku”: oddaje się nauce, poezji, przyjaźni, miłości. Tym wiarom, sprzeciwom i uniesieniom poświęca swe pierwsze poezje. Ale gdy w końcu roku 1942 Borowski postanowił, w ślad za Wierszami wybranymi K. K. Baczyńskiego, wydać swój debiut i drukował go na powielaczu w składziku na Skaryszewskiej, obrał na ten cel utwór odmienny - cykl poetycki Gdziekolwiek ziemia... Nie był to debiut efektowny: ciemnymi, rozwichrzonymi „metafizycznymi heksametrami” opiewał dziejącą się Apokalipsę. W środku cyklu znalazła się jedyna jambem napisana Pieśń, zakończona wyrokiem:
Nad nami - noc. Goreją gwiazdy dławiący trupi nieba fiolet. Zostanie po nas złom żelazny i głuchy, drwiący śmiech pokoleń.
Na ogół wszyscy młodzi poeci pisywali wówczas katastroficzne wiersze, po części czerpane z przedwojennej poezji, a przede wszystkim z tego, co widzieli dokoła. Ale katastrofizm Borowskiego wyróżniał się wśród nich i znacznie szerszym widzeniem „czasów pogardy” (jak epokę tę ochrzcił tytułem swej powieści Andre Malraux), i poczuciem wielkości i tragizmu rozpoczynanej pieśni, i wreszcie tonem dojrzałego męskiego stoicyzmu, który - choć nie poddaje się przeciwnościom losu - widzi całą jego potęgę i grozę. Nic dziwnego, że Gdziekolwiek ziemia... a zwłaszcza Pieśń, nie znalazły zrozumienia u większości pierwszych czytelników, a rówieśnikom ze „Sztuki i Narodu” wydały się utworami małej wiary.
Poezji tej nie można pojąć nie znając losów poety. Dramat epoki stał się udziałem Borowskiego, zanim rozpoczęła się wojna. Urodzony w Żytomierzu na Ukrainie, we wczesnym dzieciństwie przeżył aresztowanie i zesłanie obydwojga rodziców. Pozostał sam, pod opieką dalszej rodziny. Dzięki wymianie przez władze polskie przebywającego w łagrze na dalekiej Północy ojca, w roku 1932, mając lat dziesięć, przyjeżdża wraz z bratem do kraju; w rok później wraca matka. Rodzina osiedla się w Warszawie. W ojczyźnie nie czekało ich lekkie życie: ojciec zostaje robotnikiem w fabryce Lilpopa, matka dorabia krawiectwem. Synów oddano do internatu oo. franciszkanów. We wrześniu 1939, podczas oblężenia Warszawy, spłonęła fabryczna kamieniczka i znów zostali bez dachu nad głową. Żeby żyć i żeby się uczyć, trzeba było szybko zabrać się do pracy. Wojna i okupacja nie były więc pierwszymi wtajemniczeniami Borowskiego w dramat „czasów pogardy”; nakładały się na nie przeżycia wcześniejsze, tworząc mroczny, jedyny w swoim rodzaju krajobraz Gdziekolwiek ziemia...
W parę miesięcy po debiucie, w lutym 1943 roku, Borowskiego aresztowało gestapo, gdy idąc śladem narzeczonej, na nic się nie oglądając, wpadł do „kotła”. Uwięziony został na Pawiaku. Wkrótce odtransportowano go do największego hitlerowskiego obozu koncentracyjnego, do Oświęcimia, pracującego pełną parą krematoriów. Na przedramieniu wytatuowano mu numer 119198. Po kilku miesiącach pracy na Budach i na Harmenzach, zapadł na ciężką chorobę i znalazł się w oświęcimskim szpitalu. Gdy go odratowano, przyjaciele pozostawili go w szpitalu w charakterze flegera (pielęgniarza).
Niedaleko stąd, za drutami, w jeszcze potworniej szych warunkach przebywała jego narzeczona. Stara się z nią porozumiewać (te listy, odtworzone przez autora, złożą się później na opowiadanie U nas, w Auschwitzu...), dostarczać jej lekarstw. Wkrótce dobrowolnie porzuci szpital, wstąpi do komanda dachdeckerów, obozowych dekarzy, żeby widywać się ze swą dziewczyną. W obliczu zbliżającego się frontu Niemcy zaczynają likwidować Oświęcim. W sierpniu 1944 r. Borowski dostaje się do transportu; wywożą go na jeszcze prawie rok do mniejszych obozów w głębi Rzeszy, wpierw do Dautmergen koło Stuttgartu, następnie do Dachau Allach.
Reakcja Borowskiego na uwięzienie i obozową marszrutę była dość dziwna. Jakby niczego innego nie oczekiwał, jakby był na to przygotowany. W obrocie własnego życia widzi jedynie spełnienie dobrze mu znanej prawidłowości ogólnego losu. Ani w więzieniu, ani w obozie nie przestaje pisać. Na Boże Narodzenie 1943 tworzy w Oświęcimiu Księgę wigilijną, cykl kolęd lagrowych; w obozie śpiewa się jego piosenkę o miłości, która „mocniejsza jest nad śmierć”. W wierszach i w listach pisanych do narzeczonej młody poeta, student warszawskiego uniwersytetu, stara się zgłębić tajemnice obozu, skonfrontować go ze swą wiedzą o człowieku, z pięknymi mitami europejskiej kultury:
l oto, chwalca człowieka, leżę na pryczy baraku i chwytam, jak ptaka lot, w palce legendę i mit, lecz próżno w oczy człowiecze patrzę szukając znaku. Już tylko łopata i ziemia, człowiek i zupy litr.
(Do narzeczonej)
Choć niewiele ocalało wierszy obozowych Borowskiego, nawet te nieliczne, niezwykłe świadectwa układają się w pejzaż piekielny („palą się ludzkie stosy jak kupy smolnych łuczyw”), w straszliwy epos „ciała wędrującego, bitego, ciała międzygranicznego”. Na tym tle, wśród pogromu wszelkich wartości i walki po prostu o życie, ogromnym blaskiem świeci Sionce Oświęcimia, jego nie pokonana liryka miłosna.
Wyzwolenie obozu Dachau Allach przez VII Armię Amery...
nika77777777