Cartland Barbara - Diabelska intryga.pdf

(596 KB) Pobierz
Microsoft Word - Cartland Barbara - Diabelska intryga.doc
Barbara Cartland
Diabelska intryga
Tytuł oryginału THE DEVILISH DECEPTION
Talbot McCaron, książę Invercaronu zgadza się na
zaaranżowane małżeństwo z Lady Jane, Hrabiną Dalbethu. Po
przyjeździe do zamku podczas porannego spaceru ratuje
śliczną, tajemniczą dziewczynę przy pobliskim wodospadzie.
To spotkanie wplątuje go w wir intrygi, która zmieni jego
życie.
Rozdział pierwszy
Rok 1886
Książę Invercaronu nie mógł zasnąć. Przewracał się z boku na
bok. Był poirytowany i nie mógł znaleźć żadnej racjonalnej przyczyny
swej bezsenności. Naraz wyraźnie poczuł niepokój, jakby działo się
coś złego. Niezmiernie denerwowało go, że nie miał pojęcia, co to
było i dlaczego miało to na niego tak silny wpływ. Zazwyczaj po
długim, męczącym dniu szybko zapadał w spokojny sen.
A był to istotnie długi dzień. Wiedział, że taki będzie, od
momentu kiedy obudził się tego ranka. Powtarzał sobie jednak, że
było to coś, co należało zrobić jakby na rozkaz i bez sprzeciwu.
Kiedy dwa miesiące temu opuszczał Indie i wyjeżdżał z dusznej,
gorącej Kalkuty, miał wrażenie, jakby wybierał się w dziwną i
nieoczekiwaną podróż, której końca nie mógł sobie wyobrazić.
Gdy odebrał telegram informujący go o śmierci wuja i o tym, że
odziedziczył jego tytuł, potraktował to jako żart. Pomyślał, że jego
współtowarzysze, którzy często robili kawały, usiłowali go nabrać.
Później, kiedy uważnie przeczytał list, który otrzymał po
powrocie z bardzo niebezpiecznej wyprawy na północno-zachodnią
granicę, zrozumiał, że naprawdę został trzecim księciem Invercaronu.
Potem wszystko potoczyło się tak szybko, że ledwie miał czas,
żeby odetchnąć. Dostał oczywiście urlop od pułkownika, mimo że
obydwaj dobrze wiedzieli, iż będzie musiał zrezygnować ze swojej
funkcji i na zawsze opuścić regiment, aby podjąć obowiązki
oczekujące go w Szkocji jako wodza klanu McCaron.
- Będziemy tęsknić za tobą - powiedział szczerze pułkownik. -
Chociaż nie powinienem o tym mówić, wiem, że „miarodajne
czynniki" są ci niezmiernie wdzięczne za pomoc w rozwiązaniu
problemów, o których nie możemy teraz rozmawiać.
- Ja również będę za wami tęsknił - przyznał Talbot McCaron.
- Wiem o tym mój chłopcze - odparł pułkownik z sympatią. -
Sądzę również, że już najwyższy czas, byś się ożenił i ustatkował, a
przecież żadna kobieta nie zgodziłaby się na to, by jej maż rozmyślnie
narażał się na niebezpieczeństwa, tak jak ty przez ostatnich kilka lat.
Mężczyźni uśmiechnęli się do siebie. Dobrze wiedzieli, że to, o
czym mówią, jest ściśle tajne i nie powinni rozmawiać o tym nawet w
cztery oczy.
Mając jeszcze w uszach życzenia od współtowarzyszy, świeżo
upieczony książę wyruszał do Kalkuty, gdzie oczekiwał go wicekról.
Najbardziej jednak wzruszyło go pożegnanie z sipajami, którzy
walczyli pod jego rozkazami w tuzinach potyczek. Wszyscy oni
wiedzieli, że wyszli z nich cało tylko dzięki szczęściu i dobremu
dowództwu. Za każdym razem, kiedy Talbot McCaron tracił któregoś
ze swoich ludzi, czuł się jakby stracił część siebie. Jednocześnie był
pewien, że żaden członek szkockiego klanu nie byłby bardziej lojalny
i oddany niż Hindusi, którymi dowodził.
Kiedy dotarł do Londynu, zaskoczyła go liczba ludzi chcących się
z nim zobaczyć. Gdy ostatnio przyjechał do domu na przepustkę,
spędził dwa tygodnie na chodzeniu do teatrów, na bale i przyjęcia, na
których młody mężczyzna był zawsze mile widziany.
Odrzucił jednak wiele zaproszeń, ponieważ jeśli szukał
towarzystwa, to mógł je znaleźć w górskich placówkach wojskowych
w Indiach. Wydał za to więcej pieniędzy, niż mógł sobie pozwolić, na
zabranie jednej czy dwóch aktoreczek z Gaiety na kolację. Doszedł do
wniosku, iż są one powabne, zabawne i zupełnie inne niż atrakcje,
które czekały na przystojnego, młodego kawalera w Indiach.
Teraz jednak, kiedy był księciem Invercaronu, wszystko
wyglądało zupełnie inaczej. Pierwsze spotkanie odbył z sekretarzem
stanu na Szkocję, markizem Lothianu. Rozmawiali bardzo poważnie o
planach na przyszłość.
- Wiesz zapewne, iż twój wuj był tak chory przez ostatnie lata
swojego życia, że zaniedbał wszystko. Kiedy ostatni raz byłem w
sąsiedztwie, odwiedziłem go w zamku. Muszę stwierdzić, że zarówno
w twój przyszły dom, jak i zagrody w posiadłości, musisz włożyć
ogromną ilość pieniędzy.
Hrabia popatrzył na niego ze zrozumieniem.
- Pieniędzy, milordzie? - powtórzył. - Zawsze mnie przestrzegano,
że przychodzą one niezmiernie rzadko i w bardzo małych ilościach.
- Jestem tego świadom - odpowiedział markiz.
Książę uśmiechnął się cynicznie:
- Czy masz milordzie jakieś sugestie co do tego, jak mógłbym
uzyskać towar tak pożądany w tej części Szkocji, która o ile wiem,
choć tak stara i piękna, nie przynosi żadnego zysku?
Markiz zaśmiał się.
- Dobrze to ująłeś i mogę się jedynie zgodzić, że nie znam
piękniejszego miejsca niż Strath, w którym przez stulecia mieszkali
McCaronowie, ale tylko cudem mogłoby ono przynieść jakiś dochód.
- O tym właśnie myślałem w drodze z Indii i szczerze mówiąc
rozważam zamknięcie zamku.
Muszę żyć bardziej ekonomicznie. Chciałbym założyć jakąś
fabrykę, która zapewniałaby środki do życia chociaż części młodych
ludzi z okolicy. Markiz spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Zamknąć zamek? - zawołał. - Nigdy nie myślałem, że usłyszę
coś takiego z ust McCarona!
- Byłoby to przynajmniej praktyczne posunięcie - bronił się
książę.
Markiz rozsiadł się w krześle i patrzył na księcia, jakby był jakimś
dziwacznym stworem, na którego natknął się tylko przez przypadek.
Potem powiedział ze złością:
- To niemożliwe, absolutnie niemożliwe, żebyś zrobił coś takiego!
Zamek był przez wieki miejscem zebrań McCaronów! Wiem, że ci,
którzy wyjechali w różne strony świata i mieszkają w innych krajach
na wygnaniu, poczuliby się, jakby pozbawiono ich czegoś bardzo
cennego.
- Wiem o tym - zgodził się książę - ale nigdy nawet nie
wyobrażałem sobie, że zostanę wodzem. Zastanawiałem się jednak
nad problemami przywódcy klanu. Kiedy żył mój ojciec, często o tym
dyskutowaliśmy.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin