2. Cierpienia młodego Wertera-Część druga.pdf
(
152 KB
)
Pobierz
28160721 UNPDF
CZĘŚĆ DRUGA[41]
20 października 1771
Wczoraj przybyliśmy[42] tutaj. Konsul czuje się niezdrowym, przeto zatrzymamy się
przez
dni kilka. Wszystko byłoby dobrze, gdyby tylko nie był tak nieznośny. O czuję dobrze, że
los
mi gotuje straszne przejścia. To nic, trzymajmy się ostro! Swobodny umysł zniesie wiele!
Swobodny umysł... śmiech mnie bierze, gdy widzę że słowo to napisać mogłem. Nieco
więcej
zaufania do siebie zdałoby mi się i uczyniłoby mię najszczęśliwszym pod słońcem. Tam,
gdzie inni, mając odrobinę zaledwo siły i zdolności, puszą się niby pawie i zażywają
błogiego
samo zachwytu tam ja powątpiewam w mój talent i umiejętność. Boże, który mnie
wyposażyłeś
tak obficie, czemuż nie zatrzymałeś potowy swych dobrodziejstw, zsyłając mi w ich
miejsce bodaj trochę pewności siebie i skłonności poprzestawania na byle czym.
Trzeba być cierpliwym, a wszystko się zmieni na lepsze. Masz słuszność, przyznaję ci,
mój drogi. Czuję się nierównie lepiej, odkąd żyję pośród tłumu i patrzę na to, co ludzie
robią i
jak sobie radzą. Leży już w naturze ludzkiej, że porównujemy wszystko ze sobą, a siebie
z
wszystkim, przeto poczucie szczęścia i niedoli zawisło od tych rzeczy, z którymi się
zestawiamy,
a samotność jest wobec tego największym niebezpieczeństwem. Nasza wyobraźnia
posiada skłonność do wzlatywania wysoko, a czerpiąc pokarm z fantastycznych miraży
poezji,
stwarza mnóstwo istot fikcyjnych, w porównaniu z którymi jesteśmy nieskończenie mali,
wszystko poza nami wydaje nam się wznioślejsze, a każdy doskonalszym od nas. I to
dzieje
się zupełnie naturalnie. Odczuwamy bardzo często swe braki, a to, czego nam brak,
posiada
często, jak nam się wydaje, ktoś drugi. Przyznając mu tę wyższość, wyposażamy go
także i
naszymi, własnymi zaletami, odczuwając w tym nawet pewne idealne zadowolenie. W
ten
sposób powstaje ów szczytny ideał, będący naszym własnym wytworem.
Pracując natomiast mozolnie i używając jeno własnych niewielkich sił, spostrzegamy
częstokroć,
że przy całej powolności i ucieraniu się z przeszkodami, doprowadzamy do czegoś
więcej, niż inni, płynący pełnymi żaglami i dzierżący silnie ster, a wówczas, widząc, że
dorównaliśmy
1
innym, lub żeśmy ich nawet wyprzedzili, osiągamy poczucie własnej wartości.
26 listopad
Zaczyna mi tu być jako tako. Najlepszym jest to, że pracy nie brak, a przy tym duszę
moją
bawi ta mnogość ludzi i rozmaitość nieznanych dotąd postaci, dając nad wyraz
ożywione widowisko.
Poznałem hrabiego C... i z każdym dniem czuję dlań większy szacunek. Posiada
umysł, ogarniający szerokie kręgi i głęboki, a prze to właśnie wolny od oschłości, że
uwzględnia wszystko. W zachowaniu jego przebija zdolność odczuwania przyjaźni i
miłości.
Powziął dla mnie życzliwość, pod czas załatwiania pewnej sprawy urzędowej, gdy
zauważył
od pierwszych zaraz słów, że się rozumiemy i że może mówić do mnie, jak nie do
każdego.
Nie mogę. się nacieszyć jego życzliwym postępowaniem ze mną. Nie ma chyba
większej
istotniejszej radości, jak gdy otwiera się przed nami prawdziwie wielka dusza.
24 grudnia
Mam mnóstwo przykrości do zniesienia od mego konsula, jak to zresztą przewidywałem.
Jest to pedantyczny cymbał, jakich mało na świecie, powolny i drobiazgowy Jak stara
kumoszka.
Nigdy nie jest zadowolony z siebie, przeto niczym go zadowolić nie sposób. Pracuję
chętnie i łatwo, i nie cierpię poprawek. On zaś ma pasję zwracać mi dany elaborat i
powiada
zawsze: - Dobrze pan napisał, a przejrzyj pan to jeszcze raz, zawsze można znaleźć
odpowiedniejsze
wyrażenia czy jaśniejszy zwrot! - Diabli mnie biorą nieraz. Nie ścierpi, by brakło
jednego choćby - i - jednego spójnika, a wrogiem śmiertelnym jest wszelkich dowolności
w
szyku zdania, jakie mi się często nasuwają pod pióro. Nie rozumie po prostu obrazu, nie
odrzępolonego
wedle szacownych, prastarych zasad melodii, obowiązujących katarynkę.
Okropna to rzecz mieć z takim człowiekiem do czynienia.
Nagrodą jedyną jest mi zaufanie hrabiego C... Niedawno wyznał mi otwarcie, że jest
bardzo
niezadowolony z guzdralstwa i drobiazgowości mego konsula. - Ludzie - powiedział -
mają upodobanie w utrudnianiu sobie samym i innym wszystkiego. Ale trzeba się z tym
pogodzić,
podobnie, jak musi pogodzić się z istnieniem góry wędrowiec. Gdyby jej nie było,
oczywiście, droga byłaby wówczas krótsza i łatwiejsza, ale ponieważ góra istnieje,
przeto
trzeba się na nią wspinać!...
2
Mój szef domyśla się naturalnie, że hrabia woli mnie od niego, to go złości a skutkiem
tego
korzysta z każdej sposobności, by obmawiać hrabiego przede mną Ja, naturalnie, staję
po jego
stronie, a to sprawę jeszcze bardziej pogarsza. Wczoraj wyprowadził mnie z równowagi,
gdyż
przy okazji i mnie też przypiął łatkę. Hrabia - powiedział - interesuje się całym światem i
do
tego jest jedyny, praca mu idzie jak z płatka i ma łatwość pióra, ale brak mu gruntownej
wiedzy,
co jest zresztą wadą wszystkich dyletantów literatury i sztuki. - Zrobił przy tym minę,
jakby pytał: - Czyś się dorozumiał, że to do ciebie pite? - Ale nie odniosło to żadnego
skutku,
gdyż pogardzam ludźmi, mogącymi tak myśleć i w ten sposób postępować., Stawiłem
mu
czoło i dyskutowałem z pewnym uniesieniem. Powiedziałem, że człowiek taki jak hrabia,
budzić musi szacunek, tak ze względu na swój charakter, jak też i wiedzę. - Nie znam -
powiedziałem
- nikogo, komu by się powiodło rozszerzyć zakres swych wiadomości na tak
rozliczne przedmioty, nie zatracając jednocześnie zainteresowania dla pospolitych
spraw bieżącego
życia. - Było to dla jasnego rozumu bajką o żelaznym wilku, przeto oddaliłem się, nie
chcąc dalszą gadaniną jego burzyć sobie żółci.
Wyście winni temu wszyscy, namówiliście mnie bowiem do podjęcia owego jarzma
rozwodząc
się szeroko o potrzebie rozpoczęcia czynnego życia. Czynne życie? Zaprawdę, jeśli
człowiek, sadzący ziemniaki i wożący na sprzedaż do miasta zboże, nie wiedzie
czynniejszego
życia ode mnie, to zgodzę się jeszcze przez dziesięć lat wykonywać tę pracę galernika,
przykuty łańcuchem, na który mnie wzięła owa bajka o czynnym życiu.
Poza tym cóż za błyszcząca nędza, jakaż nuda panuje pośród owych miernot,
zebranych tu
pospołu. A jakaż wre pomiędzy nimi walka o pierwszeństwo, jakże czyhają zawzięcie, by
bodaj krokiem uprzedzić drugiego, jakież nędzne, jak poziome, zgoła nie osłonione
niczym
namiętnostki wypełniają ich dusze? Jako przykład podaję pewną kobietę. Rozpowiada
ona
każdemu szeroko o swym szlachectwie i swych posiadłościach, tak że ktoś obcy
musiałby ją
wziąć za głupią gęś, zarozumiałą do niemożliwości ze swego pochodzenia oraz sławy
swego
kraju i swych przodków. Tymczasem jest o wiele gorzej, gdyż owa osoba pochodzi z
tych
3
stron i jest córką biednego gryzipiórka. Nie mogę pojąć, by ludzie mieli tak mało
zastanowienia
i świadomości, że poniżają się sami i hańbią.
Przekonuję się, mój drogi, z dniem każdym dowodniej, że nie należy sądzić innych
podług
siebie, ale ponieważ mam tak dużo do czynienia z samym sobą i własnym,
nieokiełznanym
sercem, przeto najchętniej pozwalam każdemu kroczyć własną ścieżką, byleby mi inni
nie
przeszkadzali czynić, co mi się podoba.
Najbardziej drażnią mnie fatalne zapatrywania na mieszczaństwo i różnice stanowe.
Zdaję
sobie równie dobrze, jak każdy inny, sprawę z tego, że różnice dzielące poszczególne
stany są
potrzebne, oraz ile mnie samemu przysparzają korzyści. Ale niechże nie stają mi na
drodze
tam właśnie, gdzie mogę zażyć jeszcze bodaj trochę radości, bodaj odrobiny szczęścia
na
świecie. Poznałem się niedawno na przechadzce z niejaką panną B... Jest to miła
osoba, która
zdołała zachować dużo prostoty wśród całego tego sztywnego otoczenia.
Rozmawialiśmy
bardzo przyjemnie, a przy pożegnaniu poprosiłem, by mi pozwoliła się odwiedzić.
Zgodziła
się na to tak ochotnie, że ledwo mogłem się doczekać sposobnej chwili, by pójść do niej.
Nie
pochodzi z tych okolic, a mieszka razem z ciotką. Ta ciocia nie spodobała mi się od
razu. Zachowałem
się jednak wobec niej bardzo uprzejmie, mówiąc, zwracałem się przeważnie do
niej i w ciągu pół godziny dowiedziałem się pewnych szczegółów, a mianowicie, że jak
mi to
później potwierdziła siostrzenica... czcigodna dama cierpi na starość niedostatek,
niczego nie
posiada: ani majątku, ani inteligencji, całą jej ostoją jest długi szereg przodków oraz
stan,
wśród którego murów zabarykadowała się, poprzestając na tej rozkoszy, by z wyżyn
swoich
spoglądać z pogardą na marny tłum mieszczuchów. Podobno była piękną w młodości,
przebaraszkowała
życie, zrazu dręczyła różnych biednych młodzieńców, zaś w wieku dojrzalszym
ugięła się pod jarzmo małżeńskie pewnego starszego oficera, z którym za tę cenę i
znośne
4
utrzymanie przeżyła czas jesieni życia, a potem go pogrzebała i na starość została
samotną.
Nie miano by dla niej teraz żadnych względów, gdyby nie siostrzenica, posiadająca
sympatię
wszystkich.
8 stycznia 1772
Straszni to zaiste ludzie, wkładający całą duszę w ceremoniał i wysilający się całymi
latami
na to, by posunąć się o jedno bodaj miejsce wyżej przy stole. Nie brak im wcale innego
zajęcia, przeciwnie, mnóstwo rzeczy zalega właśnie dlatego, że drobnostkowe utarczki
nie
pozwalają im jąć się spraw ważnych. W zeszłym tygodniu przez głupi zatarg w sprawie
jazdy
sankami[43], cała przyjemność poszła na marne.
Naiwni to ludzie, nie zdają sobie bowiem sprawy z tego, że w istocie rzeczy pierwsze
miejsce nie ma żadnego znaczenia, gdyż ten, kto je zajmuje, rzadko odgrywa główną
rolę!
Iluż królów podlega władzy ministrów, a jak często minister pełni wolę swego sekretarza!
Któż jest w takim razie pierwszym? Ten, wydaje mi się, kto przeniknie innych i przemocą
czy
chytrością umie użyć ich namiętności i sił do spełnienia swych zamierzeń.
20 stycznia
Piszę do pani, droga Loto, w małej karczemce wiejskiej, dokąd zapędziła mnie burza.
Odkąd
przebywam w tej smętnej norze. D..., pośród ludzi tak całkiem obcych memu sercu, nie
miałem chwili, by mi dusza się nie rwała do skreślenia do pani słów paru. I tutaj byłaś
pani
pierwszą myślą moją, w tej chałupce, samotnej i ciasnej, gdzie siedzę i patrzę na śnieg,
smagający
szyby małego okienka. Gdym jeno wszedł, przypomniałem sobie twą postać i duszę
twą, Loto, z taką gorącą czcią! Boże mocny! To pierwsza szczęsna chwila!
O, czemuż mnie nie widzisz, droga moja, ogarnionego tym wirem! Umysł mój marnieje,
nie miałem ni na moment pełni odczuwania, ani jednej szczęsnej godziny! Nic! Nic! Mam
wrażenie, jakbym stał przed czarodziejską szkatułą[44], widzę małych ludzi, koniki itp.,
wszystko
to rusza się, a ja pytam, czy to nie jest jakieś optyczne złudzenie. Sam odgrywam jakąś
rolę, a raczej ruszają mną jak marionetką, dotykam czasem drewnianej ręki sąsiada i
czuję
dreszcz grozy. Wieczorem postanawiam zobaczyć wschód słońca i nie ruszam się z
łóżka. W
ciągu dnia obiecuję sobie ucieszyć oczy światłem księżyca i nie wychylam się z pokoju.
Nie
wiem, doprawdy, całkiem, po co się budzę i po co idę spać.
5
Plik z chomika:
zebrus
Inne pliki z tego folderu:
Zagadnienia do Wertera.doc
(10 KB)
Cierpienia młodego Wertera – audiobook.wmv
(2107 KB)
2. Cierpienia młodego Wertera-Część druga.pdf
(152 KB)
1. Cierpienia młodego Wertera-Część pierwsza.pdf
(234 KB)
Cierpienia młodego Wertera 003A.mp3
(11917 KB)
Inne foldery tego chomika:
!Paczka 300 Ebook'ów
03_Folwark zwierzecy_CD
Adam MIckiewicz - Dziady
Adam Mickiewicz - Pan Tadeusz - Czyli ostatni zajazd na Litwie
Agata CHristie - Dwanaście Prac Herkulesa ( AUDIOBOOK )
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin