29. Quick Amanda (Krentz Jayne Ann) - Kłamstwa w blasku księżyca (Vanza 04).pdf

(996 KB) Pobierz
255532199 UNPDF
AMANDA QUICK
KŁAMSTWA W BLASKU KSIĘŻYCA
ROZDZIAŁ 1
Ostatnie lata panowania królowej Wiktorii.
Północ. Tonący we mgle cmentarz. Trudno o bardziej posępne miejsce i mroczniejszą
porę spotkania! - pomyślała Annie Petrie.
Przejął ją dreszcz; otuliła się szczelniej płaszczem. Nigdy jeszcze nie bała się tak
bardzo. Ale wszelkie informacje, jakie zebrała na temat człowieka, z którym się tu umówiła,
całkowicie się ze sobą pokrywały - można się było z nim spotkać tylko na jego warunkach.
Przez cały dzień biła się z myślami: stawić się na tę posępną schadzkę czy dać temu
spokój?... Nerwy miała stargane od samego rana, gdy zaraz po przebudzeniu znalazła na
nocnym stoliku wiadomość od tego człowieka.
Palce jej drżały, kiedy brała do ręki świstek. Była jak ogłuszona. On miał czelność
wejść tu w nocy. Jakimś cudem sforsował zamknięte drzwi i okiennice. Śpiąc, nie usłyszała
żadnego szmeru, nie wyczuła niczyjej obecności. Zupełnie jakby nawiedził ją duch!
Kiedy opanowała się na tyle, by przeczytać pozostawiony przez niego krótki list,
przekonała się, że to lista warunków, które musi spełnić. Wiedząc, że nie zazna spokoju,
dopóki nie otrzyma odpowiedzi na dręczące ją pytania, postanowiła dostosować się do żądań
- i starannie wypełniła wszystkie warunki.
Zgodnie z instrukcją miała, przekraczając cmentarną bramę, przygasić latarnię. Teraz
jej słaby blask lekko ozłacał kłębiącą się wokół mgłę. Gdzieniegdzie wynurzały się z
ciemności kamienie nagrobne, krypty grobowe i pomniki obrzeżone koronką gęstych oparów.
Najwyższym wysiłkiem woli powstrzymywała się od ucieczki i brnęła naprzód.
Dotarłam aż tu, mówiła sobie w duchu, nie po to, żeby zrezygnować w ostatniej chwili!
Przynajmniej tyle mogę zrobić dla biednej Nellie!
- Dobry wieczór, pani Petrie.
Głos, który usłyszała, był mroczny i złowróżbny jak tonący we mgle cmentarz.
Zdawał się dochodzić zza drzwi krypty, którą właśnie mijała. Annie Petrie skamieniała, zbyt
przerażona, by krzyknąć. O ucieczce nie było mowy.
To głos dżentelmena, pomyślała i, nie wiedzieć czemu, to odkrycie przeraziło ją
jeszcze bardziej. Zdołała obrócić się w stronę, skąd dochodził głos. Wpatrywała się z
natężeniem w mrok, usiłując dostrzec sylwetkę mówiącego. Jednak mdłe światło latarni nie
mogło przebić lodowatej ciemności wokół ledwie dostrzegalnego wejścia do starego
kamiennego grobowca.
- Spełniłam wszystkie warunki - wykrztusiła. Głos jej drżał, nie miała nad nim żadnej
kontroli.
- Doskonale! Chyba się pani nie zdziwi, gdy powiem, że nie wszyscy proszący o
spotkanie mają dość odwagi, by się na nie stawić.
- Nie, proszę pana - odparła rezolutnie, zaskoczona jednak, że zostało jej, mimo
wszystko, więcej hartu ducha niż innym. - Niewielu znajdzie się śmiałków, którzy przylecą
jak na skrzydłach spotkać się z nieznajomym, o którym opowiadają takie rzeczy... W dodatku
o takiej porze i w takim miejscu!
- To prawda. - W głosie niewidzialnego rozmówcy brzmiała nutka rozbawienia. - Ale
wiem z doświadczenia, że warunki, jakie stawiam, pozwalają wyeliminować ludzi słabych i
chwiejnych, i skupić się na tych, którzy z determinacją dążą do celu, bez względu na to, ile
ich to będzie kosztowało.
- Determinacji mi nie brak, proszę pana.
- Istotnie. A zatem, może przejdziemy od razu do sedna? Zakładam, że chciała się pani
ze mną spotkać w związku ze śmiercią siostry, która zginęła dwa dni temu?
Annie doznała szoku, słysząc słowa nieznajomego.
- Pan wie o śmierci Nellie?...
- Kiedy dowiedziałem się, że zależy pani na spotkaniu ze mną, byłem ciekaw, co panią
do tego skłoniło. Popytałem więc tu i tam i wiem, że pani siostra zginęła na skutek
nieszczęśliwego wypadku.
- Owszem, zginęła, ale to wcale nie był wypadek! - krzyknęła. - Wiem, że policja tak
uważa... ale to nieprawda!
- Ciało Nellie Taylor znaleziono na terenie zakładów kąpielowych Doncaster Baths.
Pływało po powierzchni basenu z zimną wodą. Wszystko wskazuje na to, że pani siostra
potknęła się na kafelkach obramowania basenu, doznała urazu głowy, wpadła do wody i
utonęła.
Wygłoszone z zimną krwią, beznamiętne podsumowanie faktów sprawiło, że Annie
Petrie zawrzała znów gniewem i uświadomiła sobie własną bezsilność. Jedno i drugie
dręczyło ją od śmierci Nellie.
- Nigdy w to nie uwierzę! oświadczyła stanowczo. Moja siostra pracowała w łaźniach
dobre dziesięć lat, od trzynastego roku życia. Kiedy zaczynała, doktor Doncaster sam jeszcze
poddawał swoich pacjentów wodnej kuracji. Nellie znała tam każdy kąt, a na śliskie kafelki
zawsze uważała!
- No, cóż... Wypadek każdemu może się zdarzyć, pani Petrie.
- Ale Nellie nie miała żadnego wypadku, mówię panu! Palce Annie zacisnęły się
kurczowo na uchwycie latarni. - Ktoś ją zabił!
- Skąd ta pewność?
Spytał od niechcenia, jakby z czystej uprzejmości.
- Już mówiłam, że dowodów nie mam żadnych. - Przełknęła z trudem ślinę i się
wyprostowała. - Właśnie po to przyszłam do pana, żeby je pan znalazł. To pańska
specjalność, prawda?
Zapadło dłuższe milczenie.
- Tak, pani Petrie, to moja specjalność - odparł wreszcie. - Proszę mi powiedzieć coś
więcej o swojej siostrze.
Znów odetchnęła głęboko i ważąc każde słowo, zaczęła:
- Nellie pracowała w pawilonie dla pań.
- Ale jej ciało znaleziono w basenie z zimną wodą, w części przeznaczonej dla
mężczyzn.
- Wiem, proszę pana. To jedna z tych rzeczy, które wydały mi się podejrzane, rozumie
pan.
- Może od czasu do czasu pomagała przy zabiegach dla panów?
- No, chyba tak... Ale bardzo rzadko. - Teraz Annie stąpała po niezbyt pewnym
gruncie. A myślała, że ją to ominie! - Nieraz panowie zamawiają dodatkowo którąś
dziewczynę z personelu, żeby im w trakcie zabiegu umyła włosy albo zrobiła masaż w
osobnym pomieszczeniu.
- Słyszałem już o podobnych usługach - odparł obojętnie.
Annie poczuła w żołądku lodowaty chłód. Jeśli ten człowiek dojdzie do wniosku, że
Nellie była prostytutką, nie zechce się w tym babrać.
- To wcale nie było tak, jak pan myśli! Nellie to porządna, ciężko pracująca
dziewczyna. A nie lafirynda!
- Bardzo przepraszam, jeśli niechcący panią uraziłem. Nie mam prawa... ani zamiaru
nikogo potępiać.
Jaki uprzejmy! - pomyślała, całkiem zbita z tropu. W dodatku wyglądało na to, że
mówił szczerze. Bardzo rzadko ktoś taki jak on, pan z panów, przejmował się uczuciami byle
sklepikarki!
- Nie wiem dokładnie, co się tam działo w prywatnych kabinach po męskiej stronie
łaźni - przyznała. - Tylko tyle, że Nellie pracowała tam od czasu do czasu. Mówiła mi, że
niektórzy klienci prosili specjalnie o nią, a potem dostawała hojne napiwki.
Mężczyzna nie odzywał się tak długo, iż Annie zlękła się, że sobie poszedł. Całą
okolicę ogarnęła przytłaczająca cisza.
W plotkach i opowieściach, jakie zasłyszała na jego temat, była mowa także o tym, że
pojawia się nie wiadomo skąd, a potem nagle znika. Kiedy po raz pierwszy o tym usłyszała,
uznała, że to wierutne bzdury. Ale teraz, gdy znajdowała się na tonącym we mgle cmentarzu,
nietrudno byłoby jej uwierzyć, że rozmawia z kimś z zaświatów.
Kto wie?... Może we dnie spoczywa w trumnie wewnątrz tego grobowca, obok
którego stał przed chwilą?
Na tę myśl przeszył ją dreszcz trwogi.
- Czy według pani jeden z tych specjalnych klientów zabił Nellie? - spytał
nieznajomy.
- To całkiem możliwe, proszę pana.
Znów to koszmarne milczenie. Mgła chyba gęstniała. Słaby blask księżyca nie mógł
się przez nią przebić. Annie nie widziała już zarysów grobowca.
- Dobrze, zajmę się tą sprawą - oświadczył nieznajomy - jeżeli pani istotnie chce
poznać prawdę.
- A cóż to znowu?! Jak mogłabym nie chcieć tego, o co tak zabiegam?
- Nieraz się zdarza w podobnych sprawach, że klienci dowiadują się o swoich
zmarłych czegoś, o czym woleliby nie wiedzieć.
Annie Petrie się zawahała.
- Rozumiem, co pan ma na myśli. Ale Nellie to moja siostra. Tak samo jak reszta z nas
musiała się na niejedno godzić, żeby związać koniec z końcem. Ale w głębi serca była zawsze
dobrą dziewczyną. Nie mogłabym spojrzeć na własną twarz w lustrze, gdybym nie
spróbowała dowiedzieć się, kto jej wyrządził taką krzywdę!
- Rozumiem, pani Petrie. Skontaktuję się z panią, gdy poznam całą prawdę... lub
wyjaśnię przynajmniej kilka kwestii.
- Bardzo panu dziękuję. Będę naprawdę zobowiązana. - Odchrząknęła. - Słyszałam, że
jakoś dziwnie trzeba płacić za pańskie usługi.
- No cóż... Za wszystko trzeba płacić, pani Petrie. Znów przeniknął ją dreszcz, ale nie
ustępowała.
- Pewnie, ale moim zdaniem lepiej wszystko omówić od razu. Mam sklepik z
parasolkami i chleba mi nie braknie, ale do bogaczy nie należę.
- Nie biorę pieniędzy od moich klientów, pani Petrie. Krótko mówiąc, wyznaję zasadę
przysługa za przysługę.
Znów ogarnął ją strach.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin