Rmarket.txt

(4 KB) Pobierz
                   Supermarket crusader

"I kupcy ziemi p�aka� b�d� i smuci� si� nad nim, 
  bo ju� nikt nie kupuje od nich towaru..."              Ezech. 27,31;36

Id� w kierunku sklepu, mijaj� mnie wym�czeni ludzie zmierzaj�cy w przeciwn� stron�, ob�adowani siatami, rozcieraj�cy siniaki i st�uczenia. Silniej zaciskam w r�ku �a�cuch zwieszaj�cy si� ze slotu na monety. Gdyby tylko by� d�u�szy. Do �rodka dostaj� si� niczym pantera ,zwinnym skokiem robi�c poka�n� rys� na automatycznych drzwiach, kt�re nie zd��y�y namierzy� mnie swym podczerwonym okiem. Na sobie czuj� nienawistne spojrzenie wy�elowanego troglodyty, na kt�rego garniturku, pr�buj�cym przykry� brak kultury, widnieje nalepka (Ochrona sklepu). Szybko wbiegam mi�dzy p�ki unikaj�c dziewczyny zasypuj�cej mnie potokiem s��w typu: nowy, rewelacyjny, o 10% wi�kszy, i pr�buj�cej jednocze�nie wcisn�� mi do twarzy ulotki. Kto� uderza mnie koszykiem w dup�. Musz� dosta� si� do bu�ek inaczej nie mam po co wraca� do domu. Okrutni projektanci tego labiryntu umie�cili stoisko na samym ko�cu aby kusi� me oczy swymi szata�skimi wytworami. Nie wiedzieli wszak�e o tym i� jedno oko mam szklane co uniemo�liwia mi widzenie p�ek po prawej stronie. Wykorzystuj�c ten fakt udaje mi si� dotrze� do celu bez szwanku. 
   Kolejna pr�ba to pr�ba opanowania. Pr�buj� umie�ci� zdobyczne bu�ki w plastikowej torebeczce. Czerwona mg�a pojawia mi si� przed oczyma gdy po pi�ciu minutach kolejnych pr�b oddzielenia od siebie warstw plastikowej folii zauwa�am szydercze u�miechy obs�ugi. Po kolejnych pi�ciu, bu�ki siedz� ju� bezpiecznie w pogniecionej i pomi�tolonej torebeczce. Obs�uga rozp�ywa si� w t�umie rozczarowana faktem ,�e nie da�em im satysfakcji rzucaj�c si� na ziemi� kopi�c i krzycz�c. Kto� uderza mnie koszykiem w dup�. Ruszam do ser�w co oznacza pr�b� cierpliwo�ci. Kiedy ju� po ca�ej wieczno�ci stania w kolejce u�miechni�ta od jednego wielkiego ucha do drugiego ekspedientka pyta mnie czego sobie �ycz�, nie mog� si� opanowa� i prosz� j� o dok�adnie 46 plasterk�w tego i 83 tamtego. Zaznaczam �e przelicz�, co zmywa z jej twarzy g�upi u�miech. Z sadystyczn� przyjemno�ci� patrz� jak kroi, poczym gdy odwraca si� ode mnie plecami aby zrealizowa� moje drugie zam�wienie odchodz� w kierunku napoj�w.
Nauczony do�wiadczeniem bior� picie w zwyk�ej butelce, wiedz�c �e jeszcze nigdy nie uda�o si� nikomu zwr�ci� zwrotnej butelki. Przychodzisz we wtorek i s�yszysz: "butelki przyjmujemy tylko w �rody", przyjdziesz w �rod� to ci powiedz�, �e nie ma magazyniera bo on pracuje we wtorki a w og�le to ta butelka chyba nie jest od nas i gdzie masz paragon nie nie ten tylko ten drugi. Ka�demu zachce si� "zwr�ci�" gdy przyjdzie z t� nieszcz�sn� butelk� po raz dziesi�ty. 
   Do g�owy wpada mi my�l - kupi� butelk� dobrego wina i zaprosz� dziewczyn� na kolacj� przy �wiecach. Zadowolony ze swego pomys�u udaj� si� w kierunku alkoholi, po drodze wykonuj�c seri� skomplikowanych manewr�w w celu unikni�cia kolizji, ale i tak dwukrotnie dostaj� koszykiem w dup� (czy kierownictwo sklepu zatrudnia do tego specjalist�w?). Gdy docieram na miejsce wiem ju�, �e m�j pomys� dobry by� tylko w teorii. Sprytni "przedstawiciele dzia�u alkohole" zamiast napisa� pod ka�dym gatunkiem czy jest to wino wytrawne, s�odkie czy p�s�odkie przepisali po prostu jego nazw�. Ja rozumiem ,�e mo�e oni nie znaj� francuskiego czy w�oskiego, ale tak to mo�na opisa� kartofle, a nie wino. Mo�e zreszt� tym si� wcze�niej zajmowali, kto wie. Kupi�em piwo, wypij� je sobie sam ogl�daj�c mecz, a co mi tam.
   Zm�czony i z bol�cym od obijania odw�okiem powlok�em si� do kasy. Tam moj� uwag� przyku� wielki napis majestatycznie dyndaj�cy pod sufitem: "uprzejmie prosimy naszych szanownych klient�w o okazanie zawarto�ci toreb na ka�d� pro�b� kasjerki". Czekaj�c w kolejce zastanawia�em si� nad jej sensem. Dlaczego nie napisz� po prostu : "widzieli�my jak �adowa�e� to do torby, oddawaj!". Dlaczego nazywaj� szanownym klientem kogo� kto ich okrada? Gdy kto� na mnie napadnie i zacznie mnie la� to mam mu powiedzie�: "M�j drogi przeciwniku, czy m�g� by� przesta�?". Jeste�cie zak�amane skurczybyki m�wi� kasjerce wr�czaj�c jej pieni�dze i nie zwa�aj�c na jej zdumione spojrzenie wychodz� ze sklepu.
   Id�c do domu zm�czony i poobijany u�miecham si� pod nosem widz�c id�cych w przeciwnym kierunku "szanownych klient�w", zaciskaj�cych r�ce na zbyt kr�tkich �a�cuchach.

Marcin Grochowski
Zgłoś jeśli naruszono regulamin