Agnosiewicz Mariusz - Przemilczana historia Jehowy.doc

(1274 KB) Pobierz
Przemilczana historia Jehowy #1

Pliki pochodzą z chomika Gizbern największej składnicy ebooków. Ponad 15 000 pozycji o różnej tematyce. Zachęcam do pobierania.

 

http://chomikuj.pl/Chomik.aspx?id=Gizbern

 

 

 

 

 

 

 

 

Przemilczana historia Jehowy #1

Author of this text: Mariusz Agnosiewicz

 

Language mismatch - Niezgodność języka

Spis treści:
Str. 3136:
Trzepot skrzydełek motyla
Wprowadzenie
Korekty
MERITUM:
Mitologia ugarycka a Biblia
Panteon ugarycki a izraelski
Bóg Ojca a El Elyon [Bóg Najwyższy]
Skromne początki Jehowy
Jahwe, Baal i ich boskie małżonki
Przypowieści meteorologiczne
Baal i Jahwe walczą ze smokami
Kult boga Nechusztana
Str. 3157:
Zgromadzenie bogów (boska rada)
Terafim, pieczęcie i dyski słoneczne
Triumf monoteizmu
Monoteistyczny antyteizm
Wchłanianie innych bogów i boże imiona
Pluralis debilis
Relikty lingwistyczne
Zakończenie
Najważniejsze źródła
[Uwaga: Opracowanie znajduje się na dwóch stronach, przy czym najważniejsza część - na stronie drugiej.]

*

Trzepot skrzydełek motyla

Serwis apologetyczny Katolik.pl zamieścił niedawno kolejny tekst Jana Lewandowskiego, (jednego z moich najwierniejszych czytelników), który stanowi ponowną próbę podjęcia krytyki naszego serwisu [_1_], a zarazem wyzwanie rzucone niejako "oficjalnie". Autor nie tyle życzy sobie polemiki ze mną, co uspokojenia wiernych, co jasno wynika z jego patetycznej i utrzymanej w lamentacyjnym tonie przedmowy, w której wzywa wiernych, by nie dali się "dyrygować" "takim jak Agnosiewicz, którzy za pomocą różnych presji i często w sposób agresywny wymuszają swój sposób rozumienia czegoś", a zarazem gorąco nawołuje wszystkie siły apologetyczne, by przeciwstawić się "Agnosiewiczowi i jego serwisowi", by rozpocząć regularną krucjatę pod przewodem czołowych rycerzy. Pisząc na dziś dzień kilkadziesiąt stron polemiki z moimi tekstami, autor zapewnia: z takimi jak Agnosiewicz się nie dyskutuje.

Rozbawił mnie bardzo tak skrajnie emocjonalny stosunek do Racjonalisty. Zirytował mnie jednak fakt, że autor pozwolił sobie na szereg impertynencji i przytyków osobistych, za to chyba tylko, że na stronie założonej przez siebie, otwarcie głoszę swoje poglądy i krytykuję konsekwentnie to, z czym się nie zgadzam. Jeśli ktoś uważa, że wywieram na niego jakąkolwiek presję, to znaczy, że cierpi na urojeniowy sposób myślenia. Zawsze otwarcie zachęcałem do dyskusji i byłem otwarty na każdą krytykę tego co piszę i co piszą moich przyjaciele. Polemika z nami jest więc zawsze możliwa, nigdy jej nie unikamy i zawsze jesteśmy w stanie bronić tego co piszemy i brać za to odpowiedzialność.

Zarzuty Lewandowskiego są dla mnie irytujące z tego jeszcze powodu, iż to raczej ja mógłbym podnosić, że moi przeciwnicy próbują za pomocą różnych presji, bardzo często w sposób agresywny, zmuszać mnie do wycofania się. Choć ja zawsze wyrażałem gotowość do merytorycznej obrony swoich tekstów, to niestety ludzie wierzący w znakomitej większości zupełnie nie życzą sobie tego, jednak ilość inwektyw jakimi zostałem obdarzony przez ludzi wyznających dogmat miłości bliźniego, jest niemożliwa do zliczenia. Większość z moich religijnych przeciwników uważa, że najważniejsze jest, aby atakować moją osobę, aby mnie zniesławiać i znieważać. Dość szybko do tego przywykłem, więc nie biadolę, że jestem poddawany "presji psychicznej", jednak uwaga Lewandowskiego jest wielką niesprawiedliwością.

Autor pozwolił sobie na wstępie również na zwyczajne oszczerstwo. Pisze, że większość tekstów jest słaba - co jest zrozumiałe, bo inaczej napisać nie mógł, lecz zaraz dodaje, że jeśli już zdarza się jakaś bibliografia to są to prace Deschnera i Uty Ranke Heinemann. To jest zwykła brednia, gdyż po pierwsze, bardzo dużo naszych tekstów zawiera bibliografię, na skalę naprawdę rzadko kiedy spotykaną w Internecie. Staje się to coraz powszechniejszą regułą u nas, a ja w warunkach współpracy podkreślam to bardzo wyraźnie. Istotnie, jest część tekstów, które nie spełniają tych wymogów, ale są to przede wszystkim teksty bardzo wczesne, z samego początku tworzenia witryny, których nie mam obecnie czasu uzupełniać, choć nie ma problemu aby poddać je surowej krytyce, w wyniku której tekst albo się obroni, albo przepadnie. Deschnera i Ranke-Heinemann Lewandowski wymyślił sobie zupełnie w oderwaniu od Racjonalisty. Nie podajemy zbyt często akurat tych autorów, globalne odwołania do nich stanowią jakiś nieznaczny promil. Może nie dlatego, że uważamy tych autorów za słabych, lecz dlatego, że korzystamy z bardzo wielu źródeł. W ogóle nie wyobrażam sobie możliwości stworzenia Racjonalisty w oparciu o tych autorów. Deschner to przecież głównie historyk kościoła, a to jedynie pewien fragment naszego serwisu. Apologeta zabiera się za apologię Biblii, a ja nie przypominam sobie, abym w moich tekstach na ten temat odwoływał się do Deschnera, chyba że sporadycznie. Przyczyna kłamstwa Lewandowskiego jest oczywista: akurat ci autorzy są szczególnie nielubiani w kręgach katolickich, i powiedzieć, że ktoś opiera się na Deschnerze to dla nich coś jak obelga.

Jak można się spodziewać, polemiki apologety, wbrew zapewnieniom, iż chce zajmować się tylko tekstami najważniejszymi, polegać będą na atakowaniu tekstów najsłabszych, bo powstałych przed wieloma miesiącami, jeszcze w bardzo pierwotnej postaci witryny. Teksty te powstawały bez presji polemicznej, nie roszczą sobie miana gruntownych analiz ani prac naukowych. Raczej wskazują one problemy, muskają zagadnienia, często w sposób nieco chaotycznych, niekonsekwentny. Traktowanie tych tekstów jako wszystkiego co racjonaliści mają do powiedzenia krytycznego pod adresem poszczególnych zagadnień związanych z dogmatami i Biblią, jest wielkim nieporozumieniem. Teksty te są tylko rzuceniem rękawicy, a krytyk bije się z rękawicą mniemając, iż walczy z przeciwnikiem. I w takiej walce, pośród apologetycznych pokrzykiwań o słabości przeciwnika, zostaje on "rozbity" i ogłoszony pokonanym.

Ironizuję, w istocie jednak polemika Jana Lewandowskiego bardzo mnie cieszy; nie dlatego żeby mi zależało na przekonaniu przeciwnika czy ogółu chrześcijan o słuszności mojego światopoglądu, lecz dlatego, iż skłoni nas ona do uzupełnienia Racjonalisty pogłębionymi analizami, w wielu przypadkach już bez krytyki uważam, że część tekstów warto napisać od nowa. Inaczej bowiem powstawały teksty, kiedy zajmowałem się tym całkowicie samotnie, bez jakiegokolwiek doświadczenia polemicznego, z niewielkim zasobem wiedzy religioznawczej, którą dopiero zaczynałem zgłębiać, a inaczej powstają obecnie (zwłaszcza od schyłku 2002), kiedy nasz serwis odwiedza tysiące osób, kiedy poznałem wiele ciekawych osób znacznie lepiej w wielu kwestiach przygotowanych niż ja sam, kiedy wreszcie i ja zdobyłem niemałe doświadczenia polemiczne, publicystyczne oraz naukowe.

Miarą wielkości polemicznej apologety będzie udział w jego krytyce najnowszych tekstów Racjonalisty dotyczących krytyki Biblii, zwłaszcza pisanych przez Krzysztofa Syktę. Jeśli w swej polemice będzie atakował tylko mnie, to powinien zdawać sobie sprawę z tego, że krytykować będzie, jak się spodziewam, Agnosiewicza raczkującego, zaś odpowiadać mu będzie Agnosiewicz dojrzały i doświadczony, że odpowiedzą mu także osoby lepiej niż Agnosiewicz znające krytyczną egzegezę biblijną. Stąd też chciałbym doradzić apologecie, aby okiełznał nieco swój hurraoptymistyczny triumfalizm, gdyż jest on nieadekwatny.

Mój krytyk wspomniał "słynną debatę Orygenesa" przeciwko Celsusowi [_2_]. Była to "debata" w której przeciwnik nie żył już od kilku dekad i niechaj mi ona posłuży za przykład pedagogiczny dla apologety. Mianowicie jako przykład błędnej postawy, czyli zbytniej pewności siebie w przekreślaniu znaczenia przeciwnika i jego argumentów. Choć Orygenes w swoim dziele zapewniał niejednokrotnie, że Celsus to "błazen", "nieuk", "pyszałek", to dziś księża z kościelnej uczelni wydający to dzieło, byli łaskawi napisać o Celsusie:

"Treść Słowa Prawdy świadczy niezbicie o tym, że autor tego pisma jest nieprzeciętnym erudytą, oczytanym wspaniale w literaturze filozoficznej, zwłaszcza platońskiej, posiada ścisły, wnikliwy i krytyczny umysł, jest przy tym błyskotliwym polemistą, dobrze przygotowanym do pracy, której się podjął. (...) Atak Celsusa zawiera wszystkie zarzuty, jakie można było postawić chrześcijaństwu, o jego wadze świadczy fakt, że przez kilkanaście wieków nie zdołano dodać do nich nic nowego, zmieniano tylko sposób formułowania zarzutów. (...) Atak Celsusa , mocno napastliwy i nie przebierający w środkach, musiał bardzo poruszyć chrześcijan, skoro po latach Ambroży poleca Orygenesowi odpowiedzieć na ten paszkwil. Orygenes stwierdza, że religia chrześcijańska nie potrzebuje obrony, najlepszą obroną jest uczciwe życie jej wyznawców" [_3_].

Znaczenie polemiki ze mną w skali społecznej mój oponent porównuje do wpływu "jaki na klimat w Polsce wywiera wpływ klimatu na biegunach. Jakiś on zawsze jest, ale raczej niewielki i często przypadkowy". Autor zapewnia, że polemikę podejmuje, gdyż jest to dla niego "ekscytująca zabawa intelektualna". Bardzo podoba mi się takie podejście. Przyznaję, że dla mnie to również zabawa. Jednak jeśli już polemista odniósł to do meteorologii globalnej, to wypada może przypomnieć zjawisko zwane "efektem motyla" meteorologa E. Lorenza: "Motyl zaburzający powietrze dzisiaj w Pekinie może być przyczyną huraganu w następnym miesiącu w Nowym Jorku"... [_4_]

Wprowadzenie

Pierwsza polemika dotyczy zagadnienia politeizmu leżącego u korzeni żydowskiego monoteizmu, a tym samym i chrześcijaństwa, ze szczególnym uwzględnieniem odzwierciedlenia tych koncepcji w Biblii. To jest teza, którą ja utrzymują, a której apologeta przeczy. Przejdźmy zatem do obrony mojego tekstu na ten temat, a przede wszystkim rozwinięcia tematyki będącej jego przedmiotem. Tekst Jana Lewandowskiego: "Czy w Biblii są jakieś pozostałości politeizmu?"

Istota zarzutów polega na twierdzeniu, iż cała moja teza opiera się na derywacjach rzeczownika El, oznaczającego boga, a konkretnie na wywodzeniu tego od licznych ustępów z Biblii mówiących o Elohim (znaczy dosł. 'bogowie'), tymczasem Elohim jest wieloznaczne i zależne od kontekstu, zaś moje stanowisko jest przestarzałe, gdyż współcześni badacze odrzucają je niemal całkowicie. Tak w skrócie wygląda kontrargument na temat politeizmu u Hebrajczyków, w Biblii. Argumentacja Lewandowskiego nie przekonała mnie, ale nie na zasadzie: "nie, bo nie", jak prorokował, ale z racji tego co napiszę poniżej.

Na początku polemiki Lewandowski drwi z moich uwag o pozostałościach po politeizmie w Biblii: "Nie jest zatem po prostu możliwe, aby kompilujący w całość i przepisujący przez setki lat tekst biblijny kopiści, wyznający ścisły monoteizm i znający o wiele lepiej od Agnosiewicza wszelkie niuanse i meandry lingwistyczne języków bliskowschodnich, "przegapili" przy przepisywaniu Biblii rzekome wpływy politeistyczne w tym dziele, i niby dopiero Agnosiewicz je "odkrył" w Biblii gdańskiej i Wulgacie po upływie 2500 lat." Ja oczywiście nie roszczę sobie pretensji do odkryć w biblistyce, jednak polemista sprawia wrażenie, iż dla niego ogół badań nad Biblią zamyka się nurcie katolickim. Przy takich założeniach trudno jest prowadzić jakąkolwiek polemikę. Drwina Lewandowskiego jest zupełnie na wyrost, powszechnie bowiem wiadomo, że krytyczna szkoła biblijna istnieje dopiero od XIX w., gdyż w poprzednich wiekach za uprawianie tej dziedziny nawet amatorsko, płonęło się na stosie. Dopiero w XX w. zaczęły się naprawdę rzetelne badania i odkrycia archeologiczne, rzucające całkiem nowe światło na tekst biblijny. Czy się to Lewandowskiemu podoba czy nie, to właśnie w 2500 lat (przyjmijmy) po powstaniu tych tekstów nasze ich rozumienie zmienia się najbardziej. W ostatnich dekadach powstało więcej krytycznych analiz biblijnych niż przez całe minione 2500 lat. Być może jest to przykre dla milionów osób, ale kierunek tych zmian w naukowej analizie Biblii jest generalnie jednoznaczny: przyczyniają się one do demistyfikacji jej treści, obnażania jej ułomności, mitologicznego charakteru. Ten proces wymusza na ludziach zaangażowanych emocjonalnie (religijnie) w jej odbiór, stałe okopywanie się w alegoriach.

Przytoczony powyżej "argument" pojawia się kilkakrotnie: kiedy już polemista nie odszukał w żadnej z apologetycznych ksiąg jakiejkolwiek próby wyjaśnienia danego problemu dotyczącego kwestii politeizmu w Biblii, których parę przytoczyłem w swoim poprzednim tekście na ten temat (str. 603), to twierdził, że nie może to oznaczać czegoś o niezbyt chlubnym wydźwięku dla całego systemu religijnego, gdyż inaczej kolejni redaktorzy i kopiści poprawiliby to. Jest to bardzo naiwny argument. Niewątpliwie takie procesy miały miejsce, czego są liczne dowody, ale nie mniej liczne dowody mamy na to, że w bardzo wielu fragmentach taki proces się nie udał - z bardzo różnych względów, dając tym samym pożywkę dla krytycznej biblistyki. Jak wykażę poniżej, taki proces zachodził w redakcjach i kopiowaniu ST (np. porównanie bardzo ważnego dla politeistycznych tropów fragmentu Det.32 - w kopiach masoreckich, które odzwierciedlają dzisiejsze przekłady, a zachowanym znacznie starszym tekście z Qumran), ale nie przeprowadzono go konsekwentnie i do końca, uznając że w ramach nowych znaczeń i interpretacji dany tekst jest adekwatny. Wyjątkiem jest tutaj może Biblia Świadków Jehowy, totalnie przeczyszczona z jakichkolwiek politeistycznych inklinacji. Dopiero współczesne badania pozwoliły odkryć, że przeróbki tekstów biblijnych i zwykła propaganda biblijna nie były wystarczające dla całkowitego ukrycia prawdy o wczesnych dziejach monoteizmu.

Pisząc o śladach politeizmu w Biblii nie miałem na myśli tego, iż zawiera ona zamierzone przesłanie politeistyczne, które jest sprytnie ukrywane przez podstępny kler. Chodzi o to, że są tam niezamierzone, niebezpośrednie treści, fragmenty, które same w sobie są reliktami różnych form wielobóstwa, świadczące o tym, że teksty biblijne nie powstawały w całości jako utwory osób wyznających ścisły i konsekwentny monoteizm.

Niewątpliwym utrudnieniem dla naszej polemiki jest nie tylko to, że Jan Lewandowski wierzy w boskie inspiracje Biblii a ja nie, ale przede wszystkim to, że, jak sądzę, podzielamy bardzo odmienne stanowiska w całkowicie "ziemskich" aspektach jej dotyczących, czyli np. kwestie autorstwa, okresu powstania itd. Przypuszczam np., że Jan Lewandowski podziela pogląd tzw. tradycjonalistów, mówiący, iż główne teksty biblijne powstawały od ok. 1000 r. p.n.e. Jednak wśród dzisiejszych badaczy występują jeszcze co najmniej dwie szkoły. Na ich korzyść świadczy wielka ilość danych, a ja nie mam zahamowań ideologicznych, aby je ignorować, więc uważam, że racja leży gdzieś po stronie tych poglądów. Pogląd umiarkowany (centrowy) [_5_] utrzymuje, iż teksty te powstawały od ok. 600 r. p.n.e. Pogląd tzw. minimalistów [_6_] natomiast głosi, że teksty biblijne to "dzieło hellenistyczne", którego główne teksty powstały po 330 r. p.n.e.

W rozwój idei monoteistycznej zgodnie z tym co mówi nam tekst biblijny można jedynie wierzyć. W świetle najnowszych danych, jest to wersja nieprawdziwa, propagandowa. Monoteizm żydowski powstał dopiero na wygnaniu babilońskim [_7_] i został konsekwentnie zaaplikowany po powrocie wygnańców, przy czym jego faktyczny triumf następował w sposób burzliwy i nie bez oporów. Monoteizm żydowski jest znacznie mniej "starożytny" niż dotąd sądzono, a tym samym jest czymś zrozumiałym, iż całkowicie nowe pojęcia i paradygmaty teologiczno-religijne, powstawały częściowo przynajmniej w oparciu o wcześniejszą siatkę pojęciowo-wierzeniową. Nie wszystkie teksty musiały powstawać od nowa, gdyż część mogła stanowić nowe adaptacje wcześniejszych tekstów czy podań, zmianom ulegać mogły nie tylko określone treści, ale także znaczenia. Stąd mówienie, iż "na gruncie tekstu biblijnego dane pojęcie znaczy..." nie musi być adekwatne bezwzględnie, gdyż oddawać może jedynie określony kontekst. Ewolucja znaczeń pojęć języka jest procesem niewątpliwym; czasami słowo zyskuje nowe, nieraz bardzo różne od pierwotnego znaczenia w wyniku jego używania do nowych sytuacji, określeń. Opisane procesy są zauważalne w tekście biblijnym. Dawne warstwy treściowe, znaczeniowe, odniesieniowe przebijają tu i ówdzie na kartach świętych ksiąg. Przemycanie zmian znaczeniowych wiąże się też z nowymi tłumaczeniami Biblii, czy z nowymi jej wydaniami, jak wskazał na to Reinach: "Tłumacze greccy pozmieniali sens w trudnych ustępach tekstu hebrajskiego, a św. Hieronim porobił to samo w Vulgacie". Pogodzenie się z tym nie stanowiłoby problemu, pod warunkiem, że nie byłoby sprzeczne z teologicznym punktem widzenia.

Wybitny archeolog i religioznawca francuski, dyrektor Musée des Antiquités nationales,Salomon Reinach, pisał w Historii powszechnej religii: "Imię Elohim jest liczbą mnogą (pojedyncza eloah, "ten kogo się obawiają?"), która znaczy bogowie. Wystarcza do udowodnienia, że Hebrajczycy byli początkowo politeistami, mimo że usiłowano rozpoznać w nim "pluralis majestatis". Zresztą w Księdze Rodzaju, Bóg rzekomo powiedział: "Uczyńmy człowieka na nasz obraz" (1,26), a dalej: (3,22): "Człowiek stał się, jako jeden z nas". Jest już nazbyt dziecinnym widzieć w tych liczbach mnogich aluzję do Trójcy" [_8_]. Nie wskazujemy tutaj ukrytych przesłań politeistycznych, a wyparte znaczenia. Kiedyś hebrajczycy elohim określali swoich bogów, w czasach kiedy jeszcze nie istniał ich monoteizm, po wprowadzeniu monoteizmu, elohim zyskał dodatkowe znaczenie czy znaczenia. Z analizy tekstu biblijnego wynika, że opiera się on w określonej części na dawnych tekstach, w których Elohim występowało w znaczeniu niewątpliwie politeistycznym. Trudno więc uznać, że opinia Reinacha jest już nieaktualna.

Korekty

Nim przejdę do właściwego wywodu, chciałbym wyjaśnić dwie kwestie, które są niejako korektami wcześniejszych moich tekstów:

1. Nie uważam, że termin Elohim powinien być tłumaczony jako 'bogowie', gdyż nie miałoby to żadnego sensu, chodzi mi jedynie o wskazanie tego w opracowaniach i komentarzach do Biblii, bez ukrywania dawnych znaczeń Elohim (o czym poniżej) przez tworzenie dziwacznych, ekwilibrystycznych koncepcji. Ukazanie tego na tle ogólniejszej kwestii: pozostałości politeistycznych w ST.

2. W jednym ze swoich bardzo wczesnych tekstów napisałem, że monoteizm Izraelici zaczerpnęli z Egiptu. Nie sformułowałem do tego żadnego uzasadnienia, ale miałem na myśli wpływ reformy Amenhotepa IV (1364-1345 p.n.e.), wprowadzającej państwowy monoteizm, który jednak okazał się efemeryczny. Eliade pisał: "Nie można odrzucić możliwości, że młody Mojżesz zetknął się z 'reformą' Echnatona, który zastąpił kult Amona przez słoneczny 'monoteizm' Atona. Zauważono podobieństwa między obiema religiami" (str. 126). Jakkolwiek są pewne dowody za tym przemawiające [_9_], że ta reforma wywarła pewien wpływ na monoteizm Izraelitów, czy może raczej na ukształtowanie się monolatrii czy uniteizmu, jednak są to dość niepewne spekulacje. Znacznie mniej pewne niż dzieje monoteizmu Izraelitów, jakie przedstawię poniżej.

MERITUM

Gdyby nasze podejrzenia co do politeizmu Hebrajczyków opierały się tylko na końcówce -im w części określeń bóstwa, jak zarzuca mi Lewandowski, istotnie byłaby to gruba spekulacja. Jednak polemista twierdząc, iż moja wiedza jest zdezaktualizowana, że nie nadąża za nowinkami teologicznymi, sam przy tym pomija kwestię zasadniczą: otóż najnowsza archeologia wyraźnie potwierdza politeizm u Izraelitów.

Mitologia ugarycka a Biblia

Wiele na ten temat powiedziało nam odkrycie z lat 1929 - 1931 tekstów w starożytnym Ugarit (dziś Ras Szamra), które ok. XII w. p.n.e. uległo najazdowi. Tekst tablic powstał ok. 1375 r. p.n.e., lecz swymi początkami jest jeszcze starszy. Na podstawie badań wynika, iż zwycięski lud, który tam przybył w znacznej mierze przejął bardzo wiele elementów kultury i wierzeń podbitych ludów, czego ślady znajdujemy m.in. w Pięcioksiągu. [_10_] Odkrycia w Ugarit zapoczątkowały nowy okres w badaniach i koncepcjach nt. religii starożytnych Izraelitów.

Plemiona hebrajskie przybyły do Kanaanu [_11_] z pustyni, stopniowo wypierając i niszcząc rdzennych jej mieszkańców. Ułożyli sobie mit (Rdz 9,18-27), w którym "uzasadnili", dlaczego Kanaanejczycy powinni być ich niewolnikami. Choć plemiona hebrajskie były bardziej waleczne i zaborcze, co pozwoliło im opanować tę krainę, jednak pod względem kultury stały niżej niż rodzimy lud Kanaanu. Nastąpił więc analogiczny proces jak z podbojem Grecji przez Rzym, kiedy najeźdźcy wzięli sobie mity i wiele innych elementów kultury podbitych ludów. Izraelici przejęli kulturę kanaanejską, jej święta, zwyczaje, wierzenia, system ofiarny i kulty, uzupełniając to nieco elementami, które przynieśli z pustyni. Hermann Vorländer, niemiecki biblista, twierdzi, że w okresie przed Wygnaniem nie było istotnych różnic między religią Izraelitów i Kanaanejczyków. Religia starożytnego Izraela to de facto religia kanaanejska, fenicka, rozwinięta następnie w judaizm.

System ofiarny Izraelitów jest w większości pochodzenia kanaanejskiego. Dopiero wówczas Izraelici dokonują ofiary całopalenia (olah), które są przez nich interpretowane jako ofiary dla Jahwe. Wedle kanaanejskich wzorców budują swoje sanktuaria, które tworzą: stele (massebah), aszery, wazy do libacji. Rytualne przedmioty, które również przejęli od autochtonów, to m.in. terafim (posążki bóstw), efody (pierwotnie szaty liturgiczne, później także przedmiot kultu. Personel świątyni tworzą kapłani i lewici, którzy "składają ofiary i dowiadują się o wolę Jahwe za pomocą zaklęć i efodów. Obok kapłanów i lewitów spotykamy wróżbitów, czyli jasnowidzów (ro'eh), lecz niewiele wiemy o ich funkcjach. Jasnowidze nie byli związani z sanktuarium, jak prorocy (newiim). (...) dodajmy tylko, że ekstatyczny profetyzm izraelski ma swoje korzenie w religii kanaanejskiej. I faktycznie kult Baala był sprawowany przez newiim (zob. 1 Krl 18,19 ns.; 2 Krl 10,19)" (Eliade, s.131)

Izraelici wierzyli, że w zajęciu Kanaanu dopomógł im ich bóg plemienny - Jahwe. Lecz w procesie przejmowania wierzeń Kanaanu ich bóg de facto umarł, zmienił się zasadniczo jego charakter. Jahwe po prostu zastąpił Baala z panteonu kanaanejskiego. A jeszcze później wchłonął też inne bóstwa (zob. niżej).

Można by się jeszcze zapytać, dlaczego bóstwa fenickie były najgorliwiej wyklinane i zwalczane przez autorów pism biblijnych, skoro to właśnie im najwięcej zawdzięcza bezpośrednio religia Izraelitów? Wyjaśnienie jest bardzo proste, jak zauważa Witold Tyloch: "Religia Fenicji i Syrii, czyli religia Kanaanu, wywarła znaczny wpływ na ukształtowanie religii izraelskiej, na jej wierzenia, ideologię, organizację i kult. Była ona tak silną przynętą dla Izraela, że uważano ją w czasach późniejszych za największego wroga autentycznego jahwizmu." [_12_]

Panteon ugarycki a izraelski

Gerd Theissen twierdzi, iż przed Wygnaniem Babilońskim żydzi byli politeistami i czcili głównie El Elyon, El Shaddai, Beth-El, Baala, Aszerę, Królową Niebios. [_13_] Morton Smith do tego "zgromadzenia bogów" zaliczyłby jeszcze Gada, Anath, Am Yam, Zedeka, Shalema, i Tsura. Kult Jahwe według pism biblijnych miał przyjść z Seiru. Do samej Palestyny kult Jahwe miał przyjść od Edomitów. [_14_]

Ściślejszych podobieństw między wierzeniami Izraelitów przed Wygnaniem a mitologią ugarycką dopatruje się Lowell Handy. [_15_] Według tego badacza, panteon bogów izraelskich miał analogiczną czterostopniową strukturę hierarchiczną.

Panteon z ugarycki

Panteon izraelski

El [_16_] i Aszera.

Jahwe i Aszera (Anat).

Boskie dzieci (70): m.in. Baal [_17_] i jego małżonka-siostra Anat, Adon, Dagon, Szapsu, Mot, Jaw [_18_].

Baal, Szamasz (słońce), Jarich (księżyc), Mot, Astarte - bóstwa potępione w Psalmie 82.

Bóstwa poszczególnych sztuk, umiejętności, jak Kothar-wa-Hasis czy Shatiqatu.

Baal-Zebub ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin