Bale Maturalne z Piekła - Stephenie Meyer.pdf

(643 KB) Pobierz
Bale maturalne z piekła
STEPHENIE MEYER
MEG CABOT
KIM HARRISON
MICHELE JAFFE
LAUREN MYRACLE
BALE MATURALNE Z PIEKŁA
Stephenie Meyer
Piekło na ziemi
Gabe patrzył na parkiet, marszcząc brwi. Nie bardzo wiedział, dlaczego zaprosił Celeste na
bal maturalny. To, że się zgodziła, było kolejną tajemnicą. Teraz rozumiał jeszcze mniej, gdy
patrzył, jak Celeste ściska za szyję Heatha McKenziego tak mocno, że chłopak musiał mieć
problemy z oddychaniem. Ich ciała zlały się w jedność; kołysali się we własnym rytmie, nie
zważając na tempo muzyki dudniącej w sali. Dłonie Heatha błądziły bezwstydnie po
połyskującej białej sukni Celeste.
- Masz pecha.
Gabe odwrócił się od widowiska, które zafundowała wszystkim jego partnerka, i
spojrzał na przyjaciela.
- Cześć, Bry. Dobrze się bawisz?
- Lepiej niż ty, stary, lepiej niż ty - odparł Bryan, szczerząc zęby. Uniósł kubek
wypełniony zjadliwie zielonym ponczem, jak do toastu. Gabe stuknął butelką wody w kubek
kumpla i westchnął.
- Nie miałem pojęcia, że Celeste leci na Heatha. To jakiś jej były czy co? Bryan wypił
łyk podejrzanego drinka, skrzywił się i pokręcił głową.
- O ile wiem, to nie. Nie widziałem nawet, żeby wcześniej w ogóle ze sobą
rozmawiali. Obaj popatrzyli na Celeste, bardzo zajętą całowaniem się z Heathem.
- Hm - mruknął Gabe.
- To pewnie przez ten poncz - powiedział Bryan, próbując go pocieszyć. - Nie wiem,
ile to diabelstwo ma procentów, ale... Ona nawet nie kojarzy, że to nie ty. Napił się i znów
zrobił minę.
- To dlaczego to pijesz? - zdziwił się Gabe. Bryan wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Może po paru głębszych ta muza nie będzie tak beznadziejna? Gabe
przytaknął skinieniem głowy.
- Moje uszy dłużej tego nie zniosą. Trzeba było zabrać iPoda.
- Ciekawe gdzie jest Clara. Czy istnieje jakiś przepis, który każe dziewczynom
spędzać tyle czasu w łazience podczas każdej imprezy?
- Tak. I surowe kary dla tych, które nie wyrobią normy. Bryan zaśmiał się, ale zaraz
spoważniał. Przez chwilę bawił się muszką.
- A tak wracając do Clary... - zaczął.
- Nie musisz nic mówić - zapewnił go Gabe. - To niesamowita dziewczyna. I jesteście
dla siebie stworzeni, byłbym ślepy, gdybym tego nie zauważył.
- Naprawdę ci to nie przeszkadza?
- Przecież sam cię namówiłem, żebyś ją zaprosił na bal, nie?
- Tak. Sir Galahad ma na koncie kolejną parę. Ale serio, stary, czy ty w ogóle myślisz
o sobie?
- Jasne, o każdej porze dnia. A co do Clary... lepiej, żeby się dobrze bawiła, bo inaczej
złamię ci nos. - Gabe uśmiechnął się szeroko - Ciągle jest moją przyjaciółką. Nie myśl, że do
niej nie zadzwonię i cię nie sprawdzę.
Bryan przewrócił oczami, ale nagle ścisnęło go w gardle. Gdyby Gabe Christensen
chciał mu złamać nos, nie miałby z tym najmniejszego problemu. Nie obchodziło go, że
zszarga sobie opinię lub posiniaczy pięści, jeśli uważał, że komuś dzieje się krzywda.
- Będę dbał o Clarę - powiedział Bryan, niezbyt zachwycony, że zabrzmiało to jak
przyrzeczenie. W przenikliwym spojrzeniu Gabe'a było coś, co sprawiało, że człowiek
właśnie tak się czuł. Chciał wypaść zawsze jak najlepiej. Czasami było to irytujące. Krzywiąc
się, Bryan podlał resztką ponczu uschnięty mech w donicy ze sztucznym fikusem. - Jeśli w
końcu wyjdzie z łazienki.
- Tak trzymaj, stary - rzucił z aprobatą przyjaciel, ale jego uśmiech był raczej kwaśny.
Celeste i Heath zniknęli w tłumie.
Gabe nie bardzo wiedział, co powinno się zrobić, kiedy zostało się porzuconym na
balu maturalnym. Jak miał dopilnować, żeby bezpiecznie dotarta do domu? A może teraz to
zadanie Heatha?
Znów zadał sobie pytanie, dlaczego w ogóle zaprosił Celeste na tę zabawę. Była
bardzo ładna. Mogła nawet startować w konkursach piękności. Doskonałe jasne włosy, gęste i
puszyste; szeroko rozstawione brązowe oczy i pełne usta, zawsze pomalowane na delikatny
odcień różu. Zresztą nie tylko jej wargi były kuszące. Niemal go zamroczyło, kiedy zobaczył
ją w tej cienkiej obcisłej sukience, w którą się dziś ubrała.
Ale to nie uroda sprawiła, że ją zauważył. To było coś zupełnie innego. Gabe nigdy,
przenigdy by się do tego nie przyznał. Ale prawda była taka, że od czasu do czasu ogarniało
go dziwne przeczucie, że ktoś potrzebuje pomocy. Potrzebuje jego. I właśnie to
niewyjaśnione wrażenie przyciągnęło go do Celeste. Czuł, że pod tym nienagannym maki-
jażem kryła się zwykła zakompleksiona dziewczyna.
Idiotyczne. I kompletnie bez sensu. W tej chwili Celeste na pewno nie chciała, by
Gabe jej pomagał. Znów rozejrzał się po sali, ale nie dostrzegł w tłumie jej jasnych włosów.
Westchnął.
- Cześć, Bry, tęskniłeś za mną? - Clara, z szopą ciemnych kręconych włosów
błyszczących od brokatu, oderwała się od grupki dziewczyn i dołączyła do chłopaków pod
ścianą. Reszta stadka się rozproszyła. - Cześć, Gabe. A gdzie Celeste? Bryan otoczył ją
ramieniem.
- Myślałem, że sobie poszłaś. Chyba będę musiał odwołać gorącą randkę z... Łokieć
Clary trafił go w splot słoneczny.
- ...panią Finkle - wysapał Bryan, wskazując wicedyrektorkę. Kobieta spoglądała
groźnie z kąta sali najbardziej oddalonego od głośników - Mieliśmy pisać przy świecach
wezwania dla rodziców.
- Oj, nie chciałabym, żebyś stracił taką okazję! Chyba widziałam trenera Laudera przy
stole z ciastkami. Może podciągnie się dla mnie kilka razy na drążku.
- A może po prostu zatańczymy - zaproponował Bryan.
- jasne, to też jakiś pomysł.
Ze śmiechem przepychali się na parkiet; ręka Bryana objęta talię Clary. Gabe
odetchnął. Dobrze, że Clara nie czekała na odpowiedź. Zresztą sam jej nie znał.
- Hej! Gdzie podziałeś Celeste?
Gabe skrzywił się i odwrócił, słysząc głos Logana. Chłopak chwilowo był solo. Może
jego dziewczyna również zaszyta się z koleżankami w toalecie.
- Nie mam pojęcia - przyznał Gabe. - Widziałeś ją może? Logan zacisnął usta, jakby
się zastanawiał, czy coś powiedzieć. Nerwowo przygładził sterczące czarne włosy.
- No, tak mi się zdawało. Nie jestem pewien... Ma białą sukienkę, tak?
- Tak... więc gdzie jest?
- Zdaje się, że widziałem ją w holu. Właściwie nie było widać jej twarzy... bo była
przylepiona do Davida Alvarada.
- Davida Alvarada? - powtórzył zaskoczony Gabe. - Nie Heatha McKenziego?
- Heatha? Nie. To z całą pewnością był David.
Heath był liniowym, blondynem o jasnej karnacji. A David miał jakiś metr
pięćdziesiąt, oliwkową cerę i czarne włosy. Nie sposób było ich pomylić. Logan ze smutkiem
pokręcił głową.
- Przykro mi, Gabe. To świństwo.
- Nie przejmuj się.
- Nie tylko ty zostałeś na lodzie - odparł Logan smętnie.
- Naprawdę? A co się stało z twoją panną? Logan wzruszył ramionami.
- Gdzieś się tu kręci, wściekła na cały świat. Nie chce tańczyć, rozmawiać i pić. Nie
chce robić sobie zdjęć i nie chce mojego towarzystwa. - Wyliczał na palcach. - Nie wiem,
dlaczego mnie zaprosiła. Może chciała się popisać kiecką... Jest niezła, przyznaję. Ale w tej
chwili nie ma na nic ochoty. Żałuję, że nie przyszedłem z kimś innym. - Spojrzał tęsknie na
grupkę dziewczyn tańczących w kółku. Gabe miał wrażenie, że kumpel patrzy tylko na jedną
dziewczynę.
- Dlaczego nie zaprosiłeś Libby? Logan westchnął.
- Nie wiem. Chociaż... Zdaje mi się, że tego chciała. No trudno.
- Z kim przyszedłeś?
- Z tą nową Shebą. Jest trochę dziwna, ale naprawdę niezła. Taka egzotyczna.
Kompletnie mnie zatkało, kiedy mnie zaprosiła, więc się zgodziłem. Pomyślałem, że może...
No wiesz, będzie... Miła... - dokończył żałośnie Logan. Nie miał ochoty przyznawać się, co
tak naprawdę pomyślał, kiedy Sheba oznajmiła, że zabiera ją na bal. Jakoś nie wypadało
mówić o tym Gabe'owi. Przy nim całe mnóstwo rzeczy wydawało się nie na miejscu. W
przeciwieństwie do Sheby. Kiedy Logan zobaczył ją dzisiaj w obłędnej czerwonej sukni ze
skóry, przez głowę przemknęło mu tysiąc myśli, co zrobiłby z nią sam na sam. Zwłaszcza gdy
spojrzała na niego tymi swoimi ciemnymi oczami.
- Chyba jej nie znam - powiedział Gabe, wyrywając go z zadumy.
- Pamiętałbyś, gdybyś ją poznał. - Choć Sheba zapomniała o Loganie błyskawicznie,
kiedy tylko tu weszli. - Ale co tam. Myślisz, że Libby przyszła sama? Nie słyszałem, żeby
ktoś ją zapraszał...
- Przyszła z Dylanem.
- Aha - odparł Logan załamany do reszty. Ale nagle się uśmiechnął. - Ten wieczór i
tak jest fatalny, więc po co się torturować. Może powinni byli wynająć jakiś zespól? Ten
didżej...
- Wiem. To kara za grzechy - przyznał Gabe ze śmiechem.
- Grzechy? To ty grzeszysz, Galahadzie Cnotliwy?
- Żartujesz? Przecież mnie zawiesili. To cud, że w ogóle pozwolili mi tutaj przyjść. -
Chociaż w tej chwili Gabe trochę żałował, że nie trwało to dłużej. - Mam szczęście, że nie
wyleciałem ze szkoły.
- Pan Reese sam się o to prosił. Wszyscy to wiedzą.
- Tak, to prawda - przyznał Gabe; jego glos stał się ostrzejszy. Wszyscy w szkole
wiedzieli o panie Reesie, ale niewiele mogli zrobić. Dopóki nauczyciel matematyki nie
przekroczył granicy, której nie powinien był przekraczać. Gabe nie zamierzał stać
bezczynnie, kiedy facet prześladował tę pierwszoklasistkę...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin