Leah Martyn
Ocalone małżeństwo
– Co u ciebie, mała? – Adam Westerman wkroczył energicznie na werandę i podszedł do młodziutkiej pacjentki. Chora na raka Jadę McKinney musiała poddać się amputacji nogi, ale nie traciła dobrego nastroju. Odwróciła się od okna, z którego rozciągał się widok na Sydney, i uśmiechnęła się do lekarza.
– Wszystko dobrze, panie doktorze. – Przykuśtykała do niego na kulach. – Wracam do domu.
Adam uniósł brwi. Decyzję o wypisaniu dziewczynki podjęto zaledwie pół godziny wcześniej.
– Doktor Sally mi powiedziała – wyjaśniła Jadę. A więc wszystko jasne. Sally Ryder należała do zespołu chirurgicznego w szpitalu św. Krzysztofa i w czasie tygodni hospitalizacji Jadę bardzo się z nią zżyła.
Dlatego też Adam, chociaż był szefem chirurgów, nie miał koleżance za złe, że to właśnie ona przekazała dziewczynce informację, na którą ta tak długo czekała.
– Właśnie rozmawiałem z twoją mamą – powiedział. – Załatwia w biurze podróży przelot do domu.
– Hm. – Jadę zmarszczyła piegowaty nosek. – Myślę, że poczekamy parę dni na połączenie z Bellreagh.
– Pochodzisz z Bellreagh? – zdziwił się Adam i serce mocniej mu zabiło. Wiedział, że Jadę mieszka na prowincji, tak jak większość jego młodocianych pacjentów, ale że akurat w Bellreagh... ?
Nagle napłynęły wspomnienia z rodzinnego miasta.
– Za kilka tygodni będziemy obchodzić stulecie naszej miejscowości. – Jadę przysiadła na wyściełanej poręczy sofy. – Będzie super.
– Na pewno – uśmiechnął się Adam zdziwiony, dlaczego Josh nic mu nie wspomniał o tej uroczystości. Ale ostatnio syn w ogóle nie miał czasu na rozmowy z nim.
Oczy Adama na moment posmutniały. To przez rozwód i jego nieobecność. Powinien porozmawiać z Liv na temat częstszych spotkań z synem.
– Mógłby pan przyjechać?
– Słucham? – Adam sprawiał wrażenie rozkojarzonego.
– Był pan daleko stąd – zauważyła Jadę.
– Chyba tak. – Zmusił się do uśmiechu. – O co pytałaś?
– Pytałam, czy nie przyjechałby pan na obchody stulecia Bellreagh – powiedziała dziewczynka.
Adam potarł policzek. Do diabła, to niezły pomysł! Może przecież wziąć parę dni wolnego, miał i tak nadmiar zaległego urlopu, i spędzić trochę czasu z Joshem.
– Gdyby pan przyjechał, mógłby pan przeprowadzić moje badanie kontrolne w szpitalu. Nie musiałabym wracać do Sydney.
– To prawda. – Adam zamyślił się. Pokonała go ta zadziorna trzynastolatka. Rzeczywiście jej badanie kontrolne mogłoby się odbyć w Bellreagh. Nagle ten pomysł zaczął nabierać realnych kształtów.
– A więc kiedy odbędą się te uroczystości? – zainteresował się. – Znasz już datę?
Uradowana Jadę podniosła się z sofy.
– Koledzy z klasy przysłali mi ulotki. Zaraz przyniosę. – Pokuśtykała do swego pokoju i szybko wróciła. Podała Adamowi żółtą kartkę. – Myślę, że żółty kolor symbolizuje akacje – powiedziała. – Akurat będą kwitły.
Adam stłumił powracające wspomnienia i przebiegł wzrokiem listę imprez planowanych na czas uroczystości. W piątek wieczór odbędzie się przyjęcie połączone z tańcami, w sobotę imprezy sportowe, między innymi zawody w przeciąganiu liny między dwiema drużynami złożonymi z pracowników szpitala. Uśmiechnął się pod nosem. To powinno być interesujące... albo komiczne – zależnie od punktu widzenia. Na niedzielę, ostatni dzień jubileuszu, przewidziano mszę i targi rzemiosła.
– Będzie fajnie – przekonywała Jadę. – Do tego czasu przyzwyczaję się już do mojej nowej nogi. Będę mogła wszędzie pójść. – Uśmiechnęła się kpiąco. – Tylko w wyścigu trójnożnym byłabym troszeczkę za wolna.
Adam wiedział, że wyścig „trójnożny” polega na tym, że prawa noga jednego uczestnika jest związana z lewą nogą drugiego. Roześmiał się, słysząc słowa Jadę. Miał ochotę uściskać tę dzielną dziewczynkę, która tak doskonale radziła sobie z ciężarem choroby, nie pozwalając, by ją przygniótł. W tej chwili niezadowolenie z własnego życia osobistego wydało mu się czymś małostkowym i przesadnym. Musi przestać rozpamiętywać przeszłość i zastanowić się, co mógłby w swoim życiu zmienić, by popatrzeć w przyszłość z takim optymizmem jak Jadę. Do licha, do pięt nie dorasta tej nastolatce.
– W porządku, przekonałaś mnie – oświadczył. – Jeśli tylko uda mi się wygospodarować trochę czasu, przyjadę.
– Super! – ucieszyła się Jadę.
– Będę w kontakcie z twoją mamą, żeby uzgodnić termin badania. – Położył dłoń na ramieniu dziewczynki. – A teraz masz może jeszcze jakieś pytania?
– Chyba nie. – Jadę zawahała się. – Czasami... wydaje mi się, że mam tę nogę. – Popatrzyła na Adama pytająco.
– To normalne. Bardzo cię to niepokoi?
– Raczej nie. W nocy miałam wrażenie, że swędzi mnie stopa, której nie mam, ale poskrobałam się w drugą i przeszło.
– Dzielna dziewczyna – pochwalił ją. – A zatem do zobaczenia za parę tygodni. – Położył dłoń na głowie młodej pacjentki i pogłaskał ją. – Uważaj na siebie, kochanie.
– Cześć, chłopcy i dziewczyny. Słyszałem, że wszystkie motele i puby są zarezerwowane na obchody rocznicowe – rzekł Mike Townsend, szef zespołu pielęgniarek w szpitalu w Bellreagh, tuż przed rozpoczęciem nocnej zmiany.
– Przyczepy kempingowe pewnie też są już wynajęte – wtrąciła Suzy Barker. – Wszyscy, którzy kiedykolwiek pracowali w tym szpitalu, przyjęli zaproszenie.
– To świetnie! Doskonale! – rozległy się radosne okrzyki.
Siostra oddziałowa Liv Westerman zadrżała, słysząc ten wybuch radości. Podniosła wzrok znad grafiku i odgarnęła z czoła ciemne włosy.
– Zapowiada się niezła zabawa – zauważyła beztroskim tonem, siląc się na uśmiech. – A teraz, skoro nikt nie jest zainteresowany grafikiem, pozwolę sobie opuścić to miejsce.
Zamiast jednak pojechać do siebie, Liv skierowała się do przytulnego domu matki, spragniona jej kojącego towarzystwa i rodzinnej atmosfery. W chwilę później otwierała już drzwi kuchni Mary Malloy.
– Mamo, to ja! – zawołała.
– Witaj, kochanie. Josh jest z tobą? – Mary podniosła wzrok znad ciasta, z którego formowała małe bułeczki.
– Nie, poszedł na trening. – Liv podeszła do blatu kuchennego i włączyła czajnik. – Odbieram go o wpół do piątej. Napijesz się herbaty?
– Chętnie. – Mary wsunęła do piekarnika blachę z bułeczkami. – Cieszysz się z wizyty Adama? – zapytała.
– Myślę, że... – Liv zawahała się, zdając sobie sprawę, że „cieszyć się” nie jest w tym przypadku określeniem...
JERRYMOUSE1