2 Richie.doc

(60 KB) Pobierz

2 Richie

 

Dziewczyna poszła otworzyć drzwi mając nadzieje ze ujrzy za nimi niebieskookiego blondyna, którego się spodziewała. Jednak rozczarowała się, gdyż za drzwiami stal listonosz.

-Dzień dobry, Jo- przywitał się uprzejmie uśmiechając się do dziewczyny

-Dzień dobry panie Newton, jest cos do mnie?- Zapytała szatynka odwzajemniając gest listonosza

-Niestety nie tym razem, mam tu tylko rachunki dla twojego taty- odpowiedział mężczyzna wręczając dziewczynie plik kopert

-No cóż może następnym razem będzie cos dla mnie- powiedziała Jo odbierając rachunki i uśmiechając się do mężczyzny

-Może, do zobaczenia Jo, trzymaj się- pan Newton pożegnał się z szatynka, wsiadając na rower i ruszył w dalsza drogę, miał jeszcze mnóstwo listów do rozwiezienia i chciał zdarzyć przed ulewa.

Jo zamknęła drzwi i położyła listy na stole w kuchni tak by ojciec od razu po przyjściu do domu je zauważył. Uśmiechnęła się sama do siebie i wróciła do salonu na kanapę. W momencie, gdy sięgała po pilota od telewizora po domu ponownie rozniosło się echem pukanie do drzwi. Szatynka niechętnie podniosła się z kanapy i ponownie tego dnia ruszyła w kierunku drzwi. Otworzyła je i jej oczom ukazał się widok blondyna, który stojąc na ganku delikatnie się do niej uśmiechał.

-Hej- powiedział blondyn nie przestając się uśmiechać

-Hej- Jo nieświadomie odwzajemniła gest chłopaka.

Teraz miała chwile by się mu dokładnie przyrzec. Wcześniej jakoś nie zwracała uwagi na to jak jest zbudowany czy na to jak się ubiera. Jedyne, na co do tej pory zwracała uwagę była jego piękna twarz i niebieskie jak niebo latem tęczówki. Dopiero teraz, gdy dokładnie mu się przyjzala dostrzegła, ze, gdy się uśmiecha w kącikach oczu robią mu się Kucze łapki i zmarszczki wokół ust. Usta tez miał pięknie wykrojone, a gdy się uśmiechał nie sposób było odwrócić od niego wzroku. Co do ubioru chłopak miał na sobie ciemne spodnie powycierane w niektórych miejscach, na górze miał czarna koszulkę, która idealnie opinała jego piękne ciało. Na koszulkę chłopak miał założona ciemna skórzana kurtkę a na lekko postawionych blond włosach połyskiwały resztki kropel wody, jedyna oznaka tego ze chwile wcześniej na dworze padało. Wszystko to łączyło się w idealna całość, która zapierała szatynce dech w piersiach. Pierwszy odezwał się blondyn.

-Jo, może tak weszlibyśmy do środka? No chyba ze chcesz tutaj marznąć, bo wiesz jak cos to ja bardzo chętnie pomarznę razem z Toba- powiedział a na jego ustach pojawił się łobuzerski uśmiech a w oczach pokazały się iskierki radości

Na policzkach szatynki momentalnie pojawił się rumieniec, który chłopak na pewno zauważył. Nic nie mówiąc Jo zrobiła chłopakowi przejście i wpuściła go do domu.

-No to, dokąd teraz?- Zapytał chłopak stojąc z szatynka w przedsionku, nawet na chwile nie spuszczał z niej wzroku, co bardzo ja peszyło

-No nie wiem… Może… Może pójdziemy do kuchni i napijemy się cieplej herbaty?- Zaproponowała szatynka nieśmiało spoglądając na swojego gościa

-Jasne, czemu nie- chłopak uśmiechną się szeroko- Prowadź Jo

Szatynka ruszyła w kierunku kuchni a blondyn podążył za nią. Cały czas rozglądał się zaciekawiony po pomieszczeniu. Po chwili znaleźli się w kuchni. Jo wstawiła wodę na herbatę i usiadła przy stole naprzeciwko blondyna.

-Jo czy mógłbym zadąć ci pytanie?- zapytał chłopak odwracając wzrok od okna i spoglądając na szatynkę

-Hm… Jasne ze możesz, Richie- szatynka uśmiechnęła się delikatnie i spojrzała chłopakowi prosto w oczy

-Bo mówiłaś ze przyjeżdżałaś tu na wakacje… Czyli na to wygląda ze twoi rodzice nie mieszkają razem, dlaczego?- zapytał chłopak przyglądając się szatynce, próbował cos odczytać z wyrazu jej twarzy ale nie wychodziło mu to

-Masz racje moi rodzice nie mieszkali razem, a to dlatego ze się rozstali gdy miałam dziesięć lat- powiedziała Jo i widząc ze chłopak chce cos powiedzieć szybko dodała- Ale cały czas pozostali przyjaciółmi, nigdy nie było problemu z tym u kogo miałam mieszkać. Kochałam ich oboje tak samo mocno i nigdy nie było problemów jeżeli miałam przyjechać na jakiś czas do ojca.

-Mówiąc mieszkali użyłaś czasu przeszłego…- zauważył chłopak

-No tak, bo teraz już nie mieszkają- powiedziała Jo i widząc zdziwiona minę chłopaka dodała- Moja mama nie żyje, zmarła trzy miesiące temu w czerwcu

-Nie wiedziałem… Przykro mi Jo- powiedział chłopak przyglądając się uważnie dziewczynie, lecz na jej twarzy nie zauważył nawet cienia smutku- Jo jak ty to robisz?

-Jak robie co?- zapytała zdziwiona dziewczyna nie bardzo wiedząc o co może chodzić blondynowi

-Twoja mama zmarła trzy miesiące temu, a ty normalnie się uśmiechasz, chodzisz do szkoły, opiekujesz się tata, skąd znajdujesz siły na to wszystko?- chłopak był wyraźnie zdziwiony tym jak dobrze szatynka radzi sobie w tej sytuacji, sam był przecież w podobnej a szlo mu z tym wszystkim gorzej niż dziewczynie

-Bo wiem ze mam dla kogo żyć, uśmiechać się i normalnie funkcjonować- powiedziała Jo a widząc ze blondyn nie bardzo rozumie o co jej chodzi dodała- Postaw się w sytuacji mojego taty… Mimo to ze rozwiedli się z mama on nadal ja kochał. Może nigdy tego nie powiedział ale ja to wiedziałam, pozwolił jej odejść po to by była szczęśliwa i realizowała swoje marzenia a w Forks było to niemożliwe. Wiem, ze teraz po odejściu mamy jest mu bardzo ciężko… Nie powiem, ja tez za nią tęsknie i to bardzo, brakuje mi jej i to bardzo, ale wiem ze musze być silna dla taty…

-Twój tato musi być z ciebie bardzo dumy- zauważył chłopak i po chwili wahania zadął pytanie które nurtowało go od pewnego czasu- Jo, może nie powinienem o to pytać, ale… Jak zmarła twoja mama?

-Wypadek samochodowy… Zginęła w wypadku samochodowym… Pijany kierowca wjechał tirem w jej samochód… Zmarła na miejscu nie dało się jej już uratować… Lekarz powiedział ze nie cierpiała bardzo, ze była to szybka i bezbolesna śmierć…- w oczach szatynki pojawiły się łzy, za wszelka cenę jednak starała się nie rozpłakać przy blondynie

-Przepraszam Jo, nie powinienem był pytać- Richie spojrzał na szatynkę i uśmiechną się przepraszająco

-Nie masz za co przepraszać Richie- Jo uśmiechnęła się do chłopaka- Teraz ty znasz moja historie a ja wiem o tobie tylko tyle co mówią plotki…

Rozmowę przerwał im dźwięk czajnika w którym zaczęła gotować się woda. Jo wstała od stołu, wyłączyła gaz pod czajnikiem i wlała wrząca wodę do wcześniej przygotowanych kubków. Po chwili po pomieszczeniu rozszedł się przyjemny aromat świeżo parzonej herbaty. Podała jeden kubek chłopakowi i zajęła miejsce swoje miejsce przy stole.

-No to teraz kolej na moja historie- powiedział chłopak i po chwili wahania dodał- To prawda ze mieszkam tylko z ojcem i ze moja mama i Kim nie żyją. Ale co do tego jak zmarły to już plotki. Prawda jest tez to ze po śmierci Kimberly wyjechaliśmy na rok z Forks, ale to nie z powodu jej śmierci tylko ze względu na mamę… Moja mama miała białaczkę i dopóki żyła Kim jej stan z dnia na dzień się poprawiał, ale po jej śmierci wszystko się zmieniło… Na początku to mnie obwiniła za śmierć Kim. No i miała racje… To była moja wina… Gdybym wtedy bardziej uważał, gdybym bardziej uważał… Kim by żyła…- po policzkach blondyna spłynęły pierwsze łzy, Jo chcąc mu dodać otuchy delikatnie złapała go za dłoń, gdy tylko chłopak się uspokoił kontynuował- Mama się załamała, jej stan się pogorszył. Wtedy razem z tata postanowiliśmy ze pojedziemy do Los Angeles do jednej z najlepszych klinik, ale mamy już nie dało się uratować. Po jej śmierci wróciliśmy do Forks, wyprawiliśmy pogrzeb i teraz staramy się wrócić do normalnego życia…

Jo spoglądała zaszokowana na blondyna. Nie wiedziała, ze az tyle w życiu przeszedł, wiedziała tez ze już więcej się dzisiaj od niego nie dowie, ale była szczęśliwa ze poznała chociaż część prawdy. Miała tez nadzieje ze z czasem pozna historie dotycząca Kimberley.

-Dziękuje Richie, dziękuję ze mi to opowiedziałeś- powiedziała Jo i po chwili milczenia dodała- Tak na prawdę to nigdy nie wierzyłam w te plotki na temat ciebie i twojej rodziny…

-To ja dziękuję Jo, nawet nie wiesz ile dla mnie znaczy to ze mimo wszystko pozwoliłaś mi tu dzisiaj przyjechać i ze zechciałaś poznać prawdę, a najbardziej dziękuję ci za to ze nie uwierzyłaś w plotki- chłopak uśmiechną się szeroko i mocniej ścisnął dłoń szatynki

Jo zarumieniła się lekko, ale odwzajemniła nieśmiało uśmiech. Od tej pory nie zabrakło im tematów do rozmów, jeden przechodził płynnie w następny i tak dalej. Rozmawiali o tym co lubili robić gdy byli dziećmi, o swoich ulubionych daniach, piosenkach i filmach, rozmawiali o tym co ich denerwuje, bawi, smuci, cieszy… Nie było tematu, którego by nie poruszyli. Tak bardzo się zagadali ze nie zauważyli kiedy nastał wieczór i doktor Stern wrócił do domu.

-Jo gdzie jesteś?!- krzykną wieszając płaszcz na wieszaku przed wejściem

-W kuchni, tato!- odkrzyknęła Jo uśmiechając się przepraszająco do blondyna

Po chwili do kuchni wszedł doktor Stern. Na początku był trochę zdziwiony tym, ze zastał blondyna w swojej kuchni, ale po chwili na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech.

-Dobry wieczór Chris, widzę ze miałeś okazje poznać moja córkę?- zauważył posyłając w kierunku szatynki ciepły uśmiech, ta tylko lekko się zarumieniła i zabrała się za podgrzewanie obiadu dla ojca

-Dobry wieczór doktorze- Richie wstałby uścisnąć mężczyźnie rękę, po czym dodał- Tak miałem ta przyjemność poznać pańską córkę i musze powiedzieć, ze to bardzo mila osoba…

-Tak, Jo to dobre dziecko, matka dobrze ja wychowała- w oczach doktora na moment pojawił się smutek, lecz po chwili siedział już przy stole konsumując podane przez córkę spaghetti

-To ja już będę się zbierał, mój tato tez pewnie już jest w domu, a nie chce by był sam- powiedział blondyn uśmiechając się do doktora i jego córki- Dobranoc, doktorze

-Dobranoc Richie- doktor Stern uśmiechną się do chłopaka

-To ja odprowadzę Richiego do samochodu, dobrze tato?- zapytała szatynka spoglądając na ojca

-Dobrze Jo, tylko nie stój za długo na dworze bo się przeziębisz- powiedział mężczyzna odkładając talerzyk do zlewu

-Dobrze tato, za raz wracam do domu- powiedziała szatynka i całując ojca w policzek dodała- A ty idź na gore spać, bo widzę ze jesteś zmęczony.

Mężczyzna uśmiechną się do córki i poszedł na gore do swojego pokoju, natomiast Jo i Richie wyszli na zewnątrz.

-Jo czy miałabyś cos przeciwko gdybym jutro usiadł obok ciebie w stołówce?- zapytał blondyn otwierając drzwiczki do samochodu

-Z mila chęcią usiądę z Toba w stołówce Richie- szatynka uśmiechnęła się szeroko do blondyna. Nie dość ze siedziała z Richiem na angielskim i biologii to jeszcze miała spędzić cala długa przerwę siedząc obok niego w stołówce. Ta perspektywa bardzo jej się spodobała.

-No do zobaczenia w jutro w szkole Jo- powiedział blondyn i nieśmiało musną policzek szatynki, po czym odjechał w stronę domu cały czas się uśmiechając.

Jo delikatnie dotknęła palcami miejsca gdzie jej skore musnęły usta blondyna i uśmiechnęła się do siebie. Z szerokim uśmiechem na ustach weszła do domu, skierowała się do kuchni i wzięła się za zmywanie naczyń po dzisiejszym obiedzie. Wiedziała, ze teraz nie będzie mogła zasnąć, wiec znalazła sobie jakieś zajecie by nie siedzieć bezczynnie. Gdy wszystkie naczynia były już zmyte szatynka poszła do pokoju, wzięła swoja piżamę i ruszyła do łazienki. Wykonawszy wieczorne czynności wróciła do pokoju i weszła do łóżka. Nakryła się dokładnie kołdrą i z uśmiechem na ustach, myśląc o niebieskookim blondynie zasnęła.

 

***

Następnego dnia wszystkie poranne czynności szatynka wykonała w ekspresowym tempie, pożegnała się z tata buziakiem w policzek i ruszyła w drogę do szkoły. Na parkingu czekała ja mila niespodzianka, Richie czekał na nią oparty o swój srebrny samochód. Gdy tylko ja zobaczył na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech. Jo zaparkowała na swoim miejscu i wysiadła z samochodu. Po chwili u jej boku pojawił się blondyn.

-Hej Jo- powiedział uśmiechając się szeroko- Jak ci minęła noc?

-Cześć, Richie- Jo odwzajemniła gest i odpowiedziała- A wiesz ze nawet się wyspałam.

-No to bardzo dobrze- powoli ruszyli w stronę budynku, gdy do niego wchodzili blondyn zapytał- Jaka masz pierwsza lekcje?

-Matematyka- odpowiedziała Jo krzywiąc się lekko

-Czyżby to nie był twój ulubiony przedmiot?- zapytał chłopak z szerokim uśmiechem na ustach

-Jakoś nie bardzo rozumiem o co w tym wszystkim chodzi- odpowiedziała Jo zgodnie z prawda

-No to może przydałyby ci się korepetycje?- zapytał, a gdy szatynka chciała już cos odpowiedzieć z szerokim uśmiechem na ustach dodał- Nie chce się chwalić ale dość dobrze radze sobie z matematyka

-Naprawdę mógłbyś mi pomoc z matematyka?- zapytała szatynka a na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech

-Jasne, ze tak- odpowiedział blondyn i dodał- Gdyby to był dla mnie problem nie proponowałbym ci tego

-Dziękuje Richie- powiedziała Jo i zanim zorientowała się co robi przytuliła się do blondyna lekko muskając jego policzek, gdy tylko zrozumiała co zrobiła szybko odsunęła się od blondyna z rumieńcem na policzkach i szepnęła- Przepraszam

-Ale ja się nie gniewam Jo- odpowiedział chłopak i z delikatnym uśmiechem na ustach dodał- To było bardzo mile, ale teraz lecę na lekcje, bo za raz się spóźnię, do zobaczenia na stołówce

I zanim dziewczyna się zorientowała blondyn biegł w kierunku klasy, w której miał mieć lekcje. Szatynka z uśmiechem na ustach weszła do klasy i zajęła swoje miejsce. Jeszcze nigdy lekcje nie mijały jej tak szybko. Za nim się obejrzała była już po biologii, która przegadała z blondynem, a teraz zmierzała do stołówki, w której czekał na nią blondyn. Gdy tylko weszła do pomieszczenia zauważyła chłopaka, który szeroko się do niej uśmiechał. Odwzajemniła gest i poszła z taca wziąć sobie jedzenie, gdy miała już to, co chciała podeszła do blondyna i usiadła naprzeciw niego.

-Cześć- powiedział blondyn szeroko się uśmiechając

-No cześć- odpowiedziała szatynka odkręcając butelkę z lemoniada

-Jak minęły ci lekcje?- Zapytał odgryzając kawałek pizzy

-Jak minęła mi biologia to wiesz- Richie uśmiechną się szeroko- a co do reszty nie było az tak źle, ale z matematyki mamy zapowiedziany sprawdzian na poniedziałek

-To to w sobotę korepetycje z matematyki u ciebie a na niedziele zapraszam cie do siebie- powiedział blondyn uśmiechając się i spoglądając na szatynkę

-Na taki układ mogę się zgodzić- powiedziała szatynka uśmiechając się delikatnie i spoglądając w niebieskie oczy chłopaka

-No to w takim razie jesteśmy umówieni panno Stern- blondyn uśmiechną się szeroko ukazując śnieżnobiałe zęby

-Cieszę się niezmiernie- Jo uśmiechnęła się i zabrała się za jedzenie swojej pizzy

Przez chwile panowała pomiędzy nimi cisza, ale jakoś nie specjalnie im to przeszkadzało, po prostu cieszyli się swoja obecnością. Każde było pogrążone we własnych myślach, a uśmiechy nie schodziły im z ust. Szatynka cieszyła się z tego ze wreszcie poznała blondyna i ze okazało się ze plotki były nieprawdziwe. Blondyn natomiast cieszył się ze poznał Jo i ze ona jedyna nie uwierzyła w głupie plotki i zechciała go wysłuchać i poznać cala prawdę. Nagle uśmiech znikł z ust blondyna.

-Co się stało Richie?- Zapytała jo widząc ze mina chłopaka na nowo staje się poważna i nieprzenikniona

-Chyba szykują się kłopoty- odpowiedział Richie wskazując głową na kogoś, kto znajdował się za Jo

Szatka zaciekawiona odwróciła wzrok i zauważyła, ze do ich stolika zbliża się Chris. Wiedziała po jego minie ze nie jest zadowolony z tego, co zobaczył.

 

 

 

 

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin