ALIRIA.TXT

(69 KB) Pobierz

                                 A L I R I A


Urodzi�am si� niemal dok�adnie dziewi�tna�cie lat temu, w ma�ej wiosce w
pobli�u Passawy. Wioska jak wioska - pe�no takich i wi�kszych w ca�ym �wiecie
Piecz�ci. Jest jednak co�, co odr�nia j� od podobnych miejsc. Tym czym� jest
niezwyk�a wi� jaka ��czy jej mieszka�c�w z hodowanymi tutaj lataj�cymi
ko�mi-pegazami.


Tego samego dnia i o tej samej godzinie kiedy ja, Aliria, przysz�am na �wiat,
z jaja jednego z wioskowych pegaz�w wyklu� si� �aciaty �rebak i odt�d nasze
losy zosta�y nierozerwalnie zwi�zane. R�wnocze�nie uczyli�my si� m�wi� s�owa
"mama" i "tata" - ka�de w swoim j�zyku, kiedy on od dawna biega� po ca�ym
swoim pomieszczeniu, ja czyni�am pierwsze kroki kurczowo trzymaj�c si� jego
boku. R�s� znacznie szybciej ni� ja, ale nim tak naprawd� opanowa�am sztuk�
chodzenia, ojciec po raz pierwszy posadzi� mnie na jego grzbiet. Tego dnia
zmieni� si� m�j ca�y �wiat.


Tak si� sk�ada, �e jestem jedynaczk� i rodzice po�wi�cali mi wiele swojego
czasu. Uczono mnie wielu rzeczy - jak czy�ci� mojego przyjaciela i jak
opatrzy� zadrapania na jego boku. Mama - kt�ra jak ja mia�a swojego pegaza
(jej by� ca�y bia�y, czasem zupe�nie go nie wida� jak leci na tle chmur) -
pokaza�a mi jak najlepiej kierowa� wierzchowcem, kt�ry nigdy nie zniesie
siod�a, ona te� po raz pierwszy pokaza�a mi, jak trzyma si� miecz. Niemal
zwariowa�am na punkcie �wicze�, ju� wiedzia�am , �e pragn� zosta� je�d�cem
pegaz�w. To bardzo elitarny rodzaj wojownik�w, nawet w naszej wiosce - mnie i
mojego �aciatego przyjaciela czeka�o wiele lat przygotowa�, kt�rych
uwie�czeniem mia� sta� si� test.


Nikt dok�adnie nie wiedzia�, na czym polega, my gubili�my si� w
przypuszczeniach obserwuj�c tych, kt�rzy powr�cili. Nie zawsze wracali razem -
pegaz i jego je�dziec, a nawet wtedy ich oczy zdawa�y si� by� smutne i
postarza�e zdobytym do�wiadczeniem. Nie ba�am si� patrz�c na to, lecz serce
czasem �ciska� mi dziwny smutek na my�l, �e mog�abym utraci� istot�, z kt�r�
dzieli�am si� wszystkimi prze�yciami. Lub, �e on mia�by powr�ci� sam.


Kiedy sko�czy�am 18 lat zbuntowa�am si� przeciwko ograniczeniom w lataniu -
tak, tak, mia�am si� uczy� i uczy� - w domu trzeba by�o te� gotowa�, a
przecie� najpi�kniejsz� rzecz� by�a ogl�danie �wiata z g�ry, spomi�dzy chmur,
podczas gdy wiatr rozwiewa mi w�osy. Nie chcia�am podda� si� wszystkim rygorom
- rude w�osy i buntownicz� natur� zapewne odziedziczy�am po mamie-wojowniczce.
C� pozosta�o mi zrobi� - uciek�am z wioski na grzbiecie pegaza, pognali�my
prosto w ogrom nieba i - o ironio - zbli�aj�c� si� nawa�nic�. Kiedy wok� nas
rozp�ta�o si� piek�o, by�o ju� za p�no na odwr�t. Wiatr znosi� pegaza z
obranego kursu, zupe�nie pogubili�my si� w mroku i kilkakrotnie dos�ownie
cudem unikn�li�my b�yskawic. By�am ca�a mokra, d�ugie w�osy oblepia�y mi twarz
i kurczowo trzyma�am si� grzywy skrzydlatego konia, by nie spa��. W tych
trudnych chwilach wsp�lnie dodawali�my sobie si� i nadziei na przetrwanie,
bowiem wi� jaka nas ��czy pozwala nam na przekazywanie sobie my�li. Ka�da
minuta tej powietrznej walki sta�a si� wieczno�ci�, a ja ze zdziwieniem
odkry�am, jak mimo swojej grozy noc ta by�a pi�kna. Spr�bowali�my wyl�dowa�.
Wysz�o nam fatalnie, bowiem okaza�o si�, �e zamiast na gruncie wyl�dowali�my
na kim�!


Wyobra�cie sobie moje przera�enie - wychowywano mnie w przekonaniu, i� �ycie
jest najwi�kszym darem i dlatego nale�y je chroni� i szanowa�. A tutaj - pod
kopytami pegaza chrupn�y ludzkie ko�ci. I nagle nawa�nica ucich�a - sta�am
obok mokrego konia, ca�a przesi�kni�ta deszczem i zap�akana, a wok� mnie
pojawi�y si� nagle sylwetki ubranych w le�ne barwy ludzi. 


Druidzi - s�ysza�am o nich w wiosce. S�u�� naturze i opiekuj� si� ro�linami i
zwierz�tami. Od razu poczu�am do nich sympati�. Burza - bo od tej przygody
takie mia� mie� imi� - chyba te�, bo uspokajaj�co szturcha� mnie pyskiem i
ch�tnie zjad� zio�o z d�oni jednego z przyby�ych. Musia�am wygl�da� jak kupka
nieszcz�cia, nigdy jeszcze nie widzia�am tylu obcych i nagle poczu�am si�
strasznie speszona. Zrobi�am krok do ty�u. Najstarszy, siwy druid u�miechn��
si� uspokajaj�co i odezwa� cichym g�osem. M�wi� dziwne rzeczy, z kt�rych
wynika�o, �e nasze l�dowanie pomog�o ca�ej tutejszej spo�eczno�ci druid�w.
Przez zupe�ny przypadek wyeliminowali�my kogo� bardzo z�ego.


Nie czu�am si� mimo to zupe�nie dobrze. Jeden z druid�w powiedzia�, �e musz�
si� z tym pogodzi� - w ko�cu jestem wojowniczk�. Popatrzy� przy tym na m�j
miecz i rzuci� dziwne spojrzenie siwemu druidowi. Ca�� noc sp�dzi�am w ich
towarzystwie, s�uchaj�c ich opowie�ci. Burza szala� i bryka� jak �rebak, nad
rankiem za� triumfalnie wytarza� si� w b�yszcz�cej od rosy trawie.
Postanowi�am wr�ci� do domu, na pewno wszyscy si� o mnie ju� niepokoili i ca�a
ta moja ucieczka wyda�a mi si� nagle taka dziecinna. Dosiad�am pegaza i
powiedzia�am kilka s��w na po�egnanie. U�miechn�am si� dzi�kuj�c za go�cin� i
s�uchaj�c jak m�j �aciaty zwierzak dzi�kuje we w�asnym imieniu. Siwy druid
tak�e si� do nas u�miechn�� i w moim kierunku wyci�gn�� dwa miecze. B�yszcza�y
w s�o�cu.


- To dla ciebie. Niech przynios� ci szcz�cie i pami�taj, �e s�u�y� b�d� tylko
tobie. Je�li kto� inny spr�buje nimi walczy�, ich magia odwr�ci si� przeciwko
niemu.


Echo tych s��w d�wi�cza�o w moich my�lach, kiedy l�dowa�am na placu ko�o domu.
Mama wybieg�a z cz�ci domu przeznaczonej dla pegaz�w i nic nie m�wi�c
u�ciska�a mnie mocno.


Ojciec wyszed� po chwili i popatrzy� na mnie z powag�:


- Jeste� ju� doros�a. Czas by� wyruszy�a odnale�� swoje przeznaczenie. Dlatego
te� teraz oddaj� ci nasz rodowy pier�cie�, mojego ojca - Fernena. W skrzyni
czeka na ciebie str�j je�d�ca - p�aszcz, pas i ubranie z farbowanej na
b��kitno sk�ry. Na skrzydlaty he�m i miecz musisz sobie zas�u�y�. - Popatrzy�
na mnie ju� �agodniej, jak co dzie�. - W okolicy stacjonuje oddzia� m�odego
paladyna. Mo�e zechcia�by ci� przyj��, nie wiem, musia�aby� si� spyta� sama.


Skin�am g�ow�, na palec zak�adaj�c dziwny pier�cie� z oczkiem w kszta�cie
czaszki. Wiedzia�am, �e ojciec zosta� uratowany przez piastunk� w chwili, gdy
na zamek dziadka zdradliwie napad�a grupa �owc�w przyg�d. Dziadek by� lich`em
- pot�nym nie-umar�ym magiem, ale by� dobry. Wyszed� bezbronny porozmawia� i
zosta� zabity. Ojciec nie pami�ta� go prawie i jedyne co mu pozosta�o to ten
niesamowity pier�cie�, o kt�rym m�wiono, �e otacza go pot�na magia.


Ubra�am si� w str�j dla mnie przeznaczony - pas kuty w pegazy, ozdobiony ich
wizerunkami, wyszytymi srebrn� nici�, p�aszcz i b��kitne ubranie. Do boku
przypi�am dwa miecze - takie lekkie w moich d�oniach - podarunki druid�w.
Ulubiony �uk, specjalnie przystosowany do mojej si�y, zapasy, plecak z
ekwipunkiem - i nagle nadesz�a chwila po�egnania.


Ogarn�am wzrokiem ca�� weso�� wiosk�, nad kt�r� zawsze z gracj� unosi� si�
przynajmniej jeden z jej skrzydlatych mieszka�c�w i obieca�am sobie, �e
nied�ugo do niej wr�c�, bo strasznie kocham to miejsce. Wr�c� by zda� test.
By�my razem go zdali - poklepa�am Burz� po karku, na co on zar�a� g�o�no w
oczekiwaniu. Pomacha�am jeszcze raz wszystkim i unie�li�my si� w g�r�. Tak
rozpocz�a si� moja przygoda.


                                    * * *


Paladyn okaza� si� by� rzeczywi�cie m�ody i jak si� mo�na by�o spodziewa� - od
st�p do g��w zakuty w stal. Przyj�� mnie po d�u�szym wahaniu jako zwiadowc�.
Dzi�ki Burzy mog�am znakomicie patrolowa� okolic� z g�ry. Wszyscy w oddziale
patrzyli si� na mnie podejrzliwie, a niekt�rzy posuwali si� do niedwuznacznych
uwag. By�am w ko�cu jedyn� kobiet� w oddziale. Nie pozostawa�o mi nic wi�cej,
jak zacisn�� z�by i znosi� to wszystko w milczeniu. Co gorsza, czeka�o mnie
nowe zaj�cie - gotowanie. Nie lubi�am tego, ale przynajmniej nikt nie
protestowa� tak bardzo - jak w przypadku, gdy posi�ki przygotowywa� dow�dca.
Zreszt� nie by�o czasu na narzekania. Walczyli�my z oddzia�ami ork�w - dosy�
dzielnie zreszt�, ale te� - jak si� mia�o okaza� - do czasu. Do czasu, gdy do
ca�ej awantury wpl�ta� si� z�y szaman - Siedem Bizon�w. Najpierw wi�c jego
zwierz�ta wybi�y nas prawie wszystkich, a zaraz potem zostali�my poddani
jakiemu� dziwnemu rodzajowi teleportacji. Niewiele pami�tam - b�l m�j i Burzy,
b�l taki, jak gdyby rozrywano nas na kawa�eczki. A potem nag�a zmiana -
w�ciekle pal�ce s�o�ce, a wok� nic tylko pustynia. Nie by�o te� mojego
wierzchowca. Wpad�am w panik�, ale prawie natychmiast poczu�am, �e �yje, ale
jest ode mnie bardzo daleko. Poprosi�am, �eby lecia� w moim kierunku, a sama
musia�am zadowoli� si� towarzystwem paladyna, kt�ry jakim� trafem znalaz� si�
w tym samym miejscu co ja. C�. Nie bardzo mieli�my poj�cie, co z sob� zrobi�,
w jakim kierunku szuka� pomocy. S�o�ce pali�o i nawet moja kolczuga zdawa�a
si� parzy�. Kiedy wi�c na horyzoncie zamajaczy�y jakie� sylwetki - najpierw
by�y to niewyra�ne b�yski - poczu�am nadziej� i od razu nowe si�y. Wiele p�
niej zmieni�o si� dzi�ki poznanym w�wczas postaciom.


                                    * * *


Teraz, stoj�c z g�ow� opart� o grzbiet mojego pegaza, by�am ju� w stanie podj
� ostateczn� decyzj�.


Opuszczam dru�yn�. Wiem, �e by� mo�e b�d� tego �a�owa�a i wyrzuca�a to sobie w
przysz�o�ci, ale nadszed� czas, by pod��y� w�asn� drog�. Teraz, gdy Burza by�
ze mn� oraz odnalaz�am zamek i dziadka, (pomi�my ju� tego wiadome
okoliczno�ci) mog�am spokojnie podj�� wyzwanie losu - nie mog�am by� wiecznie
tylko cz�ci�, ma�ym fragmentem uk�adanki.


Wie��, �e bogowie s� z nimi i pomog� im w tej wyprawie. Ja musz� wype�ni� to,
do czego zobowi�za�am si� w dniu. kiedy opuszcza�am rodzinn� wiosk�. Czeka
mnie i Burz� trudna pr�ba, modl� si� do Parany o si�� i wytrwa�o��.


A poza tym ... Ojciec nie wie, �e ma brata, �e dziadek �yje! Tyle nowin mam mu
do przekazania! Chwilami �a�uj�, �e nie mam do�� talentu, by uczy� si� u
dziadka i sta� si...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin