2 - Pretty Little Liars - Flawless - Rozdział 12.doc

(75 KB) Pobierz
WSTEP



Pretty Little Liars – Flawless              Bez skazy

 

ROZDZIAL 12

NASTEPNYM RAZEM WEZ DO TOREBKI zapasowy PODKLAD

 

- ¿Cuándo es? – wyszeptał jej do ucha głos. – Która godzina? Godzina śmierci Spencer!

Spencer wystrzeliła w górę. Mroczna znajoma postać, która majaczyła nad jej twarzą, zniknęła. Zamiast niej widziała czystą, białą sypialnię. Na ścianie wisiał sztych Rembrandta i plakat ukazujący system mięśniowy człowieka. W telewizji Elmo uczył dzieci podawać godzinę po hiszpańsku. Dekoder informował, że jest godzina 06:04, więc założyła, że chodzi o poranek: przez okno widziała wschodzące słońce i czuła niosący się ulicą zapach świeżego pieczywa i jajecznicy.

Rozejrzała się i wszystko nabrało sensu. Wren spał na plecach, odsłaniając nagą klatkę piersiową, jednym ramieniem zasłaniał twarz. Jego ojciec był Koreańczykiem, matka – Angielką, więc jego skóra miała doskonały, złocisty odcień. Nad wargą widniała blizna, na nosie miał piegi, potargane kruczo czarne włosy i pachniał dezodorantem „Adidas” i proszkiem do prania „Tide[1]”. Na jego prawym palcu wskazucym błyszczała cienka srebrna obrączka. Zdjął z twarzy zasłaniającą ją rękę i otworzył cudowne oczy w kształcie migdałów.

- Hej. – powolnym gestem objął Spencer za talię i przyciągnął do siebie.

- Hej. – wyszeptała z wahaniem. Wciąż słyszała głos ze snu: „Godzina śmierci Spencer!”. To był głos Toby’ego.

- Co się stało? – Wren zmarszczył brwi.

- Nic. – odpowiedziało cicho Spencer. Przyłożyła palce do podstawy szyi i poczuła przyspieszony puls. – Tylko… zły sen.

- Opowiesz?

Spencer zawahała się. Chciałaby. Ale potrząsnęła głową.

- W takim razie chodź tutaj.

Parę minut się całowali i Spencer poczuła przynoszący ulgę, przyjemny przypływ zadowolenia. Wszystko będzie dobrze. Była bezpieczna.

Po raz pierwszy Spencer spała – i została na noc – w męskim łóżku. Poprzedniego wieczoru pośpieszyła do Filadelfii, zaparkowała na ulicy nie zakładając nawet blokady – rodzice i tak pewnie chcieli jej zabrać samochód. Razem z Wrenem natychmiast padli do łóżka i wstali tylko żeby otworzyć dostawcy z chińszczyzną na wynos. Później zadzwoniła i nagrała na sekretarce rodziców wiadomość, że będzie nocować u Kirsten, koleżanki z drużyny hokejowej. Głupiutko się czuła usiłując postępić odpowiedzialnie, kiedy w rzeczywistości była taka nieodpowiedzialna, ale co tam.

Po raz pierwszy, odkąd zaczęła dostawać wiadomości od „A”, spała jak dziecko. Może częściowym powodem było to, że była w Filadelfii, a nie w Rosewood, tuż obok Toby’ego, ale też z powodu Wrena. Zanim zasnęli rozmawiali o Ali – ich przyjaźni, jak było, kiedy Ali zniknęłą, że ktoś ją zabił – przez całą godzinę. Pozwolił jej też wybrać odgłos „ćwierkania świerszczy” na module brzmieniowym[2], chociaż był to jego drugi najbardziej nielubiany (po „szemrzącym potoku”) motyw.

Spencer zaczęła teraz mocniej go całować i wyślizgnęła się z jego zbyt dużego dla niej podkoszulka uniwersyteckiego, w którym spała. Wren przebiegł dłońmi po jej nagim obojczyku, i podniósł się na kolana.

- Chcesz…? – zapytał.

- Chyba tak. – wyszeptała Spencer.

- Jesteś pewna?

- Aha. – wykręcała się z bielizny. Wren ściągnął przez głowę podkoszulek. Serce Spencer waliło jak młot. Była dziewicą i pod względem seksu była równie wybredna, jak we wszystkich innych sprawach w swoim życiu – to musiała być idealna osoba.

Ale Wren był właściwą osobą. Wiedziała, że właśnie przekracza punkt krytyczny – gdyby jej rodzice się dowiedzieli, nie zapłaciliby już nigdy, przenigdy za nic. Nie zwracaliby na nią uwagi. Nie wysłaliby do college’u. I pewnie także nie daliby jeść. I co z tego? Dzięki Wrenowi czuła się bezpieczna.

***

Jedną „Ulicę Sezamkową”, jedne „Smocze Opowieści” i pół „Artura[3]” później Spencer przekręciła się na plecy, wpatrując się błogo w sufit. To byłoby na tyle, jeśli chodzi o brak pośpiechu. Potem oparła się na łokciach i spojrzała na zegar.

- Szlag. – wyszeptała. Była 07:20. Lekcje zaczynały się o 08:00, co najmniej na pierwszą się spóźni. – Muszę lecieć. – Wyskoczyła z łóżka i przejrzała swoją kraciastą spódnicę, blezer, bieliznę, podkoszulek i buty, wszystko zwalone w chaotyczny stos na podłodze. – I będę musiała pojechać do domu.

- Po co? – Wren, patrząc na nią, usiadł na łóżku.

- Nie mogę dwa dni z rzędu mieć tego samego ubrania na sobie.

Wren wyraźnie starał się nie parsknąć śmiechem.

- Przecież to mundurek, prawda?

- Tak, ale ten podkoszulek miałam na sobie wczoraj. Buty też.

Wren cicho się roześmiał.

- Jesteś w tak kochany sposób drobiazgowa.

Spencer, na dźwięk słowa „kochany”, nagle pochyliła głowę.

Wzięła szybki prysznic, oczyszczając myśli i ciało. Serce wciąż jej waliło. Zżerały ją nerwy: denerwowała się spóźnieniem do szkoły, martwił koszmar z Toby’m, ale za to Wren wywoływał u niej radość. Kiedy wyszła spod prysznica, wciąż siedział na łóżku. W mieszkaniu unosił się zapach orzechowej kawy. Spencer sięgnęła po dłoń Wrena i powoli zdjęła z jego palca srebrną obrączkę, po czym wsunęła ją na własny kciuk.

- Pasuje mi. – kiedy na niego spojrzała, na twarzy Wrena błąkał się mały, nieczytelny uśmiech. – O co chodzi? – zapytała Spencer.

- Jesteś taka… - Wren potrząsnął głową i wzruszył ramionami. – Trudno pamiętać, że wciąż jesteś w szkole. Jesteś taka… pozbierana.

- Nieprawda. - zarumieniła się Spencer.

- Ależ jesteś. Tak jakbyś… wydajesz się być sobą bardziej niż…

Zamilkł, ale Spencer wiedziała, że chciał powiedzieć: „bardziej niż Melissa”. Poczuła, że aż puchnie z satysfakcji. Melissa może wygrała batalię o rodziców, ale Spencer zdobyła Wrena. A to było najważniejsze.

***

Spencer mknęła długim, wykładanym czerwoną cegłą podjazdem w kierunku domu. Była już 09:10 i w szkole właśnie zaczynała się druga godzina lekcyjna. O tej porze ojciec był już od dawna w pracy, a przy odrobinie szczęścia, matka będzie w stajniach.

Otworzyła frontowe drzwi. Słychać było jedynie buczenie lodówki. Na palcach przekradła się do swojego pokoju, przypominając sobie, że musi podrobić usprawiedliwienie; zdała sobie sprawę z tego, że do tej pory nie musiała tego robić. Co roku Spencer zdobywała szkolne nagrody za doskonałą frekwencję i punktualność.

- Cześć.

Spencer wrzasnęła i gwałtownie się odwróciła, szkolna torba wyślizgnęła się z jej ręki.

- Jezu. – Melisa stała w drzwiach. – Uspokój się.

- D-dlaczego nie jesteś na zajęciach? – Spencer aż dygotała ze zdenerwowania.

Melissa była ubrana w ciemno-różowy welurowy dres i wyblakły t-shirt, przycięte na wysokości podbródka blond włosy ściągnęła do tyłu granatową gumką. Nawet zrelaksowana Melissa wyglądała sztywno.

- Dlaczego ty nie jesteś na zajęciach?

Spencer przesunęła dłonią po spoconym nagle karku.

- Ja… zapomniałam czegoś i musiam wrócić.

- Ach. – Melisa rzuciła jej tajemniczy uśmiech. Spencer poczuła przebiegający po jej grzbiecie zimny dreszcz. Miała wrażenie, że stoi na krawędzi przepaści i zaraz spadnie. – Nawet się cieszę, że jesteś. Przemyślałam to, co powiedziałaś w poniedziałek. Też chciałam cię za wszystko przeprosić.

- Och. – tylko to Spencer była w stanie wykrztusić.

Melissa ściszyła głos.

- To znaczy, naprawdę powinnyśmy być dla siebie milsze. Obie. Kto wie, co może się wydarzyć na tym szalonym świecie? Wystarczy spojrzeć, co się przytrafiło się Alison DiLaurentis. W tej perspektywie powody naszej kłótni wydają się dosyć nieistotne.

- Jasne. – wymamrotała Spencer. To było dosyć dziwne porównanie.

- W każdym razie, rozmawiałam o tym też z rodzicami. Myślę, że się ze mną zgodzą.

- Och. – Spencer przesunęła językiem po zębach. – Łał. Dzięki. To dużo dla mnie znaczy.

Melissa w odpowiedzi się rozpromieniła. Zapadła długa cisza, i Melissa zrobiła kolejny krok do sypialni Spencer, opierając się o wiśniową komodę.

- No to… Co u ciebie? Wybierasz się na Foxy? Ian mnie zaprosił, ale chyba nie pójdę. Chyba jestem na to za stara.

Spencer, wytrącona z równowagi, milczała. Co Melissa kombinowała? Zazwyczaj nie rozmawiały o takich rzeczach.

- Ja… nie wiem.

- Cholera. – Melisa uśmiechnęła się znacząco. – Mam nadzieję, że idziesz z chłopakiem, który zrobił ci to. – wskazała szyję Spencer.

Spencer podbiegła do lustra i w pobliżu obojczyka zobaczyła dużą, purpurową malinkę. Gorączkowo uniosła dłonie do szyi. Wtedy zauważyła, że wciąż ma na palcu cienką srebrną obrączkę Wrena.

Melissa mieszkała z Wrenem – czy zorientowała się? Spencer zerwała pierścionek z palca i wrzuciła do szuflady z bielizną. Pulsowało jej w skroniach.

Zadzwonił telefon i Melisa odebrała w korytarzu. Kilka sekund później wetknęła głowę z powrotem do pokoju Spencer.

- Do ciebie. – wyszeptała. – Chłopak!

- Chłopak? – czyżby Wren był na tyle głupi, żeby dzwonić? Kto inny mógł do niej telefonować w czwartek o 09:15? Myśli Spencer rozproszyły się w dwudziestu różnych kierunkach. Wzięła słuchawkę. – Halo?

- Spencer? Mówi Andrew Campbell. – roześmiał się nerwowo. – Ze szkoły.

- Hmmm, cześć. wychrypiała. Przez krótką chwilę nie pamiętała, kim w ogóle Andrew Campbell był. – O co chodzi?

- Chciałem tylko sprawdzić, czy złapałaś tą krążącą grypę. Nie zauważyłem ciebie na porannym spotkaniu rady uczniowskiej. A przecież zawsze przychodzisz.

- Och. – Spencer głośno przełknęła ślinę. Zerknęła na Melissę, która wyczekująco stała w przejściu. – Cóż, tak, ale… już czuję się lepiej.

- Zaproponowałem, że zaniosę ci zadania domowe z lekcji. – powiedział Andrew. – I tak przecież chodzimy na te same zajęcia. – Jego głos dochodził z pogłosem, jakby dzwonił z przebieralni. – Z rachunku różniczkowego mamy kilka zagadnień kończących rozdział.

- Cóż, dziękuję.

- Czy chciałabyś przejrzeć też notatki do esejów? McAdam mówił, że będą miały duży wpływ na ocenę końcową.

- Jasne. – odpowiedziała Spencer. Melissa napotkała wzrok Spencer w lustrze i rzuciła jej podekscytowane, pełne nadziei spojrzenie. „Malinka?” zapytała bezgłośnie, wskazując szyję Spencer i później telefon.

Spencer miała wrażenie, że jej umysł nurza się w gęstym jogurcie. Nagle wpadła na pomysł. Odchrząknęła.

- Właściwie, Andrew… chciałam cię zapytać, czy idziesz z kimś na Foxy?

- Foxy? – powtórzył Andrew. – Hmmm, nie wiem. Chyba niczego nie pla…

- Pójdziesz ze mną? – przerwała Spencer.

Andrew roześmiał się; brzmiało to, jakby zła...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin