- Uciekaj, Eleni! - krzyknął Connor Thistledown, wymachując mieczem i idąc w stronę drowa. - To mroczny elf! Drow! Uciekaj, jeśli ci życie miłe!
Ze wszystkiego, co krzyczał Connor, Drizzt zrozumiał tylko słowo "drow". Zachowania i zamiarów młodego mężczyzny nie można było jednak z niczym pomylić, ponieważ Connor kierował się dokładnie pomiędzy Drizzta i Eleni, mierząc czubkiem miecza w stronę drowa. Eleni zdołała wstać za swym bratem, lecz nie uciekała, jak jej polecił. Ona również słyszała o złych mrocznych elfach i nie miała zamiaru zostawić Connora sam na sam z jednym z nich.
- Odejdź, mroczny elfie - warknął Connor. - Jestem doświadczonym szermierzem, znacznie silniejszym od ciebie.
Drizzt rozłożył bezradnie ręce, nie rozumiejąc ani słowa.
- Odejdź! - wrzasnął Connor.
Kierując się impulsem, Drizzt próbował odpowiedzieć w języku migowym drowów, skomplikowanym systemie znaków dłoni i twarzy.
- On rzuca czar! - krzyknęła Eleni wskakując w jagody. Connor wrzasnął i zaatakował.
Zanim Connor dostrzegł kontratak, Drizzt chwycił go za przedramię, wykorzystał drugą dłoń, by wykręcić nadgarstek chłopca i wyrwać mu miecz, machnął toporną bronią trzykrotnie nad głowąConnora, obrócił ją w swej szczupłej dłoni, po czym oddał mu ją, rękojeściądo przodu.
Drizzt rozłożył szeroko ramiona i uśmiechnął się. Według zwyczajów drowów taki pokaz wyższości bez zranienia przeciwnika nieodmiennie sygnalizował pragnienie przyjaźni. U najstarszego syna rolnika, Bartłomieja Thistledown, oślepiający spektakl drowa wzbudził jedynie wywołane zachwytem przerażenie.
Connor przez długą chwilę stał z otwartymi ustami. Miecz wypadł mu z ręki, lecz tego nie zauważył. Mokre spodnie kleiły mu się do ud, tego też nie zauważył.
Gdzieś z wnętrza Connora rozległ się wrzask. Chwycił Eleni, która przyłączyła się do krzyku, po czym uciekli w stronę zagajnika, by zabrać pozostałych. Biegli bez przerwy, dopóki nie przestąpili progu swojego domu.
Drizzt pozostał, jego uśmiech szybko znikał, a ręce wciąż miał rozłożone. Stał samotnie obok kępy jagód.
_____________________________________________
___________________
FORGOTTEN REALMS
NOWY DOM
Tłumaczenie:
Piotr Kucharski
Tytuł oryginału:
SOJOURN
Mroczny elf usiadł na nagim zboczu góry, obserwując pojawiającą się nad wschodnim horyzontem czerwoną linię. To będzie chyba jego setny świt, na który patrzył, i wiedział doskonale, że palące światło przyniesie ból jego lawendowym oczom -oczom, które przez ponad cztery dziesięciolecia znały jedynie ciemność Podmroku.
Kiedy jednak górna krawędź płonącego słońca wyłoniła się ponad horyzontem, drow nie odwrócił się. Przyjął światło jako swoje oczyszczenie, ból konieczny do podążania wybraną ścieżką, do stania się istotą z powierzchni.
Przed ciemnoskórą twarzą drowa pojawiły się kłęby szarego dymu. Bez spoglądania wiedział, co to znaczy. Jegopiwa/wi, stworzony przy pomocy magii płaszcz drowów, który w Podmroku tak wiele razy osłaniał go przed niepożądanymi spojrzeniami, poddał się w końcu światłu dnia. Magia w płaszczu zaczęła słabnąć już przed tygodniami, a sam materiał po prostu się topił. W miejscach, gdzie tkanina się rozpadała, pojawiały się spore dziury i drow zacisnął kurczowo ramiona, by ocalić tak wiele, jak tylko się dało.
Wiedział, że nic to nie zmieni, ponieważ płaszcz był skazany na zagładę w świecie tak odmiennym od tego, w którym został stworzony. Drow uchwycił się z desperacją tej myśli, widząc w niej pewną analogię do swojego własnego losu.
Słońce wspięło się wyżej i z przymrużonych, lawendowych oczu drowa polały się łzy. Nie widział już dymu, nie widział już nic poza oślepiającym blaskiem tej strasznej kuli ognia. Mimo to, siedział i patrzył prosto na świt.
Aby przetrwać, musiał się zaadaptować.
Uderzył boleśnie stopą o krawędź kamienia i odwrócił swą uwagę od zawrotów głowy, które zaczęły go ogarniać. Rozmyślał o tym, czym stały się jego starannie uszyte buty. Wiedział, że one również wkrótce rozpadną się w nicość.
A później jego sejmitary? Czy ta wspaniała broń drowów, która umożliwiła mu przejście tak wielu niebezpieczeństw, również zniknie? Jaki los czekał Guenhwyvar, jego magiczną panterę? Nieświadomie drow wsunął dłoń do sakiewki, by dotknąć cudownej figurki tak doskonałej w każdym detalu, za pomocą której przywoływał kocicę. Jej nie naruszona forma wzmocniła go w tej chwili zwątpienia, lecz jeśli ona również została stworzona przez mroczne elfy, nasączona magią tak wyjątkową dla ich świata, czy Guenhwyvar również ulegnie wkrótce zagładzie?
- Jakże żałosnym stworzeniem się stałem - skarżył się drow w swym ojczystym języku. Zastanawiał się, nie po raz pierwszy i z pewnością nie ostatni, nad słusznością swej decyzji o opuszczeniu Podmroku, porzuceniu świata jego złego ludu.
Zaciążyła mu głowa, a na oczy polał się pot. Jego ból wzmógł się jeszcze bardziej. Słońce kontynuowało swą wędrówkę, a drow nie mógł już tego znieść. Wstał i odwrócił się w stronę małej jaskini, którą obrał sobie za dom, po czym znów położył nieświadomie dłoń na figurce pantery.
Piwafwi powiewał wokół niego w strzępach, nie był już najlepszą ochroną przed mroźnymi podmuchami górskiego wiatru. W Podmroku nie było wiatru, nie licząc lekkich podmuchów, unoszących się znad zbiorników magmy, oraz nie było mrozu, nie licząc lodowatego dotyku nieumarłych potworów. Świat powierzchni, który drow znał od kilku miesięcy, ukazał mu wiele różnic, wiele odmienności - zbyt wiele, jak często sądził.
Drizzt Do'Urden się nie podda. Podmrok był światem jego pobratymców, jego rodziny, a w tej ciemności nie odnajdzie spokoju. Postępując zgodnie ze swymi zasadami, sprzeciwił się Lloth, Pajęczej Królowej, złej bogini, którą jego lud wielbił ponad życie. Mroczne elfy, rodzina Drizzta, nie przebaczaniu tego bluźnierstwa, a w Podmroku nie było jam na tyle głębokich, by mógł uciec przed ich długimi rękoma.
Nawet jeś...
finiarel