423. Moreland Peggy - Anioł w za dużej sukience.pdf

(749 KB) Pobierz
That McCloud woman
PEGGY MORELAND
Anioł w za dużej
sukience
0
250193454.275.png 250193454.286.png 250193454.297.png 250193454.308.png 250193454.001.png 250193454.012.png 250193454.023.png 250193454.034.png 250193454.045.png 250193454.056.png 250193454.067.png 250193454.078.png 250193454.089.png 250193454.100.png 250193454.111.png 250193454.122.png 250193454.133.png 250193454.144.png 250193454.155.png 250193454.166.png 250193454.177.png 250193454.188.png 250193454.199.png 250193454.210.png 250193454.221.png 250193454.232.png 250193454.243.png 250193454.248.png 250193454.249.png 250193454.250.png 250193454.251.png 250193454.252.png 250193454.253.png 250193454.254.png 250193454.255.png 250193454.256.png 250193454.257.png 250193454.258.png 250193454.259.png 250193454.260.png 250193454.261.png 250193454.262.png 250193454.263.png 250193454.264.png 250193454.265.png 250193454.266.png 250193454.267.png 250193454.268.png 250193454.269.png 250193454.270.png 250193454.271.png 250193454.272.png 250193454.273.png 250193454.274.png 250193454.276.png 250193454.277.png 250193454.278.png 250193454.279.png 250193454.280.png 250193454.281.png 250193454.282.png 250193454.283.png 250193454.284.png 250193454.285.png 250193454.287.png 250193454.288.png 250193454.289.png 250193454.290.png 250193454.291.png 250193454.292.png 250193454.293.png 250193454.294.png 250193454.295.png 250193454.296.png 250193454.298.png 250193454.299.png 250193454.300.png 250193454.301.png 250193454.302.png 250193454.303.png 250193454.304.png 250193454.305.png 250193454.306.png 250193454.307.png 250193454.309.png 250193454.310.png 250193454.311.png 250193454.312.png 250193454.313.png 250193454.314.png 250193454.315.png 250193454.316.png 250193454.317.png 250193454.318.png 250193454.002.png 250193454.003.png 250193454.004.png 250193454.005.png 250193454.006.png 250193454.007.png 250193454.008.png 250193454.009.png 250193454.010.png 250193454.011.png 250193454.013.png 250193454.014.png 250193454.015.png 250193454.016.png 250193454.017.png 250193454.018.png 250193454.019.png 250193454.020.png 250193454.021.png 250193454.022.png 250193454.024.png 250193454.025.png 250193454.026.png 250193454.027.png 250193454.028.png 250193454.029.png 250193454.030.png 250193454.031.png 250193454.032.png 250193454.033.png 250193454.035.png 250193454.036.png 250193454.037.png 250193454.038.png 250193454.039.png 250193454.040.png 250193454.041.png 250193454.042.png 250193454.043.png 250193454.044.png 250193454.046.png 250193454.047.png 250193454.048.png 250193454.049.png 250193454.050.png 250193454.051.png 250193454.052.png 250193454.053.png 250193454.054.png 250193454.055.png 250193454.057.png 250193454.058.png 250193454.059.png 250193454.060.png 250193454.061.png 250193454.062.png 250193454.063.png 250193454.064.png 250193454.065.png 250193454.066.png 250193454.068.png 250193454.069.png 250193454.070.png 250193454.071.png 250193454.072.png 250193454.073.png 250193454.074.png 250193454.075.png 250193454.076.png 250193454.077.png 250193454.079.png 250193454.080.png 250193454.081.png 250193454.082.png 250193454.083.png 250193454.084.png 250193454.085.png 250193454.086.png 250193454.087.png 250193454.088.png 250193454.090.png 250193454.091.png 250193454.092.png 250193454.093.png 250193454.094.png 250193454.095.png 250193454.096.png 250193454.097.png 250193454.098.png 250193454.099.png 250193454.101.png 250193454.102.png 250193454.103.png 250193454.104.png 250193454.105.png 250193454.106.png 250193454.107.png 250193454.108.png 250193454.109.png 250193454.110.png 250193454.112.png 250193454.113.png 250193454.114.png 250193454.115.png 250193454.116.png 250193454.117.png 250193454.118.png 250193454.119.png 250193454.120.png 250193454.121.png 250193454.123.png 250193454.124.png 250193454.125.png 250193454.126.png 250193454.127.png 250193454.128.png 250193454.129.png 250193454.130.png 250193454.131.png 250193454.132.png 250193454.134.png 250193454.135.png 250193454.136.png 250193454.137.png 250193454.138.png 250193454.139.png 250193454.140.png 250193454.141.png 250193454.142.png 250193454.143.png 250193454.145.png 250193454.146.png 250193454.147.png 250193454.148.png 250193454.149.png 250193454.150.png 250193454.151.png 250193454.152.png 250193454.153.png 250193454.154.png 250193454.156.png 250193454.157.png 250193454.158.png 250193454.159.png 250193454.160.png 250193454.161.png 250193454.162.png 250193454.163.png 250193454.164.png 250193454.165.png 250193454.167.png 250193454.168.png 250193454.169.png 250193454.170.png 250193454.171.png 250193454.172.png 250193454.173.png 250193454.174.png 250193454.175.png 250193454.176.png 250193454.178.png 250193454.179.png 250193454.180.png 250193454.181.png 250193454.182.png 250193454.183.png 250193454.184.png 250193454.185.png 250193454.186.png 250193454.187.png 250193454.189.png 250193454.190.png 250193454.191.png 250193454.192.png 250193454.193.png 250193454.194.png 250193454.195.png 250193454.196.png 250193454.197.png 250193454.198.png 250193454.200.png 250193454.201.png 250193454.202.png 250193454.203.png 250193454.204.png 250193454.205.png 250193454.206.png 250193454.207.png 250193454.208.png 250193454.209.png 250193454.211.png 250193454.212.png 250193454.213.png 250193454.214.png 250193454.215.png 250193454.216.png 250193454.217.png 250193454.218.png 250193454.219.png 250193454.220.png 250193454.222.png 250193454.223.png 250193454.224.png 250193454.225.png 250193454.226.png 250193454.227.png 250193454.228.png 250193454.229.png 250193454.230.png 250193454.231.png 250193454.233.png 250193454.234.png 250193454.235.png 250193454.236.png 250193454.237.png 250193454.238.png 250193454.239.png 250193454.240.png 250193454.241.png 250193454.242.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Jack Cordell wsypał do filiżanki dragą łyżeczkę cukru. Mieszał
powoli. Miał dużo czasu. Nie wiedział, dokąd iść, a nawet gdyby wiedział,
też by się nie spieszył.
Wciąż był w drodze. Zatrzymał się tu tylko po to, żeby coś przekąsić.
Miasteczko było małe, jadłodajnia przytulna, a domowy obiad całkiem
niedrogi.
Cena nie miała dla niego istotnego znaczenia, ale smak potraw tak. Po
sześciu miesiącach spędzonych w samochodzie, po pół roku jedzenia byle
czego i byle jak, zatęsknił wreszcie za normalną kuchnią. A tu rzeczywiście
było prawie tak jak u mamy.
Z początku w jadłodajni było tłoczno, ale potem lokal opustoszał.
Teraz słychać było jedynie brzęk odstawianych garnków i szuranie
sandałów kelnerki sprzątającej stoliki.
Kelnerka była kobietą po pięćdziesiątce. Właściwie można by
powiedzieć, że zbliżała się do sześćdziesiątki. Miała wielki biust i język co
najmniej tak ostry jak zatknięty za jej uchem ołówek. Pracowała szybko i
sprawnie.
Przez brudne okno widać było pusty o tej porze parking, bank po
drugiej stronie ulicy i znajdującą się za nim pocztę. Wystarczyło tylko
trochę odwrócić głowę, żeby objąć wzrokiem całe centrum miasta. A było
tego aż dwa budynki.
Ostatnie pięć lat życia Jack spędził w Houston. Przywykł do
wieżowców i wiecznie zakorkowanych ulic, ale wciąż pociągały go takie
małe, senne miasteczka. Wychował się w jednym z nich, dlatego tylko tu
mógł znaleźć odrobinę spokoju. A spokoju potrzebował jak powietrza.
1
250193454.244.png
Dopiero teraz poczuł, jak bardzo jest zmęczony. Zmęczony
nieustannym uciekaniem, spaniem w samochodzie i jedzeniem byle czego z
papierowych opakowań. Był zmęczony monotonią podążania za białą linią
na drodze.
Jedyną towarzyszką podróży była mu butelka whisky. To ona mu
pomagała pozbyć się dręczącego poczucia winy, głębokiego żalu.
Przynajmniej próbowała. Kiedy w żaden sposób nie udało się uciec od
dręczącego smutku, Jack topił go w alkoholu. Niestety, ani ucieczka, ani
topienie nie okazały się skuteczne. Alkohol ogłuszał na krótko. Potem
poczucie winy znów ciążyło, a żal, jak nowotwór, zjadał to, co jeszcze
pozostało mu z serca.
Jack Cordell miał dom, do którego mógł wrócić w każdej chwili, miał
firmę, którą powinien prowadzić. Ani podjęcie pracy, ani powrót do domu
nie wydawały mu się pociągające.
Zapatrzył się na rosnący przed bankiem wielki dąb. Zapatrzył się,
pogrążył w ponurych myślach.
Nagle z banku wyszła kobieta. Była szczupła, wiotka i krucha. Gęste,
sięgające do pasa jasne włosy potęgowały to wrażenie. Ubrana była w długą,
niebieską sukienkę, jedną z tych, które dokładnie kryją całą postać.
Jack mógł zauważyć drobne stopy tylko dlatego, że kobieta na nogach
miała sandały z wąskich paseczków. Na tej podstawie wywnioskował, że
reszta ciała nieznajomej też jest proporcjonalna.
Szła powoli, jak człowiek zatopiony w rozmyślaniach.
Zwiesiła głowę, więc Jack nie mógł dostrzec jej twarzy. Westchnęła,
przygarbiła się i przyspieszyła kroku. Po chwili znalazła się tuż obok okna,
przy którym siedział Jack. Wreszcie zobaczył jej twarz.
2
250193454.245.png
Wyglądała jak anioł. Anioł pełen seksu, ale jednak anioł. Miała jasną
cerę i delikatne rysy. Tak delikatne, że prawie nierealne. Niebieskie oczy,
zmysłowe usta i takiż sposób chodzenia poruszyły w nim te części ciała,
które już dawno nie sprawiały mu kłopotów.
Nieznajoma weszła na schodki prowadzące do jadłodajni. Jack na
chwilę stracił ją z oczu. Przeniósł wzrok na drzwi i czekał.
Otworzyła drzwi, weszła. Za nią wpadł powiew gorącego powietrza.
Stanęła i rozejrzała się po lokalu. Jej oczy na ułamek sekundy zatrzymały się
na Jacku. Uśmiechnęła się słodko i zaraz odwróciła do kontuaru.
– Maudie, nie zostało ci trochę mrożonej herbaty? – spytała.
– Nikt na świecie nie robi takiej mrożonej herbaty jak twoja.
Kelnerka wytarła ręce fartuchem. Uśmiechnęła się do przybyłej
kobiety.
– Pić ci się chce?
– Usycham z pragnienia.
Zmysłowy anioł – tak Jack nazwał w myślach tę kobietę – usiadł na
stołku przy kontuarze. Za duża sukienka ułożyła się obok jej stóp jak wielki
błękitny obłok.
– Jest tak gorąco, że można by smażyć jajka na chodniku –
powiedziała.
– Słyszałeś, Ed? – zawołała Maudie, nalewając do szklanki porcję
mrożonej herbaty. – Alayna mówi, że moglibyśmy smażyć jajka na
chodniku. Możesz wyłączyć piecyk i przenieść się z gotowaniem na ulicę.
Tu zrobiłoby się trochę chłodniej, a na dodatek zaoszczędzilibyśmy na
gazie.
3
250193454.246.png
Jack usłyszał dochodzący z kuchni męski głos, ale nie zrozumiał
odpowiedzi. Dzięki Maudie miał teraz imię, które mógł dopasować do
swojego anioła. Alayna.
– Och, Ed, już ty wiesz, jak zawrócić kobiecie w głowie – powiedziała
Alayna z klasycznym południowym akcentem. Jakby kogoś parodiowała.
Maudie wybuchnęła śmiechem.
– Jakbym słyszała twoją matkę! – zawołała. Wzięła czystą ścierkę i
zabrała się do polerowania szklanek. – Jak ona się miewa?
– Daje ojcu popalić. W tej sprawie nic się nie zmieniło.
– Dobrze mu tak! Po co uciekał z domu? Po co brał dziewczynę z
Południa? Mało to pięknych kobiet mamy w Teksasie?
Maudie potrząsnęła głową. Przysunęła sobie stołek, usiadła przy
kontuarze naprzeciwko Alayny. Najwyraźniej miała ochotę trochę
poplotkować.
– Jak tam remont? – zapytała.
– Marnie – westchnęła Alayna. – Frank zniknął.
– Na pewno zapłaciłaś mu z góry! – zdenerwowała się Maudie, jakby
chodziło o jej własne, ciężko zarobione pieniądze. – Ile mu dałaś?
Jack zauważył że Alayna się zaczerwieniła. Podniosła do twarzy
szklankę z herbatą. Może chciała się za nią schować?
– Sporo – mruknęła.
– Przeklęty naciągacz! – Maudie uderzyła pięścią w kontuar, aż
Alayna się wzdrygnęła. – Wiedziałam, że tak to się skończy. Mówiłam ci, że
nie powinnaś mu ufać.
– Mówiłaś, ale co miałam zrobić? W całym mieście nie ma drugiego
człowieka, który umiałby przeprowadzić remont, i żadnego, który chciałby
się tego podjąć.
4
250193454.247.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin