Susann Jacqueline - Dolores.pdf

(990 KB) Pobierz
3935708 UNPDF
JACQUELINE
Przełożyła
ANNA KOŁYSZKO
DC
Wydawnictwo Da Capo
Warszawa 1994
3935708.001.png 3935708.002.png 3935708.003.png
OD WYDAWCY
Jest to ostatnia książka Jacqueline Susann. Autorka
napisała ją jesienią 1973, i chociaż zmagała się wtedy
z rakiem, który doprowadził w ciągu roku do jej śmier­
ci, zdołała nie tylko ukończyć „Dolores", lecz również
dokonać ostatecznej, satysfakcjonującej ją redakcji.
W papierach znalezionych po jej śmierci znajdowała
się krótka notatka, w której pisarka określa temat tej
powieści jako „najbardziej wyzywający i nurtujący, nad
jakim kiedykolwiek pracowałam".
Część
pierwsza
Naprawdę
miał po co żyć
dojmujący ziąb, kiedy samolot prezydencki zaczął wol­
no podchodzić do lądowania na lotnisku w Waszyng­
tonie. Chociaż w środku było ciepło, pasażerowie czuli
przenikliwą wilgoć. Dolores aż się wzdrygnęła i otuliła
rękami, zapatrzona w światła na ziemi... w tysiące mi­
niaturowych samochodów sunących przez miasto ni­
czym armia lemingów. A przecież te sznury maleńkich
w powietrzu panował
10
Jacqueline Susann
Dolores
11
samochodów wiozą ludzi do znajomych... do kin...
tam, dokąd chcą dojechać. Dolores znów się wzdryg­
nęła i skuliła głębiej w fotelu. Miała na sobie ten sam
beżowy kostium, w którym wystąpiła w Nowym Orle­
anie.
W Nowym Orleanie było ciepło i słonecznie. Ale
w Waszyngtonie panowała zima. Dolores wiedziała, że
przy wyjściu z samolotu będą na nią czekali dziennika­
rze. Zawsze czekali, kiedy wysiadała z samolotu... tyle
że teraz po raz ostatni wysiądzie z samolotu prezyden­
ckiego. James T. Ryan, nazywany przez wszystkich
zdrobniale Jimmym, zwykle leżał na kanapie aż do
ostatniej chwili przed lądowaniem (nadal miewał bóle
karku, pozostałość po złamaniu kręgów szyjnych, toteż
tę kanapę wykonano specjalnie na jego zamówienie)...
lecz teraz nie czuł już bólu... a na kanapie siedział
Elwood Jason Lyons. Jimmy jechał z tyłu... zimny
i samotny... w skrzyni, z kulą w piersi, która go ugo­
dziła... szybko i sprawnie... w samo serce. Zabójcę
natychmiast schwytano, po czym naszpikowano kula­
mi przy próbie ucieczki. H. Ronald Preston... męż­
czyzna o bladej, zielonkawej cerze... wysoki, chudy...
z orlim nosem. Dlaczego to zrobił? Czyżby sądził, że
tym jednym czynem w swoim nędznym, żałosnym ży­
ciu zapewni sobie trwałe miejsce w historii? Czy warto
było za to ponieść śmierć? Po to tylko, żeby zapisać się
w pamięci ludzkiej jako zabójca Jamesa T. Ryana.
Może H. Ronaldowie Prestonowie tego świata nie mają
naprawdę po co żyć, a widowiskowa śmierć to jedyny
wyczyn, na jaki ich stać. Ale Jimmy naprawdę miał po
co żyć... Boże, nikt tak nie kochał życia jak on.
Chociażby dziś rano... ta duma na jego twarzy, kiedy
tłum krzyczał: DOLORES!... „DOLORES!" I ta uro­
cza włoska kobietka, która wręczyła jej kwiat i szepnę­
ła: Multibella! Teraz, z całą pewnością nie była multibel-
la. Zgubiła gdzieś jedną białą rękawiczkę, a kostium
miała zaplamiony krwią. Jim lubił ten kostium... bo
nie wyglądał na swoją cenę. O Boże, po co spierała się
z mężem przez cały weekend na temat bagażu i stro­
jów, które miała ze sobą zabrać? Chciała się zaprezen­
tować jak najlepiej, wzięła więc kilka zestawów, chociaż
Betsy Minton po wielekroć sprawdzała prognozę pogo­
dy... ale nigdy nie wiadomo. Teraz Betsy zajmuje się
dziećmi. Bogu niech będą dzięki za tę Betsy. Zaczęła
u niej jako gospodyni, kiedy Jim był jeszcze senato­
rem... ale kiedy został prezydentem, Dolores awanso­
wała ją do rangi swojej pokojówki i osobistej sekretar­
ki. Betsy zajmowała się wszystkim. Zabrała nawet
dzieci do siostry Jima, a kiedy nadejdzie odpowiednia
chwila, Betsy powie im całą prawdę.
To znaczy co? Że zastrzelono go pośród tłumów
wiwatujących podczas jego przemówienia... że będą
musieli opuścić Biały Dom... że cały ich świat legł
w gruzach. Czy zrozumieją śmierć? Mary Lou ma sześć
lat. Widziała, jak umierał jej piesek. Wie, co to jest
niebo. Ale maluchy... bliźniaki, Jimmy i Mike... mają
dopiero po trzy lata... nadal nie odróżniają Pana Boga
od Świętego Mikołaja. Nie próbowała im nawet mówić
12
Jacqueline Susann
o Panu Jezusie. Nie dalej jak wczoraj wieczór w No­
wym Orleanie odbyła rozmowę z Jimem na temat
wiary. Czy to możliwe, że to było zaledwie wczoraj?
Chciał z nią iść do łóżka, ale była umówiona z fryzje­
rem na ósmą rano, potem czekało ją uroczyste śniada­
nie, no i ta długa jazda samochodem przez miasto na
olbrzymi stadion, gdzie Jimmy miał wygłosić przemó­
wienie. W Nowym Orleanie było gorąco, musiała więc
zadbać o fryzurę. Jim się uśmiechnął... zrozumiał. Do
obowiązków pierwszej damy należało między innymi
dbanie o doskonałą prezencję. Teraz daleko jej do
doskonałości... ten wygnieciony kostium... włosy opa­
dające na twarz... no i nigdy już nie będzie mogła pójść
do łóżka z Jimem... nigdy! Nie... teraz nie może sobie
pozwolić na płacz. Dama nie okazuje publicznie swo­
ich uczuć.
Pierwsza dama
ft
oczuła, jak ktoś delikat­
nie głaszcze ją po ręce. Kto śmie jej dotykać? Jest przecież
Dolores Ryan, pierwszą damą... O Boże, skąd... jest teraz
Dolores Ryan, osobą prywatną... a delikatna dłoń głasz­
cząca ją po ręce należy do Elwooda Jasona Lyonsa,
nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Idąc przej­
ściem między fotelami, posłał jej uśmiech pełen współczu­
cia. Patrzyła na kościste plecy nowego prezydenta. Przy-
P
Zgłoś jeśli naruszono regulamin