Coyne John - Furia.pdf

(764 KB) Pobierz
388424374 UNPDF
John Coyne
Furia
Przekład: Beata Paluchowska
Nansey Neiman,
która pytała: „A co jeśli...?”
KSIĘGA PIERWSZA
Nie czułam się szczęśliwa ani zaniepokojona tym, o czym się dowiadywałam. Nie
w ostatecznym rezultacie. Rzeczywiście był to pewien rodzaj wolności zrozumienia –
uświadomienie sobie, że moje dzisiejsze życie jest efektem poprzedzających je
istnień, że jestem produktem wielu egzystencji i będę jeszcze istnieć ponownie. To
miało sens. Była w tym harmonia – jakiś cel – swoista kosmiczna sprawiedliwość,
która dobrze wyjaśnia wszystkie zdarzenia w życiu – zarówno dobre, jak i źle.
Shirley MacLaine
Uświadomiłem sobie, że tracę kontakt z samym sobą. Przy każdym kroku mojego
schodzenia w głąb odkrywałem nową osobę we własnym wnętrzu, którego imienia
nie byłem już dłużej pewien i które nie było mi już dłużej posłuszne. A kiedy
musiałem przerwać tę eksplorację, ponieważ ścieżka pod moimi stopami zaczęła
zanikać, odkryłem bezdenną otchłań, a z niej dobywał się – wypływający sam nie
wiem skąd – strumień, który się ośmielam nazwać moim życiem.
Pierre Teilhard de Chardin
Rozdział l
– Pani Winters – odezwał się hotelowy recepcjonista – zdaje się, że mamy dla pani
wiadomość. – Niski, czarny mężczyzna przesunął się wzdłuż kontuaru do klawiatury
komputera, wpisał polecenie i czekał, aż tekst ukaże się na ekranie.
Jennifer rozejrzała się po hallu waszyngtońskiego hotelu i dostrzegła drukowaną
wywieszkę, która głosiła:
POZNAJ KATHY DART, ASTRALNEGO POŚREDNIKA
HABASZY.
PRZYŁĄCZ SIĘ DO NOWEJ ERY!
ZMIEŃ SWOJE PERSPEKTYWY W ŻYCIU, PRACY,
RELACJACH Z LUDŹMI.
„Tego właśnie potrzebuję – pomyślała sarkastycznie Jennifer. – Zmiany, zwłaszcza
w życiu osobistym”.
– Proszę, oto wiadomość – powiedział pracownik recepcji. – Pokój numer 23 i 24.
Jenny, mam spotkanie o drugiej. Zobaczymy się o czwartej. Podpisane: „T”. –
Recepcjonista spojrzał na kobietę. – Czy życzy sobie pani kopię?
– Nie, dziękuję. Pokój 23 i 24, prawda?
– Zgadza się. Czy mogę skasować wiadomość?
– Tak, bardzo proszę. – Pochyliła się i podniosła swój neseser.
– Każę wysłać pani bagaż na górę – dodał mężczyzna, wręczając jej kartę
komputerową. – Pokój będzie gotowy za dwadzieścia minut, o drugiej.
Jennifer odetchnęła głęboko. Tom upewnił się, że jego spotkanie z ludźmi
z Departamentu Sprawiedliwości zostało wyznaczone na najbliższy czwartek, więc
będą mogli spędzić razem tę noc w hotelu w Waszyngtonie. Nie widziała go od
trzech dni; nie spali ze sobą od tygodnia. Chciała się z nim kochać tak bardzo, że
niemal czuła już przyszłą rozkosz. Czasami zdawało się jej, że udany seks był
wszystkim, co ich łączyło. Z pewnością wiedzieli, jak to się robi.
Odwracając się od recepcji, pochwyciła swoje odbicie w lustrze wiszącym w hallu
i zdziwiła się mile, widząc, jak szczupło wygląda w swoim nowym kostiumie od
Calvina Kleina. Upewniła się, że słusznie wybrała ten francuski błękit. Pasował do jej
jasnej karnacji i blond włosów o miodowej barwie. Nie była jednak zadowolona ze
szminki. Zbyt pomarańczowy odcień powiększał wargi. Jej usta już bez tego były
wystarczająco duże.
– Jenny! Jenny Winters! – Wysoki, ostry kobiecy głos zatrzymał ją w miejscu.
Obejrzała się i zobaczyła Eileen Gorman machającą do niej z głębi salonu. – Jennifer,
to naprawdę ty! – zawołała kobieta, spiesząc ku niej.
Jennifer odpowiedziała uśmiechem i ruszyła w jej kierunku.
– Eileen, nie mogę uwierzyć, że to ty! – Objęła ramionami niższą kobietę
i uścisnęła ją krótko. – Tak dobrze znów cię zobaczyć! Co za niespodzianka!
– Jesteś tutaj na konferencji? – spytała Eileen.
– Tak, na konferencji fundacji. Z kim jesteś, Eileen?
– Fundacja? Nie. Jestem tu z powodu Kathy Dart. Będzie kontaktowała się
z duchem Habaszy.
– Kto? Co? – Jennifer wypuściła dłoń Eileen i postawiła swój neseser.
– Nie wiesz, kim jest Kathy Dart? – spytała Eileen, otwierając szerzej swoje zielone
oczy.
Uśmiechając się do przyjaciółki, Jennifer pomyślała, że Eileen ciągle wygląda jak
dziewczyna w czasie dopingu na boisku sportowym.
– Eileen, wyglądasz cudownie! Mieszkasz tutaj, w Waszyngtonie?
– Nie, w dalszym ciągu na Long Island. – Głęboko zaczerpnęła powietrza
i westchnęła, a potem, cały czas uśmiechnięta, powiedziała: – Co za wspaniała
niespodzianka! Tak się cieszę, że cię widzę, Jenny. – Wyciągnęła rękę i ponownie
objęła dawną koleżankę. – Pięknie wyglądasz. A teraz powiedz, co robisz? Gdzie
mieszkasz? – dopytywała się.
– W centrum. W Nowym Jorku. Dokładnie Brooklyn Heights. Mieszkam tam od
czasów szkoły prawniczej.
– Słyszałam, że przeniosłaś się do Kalifornii. Anita mi powiedziała. Pamiętasz
Anitę?
– Tak, oczywiście. Przeniosłam się do Los Angeles, ale...
– Jakiś facet?
Jennifer przytaknęła ruchem głowy i odwróciła dłoń kciukiem do dołu.
Eileen wybuchnęła śmiechem i zapytała, spoglądając na lewą rękę przyjaciółki:
– Mężatka?
– Nie, tylko... cóż, związana. – Wzruszyła ramionami. – Wiesz, jak to jest.
– Opowiedz mi! – westchnęła Eileen, ciągle się uśmiechając do Jennifer. Potem
dodała: – Tak dobrze, że cię widzę. Co ty dokładnie robisz?
– Jestem prawnikiem w Fundacji Jamesa Thomsona. Dajemy pieniądze na dobre
cele – – dochodzenie praw obywatelskich, tego rodzaju liberalne sprawy.
Przyjechałam tu na spotkanie. A kto to jest Kathy Dart?
– Och, musisz ją zobaczyć. Jest po prostu cudowna! – Eileen mówiła
z ożywieniem, uśmiechając się promiennie. Ona jest pośrednikiem astralnym.
Wspaniałym pośrednikiem!
– Co takiego? – zapytała ze śmiechem Jennifer.
– Wiesz, kim jest pośrednik astralny, prawda?
Jennifer potrząsnęła głową, nagle poczuła się głupio.
– Przykro mi, aleja...
– Pośrednictwo astralne zostało opisane w magazynie „People”. Był tam artykuł
o mocach psychicznych Kathy. Ona otrzymuje informacje od prehistorycznego
człowieka, imieniem Habasza, który powrócił, żeby nam pomagać w naszym
obecnym życiu.
– Jesteś w tym interesie? – zapytała Jennifer.
– To jedno z jej nielicznych wystąpień tej zimy na Wschodnim Wybrzeżu –
ciągnęła Eileen.
– Wystąpień? Czy ona urządza seanse? – Jennifer nie przestawała się uśmiechać do
Eileen, rozbawiona jej ogromnym entuzjazmem.
– Nie! Ona jest pośrednikiem astralnym. – Eileen otworzyła różowy folder. – To
specjalna sesja pod nazwą „Weekend z Habasza”!
– Z kim? – Jennifer wybuchnęła śmiechem, a potem dotknęła ramienia Eileen
i powiedziała: – Przepraszam, byłam impertynencka.
– W porządku – odrzekła Eileen. – Nie mam ci tego za złe. Byłam taka sama, zanim
go usłyszałam.
– Jego?
– Habaszę. Wiem, że to śmieszne, ale Kathy Dart jest tylko przekaźnikiem;
rozumiesz, Habasza używa jej ciała, by do nas mówić. Coś w rodzaju opętania, ale to
nie całkiem to samo. Ona jest pośrednikiem. Habasza mówi do nas za pośrednictwem
jej ciała. Jedyne, co ona – to znaczy Kathy – robi, to pozwala sobie na odsunięcie
swojej zaniepokojonej świadomości, by wiedza Habaszy – wiedza, która wymyka się
świadomemu pojmowaniu – mogła napłynąć do jej umysłu i uzewnętrznić się mową.
– To oznacza medium?
– Tak, ale i coś więcej. Sama się przekonasz.
– Przekonam się?
– Tak, chodź ze mną posłuchać Kathy. Ma za chwilę sesję wprowadzającą. Wiesz,
dla małżonków, przyjaciół.
Chodź ze mną, Jenny, a potem możemy napić się kawy i porozmawiać albo zjeść
obiad.
– Eileen, ja nie mogę...
– Masz jakieś plany?
– Jutro zaczyna się spotkanie fundacji.
– To tylko pół godziny – nalegała, pełna entuzjazmu.
– Dobrze, dlaczego nie? – zgodziła się Jennifer. „To może być zabawne –
pomyślała – i będzie czas na rozmowę z Eileen”. – Jesteś pewna, że to potrwa tylko
trzydzieści minut?
– To będzie trwało całe twoje życie, jeśli choć raz go usłyszysz – odparła Eileen,
biorąc przyjaciółkę pod rękę. – Tak się cieszę z naszego spotkania. Nie widziałyśmy
się od ukończenia szkoły, prawda?
Jennifer skinęła głową.
– Chyba tak. Zdaje się, że to było wieki temu. Chcę powiedzieć, iż tak wiele
zmieniło się w moim życiu.
– Opowiesz mi?
Doszły do szeregu wind i Eileen nacisnęła guzik.
– Zaczyna się za pięć minut – powiedziała. – Kathy i Habasza nigdy się nie
spóźnia... nie spóźniają.
– Kim ona czy on jest?... a może ono? – dopytywała się Jennifer, teraz naprawdę
zmieszana.
– Pochodzi z prehistorii. Człowiek z Cro-Magnon.
– Co takiego?! – wykrzyknęła Jennifer cofając się.
Eileen się roześmiała.
– Wiem, wiem. To brzmi głupio i dziwnie, ale to prawda. Poczekaj tylko. Miej
otwarty umysł. Zachowywałam się tak samo, dopóki nie usłyszałam Kathy Dart.
Zobaczysz.
Kiedy winda zatrzymała się, wyszły do niższej części hallu. Przez amfiladę
otwartych drzwi Jennifer zobaczyła tłum zebranych już ludzi, zajmujących co
najmniej sto składanych, metalowych krzeseł. Przypominało to dowolne posiedzenie,
jakąś hotelową konferencję, jedną z tych, w których brała udział.
Na małej platformie w głębi pokoju znajdował się jednak fotel z wysokim oparciem
obity zieloną satyną. Otoczony był kwiatami, bukietami jasnych, wiosennych pąków.
Jennifer wydawało się, że całość wygląda trochę niestosownie. Piękna, kryształowa
piramida zwieszała się z sufitu dokładnie nad fotelem, zdając się unosić w powietrzu
niczym aureola. „Oczywiście” – pomyślała, przypominając sobie, co czytała o ruchu
Nowej Ery. Kryształy kwarcu uważano za źródło energii psychicznej.
– To same kobiety – stwierdziła Jennifer, badając wzrokiem tłum.
– Tak, w większości. Naprawdę nie zwróciłam na to uwagi – odpowiedziała Eileen,
kiedy weszły w przejście między rzędami i zajęły dwa kolejne miejsca.
Jennifer zauważyła, że większość kobiet jest podobna do niej. Przeważnie
dobiegały trzydziestki, były dobrze ubrane, wiele z nich wyglądało na kobiety
interesu – z aktówkami w rękach sprawiały wrażenie, jak gdyby przed chwilą wyszły
z biura. Także nieliczni mężczyźni obecni na sali byli zadbani i równie starannie
ubrani.
– Czuję się dobrze, przychodząc na te konferencje – szepnęła Eileen swojej
towarzyszce – ponieważ wszyscy wyglądają tak jak ja. Spójrz, nie możemy być
szaleńcami. – Uśmiechnęła się do Jennifer. – Och, tak się cieszę, że się na ciebie
natknęłam. To takie ekscytujące. – Zanim przyjaciółka mogła coś odpowiedzieć,
Eileen dodała szybko: – To ona.
Jennifer spojrzała w stronę drzwi. Kathy Dart pojawiła się w wejściu i w pokoju
pełnym ludzi natychmiast zapadła cisza. Jennifer wiedziała, że niegrzecznie byłoby
się śmiać, ale te kwiaty, mały tron i cała ta pompa wprawiały ją w zakłopotanie.
Zauważyła, że wszyscy wokół niej uśmiechali się, a niektórzy mieli łzy w oczach,
wpatrując się w Kathy Dart wchodzącą do sali.
Kobieta medium kroczyła środkowym przejściem i uśmiechała się do zebranych.
Miała ręce odwrócone dłońmi ku górze i zmierzając w kierunku sceny, sięgała, by
pogładzić policzek jednej kobiety, dotknąć ręki innej, by nawiązać fizyczny kontakt
ze swoimi zwolennikami.
Była piękna, jak oceniła Jennifer. Piękna w jakiś delikatny, kruchy sposób. Bardzo
wysoka i szczupła, miała spadziste ramiona, które tuszowały jej wzrost. Nie
stosowała makijażu, a bardzo długie, proste czarne włosy podkreślały śnieżnobiałą
cerę. Wyglądała jak kobieta, która potrzebuje ochrony, zbyt krucha dla tego świata.
Gdy jednak wkroczyła do pomieszczenia, natychmiast wypełniła je siłą swojej
obecności.
Kiedy Kathy Dart mijała ich krzesła, jej oczy prześliznęły się wzdłuż rzędu
i wyłowiły twarz Jennifer; stanęła. Przez chwilę wbijała w nią wzrok, aż z anielskiej
twarzy zniknął słodki uśmiech. Wyglądała na zdumioną, jakby została na czymś
przyłapana. W tym momencie Jennifer poczuła, jak fala gorąca i bólu przepływa
przez jej ciało, pozostawiając ją w płomieniach emocji.
Kathy Dart oderwała spojrzenie i odwróciła się gwałtownie w poszukiwaniu innej
twarzy. Uśmiechnęła się ciepło do następnej osoby, jakby starając się szybko
utwierdzić swoje porozumienie z audytorium. Jennifer opadła na siedzenie, cała
drżąca po tej niemej wymianie.
– Ma prawie trzydzieści trzy lata – szepnęła Eileen. – Nie sądzisz, że to
interesujące? Wiesz, wiek Jezusa Chrystusa.
Jennifer nie mogła złapać tchu. Kontakt wzrokowy z medium wprawił ją
w zdumienie, a wyraz poruszenia na twarzy tej kobiety przestraszył ją. Odwróciła się,
by spytać Eileen, czy widziała, w jaki sposób Kathy Dart patrzyła na nią, w tej samej
jednak chwili zgromadzenie wydało cichy pomruk, który przetoczył się przez
zatłoczoną salę, jakby tuziny matek cicho nuciły do snu swoim dzieciom.
Kobieta medium weszła na pokrytą kwiatami platformę i pomruk wzmógł się
gwałtownym crescendo. Z uniesionymi rękami odwróciła się twarzą do widowni. Na
szyi miała złoty łańcuch, w którym tkwił mały kryształ kwarcu.
– Dziękuję – odezwała się szeptem – za poświęcenie nam waszego obecnego czasu,
za zaproszenie nas do waszego życia. – Mówiła powoli, uśmiechając się nieustannie
do słuchaczy, a jej jasnoniebieskie oczy lśniły w świetle reflektora.
„Zanosi się na jedno z tych natchnionych przemówień” – uświadomiła sobie
natychmiast Jennifer. Źle się czuła wśród ludzi poddających się silnym emocjom.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin