Opowiadania5.txt

(4 KB) Pobierz
17
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
        Po Sedanie
        ...Od sze�ciu dni ca�y szwadron dragon�w pruskich �ciga� szcz�tek naszego 
        batalionu. Uciekali�my o g�odzie, bez snu, na o�lep jak stadko owiec. Na nasze 
        nieszcz�cie bez przerwy pada� deszcz: - w lesie spa� nie by�o mo�na. Podeszwy 
        kamasz�w naszych przenios�y si� do dziedziny wspomnie�, a my pod ich nieobecno�� 
        brn�li�my boso po ig�ach i patykach le�nych, po kamieniach i piaskach. Nogi 
        puch�y od ran - ten i �w zostawa� w lesie odpocz�� - i kto wie, jaki go los 
        spotyka�...
        Nareszcie wymkn�li�my si� Prusakom na dalek� odleg�o��, dopadli�my nad wieczorem 
        folwarczku ukrytego mi�dzy wzg�rzem a lasem... Sen b�dzie! Co za rozkosz 
        nadziemska... Ta straszna potrzeba, silniejsza od obawy �mierci, zwali�a nas z 
        n�g, jak tylko gospodarz nas�a� s�omy w obszernej sieni domostwa. Zasypiali�my, 
        nie jad�szy po d�ugim po�cie, nie rozbieraj�c si� z przemok�ych i gnij�cych 
        �achman�w.
        Ja, aczkolwiek usn��em po bohatersku, zbudzi�em si� pierwszy, gdy mnie dym 
        zakrztusi�. Przysiad�em na pos�aniu i przez sen zacz��em si� orientowa�: 
        p�omienie razi�y mi oczy... Zerwa�em si� i j��em ci�gn�� za w�osy towarzysz�w. 
        Podkurzono nas. Dym jak z komina t�oczy� si� do naszej sieni z drzwi izby 
        s�siedniej, pali�y si� zabudowania folwarczne, rozlega� si� trzask, �oskot. Ten 
        i �w z koleg�w, kt�rych bi�em po twarzach i szarpa�em za czupryny, si�ga� do 
        bagnetu, a�eby mnie przebi�, i pada� bezw�adny. Rozbudzeni zacz�li mi pomaga�, 
        wysadzili okno i ci�gn�li ku niemu �pi�cych.
        Wreszcie powyskakiwali wszyscy.
        Odnalaz�szy w s�omie m�j sztucer belgijski, przypasa�em bagnet i zaczai�em si� 
        przy oknie.
        G�uchy trzask rozlega� si� raz po raz: wybijano ich po kolei jak kaczki. W�osy 
        wstawa�y mi na g�owie...
        Skoczy�em we drzwi, sk�d dym wybucha�, mija�em puste izby, o�wietlone smugami 
        krwawego �wiat�a wdzieraj�cymi si� przez serca okiennic, i dusz�c si� w dymie 
 
        doszed�em do jakiej� sionki.
        Wybi�em okno, wyrwa�em okiennic� i skoczy�em w k�p� bz�w rosn�c� tu� pod oknami. 
        Za bzem ci�gn�a si� b�otnista droga, do kt�rej dotyka�a r�wnina, ja�owcem z 
        rzadka poros�a. Zaczai�em si� w krzakach, wietrz�c Niemc�w jak pies. Zdawa�o mi 
        si�, �e z tej strony nie ma nikogo.
        Skocz� - my�la�em dr��c ca�y, cho� spada�y na mnie ogniste wiechcie pal�cej si� 
        strzechy - pope�zn� mi�dzy krzakami... mo�e nie dojrz�...
        Jednym susem wypad�em na �rodek drogi i zgi�wszy si� w. pa��k zamierza�em 
        dope�zn�� do pierwszego krzaka... Nagle - �cierp�em! Naprzeciwko mnie sz�a 
        rozwini�tym szeregiem kolumna konnicy. Na drodze szpilk� by znalaz� od 
        p�on�cego, strasznego po�aru.
        Stan��em na �rodku jak s�up, zdr�twia�em... Gdyby si� wstrzymali, uciek�bym by� 
        pewno, cho�by w p�omienie - lecz �e szli na mnie bystrym k�usem, co� we mnie 
        prysn�o. Na twarze wrog�w, na ich konie, g�owice pa�asz�w pada� czerwony blask 
        ognia.
        Wolno podnios�em sztucer i zmierzy�em w �rodek szwadronu. Mierzy�em po 
        bohatersku w �rodek kolumny ze trzy sekundy. Strza� pad�. Oficer wyci�gn�� ku 
        mnie pa�asz, mign�� nim, pochyli� si� na �eb konia i wolno zlecia� na ziemi�. Ja 
        tymczasem nasadzi�em na luf� bagnet. Skoczy�o do mnie z wrzaskiem ze dwudziestu 
        �o�nierzy, mign�o ze dwadzie�cia szabel. Zepchn��em z siod�a pierwszego, kt�ry 
        mi� dopad�, pchn��em bagnetem drugiego, lecz bagnet trafi� w pust� przestrze� 
        -gdy� us�ysza�em wtedy, jakby nagle zadzwoniono naraz w jakich trzydziestu 
        ko�cio�ach we wszystkie dzwony. Potem zacz��em lecie� do g�ry, na d�, do g�ry, 
        na d�, coraz g��biej, coraz ni�ej.
        G�os dzwon�w ucicha�, jakby wsi�ka� w g��b ziemi. Nie wiem, jak to d�ugo trwa� 
        mog�o.
        Otrze�wia�em na chwil�.
        Wtedym poczu�, jakby mi si� czaszka roz�upywa�a, w czole pali� mi� straszny 
        ogie�.
 
        Gdym dotkn�� tego miejsca r�k�, dwa palce wsun�y si� w jam�. Krew, szerok� 
        strug� zalewaj�ca mi oczy, nap�ywaj�ca we w�osy, w usta i nos, krzep�a.
        Odgarn��em j� z oczu, d�wign��em si� na kolana, odnalaz�em omackiem sztucer i 
        kiwaj�c si� zacz��em go nabija�, nabija�, nabija�...
        Zdawa�o mi si�, �em nabi�, przy�o�y�em kolb� do szcz�ki i mierzy�em do 
        nieprzyjaci�, kt�rych ju� prawdopodobnie nie by�o...
        Lecz wtedy znowu polecia�em w szar� mg��, po kt�rej lata�y czerwone iskry, 
        d�ugie niby �y�y krwawe...

                                       KONIEC ROZDZIA�U
Zgłoś jeśli naruszono regulamin