Williams Walter Jon - Metropolita.rtf

(853 KB) Pobierz

Walter Jon Williams

 

Metropolita

 

(Metropolitan)

 

Przełożyli: Grażyna Grygiel i Piotr Staniewski

 

 

 


Ralphowi M. Vicinanzie

i Christopherowi Schellingowi,

przyjaciołom w potrzebie

 


1.

 

Ulicami kroczy płonąca kobieta. Wzrostem sięga dziesiątego piętra; jej nagie ciało niesie ognistą zagładę. Ludzie na ulicy Kwestarzy skwierczą, zamieniają się w zwinięte zwęglone embriony. Od kobiety bije taki żar, że okoliczne budynki wybuchają językami ognia. Wiry papierów, wysysane z biur gwałtownymi podmuchami powietrza, lecą ku niej, by sczeznąć. Z jej palców płyną rzeki płomieni. Niesamowite zawodzenie, wydobywające się z niematerialnej gorejącej krtani, wtłacza szyby do środka.

W mieście, które opasuje cały świat, gwałtowny pożar to najstraszniejsza rzecz, jaką sobie można wyobrazić.

Najpierw Aiah słyszy wrzask. Delikatne włoski na jej karku stają dęba. Przerażona wygląda przez okno gabinetu i widzi, jak kobieta skręca w aleję Giełdy; przez chwilę kobieta jest potrójna, zwielokrotniona w lustrzanych fasadach Gmachu Kwestury i Starej Intendentury. Przerażona Aiah widzi trzy płonące twarze, trzy pary pustych, gorejących oczu, niewysłowiony ból na trzech obliczach, w których tlą się resztki wypalonego człowieczeństwa błagającego o pomoc, o skrócenie męki...

Aiah odwraca się, by uciec, i wtedy przez eksplodujące okno wpada do wnętrza gwałtowny podmuch, smali Aiah plecy i powala ją na ziemię. W tej samej chwili dziewczyna słyszy pierwszy krzyk dziecka Telli, i tępy, niecierpliwy sygnał telefonu...

W krtani Aiah rośnie wrzask płonącej kobiety.

 

WYCIEK PLAZMY STOPNIA „A” W DZIELNICY FINANSOWEJ. 143 ZMARŁYCH. 2.000 RANNYCH. ZAPOWIEDZIANO ŚLEDZTWO ZARZĄDU PLAZMY. SZCZEGÓŁY W KABLU!

 

Gdy ruchome schody wywożą Aiah ze stacji pneumy, po niebie suną rtęciowe słowa ogłaszające to, co Aiah już dawno wie. Między wydeptanymi metalowymi żłobkowaniami schodów leżą naniesione popioły – może część z nich to ludzkie prochy.

Na powierzchni, przed budynkiem, między bramami jak śluzy, zimny wiatr rozwiewa czarną sadzę.

 

CZY ZAPEWNIŁEŚ SWEJ RODZINIE OCHRONĘ? CZY MASZ ODPOWIEDNIE UBEZPIECZENIE?

 

Owe słowa, kierowane tym razem do miejscowych odbiorców, pełzną w lustrzanym odbiciu po złocistej szklanej fasadzie Gmachu Kwestury. Agenci ubezpieczeniowi zachwalają swój towar z pośpiesznie skleconych budek na chodnikach.

– Pani, pani bezpieczna? – pyta jeden z nich. – Ma pani chyba kupę dzieci, prawda?

Prawda. Według powszechnej opinii, barkazilskie kobiety są stale w ciąży. Aiah otula się ciaśniej kurtką i podchodzi do nowego sprzedawcy losów w nowym prowizorycznym kiosku.

Stary sprzedawca wraz ze swym kioskiem został zwęglony. Przez ostatnie trzy lata, każdego dnia po pracy, Aiah kupowała u niego los, ale nigdy nie poznała jego imienia.

Policyjny motocykl przemyka obok, jęcząc wydajnym silnikiem. Aiah przechodzi przez aleję Giełdy do gmachu Zarządu Plazmy, ziejącego wybitymi oknami, z postrzępioną koroną brązowych rogów. Na chodniku namalowano białe kręgi, w każdym z nich czerni się sadza. To ofiary, ludzie zmienieni w zwęgloną łupinkę. Gołębie zdążyły już to upstrzyć swymi odchodami.

Aiah wie, co czeka ją w biurze. Płaczące niemowlę Telli, zapach pieluch, zatęchła kawa w zatęchłym bufecie o wybitych oknach, zalepionych teraz plastikiem. Na biurku oczywiście tuba z wiadomością, ponieważ trzy miesiące temu Aiah zgłosiła się na ochotnika do Zespołu Kryzysowego, chcąc zyskać nieco w oczach zwierzchników, Potem, gdy odpowie na wiadomość, spędzi wiele godzin głęboko pod ziemią, drżąc z zimna, szukając plazmy, która nigdy nie będzie do niej należała.

W górze sunie napis: Łyk! Napój całego świata. A za nim zielono-białe logo Łyku. Jeden seans takiego wyświetlania na niebie pochłania zawrotną ilość zasobów, więcej niż Aiah zarobi przez całe życie.

Z dachu gmachu Giełdy startuje bezgłośny aerokar i szybuje nad głową Aiah, pod logo napoju. Pojazd obraca się, by kierowca mógł podziwiać widok leżącego w dole miasta – widok, jakiego Aiah nie zobaczy nigdy.

Co jest najstraszniejsze w mieście, które opasuje cały świat?

Nie mieć dokąd pójść.

 

KOLEJNYCH TRZECH PODEJRZANYCH W SKANDALU SZYNÓWKOWYM INTENDENT ZAPOWIADA PORZĄDKI

 

Obszerny, wysoki i potężny gmach Zarządu Plazmy skonstruowano do wytwarzania, składowania i przekazywania plazmy. Między tym budynkiem a innymi domami w dzielnicy bankowo-rządowej zachowano precyzyjnie dobrane relacje. Wzajemne położenie, kształt, ciężar i szkielet konstrukcji zostały starannie wyważone. Wsporniki ze stali węglowej tworzą skomplikowaną sieć generacyjną, izolowaną z zewnątrz białym granitem. Ciernista korona rogów transmisyjnych strzela ku niebu niczym wyciągnięte palce. Zewnętrzna brązowa sieć kolekcyjna, zakorzeniona głęboko w podłożu, kłębi się wokół granitu lśniącą arabeską. Ta brutalnie funkcjonalna ornamentacja ma wabić, zbierać i rozpraszać plazmę, która mogłaby zagrażać budynkowi, rozbić każdy atak, osłabić go, po czym zmagazynować na użytek herezjarchów Zarządu.

Gdyby płonąca kobieta swymi ognistymi mackami dotknęła budynku, zawyłaby, zadrżała i zniknęła. Jej energie zostałyby wessane przez konstrukcję, a potem rozproszone przez miejską sieć.

Nie dotknęła jednak budynku. Resztkami rozumu wiedziała, że brązowe ornamenty oznaczają niebezpieczeństwo. Dlatego Jurysdykcja musiała zużytkować swe zasoby na zniszczenie kobiety, na brutalne jej zdmuchnięcie impulsami mocy wyrzucanymi z brązowych rogów transmisyjnych.

Z bliska, budynek robi mniejsze wrażenie. Wraz z Aiah pięćdziesięciu innych anonimowych pracowników przechodzi pod powleczonym brązem, inkrustowanym sadzą łukiem z mozaiką przedstawiającą Boginię Transmisji Rozdającą Chwałę Ludowi. Aiah jedzie wraz z dwudziestką nowo przybyłych – nie zna ani jednego – i ma wrażenie, że hydrauliczna winda porusza się w dziwnie płynny sposób.

Na dziesiątym piętrze Aiah słyszy przede wszystkim zawodzenie niemowlęcia Telli. Podłoga na korytarzach jest wyłożona żłobkowanym brązowym plastikiem, chroniącym popękaną terakotę. Zdezelowane metalowe drzwi pomalowano matowozieloną farbą, a zdezelowane metalowe meble matowoszarą. Ściany są zielone w szare pasy, przez dziury w blaszanym suficie widać kable. Nie ma okien.

Oto służba cywilna, myśli Aiah. Oto bezpieczna przyszłość.

– Cześć! – wita ją Telia. Na biurku zmienia dziecku pieluszki.

Aiah ma ochotę krzyknąć do agenta ubezpieczeniowego na dole:

Widzisz, Jaspeeri też miewają dzieci!

Kupka dziecka świeci zielono we fluorescencyjnym świetle.

– O dziesiątej jest wielkie zebranie – mówi Telia.

– Spodziewałam się tego.

– Jak twój kark?

Aiah dotyka oparzonej szyi poniżej upiętych włosów.

– W porządku.

– Dobrze, że nie trafiły cię odłamki szkła. Calla z Tabulacji wyglądała przez okno, gdy pękła szyba. Dziewczyna omal nie straciła oka.

– Która to jest Calla?

– Ta kasztanowata. Zamężna z Emtesem z Rachunkowości. Aiah jego też nie zna. Spogląda na biurko, na komputer ze świecącymi żółto tarczami, na skalar, na księgę raportową.

Zdjęcie Gila w błyszczącej rtęciowej ramce. Dziecko krzyczy.

– Ale ma zdrowe płuca! – mówi Telia z przepraszającym jakby uśmiechem.

Nie chciała zostawiać dziecka na cały dzień w żłobku Zarządu, gdzie zajmowaliby się nim obojętni funkcjonariusze i gdzie narażone by było na wszelkie nawiedzające Jaspeer choroby zakaźne. Telia zapytała Aiah, czy mogłaby trzymać Jayme w biurze, i Aiah się zgodziła.

Bez entuzjazmu. Wychowała się w dużej rodzinie. Nie tylko rodzeństwo, ale również kuzyni, bratankowie i siostrzenice żyli stłoczeni w ciasnych rządowych mieszkaniach w barkazilskiej dzielnicy. Teraz byłaby najszczęśliwsza, gdyby nigdy więcej nie musiała przebywać z małymi dziećmi.

Co najmniej trzy cylindry z wiadomościami leżą w jej drucianym koszyku. Aiah otwiera je po kolei – wszystkie dotyczą zebrania, pochodzą od różnych zwierzchników.

Na górze najwyraźniej panuje chaos.

Żółte tarcze komputera żarzą się do niej.

Aiah ściąga koronki z nadgarstków i przygotowuje odpowiedzi na korespondencję. Wkłada je do tub i spogląda na powleczoną plastikiem listę, by sprawdzić pneumatyczne adresy zwierzchników. Wykręca adresy na małych tarczkach z tyłu każdej tuby i wkłada je pojedynczo do pneumatycznego systemu poczty. Rura odbiera je z palców, wciąga z sykiem, a Aiah wyobraża sobie, jak prują w ciemności do celu ustalonego tak dokładnie, jak cel wagonika szynówki.

Co jest najstraszniejsze w mieście wielkim na cały świat?

Mieć dwadzieścia pięć lat i dokładnie wiedzieć, jak spędzi się resztę życia.

 

TRZĘSIENIE ZIEMI W...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin