Watson Ian - Lowca Smierci.txt

(379 KB) Pobierz
IAN WATSON
�OWCA �MIERCI
Prze�o�y� Micha� Wroczy�ski
   

   
   Michaelowi Bishopowi,
   wsp�tw�rcy mostu na niebie
   i ponad Atlantykiem.
   

   I
   
   
   Gdy wagon jednoszynowej kolei z Gracchus zostawi� za sob� mrok ostatniego tunelu, pogr��aj�c si� w sk�panej w miodowym blasku s�o�ca dolinie, Jim Todhunter po raz pierwszy ujrza� Egremont i serce si� w nim rozradowa�o.
   Dolina i le��ce w niej miasteczko faktycznie sprawia�y � jak g�osi�a fama � sielankowe wra�enie; je�li wi�c Jim �a�owa� pocz�tkowo nag�ego wyjazdu z Gracchus i przerwanych studi�w nad �mierci�, to widok uroczego Egremont wynagrodzi� mu to w zupe�no�ci.
   Gdy poci�g wje�d�a� ju� na przedmie�cia, Jim rozwin�� map�, kt�r� przys�a� mu Noel Resnick, Mistrz Domu �mierci w Egremont, i pr�bowa� na jej podstawie ustali� to, co widzi za oknami poci�gu.
   Otaczaj�ce dolin� wzg�rza sta�y w ogniu jesiennych barw: pomara�czowych, czerwonych, z�otych. W jaskraw� t�cz� li�ciastych drzew wrzyna�a si� grubymi j�zorami brudna ziele� sosnowo-�wierkowych las�w. Po p�nocnej stronie biela� pot�ny mur zapory wodnej, a ponad nim skrzy�o si� b��kitem zwierciad�o jeziora Tulane z ��tymi i czerwonymi c�tkami �agli �lizgaj�cych si� po jego toni jacht�w.
   Zach�caj�cy by� to obraz: sady, farmy, aleje wysadzane drzewami, srebrzyste rozb�yski fontann mi�dzy ogromnymi blokami mieszkalnymi i roj�ce si� wok� niewielkie pojazdy elektryczne. Barwne wagoniki Beadway, miejscowej kolejki linowej, sun�y niczym korale nanizane na nitk�, wysoko ponad kopu�ami zak�ad�w mikroelektronicznych.
   Wreszcie samo �r�dmie�cie. Kt�ra budowla jest kt�ra? Czy to Centrum Telewizyjne, czy Biuro Spisowe? A Dom �mierci?... Gdy poci�g zacz�� zwalnia�, Jim z�o�y� starannie map� i schowa� do kieszeni.
   By� jedynym pasa�erem poci�gu. Na szyi mia� czerwon�, zawi�zan� w lu�ny w�ze� muszk�, nieco dandysowski szczeg� jego stroju � zwyczajnego, ciemnobr�zowego garnituru, stosowanego dla przewodnika �mierci. Garnitur �w, jakkolwiek surowy w kroju i ciemny w barwie, nie mia� nic z pos�pnej czerni sutanny. Sugerowa� mia� zapewne bezkresne piaskowe wydmy, sypi�ce tumanami piachu w podmuchach porywistego wiatru � nietrwa�e, zmienne, zawsze w ruchu, ci�gle inne, wci�� nowe i nowe. Ta �wydma� wszak�e bucha�a u szyi ogniem.
   Rozprostowa� zdr�twia�e nieco po dwugodzinnej podr�y nogi i wsta�. Si�gn�� do g�ry i zdj�� walizk�. By� wysokim, kruczow�osym m�czyzn� zbli�aj�cym si� do czterdziestki. Mia� zwyczaj lekkiego garbienia si�, jakby nie dowierza� futrynom drzwi, �e s� dostatecznie wysokie.
   
   Na peronie czeka�a ju� kobieta, zapewne Marta Bettijohn; Resnick obieca�, �e j� w�a�nie wy�le na dworzec po Jima. By�a to pogodna, pulchna i niezwykle pon�tna niewiasta o r�owych policzkach i jasnob��kitnych oczach. Mia�a na sobie ��t� welwetow� sp�dnic� i br�zow� tweedow� marynark� z wpi�t� w klap� srebrn� odznak� Domu �mierci.
   Widz�c �w znaczek, Jim dotkn�� kciukiem swojej srebrnej rozetki i u�miechn�� si� szeroko. Postawi� na ziemi walizk� i wyci�gn�� d�o� w stron� oczekuj�cej kobiety.
   � Cudowny dzie�, Jim! A dla Egremont wyj�tkowo cudowny!
   � To brzmi nazbyt pochlebnie � �achn�� si� lekko.
   � Och, nie mia�am wcale zamiaru...! Oczywi�cie, wszyscy cieszymy si� z twego przybycia! Ale m�wi�c o cudownym dniu, mia�am na my�li nie ciebie, a Normana Harpera, kt�ry �wi�ci dzi� dzie� swego odej�cia. Nasza D. i R. Nasza Duma i Rado��. Nie wiedzia�e� o tym, Jim? Przebieg tej ceremonii b�dzie transmitowany w og�lnokrajowej sieci telewizyjnej. � Spojrza�a na zegarek. W �adnym wypadku nie mo�emy si� sp�ni�.
   � Tak, niew�tpliwie...! Musia�em jako� przegapi� t� wiadomo��. Ostatnimi dniami by�em tak zapracowany...
   � Rozumiem � pokiwa�a g�ow�.
   � A swoj� drog� nie s�dzisz, �e przyby�em w szczeg�lnie pomy�lnym momencie? No prosz�, Norman Harper. Kto by pomy�la�! Wiedzia�em, �e tutaj mieszka... Komu Dom powierzy� przewodnictwo jego �mierci?
   Po�a�owa� natychmiast swego pytania, kt�re mog�o sugerowa�, �e to on w�a�nie powinien by� przewodnikiem poety z tego tylko wzgl�du, �e przyby� z miasta. A za �adn� cen� nie chcia� wyj�� na z�eranego ambicj� zarozumialca. Jednak Marta Bettijohn, jak si� zdawa�o, nie zwr�ci�a uwagi na niezbyt fortunne pytanie Jima.
   � Tak prawd� m�wi�c, nie ma w�r�d nas nikogo, kto by�by odpowiednim dla niego przewodnikiem �mierci. Tym szcz�liwcem jest Alice Huron, lecz s�dz�, �e to on raczej b�dzie jej nauczycielem. Nie, nie dlatego, by Alice by�a z�ym przewodnikiem � wcale tak nie uwa�am. Ale to jest Norman Harper, sam rozumiesz... To on j� powiedzie.
   Ruszyli w stron� wyj�cia do oczekuj�cego przed dworcem male�kiego, elektrycznego ranbouta. Jim niezdarnie ulokowa� swe d�ugie nogi we wn�trzu pojazdu. A ponad ich g�owami, na jednym z peron�w Beadway, mieszka�cy Egremont wsiadali do kolejnych, pojawiaj�cych si� dok�adnie co p� minuty, wagonik�w.
   � Ulica Harpera � o�wiadczy�a z dum� Marta, gdy ich niewielki pojazd sun�� �rodkiem jezdni wy�o�onej pastelow� mozaik� z gumowych p�ytek. Potem wskaza�a palcem Sp�dzielni� Rolnicz� i Bibliotek�, dwa pot�ne budynki w stylu neoklasycystycznym. Biblioteka znajdowa�a si� bli�ej kompleksu szkolnego, strzelistej konstrukcji ze szk�a i stali, na kt�r� sk�ada�o si� kilkana�cie zachodz�cych na siebie zigurat�w. Z dalszych wyja�nie� Marty wynika�o, i� mimo �e zasoby Biblioteki mo�na by�o zamawia� sobie bezpo�rednio na domowe ekrany, to w Egremont zalecano wypo�yczanie tradycyjnych ksi��ek. Mia� to by� kolejny dow�d znaczenia i autorytetu, jakim cieszy� si� tutaj Norman Harper. Poezja bowiem, by mo�na by�o j� w pe�ni oceni�, wymaga osobistego kontaktu z ksi��k�.
   Gdy mijali szko��, wysypa�a si� z niej ze �miechem i krzykiem gromada dzieci w r�nym wieku � najwyra�niej zbieranina z r�nych klas. M�odsze przystawa�y na skraju jezdni, machaj�c r�kami w stron� przeje�d�aj�cego ranbouta; Marta odmachiwa�a im. Starsze natomiast, �cigaj�c si�, wbiega�y po schodach na peron Beadway.
   � Jestem przewodnikiem w szkole � wyja�nia�a Jimowi Marta. � Wi�kszo�� dzieciak�w obejrzy odej�cie Normana Harpera na ekranach. Pewna jednak liczba uczni�w b�dzie w niej uczestniczy� osobi�cie: m�odo�� �egna staro��. Lecz raczej nie b�dzie tam wiele m�odzie�y. W ko�cu to nie cyrk.
   � Fakt!
   � O tym, kto b�dzie uczestniczy� w ceremonii, zadecydowa�a loteria w klasach. Tej uroczysto�ci na pewno nigdy nie zapomn�... Tam, w dole, jest Mall! � wykrzykn�a, zmieniaj�c nieoczekiwanie temat. � S�ysza�e� o naszym Mallu?
   By� to d�ugi pasa� wyznaczony kutymi w krysztale arkadami. Mi�dzy poszczeg�lnymi sklepami ros�y paprocie, drzewa i wysmuk�e kaktusy. Gdzieniegdzie bi�y w niebo mlecznobia�e strumienie wody z fontann. Tego popo�udnia jednak na Mallu os�b by�o niewiele.
   � Musisz koniecznie wpa�� do restauracji �Pod Trzema Iglicami�, o tam, poni�ej! Najlepsza kuchnia w mie�cie. Specjalno��: ryby, dania francuskie i potrawy wiejskie.
   � A b�dziesz moim go�ciem?
   Pogrozi�a mu palcem:
   � Och, nie, ja wcale nie chcia�am... Ale przy okazji... mo�e nie powinnam ci tego m�wi� teraz, by nie odwraca� twej uwagi od uroczysto�ci Normana � ale na dzisiejszy wiecz�r zorganizowali�my dla ciebie ma�e spotkanie zapoznawcze. Nad jeziorem. Ma by� pieczony pstr�g i kilkana�cie butelek miejscowego bia�ego wina. Wprost z Vinehouse.
   � Brzmi to wspaniale.
   Min�li Urz�d Spokoju, o�miok�tny gmach z surowego kamienia o pot�nym portyku i dziedzi�cu wysypanym �wirem. Obok popularnych drzew laurowych ros�y tam r�wnie� cyprysy posadzone w wielkich ceramicznych donicach. Pomi�dzy nimi natomiast ustawiono kilkana�cie marmurowych pos�g�w, kt�re z daleka wygl�da�y jak s�upy soli. Lub raczej jak zamro�one trupy, jakkolwiek w Egremont nie mog�o by� mowy o �adnych zamar�lakach. Ta spo�eczno�� by�a rado�nie przystosowana... By� mo�e dlatego Jim zosta� przeniesiony w�a�nie tutaj: aby troch� naruszy� takie przystosowanie.
   � Mo�e powinienem si� zameldowa�?
   � Nie ma po�piechu, Jim. Nie dzisiaj! I tak wi�kszo�� urz�dnik�w bierze udzia� w ceremonii. Tysi�c zaproszonych go�ci � to wymaga pe�nej gali i dostoje�stwa.
   Pi�� minut p�niej byli ju� w samym Domu �mierci, gdzie co p� minuty z napowietrznego peronu Beadway sp�ywa� szerok� fal� potok ludzi. Wszyscy oni kierowali si� ku szerokim, �wirowym deptakom mi�dzy zielonymi trawnikami. W alei dojazdowej, mi�dzy Domem i Szpitalem, zaparkowanych ju� by�o kilkadziesi�t ranbout�w.
   Zar�wno Szpital, jak i Dom mie�ci�y si� w dwu piramidach ze szk�a i kamienia, z pn�cymi si� w g�r�, kondygnacja za kondygnacj�, ogrodami. Ponad szczytem Szpitala wznosi� si� lekarski kaduceusz, a z wierzcho�ka drugiej piramidy � bliski ka�demu i przyjazny znak: srebrna rozeta symbolizuj�ca zamkni�te ko�o �ycia i w por� �ci�ty kwiat.
   Dom �mierci otacza�a fosa z b��kitn� wod�, na kt�rej unosi�y si� li�cie nenufar�w z kilkoma sp�nionymi o tej porze roku kwiatami. I tylko jeden most, przerzucony nad t� wod� zapomnienia, ��czy� Dom ze �wiatem. Z trawiastego pag�rka w odleg�ym zak�tku wyspy, niczym z kadzielnicy, bi�a w niebo smuga dymu. W powietrzu unosi� si� delikatny zapach drzewa sanda�owego i Jimowi przysz�o do g�owy, �e tam w�a�nie, pod tym wzg�rkiem, znajduje si� krematorium. Kopulasty, marmurowy pawilon kontemplacji sta� po przeciwleg�ej stronie wyspy: na gromadz�cy si� zwolna t�um spogl�da�o stamt�d kilka starszych os�b i blade dziecko.
   Na podium wzniesionym na g��wnym trawniku ustawiono p� tuzina krzese� i mikrofon. Z ukrytych g�o�nik�w dobiega�y tony muzyki: z�ocisty Koncert Brandenburski. Oko�o tysi�ca widz�w zosta�o uroczy�cie wprowadzonych przez wystrojonych w bia�e mundury Urz�dnik�w Spokoju i posadzonych po turecku wprost na trawie. Na podium tymczasem pojawi�o si� sze�� os�b, kt�re zaj�y krzes�a i w skupieniu s�ucha�y muzyki.
   � Chod�my.
   Ci�gn�c Jima za �okie�, Marta przepchn�a si� przez rz�dy widz�w na sam front. Tam usiedli na mi�kkiej, przystrzy�onej kr�tko trawie.
   � Ten po lewej to w�a�n...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin