Autor: ANDRZEJ PILIPIUK Tytul: SZAMBO Z "NF" 7/97 Stiepan nie przypuszcza�, �e mo�e istnie� tajna rz�dowa stacja metra Kremlowska. Owszem, s�ysza� r�ne pog�oski, a teraz zdumiony stwierdzi�, �e by�y prawdziwe. - T�dy. Wachman-przewodnik wszed� na w�sk� k�adk� z boku tunelu. Szli wzd�u� tor�w, a potem z lewej otworzy� si� czarny korytarz. Skr�cili tam bez s�owa. Przej�cie by�o ciemne, zawodzi�a w nim wentylacja. Oddycha�o si� ci�ko. Stiepan poczu� nad g�ow� ci�ar tysi�cy ton ziemi, betonu i ludzi. Dla pewno�ci pomaca� rewolwer w kieszeni. Co� z piskiem wyrwa�o si� wachmanowi spod n�g. - Szczur - wyja�ni�. - Nie mo�na wytru�? - Pr�bowali�my. Przy�a�� z kana��w. G��biej �yj� w du�ych stadach. Walcz� mi�dzy sob�, napadaj� na ludzi. To plaga. Ciekawe, co zrobimy, jak wyjd� na ulice. - Mam nadziej�, �e nie zawlok� zarazy. - Nadzieja jest matk�... wynalazk�w. Oto jeste�my. Tunel by� teraz wi�kszy. Sta� tu poci�g towarowy. Roz�adowywa�o go kilkunastu wyn�dznia�ych m�czyzn w mundurach z demobilu po KGB. Pilnowa�a ich grupka spasionych wachman�w uzbrojonych w karabiny. Opodal winda towarowa pomkn�a w g�r� ze zgrzytem. - T�dy idzie zaopatrzenie dla Kremla? Dla rz�dowych sklep�w? Wachman obejrza� si� z drwi�cym u�miechem. - Jakie zaopatrzenie? Do jakich sklep�w? Stiepan natychmiast zrozumia�. - Mam przywidzenia. Ju� mi lepiej. - To skutek d�ugiego przebywania w ciemno�ci. Dojdziemy w o�wietlone miejsce, powinno si� panu poprawi�. Stan�li przed pot�nymi �elaznymi drzwiami z dwuryglowym zamkiem. Na ob�a��cej z farby blasze widnia� napis: BLOCKHAUZ C SEKTOR 4 Za drzwiami rozci�ga� si� w�ski korytarz. W str��wce �ysy spa�lak obserwowa� na ekranach wy�adunek towar�w. Dalej by�y wieszaki z rzuconymi byle jak cywilnymi ubraniami. Wreszcie weszli do niewielkiej sali zaopatrzonej w solidny w�az w pod�odze. Siedzia�o tu kilku m�czyzn pal�c papierosy i czyszcz�c bro�. Na �cianach wisia�y listy go�cze. By�o ich kilkadziesi�t. Co najmniej po�owa przekre�lona grubym czerwonym flamastrem. Z kantorka wyszed� m�czyzna w mundurze pu�kownika KGB. - Kapitan Szy�ganow - przedstawi� si�. - Agent Stiepan. - Dzwonili w waszej sprawie. Najlepszy fachowiec od tych labirynt�w powinien ju� by�, troch� si� sp�nia. Poczekacie, czy... - Poczekam. Mia�y te� by� mapy. - S�. Zrobili�my ksero. Niestety, musz� was rozczarowa�. Powstawa�y za komunizmu i odzwierciedlaj� wiedz� przeznaczon� dla pewnej kategorii dost�pu. Nie ma na nich na przyk�ad si�owni geotermalnych ani tej pr�bnej elektrowni. Cz�� kana��w, zw�aszcza w okolicy Kremla, zosta�a celowo �le zaznaczona. - Jak tam jest na dole? - Hm, niebezpiecznie, mokro i ciep�o. W klap� po�rodku pomieszczenia zapukano kawa�kiem metalu. Jeden z m�czyzn otworzy� klap� za pomoc� pot�nego pokr�t�a. Z szybu wygramoli� si� niewielki cz�owieczek w impregnowanej sk�rzanej kurtce, piankowych spodniach do nurkowania i kaloszach z demobilu po Armii Czerwonej. Mia� czapk� pilotk� i gogle. Zawia�o od niego woni� dawno nie sprz�tanego wychodka. - Pan pozwoli - rzek� kapitan. - Oto pa�ski przewodnik. Przybysz nastroszy� si�. - Mam towar - powiedzia� opryskliwie. - No to poka� - zach�ci� kapitan. Przybysz postawi� na stole dwie du�e puszki. Wachman otworzy� wieczka, buchn�a para. Wype�nione by�y suchym lodem, ch�odz�cym ludzkie g�owy. Po jednej w ka�dej. Walcz�c z obrzydzeniem kapitan wyci�gn�� pierwsz� za w�osy. Chwil� por�wnywa� z podobiznami na listach go�czych. - Mychaj�o Sokow. Ksywa Sierpagen. Kara �mierci za siedem zab�jstw i przynale�no�� do struktur mafijnych. Sto dwadzie�cia rubli. Albo dwie�cie pi��dziesi�t dolar�w. - Rublami prosz�. Wachman otworzy� stalow� kasetk� i odlicza� banknoty. Kapitan wyj�� drug� g�ow�. - Tego nie znam - powiedzia�. - By� razem z tym Sierpagenem. Mia� bro�... - przybysz wy�owi� z plecaka pistolet maszynowy Skorpion z t�umikiem i celownikiem laserowym. - Mo�e w balistyce co� si� oka�e. - Mieli dokumenty? - Nie, ale przynios�em ich r�ce do daktyloskopii. Stiepan odwr�ci� si� i zacisn�� z�by, �eby nie rzygn��. Szefowie wymagali zbyt wiele s�dz�c, �e w towarzystwie tego degenerata wlezie w szambo pod miastem. Ale potem przypomnia� sobie, �e sam te� jest degeneratem. Sala konferencyjna ameryka�skiej ambasady w Moskwie by�a jasno o�wietlona. Kilka punktowych reflektor�w wydobywa�o z ciemno�ci b�yszcz�c� powierzchni� wypoliturowanego sto�u; poza ni� panowa� p�mrok. Na stole butelki z mineraln� i szklanki z topornie r�ni�tego kryszta�u, spadek po imperium. Popielniczek nie by�o. Dywan �wie�o przeci�gni�ty odkurzaczem wygl�da� na gruby i g�sty jak mech. W powietrzu unosi� si� delikatny poszum, na granicy s�yszalno�ci ukrytych w �cianach pot�nych zag�uszarek. �adne ze s��w, jakie padn� mi�dzy znajduj�cymi si� w tym pomieszczeniu, nie mog�o wydosta� si� na zewn�trz. Siedzieli przy stole. Ubrani po cywilnemu, ca�kowicie anonimowi. Jednak to oni poci�gali za polityczne i gospodarcze sznurki i od nich zale�a�a polityka dwu pot�nych kraj�w. Nie mogliby nic wi�cej, gdyby byli ich w�a�cicielami. Po lewej stronie Amerykanie, naprzeciw Rosjanie. W szczycie siedzia� facet o twarzy ciecia cofni�tego w rozwoju przez chroniczny alkoholizm. W drugim ko�cu niem�ody cz�owiek, kt�rego szczera s�owia�ska twarz wywiera�a niekorzystne wra�enie zar�wno na Amerykanach, jak i na Rosjanach. Widzia� najl�ejsze grymasy ich warg, ilekro� zdarzy�o im si� spojrze� w jego stron�. Siedz�cy po lewej stronie nazywali si� Smith, Robinson i Brown. Tak przynajmniej przedstawili si� podczas prezentacji. Rosjanie nazywali si� Iwanow, Aleksiejew i Fiodorow. Ich nazwiska te� by�y nieprawdziwe. Cz�owiek o twarzy ciecia nazywa� si� Pedro Sales. Amerykanie mieli by� w kolejno�ci od lewej: genera�em wywiadu, szefem tajnego projektu poszukiwa� inteligencji pozaziemskich i koordynatorem systemu obrony powietrznej Stan�w Zjednoczonych. Po stronie rosyjskiej siedzieli: dow�dca specgrupy sabota�u orbitalnego (kt�ra nigdy oficjalnie nie istnia�a, co kilka lat wcze�niej nie przeszkodzi�o Rosjanom poinformowa� Amerykan�w o jej rozwi�zaniu), dyrektor wydzielonego zarz�du wywiadu wojskowego (nie pochwali� si� ani z czego ten zarz�d zosta� wydzielony, ani do jakich cel�w), wreszcie charyzmatyczny genera� lotnictwa ws�awiony bombardowaniem napalmem czecze�skich i inguskich wiosek oraz u�yciem po raz pierwszy w historii bomby wodorowej o mocy trzydziestu megaton w celu zako�czenia secesji Autonomicznej Czukockiej Republiki Ko�ymy. Siedz�cy w ko�cu sto�u cz�owiek o twarzy ciecia by� �wiatowej klasy uczonym, pracuj�cym przy nas�uchu fal radiowych pochodz�cych z kosmosu. Dla odmiany Stiepan Iwa�czuk by� tym, na kogo wygl�da� - weteranem Afganistanu, by�ym policjantem �ciganym mi�dzynarodowymi listami go�czymi za fizyczn� likwidacj� dwustu osiemdziesi�ciu jeden podejrzanych o przynale�no�� do rosyjskich, ukrai�skich, ormia�skich, inguskich i czecze�skich struktur mafijnych. Chwilowo przed �wiatowym wymiarem sprawiedliwo�ci chroni� go wywiad wojskowy. Zafundowano mu radykaln� operacj� plastyczn�, kt�ra nie wysz�a, skutkiem wyraz jego obecnej twarzy. - Przejd� do meritum - powiedzia� Smith. - Spotykamy si� po raz trzeci w ci�gu pi�ciu lat. Za pierwszym, dla przypomnienia, chodzi�o o spraw�: kryptonim "Bia�a S�l". Uczony i weteran nie byli wtajemniczeni, wi�c udawali, �e wiedz� o co chodzi. Wtajemniczeni skin�li g�owami. - Na drugim spotkaniu przed dwoma laty dyskutowali�my problem obcej sondy wisz�cej za orbit� ksi�yca. W styczniu ubieg�ego roku sonda odpali�a pocisk o nieznanej konstrukcji, przypominaj�cy skutkami dzia�ania wybuch czystej bomby wodorowej, kt�rej do tej pory nie uda�o nam si� skonstruowa� - zdanie by�o d�ugie i troch� si� w nim zap�tli�. Rosjanie u�miechn�li si�. Oni j� mieli, a przynajmniej twierdzili, �e maj�. U�miechn�li si� pozostali Amerykanie. Oni tak�e co� wiedzieli. Wisz�cy na pods�uchach agenci Pakistanu, Izraela i Korei P�nocnej u�miechn�li si� r�wnie�. - Uderzenie zniszczy�o nasz prom kosmiczny dalekiego zasi�gu "Alabama", zgin�o trzech kosmonaut�w i dwu waszych oraz pi�ciu z innych kraj�w. By� to pierwszy i do tej pory ostatni akt agresji. Kamery promu na chwil� przed eksplozj� przekaza�y wygl�d obiektu. Poruszy� prze��cznikiem w kieszeni. Obraz telewizyjny na �cianie przedstawia� zniszczony statek kosmiczny w kszta�cie zbli�onym do wkl�s�ego walca. Boki pojazdu przeorane by�y wgnieceniami i bruzdami, jakby d�ugo dryfowa� w przestrzeni zderzaj�c si� z setkami meteor�w. - Ustalanie jego orbity trwa do dzi�. Genera� lotnictwa Fiodorow odchrz�kn��. - Nam te� si� nie uda�o - powiedzia�. - To nie jest w tej chwili najistotniejsze. Przejd� do kolejnego punktu. W�a�ciwie sprawa sondy zaczyna si� wyja�nia�. Mamy na naszej planecie obc� agentur�. Wisz�cy na pods�uchach agenci obcych pa�stw zbledli i oblali si� potem. Rosjanie nie wykonali �adnego ruchu. Amerykanin zauwa�y� na jednej tylko twarzy wyraz zaskoczenia. By�y policjant nie ukrywa� zdziwienia. Nie mia� poj�cia, po co si� tu znalaz�. - Emisja sygna�u nast�puje co szesna�cie godzin jedena�cie minut i trwa dwadzie�cia dwie sekundy - przem�wi� Iwanow. - Nadawany jest z okolic kanionu Kolorado i po dwudziestu sekundach z Islandii. Potem siedem sekund przerwy i nadawanie podejmuje nadajnik w Moskwie. Amerykanin wykona� w jego stron� rodzaj uk�onu. - Te informacje s� przestarza�e. Dwie godziny temu dokonali�my szturmu na stacje nadawcze w Kolorado i w Reykjaw...
nazirus2411