16. Linz Cathie - Zbyt seksowny na męża.pdf

(486 KB) Pobierz
120074491 UNPDF
Cathie Linz ZBYT SEKSOWNY NA MĘśA
PROLOG
- Czy to będzie bardzo trudne? - Betty Goodie zadała pytanie swoim dwóm siostrom.
- Odpowiedzialność jest naprawdę ogromna - oznajmiła powaŜnym tonem Muriel.
- Nie wiem, czy ten kapelusz pasuje do sukni. - Hattie wstrząsnęła piórami na szerokim rondzie, a potem
poprawiła swoje misternie ułoŜone srebrne loki. - MoŜe powinnam włoŜyć tę liliową? Myślicie, Ŝe ten
odcień błękitu jest odpowiedni na chrzciny?
- Posłuchaj - zaczęła surowo Betty - skupmy się na tym, co mamy do zrobienia, dobrze?
- Jesteście pewne, Ŝe nikt nas tu nie widzi? - Hattie, zawsze znajdująca jakiś powód do zmartwień,
wychyliła się przez poręcz kościelnego chóru.
- Oczywiście, Ŝe nikt nas nie widzi - ofuknęła ją Betty. - Jesteśmy dobrymi wróŜkami, do stu petunii!
Niewidzialność naleŜy do naszych obowiązków.
- I opieka nad wszystkimi trojaczkami, które przyjdą na świat w naszej okolicy - dodała Muriel. - Och,
spójrzcie... jak strasznie płaczą te biedne maleństwa Knightów.
- Co za wrzask! - Betty, zatykając sobie uszy dłońmi, o mało nie ukłuła się w oko czarodziejską róŜdŜką. -
Zróbmy, co do nas naleŜy, i wynośmy się stąd.
- Tylko nie szarŜuj - ostrzegła Muriel. - Musimy zrobić to dobrze, bo inaczej... wiesz, co nas czeka!
- Bo inaczej wylądujemy na zielonej trawce. - Betty zgromiła Muriel wzrokiem. - Wiem. Koniecznie chcesz
mnie zdenerwować, prawda?
- Wszystkie się denerwujemy, bo to nasz pierwszy dzień pracy - wtrąciła Hattie, wygładzając błękitną
suknię. - Nasze poprzedniczki miały święte prawo przejść na emeryturę po dwustu pięćdziesięciu latach
harówki.... ale, o rany, to latanie jest takie trudne... - jęknęła i uderzyła w wiszącego na ścianie tuŜ ponad
głowami zgromadzonych w kościele ludzi, pozłacanego anioła. Wymachując skrzydłami, zdołała
podtrzymać rzeźbę, umocowała ją na miejscu i zerknęła przez ramię w dół. - Naprawdę mam nadzieję, Ŝe ci
panowie nie patrzą teraz na mnie, to byłoby okropne!
- Mówiłam ci przecieŜ, Ŝe oni nas nie widzą! - śeby to udowodnić, Betty zanurkowała, trzykrotnie okrąŜyła
głowę pastora i wystrzeliła z powrotem w górę, obdarzając Muriel pełnym satysfakcji uśmiechem.
- No i po co się popisujesz! - prychnęła Muriel.
- Sztywniaczka! Przestań się czepiać i zacznijmy wreszcie to przedstawienie. - Jako najstarsza z trojaczków
Betty przywykła wydawać rozkazy, a jeszcze bardziej lubiła je egzekwować.
Pociągając ręką za lewe ucho, skoncentrowała się na zmaterializowaniu czarodziejskiego pyłu na drugiej
dłoni. Z widowiskowym błyskiem pojawił się na niej szklany słoik. Kiedy bez najmniejszego trudu odkręciła
pokrywkę, wyglądała jak tryumfatorka.
- Trzymasz swój czarodziejski pył w słoiku po galaretce owocowej? - z niedowierzaniem spytała Muriel.
- Jakie to ma znaczenie! - Głos Hattie drŜał z podniecenia. - Nadeszła pora, Ŝeby zabłysnąć!
Ale dla Betty nadeszła pora na kichnięcie. Iskrzący czarodziejski pył osiadł na jednym z niemowląt
owiniętym w niebieski kocyk.
- No i zobacz, co zrobiłaś! - Ŝałośnie jęknęła Hattie. -Obsypałaś pyłem moją suknię!
- Co tam suknia - szepnęła zalęknionym głosem Muriel. - Pomyśl o chłopcu. Wiesz, Ŝe ten pył ma potęŜną
moc. Decyduje o cechach charakteru, wpływa na całą przyszłość dzieci. Tyle razy nam tłumaczono, jak
waŜne jest rozdzielanie go we właściwych proporcjach!
- No i co się stało! - Betty wzruszyła ramionami. - Wyszło na to, Ŝe mały Jason Knight dostał trochę więcej
srebra i purpury, niŜ mu się naleŜało... A pamiętacie moŜe, za jakie cechy odpowiada srebro i purpura?
- Zdrowy rozsądek i seksapil - podpowiedziała Muriel.
- No i dobrze.
LekcewaŜący ton Betty wyprowadził Muriel z równowagi.
- Jak w ogóle moŜemy myśleć o wykonaniu tego zadania, jeśli nie radzisz sobie z tak prostą rzeczą, jak
wysypanie odpowiedniej ilości czarodziejskiego pyłu? Zdaje się, Ŝe nie podchodzisz do zadania zbyt
powaŜnie. - Nastroszone na czubku głowy, krótkie siwe włosy Muriel nadawały jej ptasi wygląd. Sięgnęła
do jednej z niezliczonych kieszeni swojej kamizelki, takiej, jakiej uŜywają fotografowie, i wyjęła z niej
pudełko z przegródkami. - W przeciwieństwie do ciebie, ja przechowuję narzędzia pracy we właściwy
sposób. Muszę tylko otworzyć wieczko i... - Przerwała, nie mogąc sobie poradzić z opornym zawiasem.
- Mówiłaś coś? - Betty uśmiechnęła się drwiąco.
- Muszę tylko otworzyć to przeklęte pudełko... No, nareszcie! - krzyknęła tryumfalnie, gdy wieczko
poddało się. Odskoczyło z takim impetem, Ŝe niemal cała zawartość pojemnika - złoty i
1
szmaragdowozielony pył - wyfrunęła na zewnątrz.
- Pięknie - zakpiła Betty. - Prosto na Ryana, niemowlę numer dwa, z tymi potęŜnymi płucami. Posłuchaj
tylko, jak ten dzieciak się wydziera. Ciekawe, czego dostał za duŜo.
- Muriel zafundowała mu ośli upór i uderzeniową dawkę poczucia humoru. - Hattie kręciła z
niedowierzaniem głową. - Jak moŜna sknocić coś tak prostego! Zaraz wam pokaŜę, jak to się robi.
- Świetnie, mądralo - odparowała Muriel: - Przestań gadać i zabieraj się do dzieła.
- Po pierwsze trzeba mieć styl. - Hattie z wdziękiem machnęła swoją czarodziejską róŜdŜką, która jak
zawsze pasowała kolorem do sukni.
Drugim machnięciem wyczarowała w powietrzu aksamitną poduszkę ze złotymi frędzlami. Jej wierzch
udrapowany był przezroczystym, przetykanym Ŝyłkami złotych i purpurowych nitek szyfonem, z którego
wyłaniał się pozłacany mały statek.
- No, chyba nieźle. - Odwróciła wzrok od swojego dzieła, Ŝeby obrzucić siostry władczym spojrzeniem.
Wystarczyła chwila nieuwagi, Ŝeby balansująca w powietrzu poduszka przechyliła się gwałtownie... a wraz
z nią statek z czarodziejskim pyłem.
Hattie w rozpaczliwym odruchu próbowała go chwycić, ale jedyne, co jej się udało, to mistrzowskie salto w
powietrzu, jakiego nie powstydziłaby się Ŝadna akrobatka. Rąbek zwiewnej sukni zaczepił się o kapelusz,
który zasłonił wróŜce jedno oko. Drugim bezradnie patrzyła, jak o wiele za duŜa porcja granatowego i
ognistoczerwonego pyłu opada na najmłodszą z trojaczków, Anastazję.
- Och, co za absurd! - krzyknęła, kiedy w końcu udało jej się poprawić kapelusz, suknię i odzyskać
równowagę. Spojrzała w dół na zanoszące się płaczem niemowlę. -A wiecie, Ŝe te dwa kolory łączą się w
piękny odcień śliwki... Ciekawe, jak ta dziewczynka poradzi sobie z nadmiarem inteligencji i witalności?
Stało się. Zbite z tropu trzy dobre wróŜki mogły tylko przyglądać się zamieszaniu, które niechcący
wywołały.
Biedni rodzice patrzyli z przeraŜeniem, jak Anastazja, płacząc i wymachując rączkami, bije po nosie
pochylonego nad nią nieszczęsnego pastora. Kiedy zamilkła na chwilę, oparty na ramieniu ojca maleńki
Ryan uśmiechnął się do siebie, jakby na myśl o dobrym Ŝarcie. Jason, którego trzymała wycieńczona matka,
wyglądał na coraz bardziej niezadowolonego z sytuacji i w końcu zawtórował wrzaskiem siostrze.
- Powiem wam tylko jedno - westchnęła cięŜko Betty, pociągając nerwowo za kosmyk swojej śnieŜnobiałej
grzywki. - Zdaje się, Ŝe będziemy miały z tą trójką pełne ręce roboty. JeŜeli wcześniej nie ogłuchniemy!
ROZDZIAŁ PIERWSZY
TrzydzieŚci trzy lata póŹniej, 1998
- Ty szczęściarzu! Jadam tu bardzo często i zwykle czekam z dziesięć minut, zanim jakaś kelnerka mnie
zauwaŜy. Teraz wiszą nad nami cztery, jakby nie miały innych klientów.
- MoŜe gdybyś zaczął im dawać większe napiwki, doczekałbyś się lepszej obsługi - odpowiedział zimno
Jason Knight, upominając wzrokiem swojego kolegę prawnika, Gordona Metcheffa, Ŝeby natychmiast
zamilkł. Bezskutecznie.
Gordon tylko wyglądał jak cherubinek, ale miał serce rekina.
- Napiwki nie mają tu nic do rzeczy - odparł, unosząc wysoko brwi. - Chodzi raczej o twój tytuł Najbardziej
Seksownego Kawalera w Chicago.
- Powtórz to głośniej. W drugim końcu sali mogli cię nie dosłyszeć.
- Jeszcze jedną kawę? - Wyzywająca brunetka pochyliła się nad Jasonem, Ŝeby zademonstrować mu
odsłonięty głęboko dekolt. Przysiągłby, Ŝe odkąd ostatnim razem zatrzymała się przy ich stoliku, rozpięła
następny guzik bluzki.
Zapisała wtedy swoje imię i numer telefonu na serwetce, którą podała mu razem z kanapką.
- Nie, dziękuję. Niczego nam nie brakuje. - Przeszył kelnerkę wymownie lodowatym spojrzeniem, w
nadziei Ŝe ostudzi to jej zapędy raz na zawsze.
- Miło mi to słyszeć. Lubię, kiedy moi klienci są zadowoleni. A kto jak kto, ale pan powinien być zawsze
zadowolony - odpowiedziała z zuchwałym uśmiechem. - Gdyby panowie czegoś potrzebowali, wystarczy
gwizdnąć.
- Tylko, cholera, jak? - stęknął Gordon. - Wyschły mi usta.
- Bo siedzisz z wywalonym jęzorem. - Jason coraz niecierpliwiej przebierał palcami po blacie stołu. - MoŜe
byśmy przeszli do interesów? O ile pamiętam, umówiliśmy się na wspólny lunch, Ŝeby pogadać o sprawie
Fiarellego.
Gordon pracował w biurze obrońców z urzędu, a Jason był prokuratorem, spotykali się więc w sądzie jako
2
przeciwnicy.
- Później. Teraz pozwól mi się pogrzać w świetle tego jupitera, który mierzy w ciebie z sąsiedniego stolika.
-Gordon zerknął na kobiety, które co chwila na nich spoglądały.
- Mówisz o jednym jupiterze? - skrzywił się z niesmakiem, kiedy dwie kobiety przy innym stoliku zaczęły
chichotać i pokazywać go palcami.
- Człowieku! - Gordon ani myślał mu współczuć. - Gdyby mnie się to przydarzyło, trąbiłbym o tym na całe
miasto. PrzecieŜ to fantastyczny sposób poznawania panienek. Ciebie to naprawdę nie rusza?
Przyznaję, Ŝe na początku trochę mnie... bawiło, ale teraz przeszkadza mi w pracy. Na moim biurku lądują
stosy dziwnych listów ociekających perfumami. Wczoraj w jednej kopercie znalazłem damską bieliznę!
MoŜesz w to uwierzyć? Dama przysłała mi ją razem ze zdjęciem, na którym ją prezentuje.
- Czy to był koronkowy trójkąt na dwóch sznureczkach? - wychrypiał Gordon, przełykając kanapkę z
rostbefem. - No, powiedz mi, co ci zaleŜy!
- Mogę dolać trochę wody z lodem? - zapytała niskim głosem inna kelnerka, tym razem blondynka,
sięgając po dzbanek.
- Nie - odpowiedział obcesowo Jason, widząc, Ŝe dziewczyna, trzepocząc rzęsami, zamiast patrzeć, co robi,
zdąŜyła wysypać na jego kolana kilka kostek lodu. Na szczęście w dzbanku nie było juŜ prawie wody. - Nie
chcemy ani lodu, ani wody.
Nadąsana kelnerka odwróciła się na pięcie i odeszła.
- Wróćmy do tej fotografii - zaproponował Gordon. -Najwyraźniej cię denerwuje. Ale mogę cię przecieŜ od
niej uwolnić. Masz ją przy sobie? Bieliznę teŜ mi oddaj, tak będzie lepiej.
- Nie ma się z czego śmiać. - Jason rzeczywiście nie wyglądał na rozbawionego. - Zdajesz sobie sprawę, jak
się ze mnie nabijają w biurze? Pewnie, Ŝe jak kaŜdy facet lubię, kiedy kobiety zwracają na mnie uwagę, ale
co za duŜo, to niezdrowo.
- No, nie wiem. - Gordon sposępniał. - Do mnie kobiety nie ustawiają się w kolejce.
- I ciesz się. Niedawno w siłowni panienki czekały, Ŝeby ćwiczyć koło mnie na sąsiednim rowerze, chociaŜ
wszystkie inne były wolne. śenujące. Coraz bardziej mam ochotę zabić swoją siostrę za ten numer.
- Co ma do tego twoja siostra?
- To ona wysłała moje zdjęcie do „Chicagoan Magazine”.
- I puścili je bez twojej zgody?
- Niezupełnie. Okazało się, Ŝe wydawca jest kumplem z college’u naszego prokuratora okręgowego.
- A Ŝe ty jesteś wschodzącą gwiazdą w jego biurze, wolałeś się nie naraŜać i dla świętego spokoju zgodziłeś
się przyjąć tytuł Najbardziej Seksownego Kawalera w Chicago?
- Trafiłeś w sedno.
- Posłuchaj więc, przyjacielu...
- Chcesz mi dać dobrą radę?
- Właśnie. Siedź spokojnie i ciesz się, Ŝe panienki zwracają na ciebie uwagę. Kiedyś to się skończy. A
kaŜdą, która ci się nie spodoba, kieruj do mnie.
- Hej, obudź się! - szepnęła Heather Grayson do Nity Weisskopf, swojej przyjaciółki i producentki
radiowej. - Zebranie się kończy.
W towarzystwie innych spóźnialskich siedziały w najdalszym kącie zatłoczonej świetlicy, która słuŜyła
teraz za salę konferencyjną. Większość personelu WMAX zajmowała miejsca przy długim stole
zestawionym z kilku mniejszych, słuchając wystąpienia szefa.
- Jestem całkiem przytomna - odpowiedziała szeptem Nita.
- Daj spokój, zaczęłaś chrapać, Nita była tlenioną blondynką dobiegającą pięćdziesiątki, (przynajmniej tak
mówiła), o śniadej cerze i bardzo wyrazistym, twardym charakterem, a jednocześnie wielkim wdziękiem,
tryskająca energią i pewna siebie, naleŜała do kobiet, o których się mówi, Ŝe mają swój styl. KaŜdego była w
stanie wyprowadzić w pole, ale nie Heather. Choćby dlatego przylgnęły do siebie od pierwszego spotkania.
- A więc wniosek jest taki, Ŝe wyrzucanie pieniędzy przez okno naprawdę moŜe się opłacać - ciągnął
monotonnym głosem dyrektor stacji. Tom Wiley - co udowodniła nasza ostatnia promocja pod hasłem
„Rzućcie forsę”. Przyznam się, Ŝe miałem pewne wątpliwości, kiedy nasza poranna ekipa wyrzucała przez
okno dziesięciodolarowe banknoty, idąc o zakład, Ŝe Cubs stracił w zeszłym roku dobrą passę. Ale okazało
się, Ŝe za jedyne pięćset dolarów Radiu WMAX udało się dostać na anteny wszystkich najwaŜniejszych
stacji telewizyjnych w Chicago, nie mówiąc o pierwszych stronach gazet. To prawda, Ŝe policja miała trochę
pracy, bo musiała panować nad tłumem, ale nasi fani byli zachwyceni. Dobra robota. Na koniec naszego
spotkania chciałbym pogratulować komuś szczególnie gorąco.
Heather starała się udawać, Ŝe słucha, ale monotonny głos Toma uśpiłby nawet nadpobudliwe dziecko.
3
Poza tym wiedziała, co będzie dalej. Cała chwała spadnie, jak zwykle, na samozwańczego „doktora
sportologii”, sprawozdawcę sportowego Buda Rileya. Dyrektor nie będzie szczędził komplementów, Bud
trochę ponudzi, a potem zebranie się skończy.
- Jest wśród nas osoba, którą chciałbym wyróŜnić, ktoś wyjątkowo cenny dla naszej stacji, ktoś, kto, jak
sądzę, nadal będzie poprawiał nasze notowania, zresztą i tak juŜ wspaniałe, ktoś, kto ma wrodzony talent i
potrafi go w pełni wykorzystać...
Bud pręŜył się, strosząc pióra jak kogut, co przy jego prawie całkowitej łysinie musiało być trudnym
zadaniem.
- Nie wątpię, Ŝe wszyscy przyłączycie się do braw dla... Bud poderwał się na równe nogi.
- Heather Grayson - dokończył Tom. - Gospodyni naszego najgorętszego popołudniowego programu
„Miłość w opałach”, który zacieśnia więzy między ludźmi, a nie burzy ich.
Bud opadł bezwładnie na krzesło, nie wierząc własnym uszom, a Heather omal ze swojego nie spadła, z
tego samego powodu. Coś takiego zdarzyło się po raz pierwszy. Zawsze przed końcem zebrania raczono
Buda, i tylko Buda, hojną porcją pochlebstw. To był stały punkt programu, rzecz pewna, nie wymagająca
Ŝadnych wyjaśnień.
- Wstań, Heather - powiedział Tom, a w tej samej chwili Nita dała jej przyjacielskiego kuksańca w Ŝebra.
Heather podniosła się, machinalnie obciągając swój workowaty sweter. Zapomniawszy, Ŝe jest wtorek,
dzień zebrań, ubrała się jak do codziennej pracy i dlatego usiadła w samym kącie.
- Powiedz coś - ponaglała ją szeptem Nita.
- Nie wiem, co mam powiedzieć.
- Jasne - syknął Bud. - Zapominanie języka w gębie to u gwiazdy radiowej świetna cecha.
- Najlepszy repertuar oszczędzam do programu - odparowała Heather, patrząc na błyszczącą jak lustro łysą
czaszkę Buda. Wzdrygnęła się na myśl, Ŝe kiedykolwiek mogłaby się znaleźć w bliskim kontakcie z jego
głową albo jakąkolwiek inną częścią jego ciała.
- CóŜ, trzymaj tak dalej, Heather - oświadczył Tom. - To wszystko, moi drodzy. Do następnego spotkania.
Gdyby spojrzenie mogło zabijać, Bud swoim krwioŜerczym wzrokiem przyprawiłby Heather o zawał serca.
Nigdy nie był zbyt sympatyczny, ale po ostatnim rozwodzie stał się bardziej nieznośny niŜ zwykle.
Heather starała się być wyrozumiała. Ostatecznie nie było mu łatwo pogodzić się z tym, Ŝe jego piękna
młoda Ŝona zostawiła go dla swojego trenera. Ale Bud odrzucał wszelkie odruchy współczucia i sympatii.
Przez prawie cztery lata pracy Heather w WMAX reagował wrogo na jej przyjazne gesty, aŜ w końcu
przestała próbować. Nie lubiła przypinać ludziom etykiet, ale przydomek „redakcyjny satrapa” pasował do
niego jak ulał.
Ostatnią jego ofiarą była Cindy, nowa sekretarka. „I ty to nazywasz listem?”, krzyczał, wymachując jej
kartką przed nosem. „Nie mam zamiaru wysyłać takiego śmiecia swoim fanom!”
Kiedy zapłakana Cindy wypadła z pokoju, Heather stanęła w jej obronie.
- Czy zamiast wrzeszczeć, nie mógłbyś jej po ludzku zwrócić uwagi? Dziewczyna pracuje tu od tygodnia.
- Pilnuj swoich spraw! - warknął i zniknął w gabinecie.
Buda doprowadzało do szału, Ŝe Heather nie dała mu się zastraszyć. Ale dorastając jako brzydkie kaczątko
wśród samych łabędzi, nauczyła się wyjątkowego stosunku do Ŝycia w ogóle, a do zagroŜeń i przeciwności
losu w szczególności. śadne drzwi nie stały przed nią otworem, z kaŜdymi musiała się zmagać. Mimo to z
powodzeniem, a nawet z zamiłowaniem, przekraczała wszelkie progi, co z czasem stało się jej Ŝyciowym
atutem.
Heather cięŜko zapracowała na to, Ŝeby być tym, kim była dzisiaj - dziennikarką prowadzącą własny talk
show. WłoŜyła w ten program serce i duszę. Wymyśliła dla niego tytuł i opracowała kształt - telefoniczny
talk show na Ŝywo, w którym dowcipnie, z przymruŜeniem oka, udzielała sercowych porad.
Poczucie humoru towarzyszyło Heather przez całe Ŝycie. To ono pomogło jej w ostatnim spięciu z Budem,
człowiekiem, który lubił się chełpić, Ŝe uczęszczał do Szkoły WraŜliwości Howarda Sterna.
- Wiesz, co ci powiem? - Charakterystycznym chrapliwym warknięciem wyrwał ją z zamyślenia. -
UwaŜam, Ŝe jesteś Ŝałosna.
Heather uśmiechnęła się do niego, co było najpewniejszym sposobem, Ŝeby go sprowokować.
- Co za zbieg okoliczności. Właśnie pomyślałam sobie to samo o tobie.
- Co ty w ogóle moŜesz wiedzieć o związkach między kobietami a męŜczyznami? - ciągnął Bud. - To
kpina. Robisz to na wariackich papierach, bez Ŝadnego przygotowania.
- A czym jest według ciebie mój dyplom z psychologii i komunikacji społecznej? - spytała powoli, czując,
Ŝe puszczają jej nerwy. Przeklęty Bud ze swoim sarkazmem!
- Zawracanie głowy. Nie jesteś terapeutką. A juŜ na pewno nie moŜesz się odwoływać do doświadczeń z
własnego Ŝycia, bo wszyscy wiemy, Ŝe po prostu nie masz Ŝadnego prywatnego Ŝycia.
4
Trafił w jej czuły punkt. Rzeczywiście, nie miała męŜczyzny i od miesiąca z nikim się nie umówiła. Ale w
przeszłości było inaczej. Tylko nic z tego nie wychodziło.
Heather zawsze miała skłonność do typków o artystycznych zapędach, takich, którzy wymagali
poświęcania im wiele uwagi. Był Patrick, irlandzki poeta, i Neil, powaŜny dramaturg. Doceniali jej opiekę,
otuchę, której im dodawała, łóŜko, ale w końcu jeden i drugi odszedł w siną dal z kimś innym. MoŜe to była
jej wina. MoŜe wybierała niewłaściwych facetów, którzy ani myśleli o stabilizacji? Bolała ją świadomość, Ŝe
kobiety, z którymi odchodzili, były ładniejsze, szczuplejsze i bardziej seksowne od niej. Pod kaŜdym
względem przypominały jej piękną siostrę Erikę.
Erica mieszkała teraz w Arizonie i Heather rzadko ją widywała. W zeszłym roku przeprowadzili się do niej
rodzice.
Wszyscy członkowie rodziny Heather często powtarzali, jak bardzo są dumni z jej sukcesu zawodowego w
radiu, ale juŜ w następnym zdaniu radzili, by „zrobiła coś ze swoim wyglądem”, jak gdyby ona sama
ponosiła winę za to, Ŝe nie jest równie piękna jak oni.
- Mam swoje Ŝycie. Bud, i bardzo dobrze wiem, o czym mówię do mikrofonu. - Heather była wściekła, Ŝe
zabrzmiało to, jakby się tłumaczyła.
- Spróbuj to udowodnić - zaŜądał w obecności ludzi, którzy nie wyszli jeszcze z sali. - JeŜeli jesteś takim
ekspertem od miłości, to na pewno zdobędziesz kaŜdego faceta, jakiego tylko zechcesz. Musisz mieć jakieś
sposoby.
Pogardliwy ton Buda sugerował, Ŝe Heather ze swoją urodą bez specjalnych sztuczek nie ma szansy na
zdobycie nikogo. Co prawda sama uwaŜała, Ŝe bez makijaŜu jest co najwyŜej przeciętna. Doskonale znała
wszystkie swoje wady: jej uda były za grube, twarz zbyt kwadratowa, włosom brakowało koloru.
Miała jednak głęboki, zapadający w pamięć głos i silną osobowość - cechy, którym zawdzięczała karierę
radiową. IleŜ to razy słyszała, Ŝe jej wygląd nie pasuje do głosu? Zbyt wiele razy.
- O co chodzi. Bud? - postanowiła przejść do ataku. -Nic się dzisiaj nie dzieje w sporcie? Nie masz w planie
Ŝadnego meczu?
- Nie rozmawiamy teraz o mnie, kochanie, tylko o tobie. Bo gadanie gadaniem, ale pora przejść do czynów,
jeśli się dobrze rozumiemy. - Chwycił ze stołu egzemplarz „Chicagoan Magazine” i pokazał palcem tytuł
wiodącego artykułu: „Najbardziej Seksowny Kawaler w Chicago”. - Proszę bardzo, spróbuj zdobyć tego
faceta. - Bud zaczął czytać podpis pod zdjęciem: „Twardy orzech do zgryzienia. Seksowny pan prokurator
ma dni wypełnione doprowadzaniem kryminalistów przed oblicze sprawiedliwości. Tylko inteligentna
kobieta będzie w stanie odciągnąć tego powaŜnego prawnika, orła w swoim fachu, od spraw zawodowych”.
Ty jesteś inteligentną kobietą, prawda? - spytał ze złośliwym uśmiechem. - Lubisz to powtarzać. A więc
pokaŜ, co potrafisz, i zdobądź Jasona Knighta. Idę o zakład, Ŝe ci się to nie uda.
Heather czuła na sobie wyczekujące spojrzenia kolegów. Wyraźnie liczyli na dalszą część widowiska.
Dobrze, będą je mieli.
Grając na zwłokę, dopiła resztki zaprawionej kofeiną wody i z wprawą wrzuciła puszkę do niebieskiego
pojemnika.
- Zdobyć, co za męskie słowo! Chcesz, Ŝebym go zaciągnęła do ołtarza? No dalej, Bud, jeśli juŜ rzucasz mi
wyzwanie, postaraj się być dokładniejszy.
- Świetnie, będę dokładniejszy. Masz go gdzieś wyciągnąć, pokazać się z nim w jakiejś znanej knajpie, na
przykład „U Andrego”, gdzie wszyscy moglibyśmy was zobaczyć.
- Tylko to? Kolacja? To znaczy, Ŝe nie muszę go nawet pocałować?
- To on musi pocałować ciebie. I nie w restauracji, tylko w jakimś mniej romantycznym miejscu.
- MoŜe na meczu Cubsów? - zaproponował jeden z techników.
- Albo na diabelskim młynie na molo - rzucił ktoś inny.
- Diabelski młyn... Tak, to mi się podoba. śeby udowodnić, Ŝe je ci z ręki, namówisz go na coś, czego
nigdy dotąd nie robił. Coś, co zupełnie nie pasuje do powaŜnego... jak oni go nazwali?
- PowaŜny prawnik, orzeł w swoim fachu - podpowiedziała Heather. - A moŜe jazda na rolkach?
- Dobrze. Myślisz, Ŝe sobie z tym poradzisz? A więc kolacja „U Andrego”, rolki, a potem diabelski młyn.
- Wszystko w jeden wieczór?
- Bez przesady, lubię fair play, moŜesz rozłoŜyć to na raty.
- Co za ulga. A skąd będziecie wiedzieli, Ŝe wszystko mi się udało?
- Nita i ja będziemy cię obserwować.
- Nie jestem podglądaczką - zaprotestowała Nita, zbliŜając się do Buda z miną, jakby go chciała uderzyć.
- Obiło mi się o uszy to i owo. - Bud zrobił krok do przodu, wyraźnie ją prowokując.
Czując wiszącą w powietrzu awanturę, Heather stanęła między nimi.
- Jeśli to ma być naprawdę ciekawe, ustalmy stawkę: jeŜeli wygram. Bud przez cały najbliŜszy rok będzie
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin