Shelton_Helen_Randka_w_ciemno.pdf

(684 KB) Pobierz
246916744 UNPDF
HELEN SHELTON
Randka w ciemno
246916744.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Chirurg ortopeda? – Susan z przerażeniem spojrzała na starszą siostrę. – Annabel, ty
oszalałaś! Jedziesz taki kawał drogi i wyciągasz mnie z ważnego spotkania tylko po to, żeby mi
zawracać głowę jakimś samotnym ortopedą?
– Ma metr osiemdziesiąt trzy – ciągnęła Annabel nieco zirytowana – a to twoje spotkanie
wcale nie było ważne. Wjem od sekretarki, że jakiś facet z firmy farmaceutycznej wciskał wam
darmowe próbki, a przecież tego nie znosisz. A co do naszej sprawy – zerknęła na trzymaną w
ręku kartkę – to on ma ciemne włosy, zielone oczy i jest Skorpionem...
– Nie obchodzi mnie jego znak! – jęknęła Susan. – No i jeszcze ortopeda! Nie, nie, i jeszcze
raz nie! Nie rób mi tego, Annie. Wiem, że twoim zdaniem mi pomagasz, ale głęboko się mylisz,
przysięgam. Wybrałaś niewłaściwego człowieka.
– Dlaczego jesteś taka uprzedzona do ortopedów? Susan wahała się dobrą chwilę.
– Nie są inteligentni – poinformowała wreszcie siostrę. – To ludzie czynu, ale
intelektualnie... szkoda gadać. A poza tym wcale nie jestem uprzedzona. To fakt.
– Skorpion byłby dla ciebie idealny – ciągnęła Annabel jakby siostrze na przekór. – Może
trochę lepszy byłby Koziorożec, ale Skorpion jest też znakomity.
Susan głęboko odetchnęła.
– Idź stąd! – syknęła.
– Na litość boską, Susan! – Annabel przybrała skruszoną minę, jakby niezadowolenie siostry
wreszcie do niej dotarło.
– Może choć raz w tym swoim okropnie nudnym życiu posłuchałabyś kogoś innego niż
pacjenta! Powoli zamieniasz się w starą pannę. Przecież ja to robię dla twojego dobra!
Zaskoczona ostrzejszym tonem siostry, która zazwyczaj postępowała nieco bardziej
dyplomatycznie, Susan otworzyła lekko usta. Widząc jej zdumioną minę, młodsza z kobiet
wymownie spojrzała na gazetę, którą trzymała w dłoni, i zaczęła recytować:
– Ma trzydzieści sześć lat i własny dom...
– Nie jestem starą panną.
– Jeszcze nie, ale zanim się obejrzysz...
– I moje życie nie jest nudne.
– Ależ jest! – prychnęła Annabel. – Nudne i żmudne. Praca, praca, praca: to cała ty. A ile,
twoim zdaniem, trzydziestoczteroletnich dziewic wędruje jeszcze po tym świecie?
– Podejrzewam, że całkiem sporo – odparła Susan sztywno.
– Są to kobiety religijne oraz takie, które pragną zachować cnotę dla kogoś bardzo
szczególnego, kogo pokochają.
– I stare panny – dodała cierpko siostra – które nie są specjalnie religijne i tak dalej, ale po
246916744.003.png
prostu żaden mężczyzna nigdy ich nigdzie nie zaprosił, toteż nie miały okazji nie zachować
cnoty.
– Do widzenia.
– Drętwe wykłady i doktor Dunkin Donat się nie liczą.
– Duncan Dilly – poprawiła ze złością Susan.
– Dobrze, niech mu będzie. – Annabel wzniosła oczy do nieba. – Ten facet to skamielina.
– Duncan to bardzo miły człowiek. Jest naukowcem i zdolnym psychiatrą – oznajmiła Susan
lojalnie. – Ja go lubię.
– Lubisz? – Annabel wykrzywiła usta. – Dosyć o tym nudziarzu. Więcej życia widziałam w
psiej kości.
– I tak oto wróciłyśmy do tematu naszego chirurga ortopedy – mruknęła Susan smętnie. –
Ortopedzi to neandertalczycy w świecie medycyny – oświadczyła. – Bardzo mi przykro, że
obrażam całą profesję, ale wszyscy lekarze wiedzą, że to prawda. W psiej kości jest więcej
rozumu niż w ortopedzie. Brakuje im także poczucia humoru, daru wymowy i obycia
towarzyskiego. Proszę cię, Annabel, daj mi spokój.
– Susie, nie możesz spędzić życia w samotności.
– Nie mam nic przeciwko temu, żeby poznać kogoś... interesującego – przyznała Susan z
ociąganiem, wnosząc z triumfalnej miny siostry, że tamta tak łatwo się nie podda. – Masz rację,
rzadko się z kimś spotykam i czasami istotnie czuję się trochę samotna... – już niemal wszyscy z
jej dawnych przyjaciół założyli rodziny i nie bardzo miała się z kim umawiać – ale ten facet to
kompletna pomyłka. Znajdź mi kogoś, z kim dałoby się przynajmniej sensownie porozmawiać, a
wtedy pomyślę.
– Najpierw jednak pomówmy z tym... – odrzekła siostra, zerkając na gazetę. – Gdzie to ja
skończyłam? Aha! No więc on ma trzydzieści sześć lat, własny dom, nigdy nie był żonaty...
– Homoseksualista – obwieściła Susan ze zwycięską miną.
– Oni mają oddzielną kolumnę i... nie ma go tam – odparła sucho Annabel, lustrując szybko
gazetę. – Lubi blondynki, brunetki i rude. – Czytała coraz głośniej, jakby w nadziei, że jej
podniesiony głos stłumi pogardliwe prychnięcia wydawane przez siostrę. – Jego hobby to
żeglarstwo, squash, nurkowanie, wspinaczka i rugby.
– Masz rację, lepiej nie mogłaś znaleźć – zauważyła Susan zgryźliwie. – Zważywszy na to,
że moje hobby to czytanie, robienie na drutach, oglądanie telewizji i wyszywanie, pasujemy do
siebie jak ulał.
– Nie umiesz wyszywać, nie masz telewizora, a na drutach zrobiłaś jedynie kwadratową
serwetkę pełną dziur, a i to było ćwierć wieku temu – odparowała ze złością Annabel. – Nie masz
żadnego hobby, ponieważ nawet na pięć minut nie potrafisz oderwać się od swojej nudnej pracy,
i osobiście uważam to za żałosne. Opamiętaj się, Susan, okaż trochę wdzięczności. Włożyłam w
to wiele wysiłku.
– Jakiego wysiłku? – Susan zrobiła zdumioną minę. – Chodzi ci o to, że przyjechałaś do
246916744.004.png
mnie z tymi wycinkami?
– Gdybyś zechciała sprawdzić, zauważyłabyś, że to zostało opublikowane prawie trzy
tygodnie temu – obwieściła Annabel z dumą, – W tym czasie ja ciężko pracowałam. Susan, wierz
mi albo nie, ale dziś wieczorem jesteś z tym wspaniałym facetem umówiona. Stacja metra
Covent Garden, o ósmej. A teraz przeczytam ci resztę.
Susan zaniemówiła z wrażenia, a tymczasem siostra radośnie odczytała ogłoszenie do końca:
– Szuka poważnego związku z ciepłą, kochającą, wrażliwą kobietą. W perspektywie
małżeństwo. – Uśmiechnęła się szeroko. – No widzisz? Czy on nie jest wspaniały? Na zdjęciu też
wygląda nieźle. – Włożyła rękę do swej przepastnej torby i podsunęła siostrze pod nos fotografię.
– Co ty na to?
Susan automatycznie wzięła zdjęcie do ręki. Przedstawiało ono dobrze zbudowanego
mężczyznę na małej żaglówce.
– Po raz pierwszy widzę, żeby ortopeda miał na sobie coś innego niż granatową marynarkę
ze złotymi guzikami – mruknęła sarkastycznie, w głębi ducha jednak przyznała, że mężczyzna
jest przystojny. – Nie interesuje mnie to – oznajmiła głośno.
Była pewna, że do siebie nie pasują, i fotografia jedynie utwierdziła ją w tym przekonaniu. Z
doświadczenia – no, dosyć ograniczonego – wiedziała po pierwsze, że jest odporna na męskie
wdzięki, i po drugie, że spotkanie z kimś o zupełnie odmiennych zainteresowaniach oznacza
mordęgę, bo najpierw trzeba prowadzić sztuczną rozmowę, a potem odpierać szarżę
oczekującego „nagrody faceta.
Poza tym odkryła – tu obojętnie spojrzała na zdjęcie – że im mężczyzna przystojniejszy, tym
bardziej będzie nalegał na pójście do łóżka. A to oznacza, że – skoro dotychczas w objęciach
mężczyzny czuła się zawsze nieswojo – woli panów trochę mniej rzucających się w oczy.
Samotność jeszcze nie dawała jej się we znaki. Lubiła swą pracę i poza rzadkimi chwilami,
kiedy istotnie pragnęła towarzystwa, psychiatria przynosiła jej wiele satysfakcji. Gdzieś w głębi
ducha jednak dręczyła ją świadomość upływającego czasu. Ponieważ dotychczas nie wyrzekła
się marzeń o dziecku, wiedziała, że musi trochę więcej uwagi poświęcić życiu towarzyskiemu,
jeśli chce poznać kogoś naprawdę szczególnego. Z tego też powodu postanowiła nie tracić czasu
na nie nadających się do niczego mężczyzn. Takich na przykład jak ten chirurg ortopeda.
Nie da się siostrze zmusić do pójścia na tę randkę i nie ma zamiaru mu współczuć, bo faceta
z takim wyglądem na pewno zaleje powódź ofert.
– Annabel – powiedziała po namyśle – nie uważam...
– Całkiem seksowny – rzuciła Annabel, wpatrując się w zdjęcie z zainteresowaniem, które
Susan wydało się nieco przesadne. – Popatrz na jego ramiona! Chętnie bym się w takich
schroniła w jakiś ponury zimowy wieczór... – Zaśmiała się, widząc pełną niesmaku minę siostry.
– Dobra, dobra, gdybym nie była szczęśliwą mężatką – poprawiła się w końcu. – Jesteś taka
pruderyjna, Susan! Pozwól sobie na trochę luzu, zanim będzie za późno i nikt cię nie zechce.
Susan zrobiła wyniosłą minę i oddała siostrze fotografię.
246916744.005.png
– Zadzwoń do niego i odwołaj to idiotyczne spotkanie.
– Nie mam jego numeru – odparła Annabel beztrosko.
– Od tego jest informacja telefoniczna.
– Nie znam jego nazwiska.
– Annabel!
– W ogłoszeniu występuje jako Adam – wyjaśniła Annabel radośnie, najwyraźniej ignorując
protesty siostry. – Adam i Ewa, wiesz... Ale wieczorem podacie sobie wasze prawdziwe imiona.
Będzie miał czarny parasol i „Evening Standard.
– Jak wszyscy mężczyźni w Londynie o tej porze roku – zauważyła Susan z przekąsem. Był
koniec listopada i od kilku dni padało. – Annie, ty chyba zwariowałaś. Ja nie mam zamiaru się z
nim spotkać.
– Ale wszystko jest umówione.
– No to idź sama. Wyjaśnisz mu, że to była pomyłka, przeprosisz go i... powiesz, że mu
życzysz wszystkiego najlepszego.
– Susan, nie możesz mi tego zrobić. – Teraz Annabel wyglądała na zaniepokojoną. – Dziś nie
mogę. Idę z Mikiem do szkoły Emmy na wieczór rodziców.
– No to pan chirurg zostanie wystawiony do wiatru – oznajmiła Susan, postanawiając nie
dopuszczać do głosu wyrzutów sumienia i tłumacząc sobie, że mężczyzna o takim wyglądzie ma
z pewnością dziesiątki wielbicielek.
– Błagam! – zawołała przerażona Annabel. – To byłoby okropne! Wyobraź sobie, jak ten
biedny człowiek by się czuł.
– Jest ortopedą – przypomniała jej Susan – a oni mają bardzo grubą skórę.
– A jeśli on jest inny?
– Annie, przestań! – zawołała Susan. – Odbywałam praktyki z lekarzami, którzy mieli w
perspektywie robienie specjalizacji z ortopedii. Uwierz mi, oni są do nas zupełnie niepodobni.
Oni nie mają takich samych uczuć. Oni są jak żabie udko, reagują odruchowo. Jeśli nikt nie
przyjdzie, on wzruszy po prostu ramionami i pójdzie na piwo. Naprawdę nie ma powodu się o
niego martwić.
Annabel ponownie uniosła gazetę do góry.
– Szuka poważnego związku z ciepłą, kochającą, wrażliwą kobietą. W perspektywie
małżeństwo – powtórzyła. – Odkąd to żabie udko jest w stanie napisać coś takiego?
Susan musiała przyznać, że tak starannie dobranych słów nie spodziewałaby się po żadnym
ortopedzie. Mógł tak napisać psychiatra, oczywiście, jakiś inny lekarz, może nawet i pediatrę
byłoby stać na coś podobnego, ale nigdy, przenigdy chirurga ortopedę.
– Proszę, przestań – jęknęła z nieszczęśliwą miną, bo nagle przyszło jej do głowy, że ten
biedny człowiek może być jedyny w swoim rodzaju. Wrażliwszy, przytłoczony przez kolegów...
– Przez ciebie czuję się winna.
– Poważny związek, kochająca kobieta, małżeństwo – rozmarzyła się Annabel, zerkając na
246916744.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin