Ryszard Kapuscinski- Heban.doc

(80 KB) Pobierz

RYSZARD  KAPUŚCIŃSKI   

HEBAN  (1998)

 

=>Premierowe odcinki "Hebanu" drukowano w sobotnim wydaniu "Gazecie Wyborczej" (Gazeta Świąteczna) w 1998 roku.

=>W 1999 Kapuściński otrzymał Statuetkę Ikara za książkę Heban

Ryszard Kapuściński o książce

"Heban" (...) jest pierwszą z cyklu książek podsumowujących, które mam zamiar napisać. Spędziłem w krajach Trzeciego Świata 40 lat. Przyszła pora żeby podsumować doświadczenia z tych kontynentów i pokazać ich historię i ewolucję. To jest reportaż, który dzieje się równocześnie we współczesności i przeszłości. Chcę uwypuklić wszystko co się w tych kulturach zmieniło i wciąż zmienia. Chcę po prostu przedstawić historię w jej dynamicznej przemianie.

 

TREŚĆ (29 rozdziałów)

Na początku Kapuściński mówi, że mieszkał w Afryce kilka lat. Pierwszy raz był tam w 1957 roku. Potem przez następne 40 lat wracał kiedy tylko nadarzyła się okazja. Dużo podróżował, unikał oficjalnych szlaków pałaców i wielkiej polityki. Lubił jeździć ciężarowkami, wędrować z koczownikami po pustyni.

„" Nie jest to książka o Afryce, lecz o kilku ludziach stamtąd, o spotkaniach z nimi, czasie wspólnie spędzonym. Ten kontynent jest zbyt duży, aby go opisać. To istny ocean, osobna planeta, różnorodny, przebogaty kosmos. Tylko w wielkim uproszczeniu, dla wygody, mówimy - Afryka. W rzeczywistości, poza nazwą geograficzną, Afryka nie istnieje.” Tak o Afryce oraz o swojej ostatniej książce ( o "Hebanie") mówi Ryszard Kapuściński.

 

Rozdział I: Początek, zderzenie, Ghana `58

              Gdy  wysiadamy z samolotu rzuca się w oczy przede wszystkim jaskrawe światło- upał. Afryka jest ogromna, ludzie Północy stanowią mniejszośc na planecie. Afryka ma swój zapach- to uświadami, że jest się w punkcie ziemi, w którym wybujała biologia nieustannie pracuje, kwitnie i gnije. Biały jest tu nienaturalny, bezsilny, zalękniony. Czarny porusza się powoli, potrafi godzianmi siedzieć i zapadać w letarg, przeczekiwać upał. Tempo jest spowolnione, bo „w życiu i tak nie się wszystkiego osiągnać, bo coż by pozostało dla innych?”.

W pierwszym tygodniu poznaje miasto- Akrę. Tłoczno, życie toczy się na ulicy: pranie, gotowanie. Handel. Poznaje Kofi Bako (uczył się w Anglii, jeździł po Europie). Podziwiał Nkrumaha, który tak jak on był w opozycji. Później obaj byli w rządzie Ghany- pierwszego niepodległego państwa. Kapuściński przytacza fakty: Tylko 30% ludzi w Ghanie umie czytać i pisać.

 

Rozdział II: Droga do Kumasi

              Duchowy świat Afrykanina:

1)      To, co go otacza, namacalne

2)      Świat przodków- tych, którzy zmarli, ale jakby niecałkowicie; w sensie metafizycznym istnieją nadal, biorą udział w życiu realnym, wpływają na nie.

3)      Świat duchów- duchy istnieją niezależni, żyją wszędzie.

Czas dla Europjeczyka i Afrykanina: Białego to sługa czasu, jego sztwynych reguł. Dla Czarnego to coś co można tworzyć, to kategoria elastyczna. Czas jest zależny od człowieka, od jego działania.

 

„Problem Afryki to sprzeczność między człowiekiem a środowiskiem, między ogromem przestrzeni afrykańskiej (ponad trzydzieści milionów kilometrów kwadratowych!) a bezbronnym, bosonogim, ubogim człowiekiem -jej mieszkańcem. W którą stronę obrócić się - wszędzie daleko, wszędzie pustkowie, bezludzie, bezkres. Trzeba było iść setki, tysiące kilometrów, żeby spotkać innych ludzi (nie można powiedzieć - innego człowieka, ponieważ pojedynczy człowiek nie mógłby w tamtych warunkach przeżyć).”

***

              Kapuścinski podróżuje, obserwuje, przytacza fakty. Ghana, Uganda, Zanzibar (tam spotka panią Trembecką z Podla- prowadzi hotel i recytuje Staffa). W Zanzibarze ma miejsce konflikt świata arabskiego i czarnych. Arabowie chcą włądzy (popierają ich Anglicy, którzy mają dobre stosunki z sułtanami). Jednak to czarni wygrają pod wodzą 25-letniego Okello.

Potem Kapuściński jedzie do Nigerii. Tam jak wszędzie obserwuje pęd nowej włądzy do bogacenia się, powszechną anarchię i rozczarowanie mas. W nowych państwach Afryki istnieje przekonanie, ze wystaczy niepodległość, aby potem wszystko samo było dobrze; wolność przyniesie dobrobyt sama. Nowe rządzy powszechnie łamią prawa człowieka, obserwuje się politykę fałszerstw i wyzysku.

              „Ludzie nie głodują dlatego, że na świecie nie ma żywności. Jest jej pełno, w nadmiarze. Ale między tymi, którzy chcą jeść, a pełnymi magazynami stoi wysoka przeszkoda: gra polityczna.(...) Kto ma broń, ten ma żywność. Kto ma żywność, ten ma władzę. Obracamy się tu wśród ludzi, którzy nie myślą o transcendencji i istocie duszy, o sensie życia i naturze bytu. Jesteśmy w świecie, w którym człowiek, czołgając się, próbuje wygrzebać z błota kilka ziaren zboża, żeby przeżyć do następnego dnia.”

 

              Afryka poza islamską Północą nie znała pisma. Historia była tu zawsze przekazem ustnym, mitem zbiorowym tworzonym wieczorną chwilą. Wtedy społeczność zastanawia się kim jest, uświadamia sobie własną odrębność. To godziny rozmów z przodkami, którzy chronią przed złem. Siedzenie w grupie dodaje odwagi. Afrykanin cały czas czuje się zagrożony- to kontynent pułapek przyrody; jeśli burza- to straszna ulewa. W stosunkach człowiek-przyroda nie ma kompromisów, jest cały czas zmaganie, walka na śmierć i życie.

 

Rozdział III

 

Gdy autor książki osiąga cel podróży jest zdziwiony ogromnymi różnicami kulturalnymi pomiędzy Akrą, a Kumasi. Oprócz dokładnego opisu tego miasta, Kapuściński mówi też o historii Afryki i stosunku ludzi białych do murzynów.

 

Rozdział XXIX W cieniu drzewa, w Afryce

„O świcie na ziemi pojawią się jednocześnie słońce i cień drzewa. Słońce obudzi ludzi, którzy zaraz zaczną przed nim kryć się, szukać ochrony cienia. To dziwne, ale jest prawdą, że życie ludzkie zależy od rzeczy tak ulotnej i kruchej jak cień. Dlatego drzewo, które go użycza, jest czymś więcej niż drzewem - jest życiem. Dlatego jeżeli piorun roztrzaska drzewo, zginą również ludzie, którzy żyli w jego cieniu. I tak też jest powiedziane: człowiek nie może przeżyć dłużej niż jego cień.”

              Woda, to coś czego się pragnie i kocha. I to pojawia się i znika. Świat przeciętnego Afrykanina, to świat ubogi, zredukowany do kilku przedmiotów (koszula, miska, garść ziarna). Jego bogactwo nie ma postaci materialnej, ale wartość symboliczną. Przydaje znaczenie i rangę rzeczom najzwyklejszym (pióro koguta to latarnia oświetlająca drogę, kropla oliwy to tarcza chroniąca przed kulami). Rzecz nabiera wagi symbolicznej, bo to człowiek przeniósł ją w inny wymiar.

              Rasizm, pogarda i chęć wytępienia mają swoje korzenie w stosunkach kolonialnych w Afryce. Kapuściński cały czas przebywa wśród prostych ludzi, widzi to jak żyją i umierają, w co wierzą, ale też jak wygląda ich codzienne życie.

 

Pustynia nauczy cię jednego - powiedział mi saharyjski kupiec wędrowny w Niamey - że jest coś, czego można pragnąć i kochać bardziej niż kobietę. To jest woda.” Ludzie umierają z pragnienia i z głodu i nie jest to nic nadzwyczajnego. Taka śmierć nie przeraża. Ludzie zawsze chodzą głodni.Co, co mają co jeść jedzą jeden posiłek, najczęściej wieczorem. Ludzie nie robią zapasów, nie mają z czego i nie mają ich gdzie przechować.

Rozdział 12. Lalibela '75

              „-Jedź do Wollo - powiedział Teferi - jedź do Haragwe. - Tu nie zobaczysz nic. Tam zobaczysz wszystko.

Siedzieliśmy na werandzie jego domu w Addis Abebie. Przed nami był ogród otoczony wysokim murem. Wokół łagodnie szumiącej fontanny rosły bujne, amarantowe bougainvillee i żółte, jaskrawe forsycje. Miejsca wspomniane przez Teferiego leżały o kilkaset kilometrów stąd. Chodziło o prowincje, których mieszkańcy masowo umierali z głodu. Tu, na tej werandzie (z kuchni dobiegał zapach pieczonego mięsa), w ogóle nie można było sobie tego wyobrazić. Zresztą jak można to pojąć - "masowo umierać"? Człowiek zawsze umiera sam, moment umierania to najbardziej samotny moment jego życia. "Masowo umierać" to znaczy, że jakiś człowiek samotnie umiera. Tyle że w tym czasie, też samotnie, umiera jakiś inny człowiek. I równie samotnie - jeszcze jakiś inny. I że tylko tak się złożyły okoliczności - i to najczęściej bez ich woli - iż każdy z nich, przeżywając samotnie chwile swojego własnego, jedynego umierania, znalazł się w pobliżu wielu innych, którzy też w tym momencie umierają.”

„Poszliśmy w głąb miasteczka, na tutejszy rynek. Na placu stały stragany z jęczmieniem, prosem i fasolą, stragany z baraniną, a obok nich - z cebulą, pomidorami i czerwonym pieprzem. W innym miejscu był chleb i owczy ser, cukier i kawa. Puszki z sardynkami. Herbatniki i wafle. Było wszystko. Ale na rynku, który zwykle jest miejscem zatłoczonym, ruchliwym i gwarnym, panowała cisza. Straganiarki stały nieruchome i bezczynne, czasem tylko leniwie opędzając się od much. Muchy były wszędzie. Pieniły się czarnym, gęstym kłębem, rozdrażnione, szalejące, wściekłe. Uciekając przed tymi muchami, które od razu rzuciły się na nas, napotkaliśmy w bocznych uliczkach świat odmienny - opuszczony i już w agonii. Na ziemi, w brudzie i w kurzu leżeli wychudzeni ludzie. Byli to mieszkańcy okolicznych wiosek. Susza pozbawiła ich wody, a słońce spaliło uprawy. Przyszli tu do miasteczka w rozpaczliwej nadziei, że dostaną łyk wody i znajdą coś do jedzenia. Osłabieni i już niezdolni do żadnego wysiłku, umierali śmiercią głodową, która jest rodzajem śmierci najcichszej i najbardziej uległej. Mieli wpółprzymknięte oczy, bez życia, bez wyrazu. Nie wiem, czy coś widzieli, czy gdzieś w ogóle patrzyli. Tuż koło miejsca, gdzie stałem, leżały dwie kobiety, ich wynędzniałe ciała dygotały wstrząsane malarią. Drżenie tych ciał było jedynym ruchem na tej uliczce.”

***

Michał Głowiński „Ryszarda Kapuścińskiego sztuka reportażu”

 

Ryszard Kapuściński jest wybitnym pisarzem. Pisarzem uprawiającym przede wszystkim gatunek zwany reportażem. Z pewnością, można mówić o reportażu literackim, by go odróżnić od reportażu ściśle dziennikarskiego, doraźnego, zajmującego się wyłącznie chwilą bieżącą i nie aspirującego do uogólnień, szerszych ujęć, nie pretendującego do wyjścia poza efemeryczność, na jaką skazany jest dziennik a nawet tygodnik. Literacki nie znaczy jednak - fikcyjny.

Literackość nie polega bowiem na fantazjowaniu, na budowaniu fabuł układanych w zaciszu gabinetu, polega na całkiem czym innym - na szukaniu formy, w której dadzą się przedstawić relacjonowane zdarzenia, na kreowaniu podmiotu opowiadającego, na takim wreszcie ujmowaniu wypadków, o których się opowiada, by ujawnić ich różne aspekty, nie tylko aktualne uwikłania - aspekty polityczne, ale też psychologiczne, aspekty społeczne, ale również indywidualne.

Motto jednego z rozdziałów "Czerwonego i czarnego" Stendhala: "powieść, jest to zwierciadło, które obnosi się po gościńcu", stało się banałem, cytowano je bowiem i wtedy, gdy była po temu potrzeba i gdy jej brakowało. Dzisiejszy reportaż, taki przynajmniej, jaki uprawia Kapuściński, nie mieściłby się już w tym określeniu, choć - jakby mogło się wydawać - przylega ono do niego lepiej, niż do jakiejkolwiek innej pisarskiej formy. Nie mieściłby się choćby dlatego, że reporter częściej porusza się po bezdrożach niż drogach, jego gościńcami bywają afrykańskie pustynie i busze, a także - podbiegunowe lodowe pola. Porusza się rozmaicie, czasem nawet pieszo - i korzysta z najróżniejszych środków lokomocji, od zwierząt pociągowych po odrzutowce.

Terenem jego penetracji może być każde miejsce, które wydaje mu się ciekawe i warte obejrzenia (nie dla swych uroków pejzażowych), każde miejsce, w którym coś się dzieje, co ma ogólniejsze znaczenie dla współczesnego świata, a zatem rozgrywają się wypadki, mogące zainteresować czytelników, przebywających w odległości tysięcy kilometrów od teatru wydarzeń. W przypadku reportaży Kapuścińskiego są to miejsca trudne i niebezpieczne, takie, które starożytni określali jako loci horridi, nie pisze on bowiem relacji z paryskich salonów, czy miejsc, w których eleganckie towarzystwo korzysta z uroków wczasowania.

Ale literackość reportażu to przede wszystkim pewna konstrukcja podmiotu opowiadającego. Reportaż jest pod tym względem gatunkiem na swój sposób paradoksalnym: autor nie może opowiadać o sobie, ale też nie może być nieobecny, nie może uznać, że to, co relacjonuje, dzieje się bez jego udziału, nie może niczego przedstawiać z oddalenia. Musi uczestniczyć. Socjologowie mówią o obserwacji uczestniczącej; myślę, że ta formuła doskonale daje się zastosować do reportażu. Reporter nie ma prawa zrezygnować z mówienia o własnym doświadczeniu. Nie opowiada wprawdzie o sobie, nie umieszcza się na pierwszym planie, ale musi być. Musi odznaczać się wyrazistością, musi się charakteryzować jednostkowymi właściwościami. Bez konkretnego narratora nie ma reportażu. I Kapuściński w swoich opowieściach konsekwentnie takiego narratora buduje.

Przede wszystkim jest on człowiekiem ciekawym świata. Ciekawość stanowi główny motor jego działania, musi ją zaspokoić, musi się dowiedzieć, jak rzeczy mają się naprawdę. Ciekawość świata w ogólności, ale przede wszystkim - ciekawość ludzi. Tych wielkich tego świata, ale - zwłaszcza - tych małych, wmotanych w procesy dziejowe, uzależnionych od determinizmów i kaprysów historii, tych, którzy stają się ofiarami tyranii i rewolucji.

 

Osobliwością reportaży Kapuścińskiego jest to, że choć opowiadają o ruchach masowych, wielkich przemianach i wielkich kataklizmach, ich narrator interesuje się z reguły jednostkami, ich indywidualnym doświadczeniem, ich przeżywaniem tego, w czym los kazał im brać udział. A jest to ważny współczynnik literackości tych utworów, literatura bowiem nie opowiada o tym, co masowe, jej nieustannym przedmiotem jest los jednostkowy. I to również wtedy, gdy mówi - jak Kapuściński - o wielkich ruchach społecznych. Jego narrator pyta i obserwuje, czasem się dziwi, ale prawie nigdy bezpośrednio nie ocenia. Dzieje się tak, jak w wybitnych dziełach literackich: władza sądzenia pozostawiona została czytelnikowi.

Jak każdy wybitny pisarz, Ryszard Kapuściński ma swoje ulubione sprawy, których omówienia i wizje dominują w całej jego twórczości, ten i ów by powiedział: ma swoje twórcze obsesje. Wyróżniłbym dwa wątki zasadnicze: rewolucje i bunty związane przede wszystkim z wielkim procesem dekolonizacji oraz - od połowy lat 70. - rozpad systemów autorytarnych. W traktowaniu pierwszego wątku, ważnego głównie dla wcześniejszego okresu twórczości, ujawnia się fascynacja rewolucją, postaciami bojowników, partyzantów, straceńców, ścieraniem się różnych porządków. Fascynacja ta nie jest odosobnioną właściwością Kapuścińskiego, jest charakterystyczna dla czasu, ulegali jej najwybitniejsi intelektualiści, by przypomnieć choćby Jean-Paul Sartre'a. Nie jest on jednak po prostu piewcą partyzantów i buntowników, usiłując zrozumieć i ukazać motywy ich działania, pojąć ludzką sytuację.

Jedno chciałbym podkreślić ze szczególną mocą: bunty, ruchy rewolucyjne i niepodległościowe, jeśli działy się daleko i były skierowane przeciw tym, którzy znajdowali się po przeciwnej stronie barykady, były nieustannie dyskontowane przez propagandę komunistyczną; można by powiedzieć, że im komunizm był na swym własnym terenie bardziej konserwatywny, im bardziej zależało mu na zachowaniu tego, co określano jako realny socjalizm, z tym większym ferworem wspierał ruchy rewolucyjne, nic go nie powstrzymywało w głośnym ich wychwalaniu. Domyślam się, że pisać o tych procesach i wydarzeniach w taki sposób, by uniknąć propagandowych uzależnień i propagandowej usługowości, było szczególnie trudno. Ryszardowi Kapuścińskiemu w dużej mierze to się udało, w jego prozie PRL-izmów jest zgoła niewiele. I również z tej racji jego reportaże o buntownikach, partyzantach, rewolucjonistach, a czasem - słowo to jednak paść musi - terrorystach, zachowały aktualność, nie postarzały się wraz z tym światem, w którym powstały.

Wątek upadku systemów autorytarnych, dobrze - jakby się wydawać mogło - wyposażonym w to wszystko, co miało im zapewniać trwanie długie i bezpieczne, w jakiejś mierze znajduje się na antypodach tego, co nazwać można opowieściami o buntownikach. Kapuścińskiego interesuje rozpad tych struktur, które najpierw same się doprowadziły do stanu, w którym już funkcjonować nie mogły; rewolucyjne obalenie było w jakiejś mierze epifenomenem. O tym opowiadają dwie książki, które uważam za najwybitniejsze osiągnięcia w bogatym dorobku Kapuścińskiego: "Cesarz" (1978) i "Szachinszach" (1982). Są to niewątpliwie jego arcydzieła, a zarazem - jedne z najwybitniejszych pozycji nie tylko polskiego reportażu, ale polskiej prozy w ogólności w drugiej połowie XX wieku. Ogłaszane na przełomie lat 70. i 80., dość powszechnie czytane były wówczas jako alegoria, przedstawiająca rozkład systemu, jaki każdy mógł obserwować w Polsce Ludowej. Te opowieści o absurdzie i paraliżu, ale też o ślepocie władzy, były - być może - alegoriami również, mówiły jednak o konkretnych przypadkach i konkretnych doświadczeniach, były wspaniale opowiedzianymi dziejami upadku.

Ostatnia wielka księga reporterska Kapuścińskiego - "Imperium" (1993) - to także opowieść o rozkładzie, o tym, jak realny socjalizm doprowadził się do stanu wypalenia, jak musiał upaść. Opowieść, w której ważna jest nie analiza politologiczna, o upadku mówią relacje o konkretach, o miejscach nędznych i zapuszczonych, o egzystencji ludzi skromnych i małych. Z tych relacji właśnie można się dowiedzieć, jakiemu rozprzężeniu uległo supermocarstwo, będące - by sparafrazować znaną formułę z retoryki komunistycznej - ostoją światowego totalitaryzmu.

Reportaż z natury rzeczy mówi o konkretach, tych konkretach, które dostrzegł i zanalizował reporter. Tak też się sprawy mają, rzecz jasna, w reportażach Kapuścińskiego. Nie ograniczają się one jednak wyłącznie do obszaru tego, co szczegółowe. Za szczegółem kryją się sprawy ogólne, umożliwia on przekazanie obserwacji generalizujących. Chciałbym tu przywołać jeden z najnowszych reportaży Kapuścińskiego, a mianowicie nie włączoną jeszcze do kolejnej książki opowieść o podróży pociągiem przez Białoruś, opowieść, opublikowaną latem 1996 roku w jednym z sobotnio-niedzielnych wydań "Gazety Wyborczej". Z pozoru jest to tylko skromna relacja o niezbyt przyjemnym podróżowaniu z Baranowicz do Mińska i następnie - do polskiej granicy. Relacja ta mówi jednak wiele o różnych rzeczach, opis zachowania konduktorek pokazuje, jak wiele z komunistycznej totalitarnej mentalności zachowało się w postawach niedawnych obywateli Związku Radzieckiego, mimo że imperium się rozpadło, a opowieść o stanie kolei i sposobach podróżowania jest najlepszym komentarzem do sytuacji kraju, który nie chce wydobyć się z przeszłości i określić swego osobnego miejsca w świecie. Ten mistrzowski tekst jest jednym z tych w dorobku literackim Ryszarda Kapuścińskiego, które najlepiej ujawniają jego kunszt i metody pisarskie. Polegają one na takiej umiejętności opowiadania, że szczegół, drobny fakt, z pozoru niewiele znaczące wydarzenie, staje się przekaźnikiem uogólnienia, elementem wizji całościującej.

W szkicu tym spojrzałem na dzieła reporterskie Ryszarda Kapuścińskiego (nie poświęciłem tu uwagi ani jego prozie myślicielskiej, zebranej w trzech tomach zatytułowanych "Lapidarium", ani twórczości poetyckiej) z wyraźnie określonego punktu widzenia: interesowały mnie one przede wszystkim jako dzieła literackie. Także, gdy się patrzy pod tym kątem, nie można nie docenić ich wielkiej wartości.

=> Tekst prof. dr. Michała Głowińskiego powstał jako jedna z trzech recenzji zamówionych przez Uniwersytet Śląski z okazji przyznania Ryszardowi Kapuścińskiemu tytułu doktora honoris causa tej uczelni. Uroczystości w Katowicach odbyły się w 15.11.2001roku.

***

 

 

 

Michał Nawrocki,Tłumacz człowieka -   fragment recenzji, która ukazała się w "Tygodniku Powszechnym - nr 37/1999

Mówiąc najprościej, " Heban" to zbiór reportaży o Afryce. Afryka jest tematem zawartych w " Hebanie" reportaży i warto o niej kilka słów powiedzieć. Zatem - jaka jest właściwie Afryka Kapuścińskiego?

Przede wszystkim Afryka to ogrom. To kosmos ( często chciałoby się rzec: chaos). To bezmiar: bezkres, w którym zostaje wrzucony podróżnik - reporter; bezkres, w który zostaje wrzucony, często zagubiony podróżnik - człowiek. Zestawienie człowieka i kontynentu, dramatyczne napięcia na linii jednostka - uniwersum, stanowi pierwszą wielka opozycję budującą rzeczywistość " Hebanu".

"Heban" to próba opisu i zrozumienia Afryki - jej złożoności i nieokreślonościWarunków atmosferycznych. Przyrody. Ludzi: ich mentalności, wiary, nadziei i lęków. " Afryka to tysiące sytuacji. Najróżniejszych, odmiennych, najbardziej sobie przeciwnych. Ktoś powie: - Tam jest wojna. I będzie miał rację. Ktoś inny: - Tam jest spokojnie. I też będzie miał rację. Bo wszystko zależy od tego - gdzie i kiedy". I taki jest " Heban". To kalejdoskop wydarzeń, scen, przeżyć, to świat dynamiczny, świat ciągłego działania, świat, który nigdy nie pozostaje w bezruchu. Sporo w reportażach Kapuścińskiego informacji dotyczących zarówno całego kontynentu, jak i poszczególnych krajów, plemion, wreszcie - ludzi. Wiele tu o procesach i przemianach dekolonizacyjnych. Dużo obrazków rodzajowych - niektóre bawią, inne budzą wzruszenie, jeszcze inne przerażają. Wszystko to są próby ukazania i zrozumienia tamtej obyczajowości, kultury, mentalności, duchowości. Próby opisu widzenia tamtego świata oczyma jego czarnoskórych mieszkańców i oczyma intruza - Białego. I wreszcie to konstatacja własnej bezradności wobec ogromu, odmienności i złożoności tamtego świata. Właśnie: świata. Bo Afryka to inny, odmienny świat. I owa odmienność stanowi drugi wielki problem " Hebanu". Inny jest tamten świat, inny jest tamten człowiek. Wszystko jest inne.

Jak napisany jest " Heban"? Gama form podawczych jest bardzo szeroka: od opisu ( niezwykle zdynamizowanego, impresyjnego) przez dialog, pamiętnik, po wykład i wiele innych. Jednak najlepiej chyba opisać afrykańskie teksty Kapuścińskiego porównując je do obrazów filmowych. Często bowiem odnosi się wrażenie, że czytelnik to szczególny operator jakiejś metafizycznej kamery, towarzyszącej narratorowi - reporterowi. Albo ktoś, kto idzie tuż z ramieniem operatora. Dużo w " Hebanie" ujęć panoramicznych, statycznych, spokojnych: ujęć z daleka, z perspektywy. Wiele jednak migawkowych, niezwykle dynamicznych sytuacji: wiele półzbliżeń i zbliżeń. Bardzo dużo ujęć " z ręki", a ujęcia te często kręcone są w marszu, czasem w biegu, w zamieszaniu i tumulcie, nierzadko z "paki" przedpotopowej ciężarówki przemierzającej sawannę. Dużo szczegółów, ale wszystko w ciągłym ruchu; dlatego całość rozmazuje się, tworząc obraz niezwykle impresyjny. Dalej: wielkie wyczulenie na doznania zmysłowe. Na wzrok, węch i słuch. I raczej w tych reportażach dominuje plama koloru, raczej barwa niż precyzja i ornamentyka. Raczej kreska niż barokowe zawijasy. Raczej moment niż epoka. Bardzo mocno zaznacza się - może dzięki właśnie takim zabiegom - w książce Kapuścińskiego wrażenie " tu i teraz". Afryka " hebanu" istnieje bardzo "tu" i bardzo " teraz". Obok tego zaś znajduje się miejsce na refleksję głęboką i przemyślaną. I zwyczajnie mądrą. Być może właśnie dlatego " tu i teraz" Afryki staje się " tu i teraz" uniwersalnym. A " Heban" okazuje się opowieścią o człowieku. 

Nie wydaje mi się, żeby wartość " Hebanu" sprowadzała się jedynie do tego, iż jest tu zestaw - znakomicie skądinąd napisanych - reportaży: że jest to kolejna, sprawne zmontowana, egzotyczna opowieść podróżnicza, zaś jej największe zalety to umiejętność przedstawienia kolorytu lokalnego i " zagadek Czarnego Lądu". " Heban" to raczej przyczynek do opisu kondycji ludzkiej: próba powiedzenia o człowieku czegoś nowego ( albo odnowienia prawd znanych, lecz dziwnie niechętnie przypominanych).

Jest w " Hebanie" opis malarii, choroby straszliwej i rokrocznie dziesiątkującej Afrykę. Tym razem jednak doświadcza jej reporter - ten, kto nas przez tę Afrykę prowadzi. Z punktu widzenia reportażu - to dobrze. Reporter powinien pisać o tym, czego sam doświadczył. Istnieje jednak inny, ważniejszy aspekt tej sprawy. Cierpienie to pewna forma otwarcia na rzeczywistość: szczególny sposób jej doświadczenia. " Atak malarii jest nie tylko bólem, ale jak każdy ból - jest też przeżyciem mistycznym. Wchodzimy w świat, o którym jeszcze przed chwilą nic nie wiedzieliśmy, tymczasem on okazał się istnieć obok nas, aż w końcu zawładnął nami, staliśmy się jego częścią".

Jako forma cierpienia, malaria zatem staje się szczególnym, nazwijmy to, epistemologicznym modyfikatorem: specyficznym filtrem, przez który rzeczywistość zostaje doświadczona, rozpoznana i opisana. Jednocześnie cierpienie i ból - których w świecie " Hebanu" wiele - sprawiają, że doznający ich podmiot zostaje wyeksponowany na planie pierwszym. Rzeczywistość nie istnieje " bezstronnie", " obiektywnie", "reportażowo", wreszcie - ponieważ t właśnie podmiot stanowi ośrodek konstytucji sensu doświadczanego i opisywanego świata. Innymi słowy, w sensie szerszym, takim epistemologicznym modyfikatorem jest człowiek. Reportaże Kapuścińskiego natomiast, to opowieść o człowieku, to refleksja nad kondycją ludzką. A może raczej - zespół pytań o człowieka. Pytań każdego rodzaju: od tych najprostszych, na przykład o drogę ( często w znaczeniu jak najbardziej dosłownym), po najtrudniejsze, o porządek świata, o sens istnienia. Jest więc " Heban" nie tylko zbiorem świetnie napisanych reportaży. To również dzieło literackie wysokiej próby, wielkie pytanie o człowieka: pytanie o " coś więcej". Topos " opowieści podróżnika" jest podstawą ( pretekstem?) dla pytanie szerszego: pytania o to, czym jest człowiek.

***

Piotr Bratkowski.  Fragment recenzji z Gazety Wyborczej, 1998.

„... podobnie z kwestią będącą jednym z głównych wątków książki - kryzysem politycznym, jaki dotknął Afrykę już niedługo po euforii początku lat 60., gdy większość państw regionu odzyskała niepodległość. Kryzysem, który w skrajnych przypadkach - np. Somalii, Liberii - doprowadził do faktycznego rozpadu tych państw. Kapuściński odżegnuje się od mitu o „tradycyjnej niezdolności Murzynów do rządzenia” i przedstawia wykładnię racjonalną. Streszcza ją w jednym z wywiadów: „Pokolenie marzycieli zostało zmiecione na przełomie lat 60. i 70. przez falę wojskowych zamachów stanu (...) większość przewrotów dokonywała się z inspiracji (...) Wschodu lub Zachodu. Jedynym kryterium oceny owych reżimów była ich lojalność wobec zagranicznych patronów. Następowała degradacja elit: pułkownik obalał profesora prawa, kapitan pułkownika, sierżant kapitana (...) Dziś niemal wszyscy wybitni afrykańscy intelektualiści mieszkają poza Afryką?. Za to, pisze Kapuściński, pojawiła się nowa warstwa, watażków żyjących z rozpadu, żywiących się chaosem szefów i żołnierzy zbrojnych band, przechwytujących pomoc międzynarodową.
 

Kapuściński szuka wyjścia z tej klatki. W 67 roku wbrew perswazjom i Białych i znajomych Afrykańczyków wynajmuje mieszkanie w czarnej dzielnicy Lagos, stolicy Nigerii, miasta cieszącego się wyjątkowo złą sławą, jeśli idzie o przestępczość. Istotnie, ilekroć gdzieś wyjeżdża, zastaje po powrocie mieszkanie okradzione. Zwierza się z tego świeżo poznanemu, bezrobotnemu Nigeryjczykowi. „To dobrze, że mnie okradają, stwierdził, to nawet przyjazny gest z ich strony. W ten sposób dają mi znać, że jestem im użyteczny i że w związku z tym mnie akceptują (...) Będę tu bezpieczny tak długo, dopóki pozwolę się bezkarnie okradać”.Ale nigeryjski wyznawca tej teorii znalazł sposób na kłopoty Kapuścińskiego: „Od jednej kobiety kazał mi kupić pęk piór białego koguta (...) Ułożył pióra, owinął je nitką i przywiązał do górnej framugi drzwi. Od tej chwili nigdy nic nie zginęło mi w mieszkaniu”.

 

 

5

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin