NOWY OBRAZ BIZANCJUM - esej z historii Bizancjum.docx

(18 KB) Pobierz

NOWY OBRAZ BIZANCJUM

 

Robert Browning, Cesarstwo Bizantyńskie, przeł. Grzegorz Żurek, Warszawa PIW 1997, ss. 391

Bizancjum - tajemniczy świat na pograniczu Europy i Orientu - jawi się wielu z nas jako odosobniona pozostałość Imperium Rzymskiego, która ukształtowawszy się u schyłku starożytności, w dobie chrześcijańskiego cesarstwa, zamarła bez ruchu na ponad tysiąc lat, kontynuując archaiczne obyczaje, postawy, struktury polityczne, pielęgnując spuściznę dawnej nauki i literatury. Na tle tego obrazu zrozumiałe stają się stereotypowe opinie o bizantynizmie, zespole wad głównych mieszkańców Wschodu, którzy lekceważąc przemiany rozwijającej się dynamicznie Europy, popadli w marazm samozadowolenia i prostą (choć nader długą!) drogą zmierzali ku nieuchronnej klęsce 1453 roku, gdy potęga turecka zmiotła ich z powierzchni ziemi. Czy jednak wschodnie cesarstwo i jego obywatele byli aż tak bizantyńscy, jak wynikałoby z utartych opinii?

Robert Browning nie chce spoglądać na Wschód jak na skamieniałą pozostałość świata antycznego. Interesuje go ewolucja kultury, która miała tam miejsce, nadając kolejnym okresom historii bizantyńskiej oblicze swoiste, coraz bardziej różniące się od wzorów późnej starożytności. Wbrew rozpowszechnionej tradycji historiograficznej rozpoczyna dzieje Cesarstwa nie od czasów Konstantyna Wielkiego, legalizacji chrześcijaństwa i założenia stolicy nad Bosforem, lecz od okresu o dwa wieki późniejszego, gdy wschodnie cesarstwo po upadku zachodniego jest już jedynym dziedzicem Imperium Romanum i, choć wciąż spogląda w tył ku swym rzymskim początkom, coraz lepiej zdaje sobie sprawę ze swej odrębności. Okres "narodzin nowego cesarstwa", który według Browninga przypada mniej więcej na lata 500-641, symbolizują dwaj władcy: Justynian I (527-565) i Herakliusz (610-641). Pierwszy sprawuje władzę przede wszystkim jako dziedzic rzymskich imperatorów, drugi od tego dziedzictwa się nie odżegnuje, ale woli być traktowany jako "wybrane narzędzie Boga". Między VI a VII wiekiem następuje wzmożona chrystianizacja państwa bizantyńskiego, wykraczająca poza ramy nakreślone niegdyś przez Konstantyna i Justyniana. Ten ostatni nie może więc, wbrew podręcznikom szkolnym, uchodzić za charakterystyczną i centralną postać bizantyńskiej historii. Do tej roli bardziej odpowiedni jest Herakliusz, jeszcze bardziej jednak cesarze klasycznego okresu kultury bizantyńskiej - wieków IX-XI - gdy państwem rządzi dynastia macedońska (867-1056). Gdyby więc, idąc tropem dawnej historiografii, zastosować do dziejów Bizancjum metaforę wieku ludzkiego, to epoka stuleci VI-VII okaże się jego dzieciństwem, okres IX-XI czasem dojrzałości, zaś lata po IV krucjacie (1204), aż do zdobycia przez Turków (1453), "długim zmierzchem" - starością, lecz nie uwiądem starczym, gdyż ówczesna kultura (literatura, filozofia, malarstwo) przeżywa bujny rozwój pod rządami dynastii Paleologów (1259-1453). Schyłek potęgi politycznej i utrata większości terytoriów nie zgasiły, widać, twórczych sił bizantyńskiej elity kulturalnej. Skorzystała z tego późnego rozkwitu Europa Zachodnia dzięki licznym emigrantom i zawożonym do Italii i innych krajów dziełom. Pisze o tym Robert Browning, choć nie używa (czemu?) rozpowszechnionego określenia "renesans Paleologów": a przecież był to swoisty protorenesans, któremu najazd turecki uniemożliwił pełny rozwój.

Wróćmy jednak do czasów bizantyńskiej "młodości". Przypadają one na okres walki o przetrwanie w latach 641-867. Swój sukces w walce z ekspansją arabską zawdzięcza Bizancjum wielkim przemianom, jakie zaszły w wiekach VII-IX. Właśnie te czasy najlepiej wykazują niesłuszność opinii o zastygłym w sztywnej hierarchii społeczeństwie cesarstwa. W miejsce starej, późnoantycznej elity późnorzymskiej wyrosła nowa i prężna warstwa przywódców wojskowych i, w mniejszym stopniu, cywilnych. Droga kariery stanęła otworem przed "nowymi ludźmi" wywodzącymi się nawet z niższych warstw. Wprawdzie w "Ciemnych Wiekach" załamał się przejściowo system kształcenia, a naukę z większym powodzeniem można było pobierać na terenach zniewolonych przez islam, oczywiście u żyjących tam uczonych greckich czy syryjskich, ale pod wieloma względami był to bardzo twórczy okres dla Bizancjum. Dla przykładu: utrata przebogatych prowincji Egiptu i Syrii nie załamała imperium pod względem gospodarczym, Bizantyńczycy nauczyli się lepiej wykorzystywać pozostałe, nieliche przecież ziemie w Azji Mniejszej i na Bałkanach. W nowych ramach bardziej jednolite językowo i kulturalnie państwo odrodziło się i w wiekach IX-X znów zaczęło odnosić znaczne sukcesy.

To było już inne państwo - nie kraina setek miast pielęgnujących swe antyczne tradycje, z kilkoma wielkimi ośrodkami, jak (obok stolicy) Antiochia i Aleksandria, lecz uwolnione od najeźdźców obszary wiejskie z jednym centrum w Konstantynopolu, dominującym pod każdym względem i stanowiącym pars pro toto całego Bizancjum. Po kilku wiekach udało się zasymilować rzesze ludności napływowej, o niegreckim rodowodzie, równocześnie, jakby wbrew idei ponadnarodowego imperium, wzrosło poczucie pogardy, a następnie wrogości wobec obcych. Robert Browning zauważa, że jeśli jeszcze w VII-VIII wieku władcy uważali za dopuszczalne małżeństwa z obcymi księżniczkami, to już w wieku X możliwość koligacji z "barbarzyńcami" odrzucana była zdecydowanie. Później, w XII stuleciu, zdarzać się będą pogromy przybyszów z Zachodu, ale to już kwestia odrębna, związana z upośledzeniem pozycji własnych obywateli w tracącym dawne znaczenie cesarstwie. Od XI wieku nasila się wrogość wobec "łacinników", specjalne traktaty eksponować będą różnice religijne, które jeszcze nieco wcześniej uświadamiano sobie niezbyt jasno. Trzeba jednak podkreślić, że bizantyńska ksenofobia nie jest czynnikiem stałym, nasila się i słabnie w różnych okresach.

Kontrowersyjna jest dla bizantynologów ocena epoki Komnenów (1081-1204), wiek "wyzwania z Zachodu", nasilonych kontaktów ze światem europejskim. Bizantyńczycy podjęli to wyzwanie i mimo iż potrafili uregulować kontakty z państwami krzyżowców i, nie bez trudu, stawiali czoła ekspansji mocarstw zachodnich, nie zdołali zapobiec klęsce 1204 roku - zdobyciu stolicy oraz większej części terytorium przez IV krucjatę. Zdaniem Browninga cały ten okres jest dla cesarstwa niepomyślny, "od pozornego brzasku" - panowanie Aleksego I Komnena (1081-1118), którego nie ceni wysoko - "do katastrofy" (1204). Nieco zaskakująco brzmi więc pozytywna ocena nasilającej się od końca XI wieku roli handlu włoskiego, który zdaniem autora wnosił ożywienie w gospodarkę bizantyńską. Faktycznie, pewien poziom aktywności handlowej Greków nie zanikł w późnych wiekach, gdy zmuszeni byli oni działać u boku uprzywilejowanych Włochów i to ułatwiło im już pod władzą turecką zajęcie ważnego miejsca w gospodarce Lewantu.

Książka amerykańskiego profesora ukazuje inne Bizancjum niż to, które zastygło w stereotypach dawniejszych podręczników. Nie tylko zmieniało ono swe miejsce na mapie politycznej, ale i rozwijało się gospodarczo, dawało swym obywatelom szanse zaskakującej czasem kariery. Jego kultura nie sprowadzała się do rozpamiętywania przeszłości antycznej, choć przywiązanie do tradycji było duże. Przez kolejne epoki przewijają się okresy nawrotu do klasycznego dziedzictwa (bizantyńskie "renesansy"). Sztuka bizantyńska to nie tylko ascetyczne, budzące metafizyczną zadumę ikony, ale i pogodne, świeckie obrazki z życia codziennego, zabaw dzieci, polowań, obrazy zwierząt i roślinności. Odkrywają je dziś archeolodzy w ruinach Wielkiego Pałacu. Ta sztuka rozwijała się nawet w nieprzychylnym dla niej okresie ikonoklazmu. Klasycyzm obecny jest w sztuce i literaturze aż po okres Paleologów. Dzieła pisane językiem starogreckim w Bizancjum do złudzenia przypominają utwory autorów antycznej Grecji. Istnieją jednak co najmniej dwa poziomy kultury bizantyńskiej: bardziej elitarny - klasycyzujący - obok szerzej rozpowszechnionego, popularnego, który odwołuje się niemal wyłącznie do inspiracji chrześcijańskiej. Gwoli ścisłości trzeba jednak zaznaczyć, że granice między dwoma nurtami kultury są płynne, zaś związek z chrześcijaństwem bizantyńskich elit nie ulega wątpliwości. Bizancjum jest bowiem głęboko przeniknięte duchem religijnym, choć nie oznacza to klerykalizacji społeczeństwa. Duchowni nie pełnią z reguły funkcji kierowniczych w państwie (wojsko jest dla nich zupełnie zamknięte), z drugiej zaś strony nie mają też monopolu na naukę i wykształcenie. Nawet dzieła teologiczne pochodzą czasem od autorów świeckich, także w okresie późnym, gdy znaczenie Kościoła wobec słabnięcia państwa wzrasta. Nota bene, popularne wyobrażenie o bizantyńskim cezaropapizmie wymaga też ograniczenia, bo przecież stosunki Kościoła i cesarza ulegają zmianom w czasie.

Do wspomnianych tu dwóch poziomów nurtów kultury należałoby może dodać jeszcze jeden - "ludowy", stanowiący swoistą odmianę nurtu drugiego - chrześcijańskiego. Sięganie w literaturze, głównie poezji, do języka mówionego, w którym coraz bardziej nasilają się cechy nowogreckie, pojawia się w późnym okresie, by nabrać większego znaczenia w czasach postbizantyńskich pod rządami tureckimi. Odpowiednikiem tego zjawiska w kręgu elit jest nawrót do określenia narodowego "Hellenes" (przez dłuższy czas synonim pogan) i eksponowania własnej tradycji Greków jako narodu o tysiącletniej, niezależnej od Rzymu tradycji. Od poczucia związku z imperium trudno się jednak wyzwolić, dlatego patriotyzm narodowy Greków w pełni rozwinie się znacznie później. Być może właśnie biorąc pod uwagę ten ostatni fakt Robert Browning poświęca zjawisku unarodowienia kultury bizantyńskiej stosunkowo niewiele miejsca. Nieprzypadkowo tytuł jego książki brzmi Cesarstwo Bizantyńskie, akcentuje więc imperialny aspekt historii państwa. Inna rzecz, że sformułowanie tytułu niezupełnie dokładnie oddaje układ i zróżnicowanie treści. Z "cesarstwem" kojarzy się raczej historia polityczna, ta zaś została w książce omówiona bardzo zwięźle, miejscami wręcz zasygnalizowana tylko w telegraficznym skrócie. Styl tego zarysu daleko odbiega od innej, znanej polskiemu czytelnikowi książki Browninga: Justynian i Teodora to zajmująca opowieść o jednej epoce i parze cesarskich małżonków. Obecnie na nieco więcej swobody pozwala sobie Autor tylko w rozdziałach poświęconych cywilizacji i kulturze. Tu znajdziemy nieco luźniejszą refleksję, odwołanie się do przykładów. Tych ostatnich jest jednak mimo wszystko niewiele, dlatego tłumaczowi należy się wdzięczność za wzbogacenie tekstu około stustronicowym aneksem zawierającym próbki bizantyńskiej literatury w polskim tłumaczeniu. Po "galopadzie" przez wieki znajdzie tu znużony czytelnik nieco odpoczynku i bliższego kontaktu ze swoistym powabem bizantyńskiego słowa. W atmosferę Bizancjum przeniosą go też barwne, dobrej jakości, ilustracje, ukazujące świat, w którym mieszkańcy cesarstwa żyli może niezupełnie na co dzień, ale na pewno w czasie licznych świąt i uroczystości.

Tłumaczowi Grzegorzowi Żurkowi należy się jeszcze kilka ciepłych słów za sumienne wykonanie swego zadania. Wykonał je starannie, ze znajomością materii, nie myląc pojęć, a nazwy greckie spolszczając prawidłowo według reguł opracowanych przez nestora polskich bizantynologów profesora Oktawiusza Jurewicza. Miejscami trafnie uzupełnił i skomentował tekst autora, szkoda jednak, że nie dołączył (poza wyjątkami) komentarza do antologii utworów, które bez dodatkowej wiedzy, a tę w książce nie zawsze można znaleźć, stają się mało zrozumiałe.

Cesarstwo Bizantyńskie Roberta Browninga jest kompetentnie napisanym podręcznikiem, który posłużyć może zajmującemu się dziejami imperium studentowi, ale innemu czytelnikowi również dostarczyć może interesującej i pożytecznej lektury. Wprawdzie dzieło to nie zastąpi szczegółowej historii pióra Gieorgija Ostrogorskiego, która na rynku księgarskim jest od dawna rzadkością, ale dostarczy wiedzy zaktualizowanej, oddającej rezultaty około 100 lat badań bizantynologii, która od końca XIX wieku, gdy jako odrębna dyscyplina wyłoniła się z filologii klasycznej, zdołała stworzyć nowy obraz cesarstwa i jego kultury.

 

MACIEJ SALAMON, prof. dr hab., dziekan Wydziału Historii UJ.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin