Uciekaj-d.wilkerson.doc

(161 KB) Pobierz
Uciekaj, jeśli ci życie miłe

Uciekaj, jeśli ci życie miłe!
(Run For Your Life!)

 

Carter Conlon
16 września 2001
__________

Pastor David Wilkerson przekazał dziś rano prorocze słowo dla naszego narodu. Po południu moja żona Teresa przekazała prorocze słowo - muszę je tak nazwać - dla indywidualnych, szczerych chrześcijan, którzy badają swoje serca.

Natomiast dziś wieczorem Duch Święty dał mi Słowo dla Kościoła Jezusa Chrystusa. Mówię o Jego Ciele jako całości, a to obejmuje wszystkich, którzy określają się jako Chrystusowi i posiadają w sercach świadectwo zbawienia i usprawiedliwienia mocą odkupieńczej krwi Jezusa wylanej na Golgocie. Moje przesłanie jest skierowane do każdego, kto w ten sposób określa swoje chrześcijaństwo.

Ojcze, dziękuję Ci za namaszczenie, za ożywiającą moc Ducha Świętego. Proszę Cię Duchu Święty, abyś pobudzał mnie dziś wieczorem. Proszę Cię Duchu Święty, abyś uporządkował moje myśli, a nawet intonację mojego głosu w tym, w jaki sposób będę mówił oraz w tym, co zostanie powiedziane, tak aby było to z Bożego serca. Prawdziwie proszę Cię dzisiaj o tę łaskę, bym zniknął, tak abyś Ty mógł być widziany; abym się odsunął, tak by widoczna była Twoja chwała. Proszę Cię, aby kościół który dzisiaj zgromadziłeś nie był powodowany wpływem człowieka, ale Twoją obecnością, Panie; aby zważał na Twoje Słowo i trwał w Twoim miłosierdziu. Mój Boże, niech duch pokuty zstąpi na Twój Kościół. Proszę o to w imieniu Jezusa.

Czytając 18 rozdział I Księgi Królewskiej widzimy poważny duchowy konflikt - po raz kolejny dzieci Boże odeszły od prawdy. Zwycięskie czasy Jozuego były już zamierzchłą przeszłością. Wprawdzie Ziemia Obiecana nie została przez niego podbita w całości w wyniku duchowych zaniedbań ówczesnego Izraela, lecz mimo to tamte dni były uznawane w narodzie za okres świetności.

Teraz jednak Boży lud znalazł się obliczu strasznej tragedii spowodowanej odmową wypełnienia nakazu oddzielenia się od bogów ościennych narodów.

Pamiętacie zapewne słowa Mojżesza, skierowane do Izraela: "Bogowie, których nie usuniecie z tej ziemi, staną się dla was sidłem i cierniem w waszym boku. Zostaniecie przez nich odarci z prawdziwego dziedzictwa, którym Bóg pragnie was obdarować, ponieważ nie zechcecie ich usunąć. Te bożki spowodują wasz upadek" (zob. 4 Mż 33,55-56).

Dokładnie taki stan narodu wybranego opisuje I Księga Królewska 18. Izraelici znaleźli się w niewoli fałszywego boga Baala. Był on bogiem osobistego sukcesu i dobrobytu. Oddawanie czci Baalowi zawierało w sobie niemoralne praktyki oraz zmysłowość. Innymi słowy Boży lud właśnie został schwytany w sidła pragnień osobistego sukcesu. Oznacza to wszystko co mogłoby podbudować i podźwignąć ich "ja", wszystko co mogłoby zapewnić im dobrobyt.

Kult Baala pozwalał wyznawcom na niemoralność przy równoczesnym odczuwaniu boskiej obecności. Była to religia przesycona wyuzdaniem, nieprawością, niemoralnością i zmysłowością. Jej wyznawcy polegali jedynie na przeżyciach karmiących zmysły. Jeśli po obfitych deszczach następowały dobre zbiory, lud na podstawie swych naturalnych wrażeń stwierdzał: "Baal jest z nas zadowolony. Upodobało mu się zesłać nam pomnożenie dóbr i dobrobyt."

Oczywiście, skoro zmysłowość leżała u podstaw ich tak zwanego uwielbienia, musiało to prowadzić do obrzydliwych, niemoralnych praktyk. Jednak pośród tego nikczemnego religijnego zamieszania Bóg w swej wierności posłał słowo prawdy.

Umiłowani, w każdym pokoleniu i w każdym narodzie Wszechmogący Bóg zawsze wzbudza swoje świadectwo. On zawsze tak czyni - zawsze posyła słowo. Być może nie będzie się ono cieszyć popularnością i nie zadowoli większości, lecz Jego głos będzie można usłyszeć. On jest Bogiem, On stworzył cały wszechświat. On zarządza światem i trzyma każdego z nas na swej dłoni i będzie mówił do każdego, kto zechce słuchać prawdy.

W wersetach 19 i 20 Eliasz rzucił wyzwanie nikczemnemu królowi Achabowi, który wówczas rządził w Izraelu:

"Poślij tedy teraz i zgromadź do mnie całego Izraela na górze Karmel oraz owych czterystu pięćdziesięciu proroków Baala i czterystu proroków Aszery, którzy jadają u stołu Jezebel" (1 Krl 18,19).

Ten werset mówi o prorokach, którzy mieli powiązania z władzą. Tego właśnie pożądali, dlatego mieszkali i jedli u samych jej szczytów - u królowej Jezebel, która miała dostęp do wszelkiego bogactwa i dobrobytu tego narodu.

Ci ludzie pożądali takich rzeczy. To jest stół, przy którym chcieli jadać. Oni nie chcieli zasiadać przy Bożym stole, więc jadali właśnie tam.

"Achab wysłał więc zew do wszystkich synów izraelskich i zgromadził proroków na górze Karmel" (1 Krl 18,20).

Góra Karmel była znaczącym miejscem, ponieważ Jozue pobił tam niegdyś jednego z królów kananejskich. Można powiedzieć, że Eliasz sprowadzał tych ludzi na miejsce pamięci narodowej.

Duch Święty zawsze czyni to samo względem ludu Bożego. On zawsze przyciąga. Jego misją nie jest potępianie Kościoła Jezusa Chrystusa, bez względu na to, jak dalece nie popadłby w odstępstwo. Zamiast tego, przychodzi On i próbuje przyciągnąć na powrót tych, którzy odeszli od Bożego serca, w tym sprzymierzeńców niemoralnych przywódców oraz tych, którzy żądni są władzy, bogactwa i wszystkich innych rzeczy oferowanych przez społeczeństwo.

"Wtedy Eliasz przystąpił do całego ludu i rzekł: Jak długo będziecie kuleć na dwie strony? Jeżeli Pan jest Bogiem, idźcie za nim, a jeżeli Baal, idźcie za nim!" (1 Krl 18,21).

Duch Święty przemówił przez Eliasza. W sercach ludu pojawiło się niezdecydowanie. Mieli oni tajemnicze wewnętrzne przekonanie, że Baal nie jest Bogiem. Mówili: "Jest zabawnie, doznajemy zmysłowych przeżyć, mamy poczucie materialnego zabezpieczenia, lecz to nie pochodzi od Pana."

Taki był powód ich niezdecydowania. Oni angażowali się w te praktyki, lecz nie byli w stanie poddać się całkowicie Baalowi, ponieważ mieli to głębokie wewnętrzne poznanie, że nie przystępują do ołtarza Bożego.

"Jak długo będziecie kuleć?" - zapytał Eliasz.

Słowo przetłumaczone tutaj jako "kuleć" w języku hebrajskim oznacza "podskakiwać, przeskakiwać, szczędzić lub tańczyć jak kulawy".

On przemawiał do Kościoła swoich czasów: "Jak długo jeszcze będziecie przeskakiwać nad prawdą? Jak długo jeszcze będziecie szczędzić sobie głębokiej Bożej pracy i powołania? Jak długo jeszcze będziecie wielbić Pana jako kulawi, podczas gdy moglibyście zostać uzdrowieni? Jak długo? Dlaczego kulejecie na dwie strony? Dlaczego zatrzymaliście się w pół drogi pomiędzy niebem a piekłem? Czemu się nie decydujecie, gdzie będziecie żyć i której opcji zamierzacie się poświęcić?"

Pismo mówi: "...lecz lud nie odrzekł mu ani słowa" (1 Krl 18,21).

To niezwykła rzecz. Eliasz rzuca im wyzwanie. Oni wiedzą, że mają do czynienia z mężem Bożym, mają tego świadomość. Oni mogliby złożyć świadectwo. Gdyby lud odszedł wtedy stamtąd (nie mówię teraz o prorokach Baala, ale o zgromadzonym ludzie) i gdyby ktokolwiek wspomniał im o Eliaszu, przyznaliby bez wahania: "To jest mąż Boży. Gdziekolwiek się udaje, towarzyszy mu Boży ogień. Panuje tam atmosfera bojaźni Pańskiej. Ma się wrażenie, że Bóg jest wszędzie tam, gdzie on. Tak, Eliasz bez wątpienia jest mężem Bożym."

Jednak kiedy ten mąż Boży stawia im pytanie: "Komu zamierzacie służyć?", nie odpowiadają mu, nie potrafią odpowiedzieć.

Zadziwiające, że podobną sytuację mamy nawet tutaj w zborze Times Square Church. Kiedy jakiś mąż Boży staje przed zgromadzeniem zwiastując Boże Słowo wyraźnie rozdzielające duszę od ducha i stawy od szpiku, zdolne osądzić zamiary i myśli serca, słuchacze często siedzą w milczeniu, niezdolni do żadnej reakcji. Bóg zawsze zadaje to samo pytanie: "Czy zechcesz do mnie wrócić? Czy zechcesz przyjść na spotkanie w miejscu pamięci?"

W przypadku Eliasza lud nie odrzekł ani słowa. Nie zareagował. Może mieli nadzieję, że przekonanie o grzechu rodzące się w ich sercach po prostu zaniknie. Widzicie, oni wiedzieli w głębi duszy, że Baal nie jest Bogiem. Właśnie dlatego nie potrafili poddać mu się do końca, a z drugiej strony nie umieli odpowiedzieć na pytanie Eliasza.

Można by zadać sobie pytanie:
"Skąd się wzięła owa tajemnicza cisza?"

 

Po pierwsze niektórzy spośród ludu odczuwali, że byli prawdziwie dotykani przed ołtarzem Baala - wszak fałszywa religia dostarcza pewnego poczucia komfortu. Chcę, abyście to wiedzieli. Fałszywa religia może sprawić, że będziesz tańczył, że będziesz szczęśliwy, że będziesz miał przekonanie, iż masz się dobrze.

Och tak, fałszywa religia może cię uszczęśliwić i dać poczucie satysfakcji. Ludzie są w to zaangażowani na całym świecie i w niektórych miejscach naprawdę mają przy tym dużo dobrej zabawy.

Tymczasem Izraelici odczuwali, że byli prawdziwie dotykani przed ołtarzem Baala i myśleli w swoich sercach: "Wiem, że to nie był Bóg, ale przecież poczułem przed tamtym ołtarzem jakieś dotknięcie. Powiedz mi, Eliaszu, dlaczego właściwie miałbym opuścić to miejsce i pójść za tobą? Przecież tylu proroków nie może się jednocześnie mylić. Jest ich 850, a ty tylko jeden. Jesteś tylko pojedynczym głosem. To niemożliwe, aby oni wszyscy byli w błędzie. Odczuwałem tam dotknięcie."

Wielokrotnie słyszałem to samo z ust chrześcijan. Przez wiele lat próbowałem pomagać ludziom zaangażowanym w idiotyzmy czynione pod wezwaniem Jezusa Chrystusa. Ich odpowiedź zawsze brzmi jednakowo. Kiedy próbujesz otworzyć przed nimi Biblię i coś im pokazać, to oni ignorują Słowo Boże i mówią: "Ale ty tego nie zrozumiesz. Ja zostałem tam dotknięty duchowo. Doznałem tam głębokiego przeżycia."

To prawda, ale w głębi serca wiedzieli, że coś jest nie tak - niepewność zawsze jest pewną wskazówką. Zawsze wiem, kiedy osoba, z którą rozmawiam trwa w grzechu cudzołóstwa lub wszeteczeństwa, ponieważ gdy spotykam takiego mężczyznę w towarzystwie kobiety, z którą się związał i pytam go wprost: "Czy to jest twoja żona?", wtedy następuje wahanie, a dopiero potem odpowiedź. Naprawdę tak jest.

On żałuje, że ta kobieta nie jest jego żoną. Myśli, że wreszcie znalazł kogoś, kto zaspokaja jego potrzeby, ale to nie jest jego żona i on dobrze o tym wie. Więc kiedy pytam, on się waha. Następnie odpowiada: "No cóż, tak". Sama ta odpowiedź zdradza jego serce.

Księga Jeremiasza 5.

W księdze Jeremiasza 5 ten prorok swoich czasów wołał do Boga, obciążony w sercu wielkim brzemieniem. Jeremiasz był człowiekiem, który gromił lud słowem pochodzącym z nieba.

Umiłowani, ile razy historia musi się powtórzyć, zanim Kościół zacznie wołać: "Boże, nie pozwól proszę, aby historia powtórzyła się w moim życiu. Nie pozwól, abym stał się kolejną osobą z licznego rodu odstępców, którzy trzymali się Baala i nie chcieli się tego wyzbyć"?

Jeremiasz powiedział: "Lecz ten lud ma serce krnąbrne i przekorne; odstąpili i odeszli" (Jr 5,23).

W hebrajskim oryginale wyraz "odeszli" oznacza odejście od Boga w swoim sercu. Oni już odeszli. Lud stał przed Jeremiaszem i słuchał go, lecz Pan powiedział prorokowi: "Jeremiaszu, oni już odeszli ode mnie. Możesz patrzeć im prosto w oczy i głosić do nich, ale tak naprawdę, to sercem są daleko."

Tragedią jest to, że podobne sceny powtarzają się od wieków. Dzisiaj również jest wielu ludzi, którzy nazywają się imieniem Pańskim, ale tak naprawdę ich serca są daleko. Już dawno temu opuścili Jezusa i teraz znają Go bardzo słabo, albo nie znają Go w ogóle. Wiedzą natomiast, że to, za czym się uganiają, Bogiem nie jest. Mimo to, w swoich sercach opuścili Tego, o którym wiedzą, że jest prawdziwy.

"I nie pomyśleli w swoim sercu: Bójmy się Pana, naszego Boga..." (Jr 5,24).

Już nie mają pragnienia bojaźni Pańskiej. Mówią: "To zbyt staromodne. To jest 'stara szkoła'. Tak wierzyli pierwsi zielonoświątkowcy w Ameryce, a my jesteśmy przecież zupełnie innym, nowym pokoleniem. Nowe rzeczy dzieją się pośród nas. Mamy teraz nowego boga".

Prawda jest taka, że oni już odeszli i nie mówią już w swoich sercach: "Bójmy się Pana, naszego Boga. My po prostu nie chcemy przeżywać bojaźni Bożej. Nie chcemy nawet o niej mówić. Zamiast tego, pragniemy gromadzić się przed naszym ołtarzem, gdzie można upajać się zmysłowym uwielbieniem i nurzać się w nieczystości. Nie chcemy, żeby naszym życiem rządziła żadna bojaźń Boża."

"...Bójmy się Pana, naszego Boga" - oni tak już nie mówią - "który daje w czasie właściwym zarówno deszcz wczesny, jak i późny, który nam zapewnia ustalone tygodnie żniwa" (Jr 5,24).

"Wasze winy obaliły ten porządek..." (Jr 5, 25).

Innymi słowy, w waszym sercu istniało głębokie rozdarcie, a wy nie chcieliście go porzucić, co na dłuższą metę spowodowało zanik pragnienia bojaźni Pańskiej. Mam nadzieję, że dzisiaj zobaczysz jak niebezpiecznym jest żyć z podzielonym sercem. Podzielone serce prędzej czy później pozbawi cię pragnienia Boga, w szczególności wtedy, gdy jesteś świadom tego stanu. To tak, jak beczka pełna oleju z dziurą w dnie. To chwilę potrwa, ale po jakimś czasie ujdzie z niej cała zawartość. Twoje pragnienie Pana odejdzie wraz z umiejętnością rozróżniania.

"...a wasze grzechy pozbawiły was dobrego" (Jr 5,25).

Zbliżamy się do kluczowego fragmentu,
który zaczyna się od wersetu 26.

"Gdyż w moim ludzie są bezbożni, którzy rozstawiają sieci jak ptasznicy, zastawiają zgubne sidła, aby łapać ludzi" (Jr 5,26).

Słyszę to gromiące wołanie Jeremiasza - gdyby tylko współczesny mu kościół przebudził się wtedy i posłuchał ostrzeżenia! Zostało do nich skierowane Słowo Boże ostrzegające, że bezbożnicy czyhają na ich życie. Bezbożni, o których mówi Jeremiasz, są jak kłusownicy polujący na zające - ukrywają się w krzakach, szykując pułapkę na tych, którzy niczego nie podejrzewają. Zastawiają sidła na tych, którzy nie są poddani Bogu i pławią się w nieposkromionych pożądliwościach ciała. W głębi serc nie są podporządkowani Bogu i kuleją na dwie strony, a tamci zastawiają na nich swe sieci i pułapki.

"Jak klatka pełna jest ptaków, tak ich domy pełne są zrabowanego mienia; dlatego stali się możni i bogaci"(Jr 5,27).

Oto znak ostrzegawczy: oni zawsze skupieni są na pieniądzach. Stale mówią o nich i wymyślają coraz nowsze sztuczki, żeby się wzbogacić. Dokładnie o tym mówi Jeremiasz. Są oni nieczystymi ptakami w nieczystym domu. Stali się wielcy w ludzkich oczach, ale nie w oczach Bożych. Wzbogacili się przez zwodzenie ludzi.

Werset 28: "Roztyli, lśnią się..." (Jr 5,28 BG).

Oni lśnią. Można takich ludzi rozpoznać po ich olśniewających reklamach - oni lśnią.

Umiłowani, to nie jest wcale śmieszne. Jeśli czytacie niektóre współczesne czasopisma chrześcijańskie, szczególnie te charyzmatyczne, wiecie już, o czym mówi Jeremiasz w tym rozdziale. Widzicie dokładnie to, co opisuje Jeremiasz: opasłych, bogatych, lśniących fałszywych proroków. Ci ludzie przenikają do współczesnego Kościoła Jezusa Chrystusa i napełniają dom Boży swoją nieczystością.

Oto co oni czynią: "...innych w złościach przewyższają; sprawy nie sądzą, ani sprawy sierotki; wszakże się im szczęści, chociaż sprawy ubogiego nie rozsądzili" ( Jr 5,28 BG).

Znaczenie tego wersetu jest takie. Nie dbają o tych, którzy mają rzeczywiste duchowe potrzeby - ich jedyną troską jest dogodzenie sobie.

Następnie Pan przemawia przez Jeremiasza: "Czy za to nie mam ich karać? - mówi Pan. Czy na takim narodzie nie mam się mścić? Rzeczy okropne i ohydne dzieją się w tym kraju. Prorocy prorokują fałszywie, a kapłani nauczają według własnego widzimisię..." (Jr 5,29-31).

Ostatnie słowa: "według własnego widzimisię" oznaczają nauczanie z mocy ciała. Ci pasterze głoszą ewangelię polegania na własnych, naturalnych możliwościach. Nie mają pojęcia o zbawczej mocy Boga, którą deklaruje On w Nowym Przymierzu. Nie mają pojęcia o ukrzyżowaniu życia i poddaniu go Panu oraz procesie przemiany na Jego podobieństwo. Nie mają pojęcia o tym, jak Duch Święty przychodzi, by uzdolnić człowieka do życia dla Boga. Te rzeczy nie stanowią centralnego punktu ich nauczania. Oni "panują" (Jr 5,31 BG) - innymi słowy prowadzą lud, głosząc ewangelię polegania na naturalnych możliwościach.

Dalej Jeremiasz mówi: "...mój zaś lud kocha się w tym..." (Jr 5,31).

Ludzie to kochają. Przez ostatnich kilka lat często byłem zaszokowany absolutną głupotą, jaka przeniknęła do Kościoła Jezusa Chrystusa w Ameryce oraz faktem, że ludzie kochają te bzdury. Są prowadzeni drogą zmierzającą do piekła, lecz kochają się w niej.

"...Lecz co poczniecie, gdy to się skończy?" (Jr 5,31).

W oryginale hebrajskim mowa jest o czasach ostatecznych. Co poczniecie? Innymi słowy: "Byliście prowadzeni drogą ewangelii polegania na naturalnych możliwościach. Co poczniecie, kiedy cała moc piekielna zostanie wylana na powierzchnię ziemi? Co uczynicie? Co zrobicie w czasach ostatecznych?"

Wróćmy do I Księgi Królewskiej. Posłuchajcie mnie. Nie jestem zły na nikogo, kto siedzi tutaj dziś wieczorem. Nie chcę, aby ktokolwiek tak myślał. Moje serce pełne jest żarliwości. Przez lata Bóg wkładał na mnie swe brzemię. Wstawiam się za Kościołem. Nikogo nie potępiam. Wstawiam się za każdym liderem.

Jeśli są oni w stanie zawrócić, jeśli nadal są w stanie słuchać, to ja wstawiam się za nimi. Nie jestem tu po to, by kogokolwiek potępiać, czy też by ściągnąć ogień sądu na dom Boży. Jestem tu po to, by się wstawiać.

Wróćmy do fragmentu
z I Księgi Królewskiej 18.

"Rzekł więc Eliasz do ludu: Ja jeden tylko pozostałem jako prorok Pana..." (1 Krl 18,22).

Wiemy, że Eliasz nie miał do końca racji - Pismo ujawnia, że było jeszcze 7 tysięcy innych, którzy nie zgięli kolan przed Baalem sukcesu i obfitości.

"...proroków Baala zaś jest czterystu pięćdziesięciu. Niech nam przeto dadzą dwa cielce" - to znaczy dwie ofiary - "Niech oni wybiorą sobie jednego cielca" - innymi słowy wybierzcie sobie swoją ofiarę - "i poćwiartują go, i położą na drwach, lecz ognia niech nie podkładają. Ja również przygotuję jednego cielca i położę go na drwach, ale ognia nie podłożę. Potem wzywajcie wy imienia waszego boga, ja zaś będę wzywał imienia Pana. Ten zaś Bóg, który odpowie, ten zaiste jest Bogiem" (1 Krl 18,22-24).

Chcę, abyście to zapamiętali, ponieważ będziemy mówić o ogniu. Ten ogień nie jest tym, o czym być może w tej chwili myślicie. Ogień nie jest uczuciem. Nie jest również obecnością. Nie jest także mrowieniem czy innym zmysłowym doznaniem. Eliasz mówi tu o czymś innym. Zapamiętajcie ten szczegół, bo wrócimy do niego później.

"...I odpowiedział cały lud: Dobrze, niech tak będzie" (1 Krl 18,24).

Lud odpowiedział: "Dobry pomysł. Złożymy nasze ofiary, a ten bóg, który odpowie na nasze wołanie zsyłając ogień, okaże się prawdziwym Bogiem".

"Następnie Eliasz rzekł do proroków Baala: Wybierzcie sobie jednego cielca i przygotujcie go pierwsi, gdyż was jest więcej..." (1 Krl 18,25).

Innymi słowy Eliasz powiedział: "Wy jako pierwsi wybierzcie sobie ofiarę i przygotujcie ją, a potem wzywajcie imion waszych bogów, ale nie podkładajcie ognia. Uporacie się ze swoją pracą znacznie szybciej niż ja ze swoją. To, co wy robicie, nie jest tak czasochłonne".

Tego typu praca zaczyna się od przeprowadzenia ankiety w sąsiedztwie, w celu ustalenia czego chcą ludzie, potencjalnie zainteresowani przyjściem do domu Bożego. Następnie kupuje się budynek, a potem załatwia jakieś źródło finansowania ze świata, ponieważ świat nie jest zgorszony taką ewangelią. Oni chętnie pójdą na to. Niezbawieni włączą się w to finansowo, ponieważ mogą się tam czuć komfortowo. Nadal im się powodzi, gdyż mimo prowadzenia niemoralnego życia nigdy nie są konfrontowani z Bożym Słowem. To jest ta "szybka praca".

Jednak to, co nie pochodzi od Boga, nigdy nie posiada trwałego fundamentu. Ta prawda odnosi się nie tylko do kościoła, lecz także do życia każdego chrześcijanina. Nie żyjemy jak chrześcijanie, nie wzrastamy w wierze jedynie poprzez słuchanie jednego kazania za drugim lub przeżywanie kolejnych zmysłowych doznań. Wznoszona jest budowla, a jej kamieniem węgielnym musi być Jezus Chrystus. On sam powiedział, że musimy upaść na ów kamień węgielny i zostać skruszeni.

Skruszenie oznacza, że musimy zostać ukształtowani i uczynieni na obraz tego kamienia węgielnego. Jeśli nie będziemy dokładnie tacy sami jak ten kamień, to wtedy mury tej budowli stopniowo będą odchylać się od pionu. Na początku może to być niewielkie odchylenie, lecz gdy dojdziemy do szczytu, wszystko się zawali.

Dlatego tyle tak zwanych kościołów Jezusa Chrystusa wzrasta tak szybko i zdaje się, że sięga wysoko i daleko. Kiedy jednak przyglądamy im się z perspektywy 15 czy 20 lat, często widać po nich już tylko ślady w postaci zniechęconych ludzi i opustoszałych budynków pełnych nieczystych ptaków.

W tym momencie prorocy Baala rozpoczęli próby sprowadzenia Bożej obecności.

"A tak wzięli cielca, którego im dał, a zgotowawszy wzywali imienia Baalowego od poranku aż do południa, mówiąc: O Baalu, wysłuchaj nas! Ale nie było głosu, ani ktoby odpowiedział. I skakali koło ołtarza, który byli uczynili" (1 Krl 18,26 BG).

To jest bardzo znamienne. Oni zbudowali ołtarz i po kolei każdy z nich wskakiwał na niego. Może chcieli przez to pokazać innym prorokom Baala, jak bardzo są święci. "Bóg z pewnością mi odpowie! Patrzcie na mnie i na moje oddanie bogu! Stoję na ołtarzu! Patrzcie na mnie! Patrzcie na mnie!"

Taka postawa jest charakterystyczna dla ludzi nie znających Boga: "Patrzcie na mnie!". Oni wskakiwali na ołtarz, co oznacza, że wznosili się ponad tłum i przez krótką chwilę byli w centrum publicznej uwagi. Następnie, wołając do boga, który nie istnieje, albo zeskakiwali z ołtarza, bądź też byli zrzucani przez następną osobę, na którą przychodziła kolej, by tam wskoczyć.

"A gdy nastało południe, Eliasz zaczął drwić z nich, mówiąc: Wołajcie głośniej, wszak jest bogiem, ale może się zamyślił lub jest czym innym zajęty, lub może udał się w drogę, albo może śpi? Niech się więc obudzi! Wołali więc głośno i według swojego zwyczaju zadawali sobie rany nożami i włóczniami, aż krew po nich spływała" (1 Krl 18,26-28).

Och, jakże byli oni szczerzy. Pamiętam, jak rozmawiałem z pewnym małżeństwem, próbując ich ostrzec przed tym, w co byli zaangażowani. Próbowałem ich przestrzec przed ewangelią, z jaką zaczęli się identyfikować, a wtedy powiedzieli mi: "Och, pastorze, ale ty tego nie rozumiesz. Liderzy są tacy szczerzy, tak bardzo szczerzy. Oni naprawdę wierzą w to, co robią."

Umiłowani, nie wystarczy być poruszonym szczerością. Za tym musi stać prawda. To musi być poparte prawdą. Ja w ogóle nie zwracam uwagi na to, czy dany człowiek wygląda na nieszczerego, jeśli tylko głosi prawdę, a ona dotyka mojego serca i przynosi przekonanie do mojego życia.

Ci prorocy zadawali sobie powierzchowne rany na ciele nie mające nic wspólnego z Bożym działaniem, głośno wołając: "Popatrzcie na to! Popatrzcie na tamto! Zobaczcie, co Bóg tutaj uczynił, spójrzcie na to!".

Jednak Biblia mówi, że Boże Słowo jest "żywe i skuteczne" (zob. Hbr 4,12); ono nie owocuje w nas powierzchownymi, małymi draśnięciami na ciele - ono przenika wprost do duszy i ducha, stawu i szpiku. Wprost do serca. Bezpośrednio do zamysłów i zamiarów serca. Nie jest ono małym powierzchownym zadraśnięciem.

Boże Słowo jest jak miecz obosieczny, bardzo ostry i tnący bardzo głęboko. Ci, którzy naprawdę kochają Boga i znają Go wiedzą, że jego Słowo jest jak skalpel usuwający z nas rakowatą cielesną naturę i zastępujący ją naturą Bożą. Takie zmiany nie zachodzą tylko dlatego, że podeszliśmy do ołtarza. Doświadczamy ich wtedy, gdy zgodzimy się ze Słowem Pana i zaufamy, że Bóg posiada moc, aby nas zmienić.

"Nawet kiedy już południe minęło, oni jeszcze prorokowali aż do czasu składania ofiary z pokarmów. Ale nie było ani głosu, ani odpowiedzi, ani też dowodu uwagi" (1 Krl 18,29 BT).

Innymi słowy, prorocy doprowadzili się do stanu zupełnego wyczerpania. Samo wskakiwanie na ołtarz jednak nie wystarczyło - teraz zaczęli prorokować.

W hebrajskim oryginale wyraz "naba" może oznaczać "mówić lub śpiewać proroczo w wyniku działania ponadnaturalnej mocy". Określenie to posiada zarówno konotację pozytywną jak i negatywną. W tym przypadku oznacza ono bredzić, zachowywać się jak szaleniec, postępować jak obłąkany wykonując spazmatyczne ruchy ciała, które często przypisywane są fałszywym prorokom - ta definicja pochodzi prosto ze słownika hebrajsko-greckiego.

Innymi słowy, owi prorocy zachowywali się w sposób niepoczytalny: trzęśli się wykonując spazmatyczne ruchy ciała, które zawsze przypisywane są fałszywym prorokom. Zaraz wam to udowodnię.

Cofnijcie się do I Księgi Samuelowej 18, a coś zobaczycie.

Pokażę wam, co się dzieje z człowiekiem,
który znał Boga, odchodzi od Niego,
lecz nadal pozostaje przywódcą Bożego ludu.

Biblia jasno mówi nam, że król Saul został namaszczony i powołany przez Boga do przywództwa w swoim narodzie, a Duch Boży zstąpił na niego i Saul prorokował. W tamtym momencie jego życia on naprawdę prorokował. Duch Boży zstąpił na niego i zaczął on rządzić Jego ludem. Biblia mówi, że przez Ducha Bożego został przemieniony w innego człowieka (zob. 1 Sm 10,6).

Saul miał taką samą szansę jaką ty i ja mamy dzisiaj. W jego sercu panował jednak upór, który nie pozwalał mu poddać do końca swego życia Słowu Bożemu. Dlatego prorok Samuel opłakiwał Saula przez długi czas po tym, jak Bóg go odrzucił. Wreszcie Pan powiedział: "Przestań go opłakiwać. Wybrałem sobie już innego męża według mojego serca."

W I Księdze Samuelowej 18,10 czytamy o Saulu powołanym do rządzenia ludem, namaszczonym, dotkniętym przez Ducha Świętego. Zasiada teraz na tronie królewskim, jest przywódcą ludu Bożego.

"I stało się drugiego dnia, że przypadł [zły duch od Boga] na Saula..." (1 Sm 18,10 BG).

Nie zamierzam tutaj wdawać się w teologiczne rozważania, czy Bóg literalnie zesłał złego ducha, lecz coś wam powiem: Bóg dopuścił do tego, że na Saula przypadł zły duch.

"...przypadł [zły duch od Boga] na Saula" - i co? - "i prorokował w pośrodku domu..." (1 Sm 18,10 BG).

Oto Saul prorokuje, znajdując się teraz pod wpływem złego ducha. To samo hebrajskie słowo "naba" znów jest tutaj użyte do określenia "prorokować". Oznacza ono bredzić, postępować jak obłąkany wykonując spazmatyczne ruchy przypisywane fałszywym prorokom [przekład Biblii BTZB mówi, że Saul "popadł w szał" - przyp. tłum.].

"...przypadł [zły duch od Boga] na Saula i prorokował w pośrodku domu, a Dawid grał ręką swoją..." (1 Sm 18,10 BG).

Opisywana scena ukazuje Saula, który prorokuje i Dawida uwielbiającego Pana. Następnie czytamy: "...Saul zaś trzymał w ręku włócznię" (1 Sm 18,10 BG).

To bardzo znaczący szczegół i wytłumaczę wam dlaczego. Dawid oddaje chwałę Bogu, a Saul prorokuje - cała ta scena wygląda bardzo "świątobliwie". Gdybyście tam zajrzeli, pomyślelibyście zapewne: "Och, tutaj jest mąż, który prorokuje".

Nie znaczy to wcale, że to, co mówił, musiało być nieprawdziwe. Mamy tu człowieka, który prorokuje. Przeważnie jest to bełkot pozbawiony sensu, to nie pokrywa się z Biblią. Gdybyś to prześledził wystarczająco długo, to zobaczyłbyś, że to prorokowanie zaczyna zbaczać. Ono może rozpocząć się w prawdzie, ale później zaczyna dziwnie zakręcać. Ostatecznie wyprowadza ono ludzi, którzy za nim idą prosto poza ramy spisanego Słowa Bożego.

Tak więc mamy tu Dawida wielbiącego Boga oraz prorokującego Saula. W jego prorokowaniu było jednak coś, czego nie wprawione w rozróżnianiu oko mogłoby nie dostrzec. Otóż ów mąż prorokujący był przepełniony buntem, zazdrością, egoistyczną ambicją i nienawiścią. Nienawidził prawdziwego namaszczenia i uwielbienia dla Pana. Powodem, dla którego w jego ręku znalazła się włócznia, była niechęć do całkowitego poddania się Bogu.

W Kanadzie, Ameryce i w całym zachodnim świecie pojawił się niedawno ruch, którego liderzy ogłaszali, że jest to przebudzenie. Charakteryzował się on dużą ilością prorokowania. Ale wraz z tym prorokowaniem przychodziły potępiające groźby skierowane pod adresem każdego, kto poddawał to dokładnemu badaniu w świetle Pisma: "Poniesiesz śmierć. Każdy kto się temu sprzeciwia umrze. Bóg cię zgładzi." Czy nie brzmi to znajomo?

Prorokujący Saul ma w ręku włócznię. Wyglądał bardzo świątobliwie, lecz w tym samym czasie szukał okazji do zamordowania pomazańca Pańskiego Dawida, który był tym prawdziwym, na tle którego ujawniał się ten fałszywy.

Powróćmy znowu do
I Księgi Królewskiej 18.

"Wtedy Eliasz rzekł do całego ludu: Przystąpcie do mnie. A gdy cały lud zbliżył się do niego, on naprawił zburzony ołtarz Pana. Eliasz wziął dwanaście kamieni według liczby plemion potomków Jakuba..." (1 Krl 18,30-31).

Posłuchajcie. To jest ważne, ponieważ w tamtym czasie Izrael podzielony był na dwa królestwa. Bóg mówił: "Jeśli jest to mój ołtarz, to nie może być tu podziału. Nie ma rozdzielenia pomiędzy czarnymi, białymi, brązowymi, czerwonymi, a żółtymi. Nie ma mowy o podziale, jeśli jest to mój ołtarz. Jeśli jest to Boży ołtarz, jeśli to jest miejsce, gdzie mam zesłać swój ogień i swoją obecność, to przy tym ołtarzu nie ma podziału."

Fakt, iż Eliasz wziął dwanaście kamieni jest prawdziwym policzkiem wymierzonym tym, którzy stale mówią: "To my stanowimy tę właściwą stronę, a oni tę niewłaściwą. Myśmy ich skrzywdzili, a oni nas. Ta historia sięga daleko wstecz. Wszyscy się tu znajdujemy, ale jesteśmy podzieleni."

"Eliasz wziął dwanaście kamieni według liczby plemion potomków Jakuba, którego doszło słowo Pana tej treści: Izrael będzie imię twoje" (1 Krl 18,31). "I zbudował z tego kamienia ołtarz w imię Pańskie, a uczynił około ołtarza szeroki rów, coby mógł dwie miary zboża wysiać" (1 Krl 18,32 BG).

Badałem kwestię tego rowu i odkryłem, że był on szeroki na metr. Tak mówi jeden z przekładów. Był szeroki na metr i otaczał ołtarz. Sto centymetrów stanowi całkiem duży rów. Wykopanie rowu wokół ołtarza musiało zabrać dużo czasu.

Eliasz się nie spieszył. To właśnie dlatego powiedział prorokom Baala: "Wy zaczynajcie. Złóżcie swoje ofiary, ponieważ to szybka sprawa. To, co ja zamierzam zbudować, zabierze trochę czasu."

Wykopanie wokół ołtarza rowu szerokiego na metr i odbudowanie ołtarza z odpowiedniej liczby kamieni rzeczywiście musiało zabrać trochę czasu.

"Następnie ułożył drwa..." (1 Krl 18,33).

Widzicie umiłowani, w centrum chrześcijaństwa stoi pewne drzewo, którym trzeba się zająć. Jest to drzewo, które zasadził sam Bóg na wzgórzu nazwanym Golgota jakieś 2 000 lat temu i na tym drzewie złożył ofiarę.

Sposób, w jaki postrzegamy tę ofiarę, przesądza o tym, czy będziemy wzrastać jako chrześcijanie, czy też nie. Jeśli pojmujemy, co zostało tam dokonane i zaczniemy przez wiarę chwytać się zupełnego zwycięstwa, jakie zostało dla nas odniesione na Golgocie i ufać Duchowi Świętemu, to On uczyni je realnością w naszym życiu.

"Ułożył drwa, poćwiartował cielca..." (1 Krl 18,33).

Apostoł Paweł jasno mówi nam, że mamy składać nasze życie jako żywą ofiarę. Kiedy powracamy do krzyża, kiedy poddajemy nasze życie Bożym celom, możemy powiedzieć jak Paweł: "Z Chrystusem jestem ukrzyżowany..." Oznacza to, moją wolę, moje plany i moje ambicje. Niemniej jednak żyję, ale "...żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus..." (Ga 2,20).

Paweł kontynuuje mówiąc: "Żyję przez wiarę w to, co uczynił dla mnie Chrystus. To jest źródło mojego życia. Przyszedłem do Chrystusa". Bóg wziął Pawła i umieścił go na krzyżu i teraz Paweł jest martwy. Jednak Paweł żyje, ponieważ ma wiarę w to, co zostało nabyte dla niego na Golgocie. On ufa Bogu, że dostanie od Niego życie, które zostało mu obiecane. Alleluja. Dzięki Bogu!

"Ułożył drwa, poćwiartował cielca i ułożył na drwach" (1 Krl 18,33).

Umiłowani, przychodzi taki czas, kiedy my wszyscy musimy złożyć nasze życie dla Bożych celów. To nie jest piknik w ramach szkółki niedzielnej, Kościele Jezusa Chrystusa! To nie zaproszenie do stałego doświadczania miłych chwil! To jest wojna o ludzkie dusze!

Eliasz instruował: "Napełnijcie cztery wiadra wodą i wylejcie je na ofiarę całopalną i na drwa..." (1 Krl 18,34).

Osoba, która rzeczywiście w pełni poddała się Bogu, składa swoje życie dla Bożych celów i mówi Panu: "Potnij mnie na kawałki, jeśli musisz. Przetnij mnie. Nie chodzi mi o małe, powierzchowne draśnięcia, z których sączy się trochę krwi, aby komuś wokół mnie dać jakieś poczucie, że jestem święty, ale chcę byś mnie przeciął. Boże, przetnij mnie głęboko. Dotrzyj do samego szpiku tego, kim jestem bez Ciebie i usuń to z mojego życia. Wylej na to wodę, a następnie, kiedy to już zrobisz, uczyń to jeszcze raz i jeszcze raz."

Właśnie to powiedział im Eliasz: "...Powtórzcie to jeszcze raz. I oni powtórzyli to jeszcze raz. I znów rzekł: Uczyńcie to po raz trzeci. I oni uczynili po raz trzeci" (1 Krl 18,34).

Tak brzmi stałe wołanie prawdziwego chrześcijanina: "Zrób to jeszcze raz, Boże! Za każdym razem, gdy mi coś pokazujesz i zostaję od tego uwolniony, to wchodzi we mnie nowe znaczenie życia oraz zrozumienie. Boże, uczyń to jeszcze raz! Uczyń to jeszcze raz. Przetnij mnie głęboko i obmyj mnie z tego brudu wodą Twego Słowa. Wymyj to z mego życia. Oczyść mnie i przemień."

"I spłynęły wody te z ołtarza tak, że i rów wypełnił się wodą" (1 Krl 18,35).

Innymi słowy ofiara była nasiąknięta Słowem Bożym. Alleluja!

Dziękuję Bogu, że kiedy byłem młodym chrześcijaninem, otworzyłem tę Księgę. Och, dziękuję Bogu za to, że ją kocham. Dzięki Bogu, czytałem ją nawet wtedy, gdy jej nie rozumiałem. Czytałem ją na nowo i na nowo, ufając Duchowi Świętemu, że otworzy ją przede mną. Dziękuję Bogu, że nasączył moje życie swoim Słowem już w młodym wieku. Kiedy przychodziło to, co fałszywe, to wiedziałem co takie właśnie było, a co było prawdziwe, ponieważ byłem nasiąknięty tą Księgą. Znałem tę różnicę.

"A gdy nadeszła pora składania ofiary z pokarmów" - było to u schyłku dnia - "prorok Eliasz przystąpił..." (1 Krl 18,36).

Eliasz podszedł do ołtarza tak blisko, jak tylko mógł. Widzicie, jednak tam wokoło był szeroki na metr rów z wodą i był on pełny. Eliasz wykopał go tam celowo, ponieważ żaden człowiek nie może mieć działu w Bożej chwale.

Prorocy Baala wskakiwali na ołtarz przed oczyma wszystkich zgromadzonych. Chcieli publicznej pochwały. Pragnęli być postrzegani jako mężowie Boży na dzisiaj, namaszczeni słudzy Pańscy.

Ale Eliasz praktycznie mówiąc cofnął się od ołtarza. On podszedł do ołtarza najbliżej, jak tylko mógł, ale tutaj nie chodziło o ołtarz. Nie szukał pokazania się przed oczyma wszystkich zgromadzonych. Chodziło o zbliżenie się do Boga. Mamy tu zupełnie inny kontekst - Eliasz przybliżył się do Boga i wycofał się od ołtarza. Gdyby był przy ołtarzu kiedy spadł ogień, to zostałby pochłonięty. On się wycofywał albo podchodził tak blisko, jak tylko mógł.

Umiłowani, wierzę, że jest to papierek lakmusowy na każde...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin