Nikt nie będzie zapomniany / Pamięć wykuta w kamieniu
Barbara Szmatloch
Powstania śląskie, choć minęło już 76 lat, nadal tkwią głęboko w świadomości mieszkańców Górnego Śląska. Pamięć o nich utrwalają także pomniki, nagrobki i tablice, którymi, jak kiedyś powstańczą krwią, znaczona jest nasza ziemia.
Gdy szli do powstania nie myśleli o śmierci, lecz o Polsce. Szli z własnej woli wierząc w zwycięstwo. Gdy przyszło im polec wśród bliskich, pochowano ich na miejscowym cmentarzu, zatknięto krzyż, tabliczkę, postawiono nagrobek. Im dalej jednak od domu, tym więcej było mogił zbiorowych lub miejsc naprędce przysypanych ziemią. Jedne miejsca i nazwiska zdołano odtworzyć i upamiętnić, inne na zawsze pozostaną nieznane i bezimienne. Wznoszono więc pomniki, wmurowywano tablice pamiątkowe, porządkowano mogiły. Radości z powrotu w granice państwa polskiego towarzyszyła pamięć o tych, którym to zawdzięczano. Ale nie był to koniec powstańczych zmagań. W 1939 r. ci którzy pozostali przy życiu, przewodzili w walce z okupantem. Niemcy ścigali ich więc z wielką zajadłością. Niszczyli wszystko, co świadczyło o tym, że Śląsk chciał być i był polski. Tak było w Chorzowie z pomnikiem postawionym przy poczcie, ozdobionym rzeźbą przedstawiającą Stanisława Ligonia czy w katowickim Dębie, gdzie górował zwieńczony orłem kamienny słup. Po wojnie zaczęto odbudowywać zniszczone pomniki, dopisując nazwiska powstańców którzy zginęli w II wojnie światowej. Poległo ich wtedy ponad 35 tysięcy. Najwybitniejszym monumentem jest pomnik Czynu Powstańczego na Górze św. Anny dłuta Xawerego Dunikowskiego. Powstał w miejscu, gdzie w 1945 r. znajdował się przypominający bunkier pomnik sławiący pruski imperializm. Zburzenie go i zastąpienie pomnikiem powstańczym miało także znaczenie symboliczne. Stojący przy katowickim Rondzie pomnik Powstańców Śląskich, składający się z trzech brązowych brył przypominających rozpostarte skrzydła, odsłonięty został w 1967 r. Wrósł w miejski krajobraz i stanowi dziś miejsce składania kwiatów przez oficjalne delegacje. Charakterystycznymi symbolami powstańczych pomników są krzyże powstańcze, orły, znicze, urny, miecze, nie obrobione głazy i postacie, wzbogacone symbolem rodła. W odróżnieniu od pomników, które usytuowane są przeważnie w centralnych punktach miast, na cmentarzach i w miejscach potyczek powstańczych znajdują się nagrobki. Te, oprócz symboli patriotycznych, zdobią krzyże, postacie aniołów i świętych. Mają charakter bardziej zindywidualizowany niż pomniki i odnoszą się do konkretnych osób. Nawet na mogiłach zbiorowych widnieją często nazwiska poległych. Są także tablice pamiątkowe, dokumentujące zarówno miejsca walk jak i bohaterów. Przypominają często o epizodach, które utkwiły w pamięci okolicznych mieszkańców i które ci chcieli upamiętnić. Wiele, nie tylko o poległych ale i o ofiarodawcach, mogą powiedzieć napisy wyryte w tych miejscach pamięci: "Społeczeństwo Chorzowa w hołdzie powstańcom śląskim", "W tym miejscu został zamordowany w bestialski sposób przez zbirów hitlerowskich w dniu 6 września 1939 r. powstaniec śląski Kowalczyk Piotr", "Dali życie za swój Śląsk", "W hołdzie bohaterom powstań śląskich zamordowanym w tym miejscu przez Grenzschutz w 1919 r. Społeczeństwo gromady Moszczenica", "W tym domu mieszkał dr Andrzej Mielęcki, bojownik o polskość Śląska. Został zamordowany przez bojówki niemieckie 27 VIII 1920, co przyspieszyło wybuch II powstania śląskiego", "Spoczywajcie w Bogu bohaterzy powstań śląskich". Dziś są lekcją historii i świadczą o tym, że pamiętamy. Dają także nadzieję, że ci co przyjdą po nas nie zapomną.
Śląsk; historia; cmentarze; pomniki
KAK
Tekst pochodzi z Internetowego Archiwum Gazety Wyborczej. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez odrębnej zgody Wydawcy zabronione.
© Archiwum GW 1998,2002,2004
Początek formularza
[ UWAGA: Katowice; pomniki; Moniuszko Stanisław ]
KALENDARIUM / Śpiewacy Moniuszce 69 lat temu,
[podpis] ph
GW Katowice nr 131, wydanie kak z dnia 08/06/1999 , str. 2
8 czerwca 1930 rok na placu Karola Miarki w Katowicach odsłonięto pomnik Stanisława Moniuszki, ufundowany przez Śląskie Koła Śpiewacze. Jego autorem był rzeźbiarz Wincenty Chorembalski (1890-1960), mieszkający w tym czasie w Sosnowcu. Na cokole umieszczono dedykację: "Moniuszce Śpiewacy Śląscy". Pomnik, zniszczony przez hitlerowców, został ponownie odlany i odsłonięty w tym samym miejscu w 1959 roku.
Dół formularza
PRZEGLĄD GAZET
Śląskie wstrząsy
z Bez wstrząsów w nowe tysiąclecie
[podpis] Z
GW Katowice nr 4, wydanie kak z dnia 05/01/2001 MAGAZYNEK ŚLĄSKI, str. 7
Dzienniki i tygodniki lokalne informują o sylwestrze skromniejszym niż rok temu. Nie towarzyszyła mu ani atmosfera oczekiwania na klęskę spowodowaną pluskwą milenijną, ani magia przechodzenia z daty 1999 na 2000. - W nowym tysiącleciu życie toczy się normalnie - donoszą śląscy dziennikarze.
z Nowiny. W ciągu prawie trzech lat urzędniczka pionu finansowego ukradła ponad 300 tys. złotych z konta gminy Godów. Złodziejkę wykryli kontrolerzy z wewnętrznej kontroli finansowej pod koniec 2000 roku. Urzędniczka przelewała na ZUS więcej pieniędzy niż trzeba, a później z upoważnieniem podpisanym przez członków zarządu odbierała w gotówce nadpłatę. Możliwe, że urzędniczka kradła pieniądze od sześciu lat. Jak informują "Nowiny" za skradzione pieniądze urzędniczka kupowała samochody i mieszkania.
z Nowe Echo. "Nie wstydzę się tamtych kompozycji. W konkursach na pomniki Stalina i Lenina startowało za każdym razem około 80 procent ówczesnych rzeźbiarzy, wygrywali najlepsi" - powiedział Augustyn Dyrda, Tyszanin, rzeźbiarz, absolwent ASP w Krakowie, uczeń Xawerego Dunikowskiego. Artysta zaprojektował między innymi Pomnik Walki i Pracy w Tychach. - Udało mi się w tym zawodzie osiągnąć pełną wolność - zapewnia rzeźbiarz czytelników "Nowego Echa".
z Echo. Górnośląski Tygodnik Regionalny opublikował pierwszy tekst z planowanego cyklu artykułów poświęconych problemom przemocy w rodzinie. "Hodowanie dzieci" to wstrząsająca relacja o losie dzieci przygarniętych przez małżeństwo, które z idei rodziny zastępczej uczyniło cyniczny sposób na zarabianie pieniędzy. Wzięli oni na wychowanie dwoje chorych dzieci. W zamian dostawali od państwa około 3 tys. złotych miesięcznie. W czasie jednej z wizyt kurator sądowy zastał chore dzieci w tragicznej sytuacji. - W ciemnym dusznym pokoju, wśród jakichś rupieci stała umorusana Kasia, przywiązana do łóżka smyczą zrobioną z taśmy samoprzylepnej. Obok siedział chłopczyk.
GMINY SIĘ CHWALĄ
Wśród starych lip
[podpis] NOT. DS
GW Częstochowa nr 261, wydanie czc z dnia 08/11/2002 OD DRUGIEJ STRONY, str. 2
Marzy nam się słoneczna Italia, antyczna Grecja, dzika Afryka... A może w najbliższej okolicy jest coś ciekawego do zobaczenia?
Dziś do gminy Wręczyca Wielka zaprasza wójt Henryk Krawczyk:
- Serdecznie namawiam do odwiedzenia kościoła pod wezwaniem świętego Mikołaja, znajdującego się w Truskolasach. Pierwsze wzmianki o nim pochodzą z 1454 roku. Wtedy parafia podlegała Kłobuckowi jako filia probostwa słynnego dziejopisarza Jana Długosza. Istniejąca obecnie drewniana świątynia została zbudowana w 1737 roku z fundacji Józefa Winnera. Uchodzi za jedną z piękniejszych drewnianych budowli sakralnych w Polsce. Barokowy kościół miał pierwotnie dwie wieże, ale pod koniec XIX wieku zostały rozebrane.
W ołtarzu głównym znajdują się rzeźby świętych Piotra i Pawła, czterech biskupów, postaci alegorycznych, aniołów i Trójcy Świętej. Można tu też zobaczyć barokowy ołtarz Matki Boskiej Truskolaskiej, kupiony od malarza Bobrowskiego z Warszawy. W świątyni znajdują się również dwa ornaty z drugiej połowy XVII wieku oraz mszał żałobny wydany w Częstochowie w 1638 roku. Dokładnie 200 lat ma dzwonek przy zakrystii.
Uroku kościołowi dodaje aleja lipowa składająca się z 30 starych drzew. Wszystkie zostały zarejestrowane jako pomniki przyrody. Najgrubsze mają w obwodzie prawie pięć metrów.
Uroda obiektu została doceniona, bo ma się on znaleźć na szlaku zabytkowych obiektów drewnianych, który poprowadzi przez trzy województwa: śląskie, małopolskie i podkarpackie.
NOT. DS
[autor fot./rys] LESZEK PILICHOWSKI
CZC
Pamiętajmy o tych grobach
Przedwojenne śląskie cmentarze
[podpis] DOROTA WODECKA-LASOTA, LESZEK FRELICH
GW Opole nr 96, wydanie opo z dnia 22/04/2000 - 24/04/2000 RELACJE, str. 5
Są prawdziwym śladem bogatej przeszłości śląskiej ziemi, świadczącym, że zamieszkiwali ją nie tylko Polacy, ale też Niemcy. Po Jałcie postanowiono te ślady wymazać z ludzkiej pamięci. Prawie się to udało.
Odwiedziliśmy kilka z wielu przedwojennych nekropolii, jakie na Śląsku Opolskim stworzono w początkowych latach mijającego wieku albo jeszcze wcześniej. Ale wystarczyło zobaczyć z bliska tylko te niektóre, by poczuć, jak serce ściska żal.
Karczów. Na górce, w centrum ewangelickiego cmentarzyka wznosi się krzyż, a na nim bezramienny Chrystus, do stóp którego wiedzie wyżwirowana alejka. Wzdłuż niej w geometrycznych niemalże odstępach rosną kilkuletnie tuje i jałowce, a spod ich pni zieleni się równo przycięta trawa. Jej dywan ściele się też między uporządkowanymi nagrobkami, pośród których trwają też same grobowe obramowania bez imienia i krzyża.
Za cmentarną siatką, pod którą budzą się do życia konwalie, jest jednak jeszcze jedna nekropolia, zupełnie zapomniana przez żyjących. Kontrast między nimi jest tak wielki, że aż trudno uwierzyć, iż wzrok swój zatrzymują na niej ci sami ludzie. Wysoka, niestrzyżona latami trawa kryje porzucone w przypadkowych miejscach płyty Rofiny i Carla Beierów zmarłych w 1928 roku, Anny Wasserki, która odeszła trzy lata wcześniej, Pauliny o niemożliwym już do odczytania na kamiennej płycie nazwisku, której śmierć opłakiwali jej bliscy w 1923 roku...
Grobów jest kilkanaście i chociaż skrywają je przed oczami samosiejki i zdrewniałe chaszcze, to jednak kamienie są rozpoznawane przez potykające się co kilka kroków stopy.
Ks. Marian Niemiec, proboszcz opolskiej parafii ewangelicko-augsburskiej, który jest administratorem cmentarza w Karczowie, opowiada, że tamtejsza wspólnota licząca sześć rodzin nie jest w stanie zagospodarować i utrzymać go w całości w należytym porządku.
- Dlatego ze smutkiem postanowiliśmy, że z części, na której są najbardziej zaniedbane i poniszczone groby, zrobimy co najwyżej teren zielony, a zadbamy o tę, na której są pomniki, o jakie ludzie jeszcze się troszczą - tłumaczy.
Ks. Niemiec zaznacza, że próbowano zainteresować stanem najstarszej części cmentarza byłych karczowian obecnie mieszkających w Niemczech, ale żaden z nich nie wyraził ochoty na wspomożenie parafii w odrestaurowaniu nekropolii.
Wójt Dąbrowy Niemodlińskiej, do której należy Karczów, zapewnił, że jeśli zwróci się do niego właściciel cmentarza z prośbą o pomoc w jego uprzątnięciu, to nie wyklucza, że władze gminy włączą się w ratowanie nekropolii.
- Ale na razie ja nie mogę iść na czyjąś posesję i sprzątać mu jej, bo nie wiem, czy on tego sobie życzy - wyjaśnia wójt.
W odległym o kilkanaście kilometrów od Karczowa Łosiowie wzdłuż bocznej drogi ciągnie się nowe ogrodzenie, a za nim zadbane nagrobki. W pierwszym rzędzie ukwiecony grób nieznanego żołnierza, co pozwala sądzić, że dbający o cmentarz szanują historyczną przeszłość swojej ziemi. Jednak zapuszczenie się na jego przeciwległą stronę dostarcza wstrząsających wręcz odkryć.
Kilka metrów od zniszczonej ściany, w której niegdyś tkwiły epitafijne płyty, wystają z ziemi ludzkie kości: miednica, podudzie lub przedramię, paliczki palców. Podobnie jak kamienne nagrobki i krzyże zostały zepchnięte spychaczem pod mur; śladem dawnego jego piękna są zdobne płaskorzeźby i jedna płyta Gottlieba i Pauliny, zmarłych w 1892 i 1903 roku. Pod nią straszy kilkumetrowa dziura, w którą wrzucono inne płyty, być może właśnie te cztery, po których zostały puste miejsca na powierzchni kompletnego jeszcze kawałku muru.
Jeden z mieszkańców Łosiowa, odwiedzający cmentarz w tym samym czasie co my, nie przyjmuje do wiadomości oświadczeń o sprofanowanych szczątkach. - Kości?! Skąd tam kości?! Przecież dopiero co ksiądz zarządził sprzątanie. O! Trawę nawet posiali - pokazuje ręką na świeżo zaoraną powierzchnię.
Ten sam ksiądz ma w gestii cmentarz w Strzelnikach, którego stan jest równie urągający ludzkiej wrażliwości, jak tego w Łosiowie. Nekropolia podzielona jest na dwie części ścieżką płyt betonowych wiodącą do wzniesionego w centrum krzyża. Po lewej, obecni mieszkańcy Strzelnik chowają swych zmarłych, po prawej leżą ci, o których nie mogą zatroszczyć się bliscy. De facto trudne by to było, bowiem jedynym śladem po istnieniu bezimiennych już mieszkańców miejscowości są kilkudziesięciocentymetrowe, prostopadłościanowe wzniesienia, przykryte szczelnie wiecznie zielonym pnączem. Kilkadziesiąt kamiennych kopczyków góruje nieznacznie nad zieloną połacią trawy, kilka kamieni znajdujemy natomiast w kilkumetrowej dziurze pełnej suchych liści. Między nimi odczytujemy wyryty w kamieniu napis "Liebe", będący fragmentem ostatniego pożegnania, które przez lata miało przypominać o pewnej wielkiej stracie.
W rogu uporządkowanej nekropolii tkwi śmietnisko, którego ściany zostały zbudowane z przedwojennych nagrobnych płyt.
- Z czego mieli zrobić ten śmietnik, jak nic innego nie było? - rozkłada ręce mieszkaniec Strzelnik, który zaciekawiony naszą wędrówką po cmentarzu przerwał na chwilę swoje prace, by zapytać nas, czego szukamy.
A rzucające się w oczy śmietnisko nie było bynajmniej jedynym odkryciem, jakiego w Strzelnikach dokonaliśmy. Kierując się ku wyjściu betonową ścieżką, zauważyliśmy, że ograniczające ją krawężniki są fragmentami dawnych grobowych obramowań.
Ks. Andrzej Bartos, zastępujący obecnie chorego proboszcza parafii w Łosiowie, zapewnił, że miejscowi duszpasterze zamierzają uratować, co jeszcze się da z podlegających im cmentarzy w Łosiowie, Strzelnikach oraz Różynie.
- Chcemy zaapelować do parafian, by pomogli w wycinaniu chaszczy, jakie tam przez lata narosły, w porządkowaniu terenu, uzupełnianiu poniszczonych murów. Na pewno nie chcemy dopuścić do tego, by poniemieckie stare groby całkowicie zniknęły z naszych cmentarzy, bo one są jakimiś znakami historii - mówi ks. Bartos.
Wpisany do rejestru zabytków cmentarz w Brzegu wzrusza swoim dostojnym pięknem.
Po prawej stronie jako pierwsze imponują płyty epitafijne familii Klinków, zdobione kilkoma pilastrami. Dalej kaplica rodziny Suppów, która czasy świetności ma już dawno za sobą, a za nią kilkusetmetrowej długości mur, w który niegdyś wkomponowane były płyty nagrobne. Miast na żałobnych epitafiach, oko spoczywa na miłosnych wyznaniach typu "Marek kocha Ewę" albo na wymalowanym czerwoną farbą pentagramie i równie krwistym napisie: "Diabeł".
Przedwojenne nagrobki, podobnie jak w Strzelnikach, rozpoznajemy po zielonych wzniesieniach, aczkolwiek poprzecznie do zadbanych grobowców znajduje się granitowa płyta zdobiona wyrytym wazonem z kwiatami, na której odczytujemy, że spoczywał pod nią Eduard Werzig, 1840-1919, der Rentier.
W równie przypadkowym miejscu leży granit z wyrytym nazwiskiem Oskar Welach. Powalone detale architektury sepulkralnej, podobnie jak samosiejki wyrastające z niektórych grobów, nie wydają się nam już tak szokujące po doświadczeniach z początku naszej wędrówki.
Wprawdzie na brzeskim cmentarzu znajduje się kościół granizonowy, ale - jak tłumaczy ks. mjr Zbigniew Stefaniak, proboszcz garnizonu Brzeg - nekropolia podlega władzom miasta. - Gdy tu przychodziłem, powiedziano mi, co jest moje, a co moje nie jest. Dlatego dbamy tylko o kościółek, teren wokół niego oraz o groby żołnierzy - zaznacza, zapewniając, że już wielokrotnie informował władze Brzegu o tym, że cmentarz jest w fatalnym stanie, ale niewiele to dało.
Zapytany, czy żołnierze nie mogliby choć poustawiać powalonych nagrobków i połamanych krzyży, odpowiada, że nie jest zwolennikiem koncepcji, iż człowieka tylko dlatego, że nosi na czapce orzełka, można wykorzystywać do wszelakich prac. - Miasto jako właściciel cmentarza utrzymuje wielu bezrobotnych. Niech ich najmie do sprzątania - uważa ks. major.
Burmistrz Brzegu Maciej Stefański zapewnia z kolei, że jeszcze w tym roku cmentarz będzie sprzątany. - 1 września będziemy mieli uroczystości rocznicowe na cmentarzu, będziemy więc przezeń robić nowy trakt ku pomnikowi nieznanego żołnierza. Postaramy się także, na ile nas będzie stać, remontować poniszczone groby, oczywiście także te poniemieckie - zaznacza Stefański.
Według burmistrza niemożliwe jest jednak, aby zrobić to szybko. - To przecież niszczało kilkadziesiąt lat, zatem trzeba czasu i pieniędzy, których samorządom ciągle brakuje, by to odbudować. Poza tym i tak cmentarz jest w lepszym stanie niż parę lat temu - uważa Stefański.
Kolejnym etapem naszej wędrówki jest Lubsza, gdzie vis-a-vis Urzędu Gminy i na prawo od tabliczki z napisem "Parafia Rzym.-Kat. w Lubszy" pnie się w niebo kilka długowiecznych świerków. Między ich łodygami wznosi się kilka kamiennych stopni, które wiodą na istne chaszczowisko. Zdrewniałe, witkowate pędy wyrastające gęsto z dawnych grobowców, przeszło półtorametrowe osty i równie wysokie wyschnięte trawy skrywają nazwiska pochowanych niegdyś na cmentarzu ludzi.
Potykamy się o fragmenty obramowań, odsłaniamy rękoma zapomniane tablice, ale tylko z rzadka naszym oczom ukazują się wykute litery. Większość kamiennych nagrobków porasta mech i ich pochodzenie stanowi zagadkę nie do rozszyfrowania. Znajdujemy na ziemi płytę Kazimiery Stanek, krzyż upamiętniający odejście Anny Smoton, a w pewnej chwili z przerażeniem stwierdzamy, że chodzimy po grobach. Przy wyjściu zwraca naszą uwagę leżąca pod ogrodzeniem butelka po wódce, sąsiadująca z porzuconą nagrobną figurą Chrystusa.
Tuż obok biały, pozbawiony tablic grobowiec zdobi figurka podpartego aniołka, którego poza nasuwa na myśl postać Chrystusa Frasobliwego.
Mieszkający kilkanaście metrów obok proboszcz miejscowej parafii ks. Kazimierz Młynarski twierdzi, że na jego terenie nie ma żadnego zaniedbanego cmentarza. - To chyba jakieś nieporozumienie, wszystkie nasze cmentarze są w dobrym stanie - ucina.
Wójt gminy Wojciech Jagiełowicz przyznaje jednak, że poniemiecka nekropolia jest w opłakanym stanie. - Razi nas ten widok, ale po pierwsze ten teren należy do parafii rzymskokatolickiej, a po drugie gmina nie ma środków, by w jakikolwiek sposób ratować ten cmentarz - oświadczył wójt.
Zapewnił, że zwracał się do Urzędu Wojewódzkiego o środki na odrestaurowanie zabytkowych nagrobków. - Na najbliższej sesji zaś mamy w planie zgłosić uchwałę powołującą do życia zakład ds. komunalnych, który zajmowałby się m.in. utrzymaniem porządku na cmentarzach. Teraz to chyba musiałbym osobiście zakasać rękawy i sprzątać - powiedział Jagiełowicz.
Popołudnie wita nas w Mąkoszycach, należących w XIX wieku do Landsbergów. Jednak ślad po potomkach tego osiadłego już w średniowieczu na Dolnym Śląsku rodu z Alzacji, na jaki natrafiliśmy, był wstrząsający. W zaśmieconym papierami i butelkami parku, w którym tuż obok niezwykle rozłożystego platana wypasała się owca, a kury leniwie poszukiwały w trawie pożywienia, znaleźliśmy ruiny dawnej grobowej kaplicy. W jej centralnym miejscu, zwieńczonym jeszcze ornamentowym łukiem, pod którym ktoś zieloną farbą napisał niecenzuralne słowo, leżą trzy płyty z piaskowca, przykrywające głęboką, zalaną wodą niszę grobową. Prócz śmieci i szlamu oko może dostrzec jeszcze zarys trumny. Można przypuszczać, do kogo ona należy, bowiem o ile piaskowe płyty odwrócone są literami ku ziemi, o tyle na czerwonym niegdyś marmurze, wbudowanym w przeszłości w podłogę lub w ścianę, przykrytym obecnie czarną warstwą błota widnieje napis: "Kurt Landsberg, 1878-1938".
Z historią rodu związanego z Mąkoszycami stykamy się jeszcze na cmentarzu. W ścianach tamtejszej kaplicy tkwią dwie płyty epitafijne. Pamięć Susanny Czaplickiej, właścicielki Mąkoszyc, cieszącej się życiem w latach 1797-1862, została potraktowana godnie przez pozostawienie tablicy z polskobrzmiącym nazwiskiem w należnym jej spokoju.
Nad niemieckojęzycznym epitafium poświęconym pastorowi Hermanowi pastwił się już jednak jakiś sołdat, czego pozostałością są zacementowane ślady po kulach.
O ile jednak barbarzyństwem sołdatów można wytłumaczyć stan kaplicy, o tyle stan cmentarza trudno wyrazić tym sformułowaniem, gdyż byłoby ono zbyt wielkim eufemizmem.
Z powalonych nagrobków w przypadkowych miejscach utworzone są obszerne kopce, zaś w centrum cmentarza stoi studnia, w której miast wody spoczywają pogruchotane płyty. Ktoś zmyślny, odwiedzający swych zmarłych, w miejsce między dwoma obramowaniami starych grobów wkomponował ławeczkę, a jakiś bezdomny zbudował z kamieni swoje legowisko.
Za ogrodzeniem, od strony niewidocznej z wiodącej na cmentarz uliczki walają się śmieci, stare garnki, wiadra, butelki oraz kamienne i żeliwne krzyże.
Proboszcz miejscowej parafii Antoni Akińcza wyznał, że sprawa zdewastowanego cmentarza leży mu na sercu. - Dlatego chcę zaraz po świętach zaapelować do wiernych, byśmy np. pod koniec maja zebrali się i spróbowali, ile damy radę, posprzątać. Mam taki pomysł, by poniszczone i powywracane nagrobki pozbierać i poustawiać - zapewnił, dodając, że liczy na wsparcie władz gminy Lubsza.
[podpis pod fot./rys.]
Poniemiecka płyta nagrobna na cmentarzu w Brzegu
[autor fot./rys] RAFAŁ MIELNIK
OPO
michalxmen