textfile29.txt

(24 KB) Pobierz
24
Wiara


Drizzt i Belwar nie musieli sobie przypomina�, co znaczy zielony poblask, kt�ry pojawi� si� daleko przed nimi. Przyspieszyli kroku, by dogoni� i ostrzec Clackera, kt�ry zbli�a� si� w tempie przyspieszonym ciekawo�ci�. Hakowa poczwara zawsze sz�a teraz na czele grupy - Clacker sta� si� po prostu zbyt niebezpieczny dla Drizzta i Belwara, by mo�na mu pozwoli� i�� z ty�u.
Clacker obr�ci� si� gwa�townie, gdy si� do niego nagle zbli�yli, zamacha� gro�nie �ap� i sykn��.
- Pecz - wyszepta� Belwar, wymawiaj�c s�owa, kt�rego u�ywa� do wzbudzania wspomnie� w zanikaj�cej szybko �wiadomo�ci przyjaciela. Gdy Drizzt zdo�a� przekona� nadzorc� kopaczy o swoim zdeterminowaniu, je�li chodzi o pomoc Clackero-wi, grupa skierowa�a si� z powrotem na wsch�d, w stron� Men-zoberranzan. Nie maj�c wyboru, Belwar zgodzi� si� w ko�cu, �e plan drowa jest jedyn� nadziej� dla Clackera, jednak, cho� zawr�cili natychmiast i maszerowali szybko, obydwaj obawiali si�, �e nie przyb�d� na czas. Transformacja w Clackerze przybra�a dramatyczny obr�t od czasu konfrontacji z duergar. Hakowa poczwara ledwo mog�a m�wi� i cz�sto odwraca�a si� gro�nie do swych przyjaci�.
- Pecz - powt�rzy� Belwar, gdy wraz z Drizztem zbli�ali si� do zaniepokojonego potwora.
Hakowa poczwara, zmieszana, znieruchomia�a.
-  Pecz! - warkn�� trzeci raz Belwar i stukn�� m�otem o kamienn� �cian�.
Jakby w zam�cie, kt�rym by�a jego �wiadomo��, zap�on�o nagle �wiate�ko zrozumienia. Clacker uspokoi� si� i opu�ci� pot�ne �apy.
Drizzt i Belwar spojrzeli obok hakowej poczwary na zielony poblask i wymienili zatroskane spojrzenia. Ca�kowicie si� po�wi�cili i nie mieli teraz wi�kszego wyboru.
- W tamtej komnacie �yj� corby - zacz�� cicho Drizzt, wymawiaj�c ka�de s�owo powoli i wyra�nie, by upewni� si�, �e Clacker rozumie. - Musimy przej�� przez ni� szybko, poniewa� je�li chcemy unikn�� walki, nie mamy czasu na op�nienia. Uwa�aj na swoje kroki, pomosty s� w�skie i podst�pne,
- C... C... Cla - wyj�ka�a bezskutecznie hakowa poczwara.
- Clacker - pom�g� Belwar.
-  P... p... p... - Clacker przerwa� nagle i machn�� �ap� w kierunku �wiec�cej zieleni� jaskini.
- Clacker prowadzi? - powiedzia� Drizzt, nie mog�c znie�� m�ki hakowej poczwary. - Clacker prowadzi - powt�rzy� Drizzt, widz�c jak wielka g�owa potakuje twierdz�co.
Belwar nie wydawa� si� taki pewny co do m�dro�ci tej sugestii. - Walczyli�my wcze�niej z ptakolud�mi i widzieli�my ich sztuczki - stwierdzi� svirfnebli. - A Clacker nie.
- Sama wielko�� hakowej poczwary powinna ich zniech�ci� - sprzeciwi� si� Drizzt. - Obecno�� Clackera mo�e nam pozwoli� unikn�� ca�kowicie walki.
- Nie z corby, mroczny elfie - powiedzia� nadzorca kopaczy. - Atakuj� wszystko bez strachu. Widzia�e� ich sza�, brak troski o w�asne �ycie. Nawet twoja pantera ich nie odstraszy�a.
- Mo�e masz racj� - zgodzi� si� Drizzt - lecz nawet je�li corby zaatakuj�, czy posiadaj� bro�, kt�ra jest w stanie przebi� pancerz hakowej poczwary? Jak� ochron� mog� zaproponowa� ptakoludzie przeciwko wielkim �apom Clackera? Nasz wielki przyjaciel odrzuci ich na bok.
- Zapominasz o je�d�cach kamieni - dobitnie przypomnia� mu nadzorca kopaczy. - Potrafi� szybko zdruzgota� pomost i zabra� Clackera ze sob�!
Clacker odwr�ci� si� od rozmowy i popatrzy� na kamienie �cian w bezowocnej pr�bie odzyskania cz�stki swojej dawnej to�samo�ci. Poczu� lekkie pragnienie b�bnienia w �cian�, lecz nie by�o ono wi�ksze ni� ch�� przejechania pazurami po twarzy svirfnebli lub drowa.
- Zajm� si� corby czekaj�cymi na g�rze - odpowiedzia� Drizzt. - Ty po prostu id� za Clackerem. Tuzin krok�w z ty�u.
Belwar rozejrza� si� i zobaczy� wzrastaj�ce napi�cie hakowej poczwary. Nadzorca kopaczy zda� sobie spraw�, �e nie mog� sobie pozwoli� na dalszy przest�j, wzruszy� wi�c ramionami i ponagli� Clackera, pokazuj�c mu zielony blask. Clacker zacz�� i��, a Drizzt i Belwar pod��ali za nim.
- Pantera? - Belwar wyszepta� do Drizza, gdy okr��ali ostatni za�om w tunelu.
Drizzt potrz�sn�� gwa�townie g�ow�, a Belwar, przypomniawszy sobie ostatni bolesny epizod Guenhwyvar w jaskini corby, nie zadawa� dalszych pyta�.
Drizzt klepn�� g��binowego gnoma w rami� na szcz�cie, po czym min�� Clackera i pierwszy wszed� do cichej groty. Kilkoma prostymi ruchami drow uaktywni� czar lewitacji i w ciszy wzni�s� si� w g�r�. Clacker, zdumiony tym dziwnym miejscem ze �wiec�cym jeziorem, ledwo dostrzega� co robi Drizzt. Hakowa poczwara sta�a ca�kowicie nieruchomo, rozgl�daj�c si� po pomieszczeniu i u�ywaj�c swego czujnego s�uchu, by zlokalizowa� ewentualnych przeciwnik�w.
- Id� - wyszepta� za nim Belwar. - Op�nienie spowoduje katastrof�!
Clacker ruszy� z wahaniem, po czym przyspieszy�, gdy uwierzy� w solidno�� w�skich, niezabezpieczonych pomost�w. Obj�� najprostsz� tras�, jak� m�g� wyr�ni�, cho� nawet ona wiele razy zakr�ca�a, zanim dociera�a do wyj�cia po drugiej stronie.
- Widzisz co�, mroczny elfie? - Belwar zawo�a� tak g�o�no, jak tylko si� o�mieli�. Clacker bez przeszk�d min�� �rodek komnaty, a nadzorca kopaczy nie m�g� znie�� narastaj�cego w nim niepokoju. Nie wida� by�o �adnych corby, nie s�ycha� by�o �adnego d�wi�ku poza ci�kim dudnieniem st�p Clackera i szuraniem znoszonych but�w Belwara.
Drizzt opad� z powrotem na pomost, daleko za swymi towarzyszami. - Nic - odpowiedzia�. Drow podziela� przypuszczenia Belwara, �e w pobli�u nie by�o corby. Cisza w wype�nionej kwasem jaskini by�a absolutna i niepokoj�ca. Drizzt pobieg� na �rodek jaskini, po czym zn�w wzni�s� si� w g�r�, pr�buj�c lepiej si� przyjrze� wszystkim �cianom.
- Co widzisz? - spyta� go chwil� p�niej Belwar. Drizzt spojrza� w d� na nadzorc� kopaczy i wzruszy� ramionami.
- Zupe�nie nic.
- Magga camarra - mrukn�� Belwar, niemal pragn�c, by pojawi� si� jaki� corby i zaatakowa�.
Do tego czasu Clacker prawie dotar� do wybranego wyj�cia, jednak Belwar, pogr��ony w rozmowie z Drizztem, pozosta� z ty�u, w okolicach �rodka wielkiego pomieszczenia. Kiedy nadzorca kopaczy odwr�ci� si� w ko�cu w stron� �cie�ki, hakowa poczwara znikn�a za �ukiem wyj�cia.
- Nic? - Belwar zawo�a� do obydwu towarzyszy. Drizzt potrz�sn�� g�ow� i wzni�s� si� jeszcze wy�ej. Powoli si� obr�ci�, obserwuj�c �ciany i nie mog�c uwierzy�, �e �aden corby nie czai si� w zasadzce.
Belwar zn�w spojrza� na wyj�cie. - Musieli�my je wyp�oszy� - mrukn�� do siebie, jednak pomimo tych s��w nadzorca kopaczy mia� na ten temat inne zdanie. Kiedy on i Drizzt uciekali st�d kilka tygodni temu, zostawili za sob� kilka tuzin�w ptakoludzi. Z pewno�ci� kilka martwych corby nie wyp�oszy�aby reszty ich pozbawionego strachu klanu.
Z jakiego� nieznanego powodu corby nie pojawi�y si�, by stan�� przeciwko nim.
Belwar przyspieszy�, s�dz�c, �e lepiej nie kwestionowa� dobrego losu. Ju� mia� zawo�a� Clackera, by upewni� si�, �e hakowa poczwara rzeczywi�cie jest bezpieczna, kiedy z wyj�cia dobieg� gwa�towny, przepe�niony przera�eniem pisk, za� p�niej ci�kie uderzenie. Chwil� p�niej Belwar i Drizzt znali ju� odpowied�.
Pod �ukiem przeszed� duch-widmo Zaknafeina Do'Urden, po czym wkroczy� na pomost.
- Mroczny elfie! - zawo�a� ostro nadzorca kopaczy. Drizzt dostrzeg� ju� ducha-widmo i najszybciej jak m�g� opada� na pomost w okolicach �rodka komnaty.
- Clacker! - zawo�a� Belwar, lecz nie oczekiwa� odpowiedzi, i nie otrzyma� �adnej z cienia za wyj�ciem. Duch-widmo stopniowo si� zbli�a�.
- Ty mordercza bestio! - zakl�� nadzorca kopaczy, rozstawiaj�c szeroko nogi i uderzaj�c o siebie mithrilowymi d�o�mi. - Chod� tu i we�, co ci si� nale�y! - Belwar zacz�� pie�� zaklinaj�c� jego d�onie, lecz Drizzt mu przeszkodzi�.
- Nie! - krzykn�� z g�ry drow. - Zaknafein jest tu po mnie, nie po ciebie. Zejd� mu z drogi!
- Czy by� tu po Clackera? - odkrzykn�� Belwar. - Jest mordercz� besti� i mam z nim porachunki do za�atwienia!
- Nie znasz go - odpar� Drizzt, opadaj�c tak szybko, jak tylko si� odwa�y�, by przegoni� pozbawionego strachu nadzorc� kopaczy. Drizzt wiedzia�, �e Zaknafein dopadnie najpierw Belwara i z �atwo�ci� m�g� odgadn�� ponure konsekwencje.
- Zaufaj mi, b�agam - prosi� Drizzt. - Ten wojownik daleko wykracza poza twoje zdolno�ci.
Belwar stukn�� o siebie d�o�mi, jednak nie m�g� odm�wi� sensu s�owom Drizzta. Belwar widzia� Zaknafeina w walce tylko ten jeden raz w jaskini ilithid�w, jednak rozmyte ruchy potwora pozbawi�y go tchu. G��binowy gnom cofn�� si� kilka krok�w i skr�ci� na boczny pomost, szukaj�c innej drogi do wyj�cia, by m�c pozna� los Clackera.
Widz�c Drizzta, duch-widmo nie zwraca� uwagi na ma�ego svirfhebli. Zaknafein przemkn�� obok bocznego pomostu, skupiony na wype�nieniu celu swojej egzystencji.
Belwar pomy�la� o po�cigu za dziwnym drowem, chcia� podej�� go od ty�u i pom�c Drizztowi w walce, jednak spod �uku dobieg� kolejny krzyk, tak �a�osny i przepe�niony b�lem, �e nadzorca kopaczy nie m�g� go zignorowa�. Zatrzyma� si� zaraz, gdy wr�ci� na g��wny pomost, po czym rozejrza� w obydwie strony, rozdarty pomi�dzy lojalno�ci� wobec obydwu przyjaci�.
- Id�! - wrzasn�� na niego Drizzt. - Zajmij si� Clackerem. To jest Zaknafein, m�j ojciec. - Drizzt dostrzeg� lekkie zawahanie w ruchach ducha-widma, gdy wypowiedzia� te s�owa, zawahanie, kt�re rozpali�o w Drizzcie iskr� zrozumienia.
- Tw�j ojciec? Magga camarra, mroczny elfie! - zaprotestowa� Belwar. - W jaskini ilithid�w...
- Jestem wystarczaj�co bezpieczny - przerwa� mu Drizzt.
Belwar nie s�dzi�, by Drizzt by� cho� troch� bezpieczny, jednak wbrew swojej upartej dumie nadzorca kopaczy zda� sobie spraw�, �e maj�ca nast�pi� walka znacznie wykracza�a poza jego zdolno�ci. Nie przyda�by si� zbytnio temu pot�nemu wojownikowi drowowi, a jego obecno�� mog�aby okaza� si� zgubna w skutkach dla przyjaciela. Drizzt i tak b�dzie mia� spore k�opoty bez martwienia si� o bezpiecze�stwo Belwara.
Sfrustrowany Belwar stukn�� o siebie swymi mithrilowymi d�o�mi i pospieszy� w stron� �uku, sk�d dochodzi�y ci�g�e j�ki jego towarzysza.

*  * *

Opiekunka Malice rozszerzy�a oczy i wyda�a z siebie odg�os tak pierwotny, �e jej c�rki, zgromadzone u jej boku w ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin