textfile10.txt

(18 KB) Pobierz
8
Wskaz�wki i zagadki


Min�� ponad dzie� od masakry, zanim pierwszy z s�siad�w Thistledown�w przyby� do ich, oddalonego od pozosta�ych, gospodarstwa. Smr�d �mierci ostrzeg� rolnika o rzezi, zanim jeszcze zajrza� do domu czy stodo�y.
Godzin� p�niej wr�ci� z so�tysem Delmo i kilkoma innymi uzbrojonymi rolnikami. Przeszli ostro�nie przez dom Thistledown�w i okolic�, przyk�adaj�c szmaty do twarzy, by zatrzyma� okropny od�r.
- Kto m�g� to zrobi�? - zapyta� so�tys. - Jaki potw�r? - Jakby w odpowiedzi jeden z rolnik�w wyszed� z sypialni, trzymaj�c w r�kach z�amany sejmitar.
- Bro� drowa? - spyta� rolnik. - Powinni�my wezwa� Mc-Gristle'a.
Delmo zawaha� si�. Oczekiwa�, �e dru�yna z Sundabar mo�e przyjecha� w ka�dej chwili i czu�, �e s�awna tropicielka Dove Falconhand lepiej poradzi sobie z sytuacj�ni�kapry�ny i nie kontroluj�cy si� traper.
Dyskusja nie zd��y�a si� jednak tak naprawd� zacz��, poniewa� warkot psa ostrzeg� wszystkich w domu, �e przyszed� Mc-Gristle. Wielki, brudny m�czyzna wtoczy� si� do kuchni. Boczna cz�� jego twarzy by�a pokryta okropnymi bliznami oraz brunatn�, zakrzep�� krwi�.
- Bro� drowa! - wycedzi�, a� nadto dobrze rozpoznaj�c sejmitar. - Taka sama, jakiej u�y� przeciwko mnie!
- Wkr�tce przyjedzie tropicielka - zacz�� Delmo, lecz Mc-Gristle niezbyt go s�ucha�. Przeszed� po pomieszczeniu i s�siedniej sypialni, obcesowo przesuwaj�c cia�a nog� i pochylaj�c si� nisko, by sprawdzi� jakie� drobniejsze szczeg�y.
- Widzia�em na zewn�trz �lady - stwierdzi� nagle McGristle. - Dwa tropy wed�ug mnie.
- Drow ma sojusznika - uzna� so�tys. - Kolejny pow�d by poczeka� na dru�yn� z Sundabar.
- Ba, nie wiesz, czy w og�le przyjad�! - parskn�� McGristle. -Trzeba i�� za drowem teraz, gdy trop jest silny i pies go wyczuje!
Kilku ze zgromadzonych rolnik�w przytakn�o zgadzaj�c si� -jednak Delmo szybko przypomnia� im, z czym mog� mie� do czynienia.
- Pokona� ci� jeden drow, McGristle - powiedzia� so�tys. -Teraz s�dzisz, �e jest ich dw�ch, mo�e wi�cej, i chcesz, aby�my poszli na nich polowa�?
- Z�y los, to mnie pokona�o! - warkn�� Roddy. Rozejrza� si�, zwracaj�c do mniej ju� ochoczych rolnik�w. - Mia�em tego dro-wa jak na talerzu!
Rolnicy kr�cili si� nerwowo i szeptali do siebie, gdy so�tys chwyci� Roddy'ego za rami� i odszed� z nim na bok.
-  Poczekaj jeden dzie� - poprosi� Delmo. - Nasze szans� b�d� znacznie wi�ksze, je�li przyjedzie tropicielka.
Roddy nie wygl�da� na przekonanego. - Ja tocz� swoj� w�asn� walk� - warkn��. - Zabi� mi psa i oszpeci� mnie.
- Chcesz go, to go dostaniesz - obieca� so�tys - ale tu mo�e chodzi� o co� wi�cej ni� tylko twojego psa i twoj� dum�.
Twarz Roddy'ego wykrzywi�a si� z�owieszczo, lecz so�tys by� nieugi�ty. Je�li w okolicy rzeczywi�cie dzia�a�a dru�yna drow�w, ca�e Maldobar znajdowa�o si� w bezpo�rednim niebezpiecze�stwie. Najlepszym �rodkiem obrony ma�ej grupy, zanim przyjedzie pomoc z Sundabar, by�a jedno��, a owa obrona padnie, je�li Roddy poprowadzi oddzia� m�czyzn - kt�rzy i tak byli ju� wystarczaj�co wystraszeni - na po�cig w g�ry. Benson Delmo by� jednak wystarczaj�co bystry, by wiedzie�, �e nie przem�wi do Roddy'ego tymi kategoriami. Wprawdzie traper przebywa� w Maldobar od kilku lat, by� zasadniczo w��cz�g� i nie czu� si� zwi�zany z wiosk�.
Roddy zacz�� odchodzi�, uwa�aj�c spotkanie za zako�czone, lecz so�tys odwa�nie chwyci� go za r�k� i odwr�ci�. Pies Roddy'ego obna�y� k�y i zawarcza�, lecz by�o to niewielk� gro�b� dla t�ustego m�czyzny w por�wnaniu z min�, j ak� wymierzy� w j ego stron� McGristle.
- Dostaniesz drowa - powiedzia� szybko so�tys - ale b�agam ci�, poczekaj na pomoc z Sundabar. - Zmieni� spos�b rozmowy na taki, kt�ry naprawd� m�g� przem�wi� do Roddy'ego. - Nie jestem ubogi, McGristle, a ty, zanim si� tu pojawi�e�, by�e� �owc� nagr�d, i przypuszczam, �e wci�� nim jeste�.
Wyraz twarzy Roddy'ego szybko zmieni� si� z w�ciek�o�ci w ciekawo��.
- Poczekaj na pomoc, a p�niej id� po drowa. - So�tys przerwa�, rozwa�aj�c ofert�, j ak� zaproponuj e. Nie mia� �adnego do�wiadczenia w takich sprawach i cho� nie chcia� zej�� zbyt nisko i zgasi� zainteresowania, kt�re roznieci�, nie mia� r�wnie� ochoty odci��a� swojej sakiewki bardziej, ni� to by�o konieczne. -Tysi�c sztuk z�ota za g�ow� drowa.
Roddy wiele razy bawi� si� w t� gr� z targowaniem. Dobrze ukry� swoje zadowolenie, poniewa� oferta so�tysa przekracza�a pi�ciokrotnie jego zwyczaj ow� zap�at�, a i tak poszed�by za dro-wem, niezale�nie od tego, czy dosta�by pieni�dze.
- Dwa tysi�ce! - zagrzmia� traper, nie daj�c si� zbi� z tropu, podejrzewa� bowiem, �e za swoje wysi�ki mo�e wytargowa� wi�cej . So�tys zako�ysa� si� kilkakrotnie na pi�tach, lecz przypomnia� sobie, �e na w�osku mo�e wisie� los ca�ej wioski.
- I ani miedziaka mniej! - doda� Roddy, krzy�uj�c swe wielkie r�ce na piersi.
- Poczekaj na Pani� Falconhand - powiedzia� potulnie Delmo - a dostaniesz swoje dwa tysi�ce.

* * *

Przez ca�� noc Piwobrzuch pod��a� tropem rannego drowa. Zwalisty gigant wzg�rzowy nie by� jeszcze pewien, co powinien czu� w sprawie �mierci Ulgulu i Kempfany, nieproszonych pan�w, kt�rzy zabrali mu legowisko i �ycie. Wprawdzie Piwobrzuch obawia� si� ka�dego przeciwnika, kt�ry m�g� pokona� t� dw�jk�, wiedzia�, �e drow jest powa�nie ranny.
Drizzt zda� sobie spraw�, �e jest �ledzony, jednak nie m�g� zbyt wiele zrobi�, by ukry� swe �lady. Jedn� nog�, uszkodzon� w czasie upadku do przepa�ci, przeszywa� dotkliwy b�l i Drizzt musia� si� niezwykle stara�, �eby utrzyma� si� przed gigantem. Kiedy wzesz�o s�o�ce, jasne i wyra�ne, Drizzt wiedzia�, �e jego niekorzystna sytuacja jeszcze si� zwi�kszy�a. Nie m�g� mie� nadziei na ucieczk� przed olbrzymem w czasie d�ugich godzin �wiat�a.
Szlak wi�d� w ma�� k�p� rozmaitej wielko�ci drzew, wyrastaj�cych wsz�dzie tam, gdzie odnajdywa�y szczeliny pomi�dzy licznymi g�azami. Drizzt zamierza� przej�� prosto przez zagajnik - nie widzia� �adnej innej mo�liwo�ci poza kontynuowaniem ucieczki - kiedy jednak opar� si� o jedno z wi�kszych drzew, by z�apa� oddech, nasz�a go my�l. Ga��zie drzewa by�y obwis�e, gi�tkie i przypomina�y sznury.
Drizzt spojrza� za siebie, na �cie�k�. Niezmordowany gigant wzg�rzowy par� przez odkryty obszar ska�y. R�k�, kt�ra wydawa�a si� sprawna, drow wyci�gn�� sejmitar i �ci�� najd�u�sz� ga���, kt�r� m�g� znale��. Nast�pnie poszuka� odpowiedniego kamienia.
Gigant wpad� do zagajnika mniej wi�cej p� godziny p�niej, jedn� r�k� wymachuj�c zamaszy�cie sw� wielk� maczug�. Piwobrzuch zatrzyma� si� gwa�townie, gdy zza drzewa wy�oni� si� drow, blokuj�c �cie�k�.
Drizzt niemal westchn��, gdy olbrzym przystan��, dok�adnie w zamierzonym miejscu. Obawia� si�, �e wielki potw�r b�dzie szed� dalej i go zaatakuje, poniewa� ze swymi ranami drow nie by� w stanie stawi� wi�kszego oporu. Wykorzystuj�c chwil� wahania giganta, Drizzt krzykn�� �St�j!" w j�zyku goblin�w i uaktywni� prosty czar, otaczaj�c olbrzyma b��kitnymi, nieszkodliwymi p�omieniami,
Piwobrzuch poruszy� si� niespokojnie, lecz nie skierowa� si� w stron� tego dziwnego i niebezpiecznego przeciwnika. Drizzt spojrza� na przesuwaj�ce si� stopy giganta z czym� wi�cej ni� tylko niedba�ym zainteresowaniem.
- Dlaczego za mn� idziesz? - zapyta� Drizzt. - Czy pragniesz przy��czy� si� do pozosta�ych w �miertelnym �nie?
Piwobrzuch przejecha� mi�sistym j�zykiem po wyschni�tych wargach. Jak na razie spotkanie nie przebiega�o tak, j ak tego oczekiwa�. Gigant uzna� teraz za przesz�o�� te instynktowne pragnienia, kt�re go tutaj doprowadzi�y i pr�bowa� rozwa�y� inne mo�liwo�ci. Ulgulu i Kempfana byli martwi, wi�c Piwobrzuch zn�w mia� dla siebie jaskini�. Nie by�o ju� jednak r�wnie� gnolli i goblin�w, a tak�e od jakiego� czasu nie pojawia� si� ten dokuczliwy ma�y szybcioszek. Giganta nasz�a nag�a my�l.
- Przyjaciele? - spyta� z nadziej� Piwobrzuch.
Cho� Drizzt czu� ulg�, �e mo�e uda si� unikn�� walki, by� do�� sceptycznie nastawiony do tej oferty. Banda gnolli z�o�y�a mu podobn�propozycj�, kt�ra zako�czy�a si� katastrof�, a gigant by� wyra�nie powi�zany z tymi potworami, kt�re Drizzt w�a�nie zabi�, tymi, kt�re zamordowa�y wiejsk� rodzin�.
-  Przyjaciele w jakim celu? - spyta� z wahaniem Drizzt, wbrew wszelkiemu rozs�dkowi, maj�c nadziej�, �e mo�e to stworzenie jest motywowane przez jakie� zasady, nie tylko przez ��dz� krwi.
-  �eby zabija� - odpowiedzia� Piwobrzuch, jakby to by�o oczywiste.
Drizzt warkn�� i potrz�sn�� g�ow� w pe�nym z�o�ci prote�cie, powiewaj�c sw� bia�� czupryn�. Wyszarpn�� sejmitar z pochwy, nie przejmuj�c si� zbytnio tym, czy stopa giganta znalaz�a si� w p�tli jego pu�apki.
- Zabija� ciebie! - krzykn�� Piwobrzuch, widz�c nag�y zwrot akcji, po czym podni�s� sw�maczug� i wykona� wielki krok naprz�d, krok, kt�ry zosta� jednak skr�cony przez gi�tk� winoro�l, zaciskaj�c� si� ciasno wok� jego kostki.
Drizzt powstrzyma� pragnienie, by zaatakowa�, przypominaj�c sobie, �e pu�apka zosta�a uruchomiona oraz to, �e w jego obecnym stanie trudno mu b�dzie stawi� czo�a pot�nemu gigantowi.
Piwobrzuch spojrza� na p�tl� i zarycza� z w�ciek�o�ci. Ga��� nie by�a tak elastyczna jak sznur i u�cisk by� do�� lu�ny. Gdyby olbrzym po prostu si�gn�� r�k�, m�g�by z �atwo�ci� zsun�� p�tl� ze stopy. Giganci wzg�rzowi nigdy jednak nie byli szczeg�lnie znani ze swojej inteligencji.
-  Zabija� ciebie! - krzykn�� ponownie olbrzym i szarpn�� mocno nog�. Poci�gni�ty przez zamaszyste kopni�cie du�y kamie� przywi�zany do drugiego ko�ca ga��zi, za plecami giganta, przedar� si� przez ro�liny poszycia i pod��y� w powietrzu w stron� plec�w Piwobrzucha.
Olbrzym zamierza� krzykn�� trzeci raz, lecz zamiast gro�by rozleg� si� tylko odg�os nagle wypuszczanego powietrza. Ci�ka maczuga upad�a na ziemi�, a gigant, trzymaj�c si� w okolicy nerek, pad� na jedno kolano.
Drizzt waha� si� przez chwil�, nie wiedz�c czy ucieka�, czy te� doko�czy� spraw�. Nie obawia� si� o siebie, poniewa� gigant nie m�g� wyruszy� za nim zbyt szybko, nie m�g� jednak zapomnie� okrutnego grymasu na twarzy giganta, gdy potw�r m�wi� o wsp�lnym zabijaniu.
- Jak wiele innyc...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin