120.Jeździec na ogniu.pdf

(485 KB) Pobierz
Ewa wzywa 07... Ewa wzywa 07...
Maciej Zenon Bordowicz
JEŹDZIECMOGNIU
>>ISKRY« WARSZAWA 1981
825871248.001.png
Kapitan Olecki przejrzał się w lustrze i stwierdził z zadowoleniem, że już od
dawna nie oglądał równie wykończonego faceta.
„Tak jest, oto prawdziwe, rzetelne oblicze stróż?, porządku publicznego.
Tak... Ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś. Wszystko by grało, tylko że ty, stareńki,
jesteś rzeczywiście i dokumentnie wykończony. Potykasz się o własny cień,
zdążyłeś zrobić już Sobie z mózgu wodę, między czwartym a piątym piętrem
dostajesz zadyszki, siatka z zakupami sąsiadki, której zaoferowałeś
dżentelmeńską pomoc, wydala ci się napełnionym kamieniami worem. Dno,
kapitanie Olecki. Wszystko to należy dotlenić, rozruszać, postawić na nogi.
Chciałbym mieć teraz pod ręką tego telewizyjnego gadułkę od ścieżki
zdrowia. Chciałbym go teraz zapytać, kiedy i jak mam swoją ścieżkę uprawiać.
To dobre dla takiego Kubisza. Ten ancymonek między jednym rozdziałem a
drugim zawsze znajdzie na to czas. Zresztą i tak nic po nim nie' widać. Biega nie
biega, ten sam bagażnik z przodu i gęba, jakby na kolację wcinał wyłącznie
spaghetti. Przed miesiącem robiłeś z rana pięćdziesiąt pompek. Może
spróbować? Opanuj sic. stareńki, kto będzie wzuwał pogotowie? No nic,
Raskolnikow siedzi, a przed tobą cały wolny i luźny miesiąc. Poza tym, jeśli
wierzyć głównemu prognostykowi jest to najbardziej w tym kraju zaciekawiający
i anonimowy facet, któremu miliony ludzi miliony razy życzą długich lat,
ciężkich robót więc jeśli mu wierzyć, będziesz się, stareńki, opędzał od słońca
i błagał niebiosa o deszcz".
Spojrzał znowu w lustro.
..Nie sądzi pan, kapitanie Olecki, że należałoby zrobić jakiś porządek na tej
mordzie?'’.
Włączył do kontaktu golarkę, której nic znosił. Wolał zwykłą maszynkę, ale
o używaniu golarki decydował czas. Teraz złapał się na tym i natychmiast
brzęczydło wyłączył. Od dzisiaj jest na urlopie, ma przecież kupę czasu.
W przeciwieństwie do podobnie jak on załatanych, zawalonych pracą
kolegów, którzy rezygnowali z urlopu, bo sprawa nic została zakończona, albo
sprawa dopiero się zaczynała, Olecki twardo obstawał przy należnym mu
odpoczynku. Jego kalkulacja była prosta: nic ..na siłę". „Przychodzi okres, bo
przyjść musi, kiedy jestem nieproduktywny, nieefektywny itp. Nikt, na czele ze
mną, nie będzie miał z mojej pracy korzyści. Oczywiście, mogę jako tako
funkcjonować, działać.* Ale jest to niebezpieczne, może prowadzić do
zniekształceń, marnowania zarówno mojego wysiłku jak i solidnej roboty
innych".
Jasne, że zależało to od charakteru prowadzonej sprawy. Olecki wychodził
z założenia, że każde przestępstwo ma swój czas. Jeśli był pewien, że jego urlop
zmieści się w tym czasie, że nawet będzie to coś w rodzaju pozornego uniku w
stosunku do przestępcy, wtedy bez mrugnięcia powieką dobijał sic u swoich
szefów o należny mu odpoczynek. Zostawiał tylko kogoś, kto trzymał rękę na
pulsie, i „z głowy".
W większości wypadków udawało mu się finalizować sprawy „na pięć
przed dwunastą". Tak jak teraz, przed tygodniem.
Wczoraj zadzwonił do przyjaciela. Kumple z jednego podwórka, potem
kończyli razem prawo. Kubisz panoszył się w fikcji. Na kartach swoich książek
mordował zapamiętale, oszukiwał, kradł, sprzeniewierzał. Potem musiał ten cały
bałagan porządkować, każde draństwo obnażać i zazwyczaj czynił to przy
pomocy natchnionego oficera MO, którego postać za każdym razem wprawiała
kapitana Oleckiego w stan powściągliwej irytacji.
Radosnym tonem oznajmił Kubiszowi, że wybiera się na urlop. Pisarz
poczytnych powieści kryminalnych odpowiedział, że również coś takiego
zaplanował. A potem zaskoczył kapitana, wbił go zdumionego w fotel i kazał
tam pozostać nieruchomo przez kilka minut.
Otóż...
Marian Kubisz zbuntował się przeciwko samemu sobie. Powiedział sobie
dość! Nie wiadomo tylko, na jak długo. Technikę fabularną, stwierdził przez
telefon, mam w jednym bijącym w klawisze maszyny palcu. Czy ja nie mogę
tych moich nygusów zmienić w ludzi: którzy mają inne problemy niż te, którymi
zajmują się organa sprawiedliwości?... Było to niemal wykrzyczane,
dramatycznie i z pasją. „Doktora Faustusa” nie napiszę, ciągnął autor
„kryminałków", ale stać mnie na „normalną” psychologiczną powieść, powieść z
głębią.
Ni mniej ni więcej tylko tak sobą zadysponował Maniuś Kubisz, pisarz o
stutysięcznych nakładach. W pewnym momencie Olecki nie wytrzymał i zapytał
złośliwie, jak się posuwa budowa daczy Kubisza na wolnym jeszcze skrawku
ziemi nad Zalewem. Pisarz zbył to milczeniem. Rozwinął natomiast temat
radosnej twórczości. Wyjeżdża już, zaraz, nic zdradzi nawet przyjacielowi
miejsca pobytu. Potrzebuje koncentracji, ciszy, spokoju, wyrzuci nawet za okno
zegarek, nie bierze radia, tranzystorowego telewizorka, z książek zabiera ze sobą
tylko-„Ulissesa”.
Podobnych „pierduł” wysłuchał kapitan Olecki znacznie więcej i nie przejął
się nimi za bardzo. Znając przyjaciela przewidywał, że przy jego systemie
„produkcji” napisze tę wnoszącą go na Parnas powieść w ciągu trzech tygodni z
zegarkiem w ręku, życie towarzyskie autora w żadnym wypadku na tym nie
ucierpi i w niczym nie będzie przypominać żywota literackiego eremity.
Wreszcie umiejętności pisarskie przyjaciela budziły jego szczere wątpliwości,
miał nawet pewność, że nie doprowadzą go choćby do podnóża owej mitycznej
góry. A poza tym... Nic dałby głowy za to, czy Kubisz w trakcie pisania nic
namówi jakiejś postaci na oszustwo, kradzież, zbrodnię i czy nie pojawi się nagle
na kartach powieści natchniony, oficer MO, który będzie miał skomplikowane
życie domowe (powieść psychologiczna), ale który wszystko do końca pięknie i
z morałem wyjaśni.
Cześć cześć!... Odłożyli słuchawki.
Przeciągnął dłonią po zarośniętych szczękach. Zarost miał silny, powinien
się właściwie golić dwa razy dziennie: Chciał już nałożyć warstwę piany na
twarz, kiedy uprzytomnił sobie, że jest człowiekiem wolnym.
„Kapitanie Olecki, może pan sobie przez miesiąc pozwolić na brodę. Tak
jest, wyhoduje pan sobie na szczęce Puszczę Białowieską i nikt nie ma prawa
mieć tego panu za złe. Kiedy ja ostatni raz nosiłem brodę? Chyba na czwartym
roku... Siedzieliśmy z Mankiem nad jeziorami, w Pasiece...
To było wtedy? Jasne, że wtedy. Nikt wówczas nie nosił brody, teraz co drugi
w nią się ubiera.
'' Kapitanie Olecki, możesz, być przez miesiąc tym co drugim. Te dziesięć
minut, przeznaczone na golenie powiększy czas, który poświęcisz na ścieżkę
zdrowia. Ha ha ha!...”
Wyszczerzył do siebie w uśmiechu zęby i pianą z pędzla pacnął w lustro.
W pół godziny potem, spakowany już, z umieszczonym pieczołowicie
wędkarskim sprzętem, wsiadał do czerwonego „malucha”.
Była godzina szósta rano. Szosa o tej porze prawic pusta, jechał na północ.
Słońce turlało po szosie „malucha” jak zarumienione jabłuszko. Kapitan nie
schodząc poniżej dziewięćdziesiątki, co było dla jego fiacika życiową
szybkością, pogwizdywał sobie i nucił. Między innymi „Wsiąść do pociągu
byle jakiego, nie mieć na bagaż, nie mieć na bilet..." Pogwizdywał, aż wreszcie
musiał gwizdnąć głośno i przeciągle.
Nie zdążył zauważyć we wstecznym lusterku żółtej łady, która przemknęła
obok niego i nietrudno było obliczyć, że musiała mieć na liczniku przynajmniej
sto dwadzieścia.
Zapamiętał numery, aż nadto znajome numery.
Pisarz powieści kryminalnych, w rajdowej czapeczce na głowie, przyssany
do kierownicy jak do wysokości wynagrodzeń, oddalał się w perspektywie szosy
pozostawiając kapitanowi obłok spalin do powąchania.
Olecki uśmiechnął się.
Daj ci Boże, Maniek, po drodze jakiś patrol.
Prorokował, no i stało się.
Nie ujechał nawet pięciu kilometrów, kiedy zobaczył stojącą na poboczu
żółtą ładę, radiowóz, dwóch młodych milicjantów z drogówki i miotającego się
między nimi Kubisza. Ten zdjął już rajdową czapeczkę, nałożył za to okulary,
gestykulował, coś tłumaczył, przedstawiał jakieś dokumenty, papiery,
świadczące pewnie o tym, że całe swoje literackie życie oddał na usługi oficerów
dochodzeniowych MO.
Olecki poczuł satysfakcje, którą w pełni mogą docenić i zrozumieć tylko
kierowcy małolitrażowych pojazdów. Zwolnił przed kontrolą, cały czas zresztą
jechał prawidłowo, zrównując się z patrolem nacisnął lekko klakson. Milicjanci
Zgłoś jeśli naruszono regulamin