Ślad węża.pdf

(1018 KB) Pobierz
Helena Sekuła
Ślad węża
828994363.001.png
Krysi, Wojtkom, Basi
z podziękowaniem za realia
1.
– Tak dalej być nie może!
Z klubu brydżowego wrócił bardzo wzburzony mąż. Nie powiedział nawet dobry
wieczór. Staje w prześwicie do przykuchennego kąta Bogny, między regałem, dzielącym
pomieszczenie, a ścianą.
A temu co się stało – przegrał mecz – Boże, akurat dzisiaj musiał zjawić się tak
wcześnie – jakie wcześnie – dochodzi północ – niechaj nade mną nie wisi – niech idzie do
siebie – dlaczego tkwi w przejściu.
– Co się stało? – odruchowo pyta Bogna, chociaż wie. Przeważnie to samo. Tylko
pretensje, nigdy konkretne, nigdy dotykające sedna, wybuchają pozornie z różnych przyczyn.
Układ jest niezdrowy. Od dawna. Żyją obok siebie, w swoim dziwodomu. Wyczekują.
Na co czeka Bogna? Już na nic. Czuje się stara. Roztrwoniła życie. Wymieniła na spokój,
którego nie ma, i na mieszkanie, właściwie kąt w kuchni, odgrodzony meblościanką. Jeden
pokój należy do męża, drugi do córki. Co się rozumie samo przez się. Ulka musi mieć
warunki do życia i nauki. Mąż musi mieć warunki do swojego brydża i odpoczynku po dniu
pracy.
Odkąd pękła krucha nić porozumienia, ustała czułość nocy, mąż pozostał w ich
pokoju. Nie jego wina. Mąż widzi zerwanie intymnych więzi w kategoriach przestępstwa i
kary. Bogna zniszczyła wspólnotę, niech więc ponosi konsekwencje swojego czynu. I tak
uważa siebie za bardzo szlachetnego, tolerując nienormalny układ. Oczywiście, gdyby nie
dobro dziecka!
Ale z pokoju nie ruszy się nawet dla dobra dziecka. Jednak zajęcie przez Bognę kąta w
kuchni, tak naturalnie, jakby nie istniała inna konfiguracja, przyjął z nieskrywaną urazą.
Bogna ów podział uważa za oczywisty, jedynie możliwy i mimo wszystko czuje się winna.
Na co czeka mąż Bogny?
Na miłość Bogny, kocha ją jeszcze? Jego zachowanie o tym nie świadczy.
Jak długo można zabiegać o coś, czego nigdy nie było, nie ma i nie będzie? Jedno jest
niezmienne i on o tym wie. W sprawach ważnych można na Bognę liczyć. Bogna wie, w
sprawach ważnych można na męża liczyć. Wzajemne wsparcie to dużo, zwłaszcza kiedy się
nie ma niczego w zamian. W pewien sposób są sobie potrzebni. Żadna miłość.
Miłość jest bezinteresowna. Lojalność stanowi trwały element miłości. No, więc jest
element, tylko nie ma reszty, zwłaszcza wspólnego życia ani w przenośni, ani dosłownie.
Poza tym ważne momenty trafiają się, chwała Bogu, niezbyt często, a powszednie wydarzenia
toczą codziennie, osiadają jak muł na ich związku-nie-związku. Więc oni wszystko, co
drażliwe, splątane i bolące, opakowują w slogan: dla dobra dziecka! To pozwala nie myśleć,
nie zastanawiać się i mieć o sobie dobre mniemanie.
– Co znowu za afera z Kociarą? – denerwuje się mąż.
Bogna, zamknięta w sobie jak małż, wciąż przeżywa niedawne zdarzenie.
– Nie ma lokatorki spod czterdziestego? – tłusty kurdupel bez płci i wieku przyczaił
się poniżej podestu. Dozorca.
Właśnie Bogna zdążyła zatrzasnąć drzwi tego mieszkania. Odwróciła się gwałtownie,
zaskoczona jego obecnością. Nie słyszała, gdy nadszedł, chociaż dobiegł szczęk windy z
piętra wyżej. Widocznie stamtąd skradał się po schodach.
– Nie ma jej? – nie ustępował.
– Nie ma – Bogna schowała klucze do kieszeni.
– Mogę mieć brykę na sobotę. Pojedziem za miasto, odpoczniem, zabawim się.
Bognę, zajętą sobą i słuchającą byle zbyć, trochę zdziwiło, że o dziesiątej wieczorem
pod cudzymi drzwiami dozorca zwierza się jej ze swoich projektów rekreacyjnych. Bogna z
mężem mieszkają tutaj od kilku lat, ale dotychczas jej kontakty z dozorcą nie wyszły poza
dzień dobry i zwyczajowy noworoczny bakczysz, który zresztą dawał mąż. Bogna czuła
odrazę do tego człowieka, dozorca zajadle tępił piwniczne koty i wojował z kocim lobby,
któremu przewodziła emerytowana księgowa spod czterdziestego.
– Gdzie się spotykamy? – chciał wiedzieć dozorca.
Dopiero do niej dotarło. Wypad za miasto pożyczoną bryką nie jest opowieścią o
rodzinnej sobocie ciecia, tylko konkretną propozycją wyrażoną dość kategorycznie.
– Na sądzie ostatecznym! A teraz proszę zejść mi z drogi – Bogna przełożyła koszyk
na lewe przedramię, prawą ręką ujęła rondel, w którym zaniosła sąsiadce zupę, zdecydowana
zdzielić zalotnika, ale odsunął się pod ścianę, dając jej przejście.
W domu puściły nerwy. Dygotały ręce, kiedy próbowała je czymś zająć. Czuła się
znieważona już samym faktem, że ten prymityw śmiał mieć jakieś plany w związku z nią.
Upokorzenie. Odraza. Niepokój.
Typ jest fatalny, dotychczas jednak nie słyszała, aby składał podobne oferty innym
kobietom z bloku. Zrobiła przegląd różnych męskich zachowań względem siebie. Nawet jeśli
było w niej coś prowokującego, skunks przez kilka lat nigdy nie zdobył się na podobne
awanse. Więc dlaczego właśnie teraz, co go aż tak ośmieliło?
A gdyby nie był kurduplem w nieokreślonym wieku z gromadą dzieci na karku,
prymitywem mordującym koty, z aurą małego szpicla, gdyby zamiast kupy tłuszczu z
brakami w uzębieniu, podobnie zachował się mężczyzna wyglądający jak mężczyzna i
bardziej ucywilizowany, byłaby podobnie oburzona? – wtrąciła się druga Bogna, racjonalna,
zawsze poszukująca istoty rzeczy. O zachowaniu tej kreatury nie wspomni mężowi, wie, jak
by zareagował.
– Ty zawsze wpasujesz się w jakiś skandal. Sama jesteś winna, musiałaś dać powód.
Nigdy się nie zdarzyło, aby zaczepiał inne kobiety – wyraziłby przekonanie mąż, chociaż inne
kobiety z bloku mężowi Bogny raczej się nie zwierzają.
– Kogo podkarmiasz w domu przyjaciółki kotów?! – szaleje mąż.
– Koty.
– Ona nie ma domowego kota.
– Skąd wiesz, sprawdzałeś?
– Właśnie miałem zamiar to zrobić. Oddaj klucze od jej mieszkania.
– Dozorca! – olśniło Bognę. – Napuścił ciebie cieć!
– Nieważne. Klucze!!! Dawno przestało mi na tobie zależeć. Godziłem się na ten
chory układ, ponieważ nie masz dokąd pójść, ale w tym środowisku uchodzimy za
małżeństwo i twoje postępowanie uderza we mnie. Kompromituje!
– Nie zrobiłam nic nagannego.
– Nie? A przetrzymywanie faceta piętro niżej uważasz za naturalne? I to ledwo
właścicielka zdążyła przełożyć nogi za próg! A może za jej wiedzą, co?! Rajfura,
stręczycielka! I teraz muszę obić gościowi mordę, chociaż wcale nie mam ochoty, ciebie
wyrzucić z domu, Kociarze przestać się kłaniać, inaczej nie będę miał życia na osiedlu –
ponuro bilansuje mąż.
– Opanuj się, nic nie będziesz musiał. Usiądź, wyjaśnię w czym rzecz.
– Przestań udawać zajączka! Klucze!
– Nie mogę dać kluczy. Zrozum. Przyrzekłam...
Mąż porywa torebkę Bogny wiszącą na kołku przytwierdzonym do boku regału, z
braku innego miejsca wytrząsa zawartość na podłogę, toczą się drobiazgi, sąsiedzkich kluczy
nie ma.
– Wyłamię zamki – z zimną furią cedzi mąż. Rzuca się do kuchennego aneksu izby, z
szafki pod zlewozmywakiem porywa jakieś żelastwo, dopada klamki.
– Zostań, nie ośmieszaj się. To zemsta ciecia! Wszystko ci opowiem – błaga Bogna.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin