Mozgol Ryszard - Sola haeresis, czyli marny żywot Marcina Lutra.pdf

(198 KB) Pobierz
Ryszard Mozgol
Ryszard Mozgol
Sola haeresis, czyli marny żywot Marcina Lutra
Niebawem pojedyncze opinie i głupstwa ludzkie zastąpią prawdy tradycji i zasady
zbawienia.
Cesarz Maksymilian I do generała augustianów Gabriela z Wenecji (1518 r.)
Spośród wielu postaci historii chrześcijaństwa wzbudzających kontrowersje, Luter
należy do najważniejszych. Gdybyśmy przejrzeli potężną literaturę poświęconą
augustiańskiemu mnichowi, którego poglądy wstrząsnęły Kościołem w XVI w. i
podzieliły Europę, to zauważylibyśmy, że w zależności od potrzeby chwili jego
bezkrytyczni zwolennicy robili z niego coraz to nową osobistość. Dla rodzącego się w
XVII w. protestanckiego „mistycyzmu” Luter był ascetycznym, pełnym gorącej wiary i
poświęcenia religijnym przewodnikiem ludu, lepszym nawet od Mojżesza lub Eliasza.
Z kolei dla oświeceniowych myślicieli niemieckich, takich jak Goethe, Herder,
Wieland czy Walch, dalekich od obyczajowego purytanizmu, Luter stał się wybitnym
humanistą i wolnomyślicielem, źródłem nowożytnej kultury, religijnym
oswobodzicielem z pęt narzuconych przez obmierzłe papiestwo. Dla pokolenia
Bismarcka objawił się jako największy Niemiec, zwiastun potęgi i chwały, taki
„żelazny polityk Luter”. Aktualnie widzimy nowe wcielenie „wittemberskiego mistrza”,
który stał się prekursorem odnowy religijnej, ożywczego powiewu swobody religijnej,
emanacją specyficznej niemieckiej religijności – ot, sympatyczna postać
pragmatycznie myślącego mnicha, który rozpoczął niemiecką inkulturację i
dostosowywanie Kościoła do panującego ducha czasów. Jeśli jednak podejmiemy
trud odrzucenia całej tej propagandowej protestanckiej gloryfikacji, przesłodzonego
słowotoku modernistów i legend stworzonych przez nazbyt gorliwych polemistów,
znajdziemy obraz diametralnie różny od powszechnie przedstawianego. Kim zatem
był ten, o którym pobłażliwie napisał G. K. Chesterton jako o „ jednym z tych wielkich
żywiołowych barbarzyńców, którym zaiste dano zmienić świat ”?
Wielkie nadzieje
Marcin Luter przyszedł na świat 10 XI 1483 r. w leżącym w Górnej Saksonii Eisleben,
podczas chwilowego pobytu rodziców w tej miejscowości. Rodzice Marcina, Jan i
Małgorzata z Lindemannów, byli z dziada pradziada wieśniakami związanymi ze wsią
Möra. Jako że rodzina była liczna, a przez to trudna do utrzymania z niewielkiego
kawałka ziemi, przenieśli się do miasteczka Mansfeld, gdzie ojciec Lutra znalazł
pracę górnika. Dom Lutrów należał do domów ubogich, w którym trudności
materialne były na porządku dziennym. Pomimo tego zadbano o wykształcenie syna,
który nie tylko odznaczał się wśród rodzeństwa zaletami umysłu, ale również
podejmował liczne wysiłki, by zdobyć środki potrzebne do rozpoczęcia kształcenia.
Wielu biografów podkreślało pobożność rodziców Marcina, chociaż umyka im fakt, iż
decyzja o wstąpieniu do nowicjatu zakonnego podjęta przez syna wywołała raczej
sprzeciw ojca, który chciał z syna uczynić prawnika. Trudno jednak odkryć wszystkie
pobudki kierujące jego motywami. Kształcenie dorastającego młodzieńca możliwe
stało się dzięki wsparciu udzielonemu, jak to często miało miejsce w tamtych
czasach, przez bogate osoby spośród stanu mieszczańskiego oraz arystokracji.
Finansowego oparcia udzieliła młodzieńcowi przepełniona miłosierdziem wdowa von
Cotta, u której Luter przez jakiś czas zamieszkał i dzięki której miał dużo czasu na
poświęcenie się nauce. Szła mu ona wyjątkowo dobrze i w Eisenach, i w Erfurcie,
gdzie zakończył naukę z najlepszymi lokatami, otrzymując „godność mistrza sztuk”.
Głowa młodego Marcina przepełniona była ambitnymi planami, cele jego działania
były dalekosiężne, górnolotne i nabrzmiałe od wiary we własne siły. Należało piąć się
w górę! W takim razie, jakie były powody wstąpienia do zakonu augustianów?
Nie powołany, ale porwany...
Powołanie jest łaską Boga, z którą współdziała wola człowieka. Rodzi się we wnętrzu
ludzkiego serca, ale kształtu nabiera poprzez działanie rozumu. Trudno
jednoznacznie odpowiedzieć na postawione pytanie. Biografowie niemalże
jednogłośnie zapewniają, w oparciu o słowa samego Marcina Lutra („ ...non tam
tractus, quam raptus... ” – „ nie tyle pociągnięty, co porwany ”), że decyzja o wstąpieniu
do zakonu była związana z chwilowym impulsem spowodowanym w 1505 r.
gwałtowną śmiercią jego przyjaciela Aleksego, zabitego w pojedynku, oraz burzą,
która dopadła idącego młodzieńca. W czasie nawałnicy, bojąc się o swoje życie, miał
podobno wzywać opieki św. Anny i złożyć przyrzeczenie wstąpienia do klasztoru.
Argumentacja dość pokrętna, chociaż należy podkreślić, że Luter był człowiekiem
niezwykle impulsywnym, całkowicie pozbawionym cnoty roztropności, podejmującym
decyzje nagle, bez rozwagi. Ludzie, którzy go znali, często byli świadkami przejawów
jego cholerycznego usposobienia, przez co był uważany za niezrównoważonego, a
przez niektórych nawet za opętanego. Jego choleryczna natura w połączeniu z
chorobliwą ambicją była zdaniem J. Maritaina wzorcowym przykładem posuniętego
do samodestrukcji egoizmu. Maritain tak pisał o charakterze Lutra:
Ten gwałtownik miał w sobie wiele dobroci, szlachetności, miękkości.
Przy tym niepohamowaną pychę i bezgraniczną próżność. Rozum nie
odgrywał u niego wielkiej roli. Jeśli pod nazwą inteligencji należy
rozumieć zdolność chwytania tego, co ogólne, rozróżniania istoty
rzeczy, posłusznego zdążania wzdłuż subtelnych szlaków
rzeczywistości – Luter inteligentny nie był, raczej ograniczony, przede
wszystkim uparty. Lecz w niezwykłym stopniu posiadał zmysł
konkretności, inteligencję praktyczną, przebiegłość oraz spryt, zdolność
spostrzegania zła u innych, sztukę wynajdywania tysiąca sposobów
wyjścia z kłopotliwej sytuacji i druzgotania przeciwnika.
Autor historii Kościoła ks. Rivaux pisał: „ był to człowiek ognisty i gwałtowny ”.
Luter powziął swoją decyzję nieodwołalnie, wbrew ojcu i radom licznych przyjaciół.
Jego zdanie było najważniejsze, bardziej chciał postawić na swoim niż pójść za
głosem powołania. Nie można również całkowicie odrzucić hipotezy, że wstąpienie
do zakonu było buntem Marcina Lutra przeciw władzy ojca, lub drugiej, upatrującej w
dziwnym powołaniu marzeń o łatwej karierze naukowej dla chłopskiego syna, którą
zapewnić miał Kościół. Nie sposób jednak znaleźć dostatecznych dowodów na
poparcie żadnej z tych hipotez.
Pycha w habicie
Syn ubogich wieśniaków z takim samym zapałem, z jakim pochłaniał traktaty
filozoficzne, rzucił się w wir życia zakonnego, które pochłonęło go do reszty. Luter
starał się być lepszy od innych zakonników, tak jakby mury klasztorne nie różniły się
od murów uczonego uniwersytetu. Zaczął osiągać godności dzięki przychylnemu
nastawieniu swojego przełożonego. Pisał o sobie w 1516 r.:
Potrzeba by mi właściwie dwóch sekretarzy, cały dzień jestem prawie
wyłącznie zajęty pisaniem listów... Jestem kaznodzieją w klasztorze i
refektarzu: co dzień wołają mnie do parafii, abym tam kazał; jestem
regentem studiów, wikarym okręgu, a więc jedenastokrotnym przeorem;
jestem kwestarzem ryb w Leitzkau, mandatariuszem w Torgau w
procesie parafialnego kościoła Herzbergu; jestem lektorem św. Pawła,
zbieram notatki o Psałterzu. Rzadko kiedy pozostaje mi pełny czas
potrzebny do odmówienia pacierzy i odprawienia Mszy.
Jestem... jestem... jestem... ”. Te wszystkie obowiązki pochłaniały Lutra do tego
stopnia, że jego chorobliwe ambicje egotyka pchnęły go na podobne tory życia
duchowego. Pisał:
Jeśli św. Augustyn wszedł do nieba przez mury opactwa, to i ja na to
zasługuję. Wszyscy moi bracia oddadzą mi słuszne świadectwo;
pościłem, czuwałem po nocach, posuwałem często umartwienie aż do
nadwątlenia mego zdrowia.
To prawda, ojciec Marcin starał się być znacznie lepszy od swoich współbraci w
postach, czuwaniach, modlitwach. Wielu zakonników nie darzyło Lutra sympatią,
zauważając, że mechanizmem jego życia duchowego była pycha. F. Kuhn, biograf
Lutra pisał:
Bracia nic nie rozumieli z tych jego smutków, myśleli, że chciał im
imponować swoją oryginalnością albo że był opętany przez szatana.
Luter swoim neurotycznym zachowaniem ugruntowywał ich w tym przekonaniu. W
czasie czytania Ewangelii o opętanym niemym człowieku, przerażony zakonnik
zaczął krzyczeć „ Ha! Non sum! Non sum! ”, po czym padł na posadzkę „jakby rażony
piorunem”. W duszy tego człowieka w istocie toczyła się walka; pokusy nie omijały
go, podobnie jak każdego innego zakonnika. Ale Luter pragnął być bezgrzesznym,
czystym, idealnym, doskonałym w dosłownym tego słowa znaczeniu! Chciał swój cel
osiągnąć sam, bez pomocy łaski Bożej i bez walki duchowej, której się bardzo
obawiał, bo ta ostatnia za każdym razem niweczyła jego wysiłki. W ogniu takiej batalii
rodziła się luterańska koncepcja zbawienia człowieka przez wiarę, na tej linii frontu
kształtowały się teoretyczne filary reformacji. Luter konfrontowany z cielesnością, z
ułomnościami natury ludzkiej, której nie chciał zaakceptować jako części natury
człowieka, doszedł do wniosku, że są one nie wynikiem grzechu pierworodnego, ale
– samym grzechem pierworodnym. Nabrał przekonania w oparciu o swoje
doświadczenia duchowe, że żaden człowiek nie jest w stanie zachować przykazań
Bożych, że czynić może tylko źle i nawet jego pragnienia są złe, bo ustawicznie
podlegają pożądliwośc i 1 . Z tego wynika, że człowiek nie posiada wolnej woli, bo czyż
może być wolną wolą permanentna grzeszność?... Dobre uczynki należało zdaniem
Lutra spełniać, bo tak nakazał Jezus, ale absolutnie nie mają one żadnego znaczenia
w dziele zbawienia ludzi. Usprawiedliwienie człowiek otrzymuje jedynie przez wiarę,
przez którą zbawcza i odkupiająca śmierć Chrystusa na krzyżu grzechy niszczy 2 . Jak
zauważyło szereg poważnych badaczy działalności Marcina Lutra, takich jak o.
Denifle OP, ks. H. von Grisar SI, K. Holl czy A. Jundt, poglądy te głosił w kazaniach
już w 1515 r. Turmerlebnis ('przeżycia w wieży‘ – moment olśnienia Lutra, w którym
„zrozumiał” zasadę usprawiedliwienia) opierało się na egoizmie, na pragnieniu
świętości przy jednoczesnej rezygnacji z walki duchowej, na utożsamieniu swojego
przypadku osobistego z powszechną prawdą teologiczną. Rację miał Maritain,
cytując za protestanckim badaczem Hollem, że Luter pragnął uczynić z siebie
człowieka uniwersalnego, nieświadomie zastąpić Chrystusa swoją osobą jako
przykładem do naśladowania. Konsekwencje tego myślenia miały okazać się
opłakane w skutkach.
(...) możnaby powiedzieć, że olbrzymia katastrofa, jaką Reformacja
protestancka stała się dla ludzkości, jest tylko wynikiem wewnętrznej
112024750.001.png
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin