!Michael Palmer - Druga diagnoza.rtf

(1391 KB) Pobierz

MICHAEL

Palmer

 

Druga diagnoza

 

Z angielskiego przełożył

JERZY ŻEBROWSKI

Tytuł oryginału: SECOND OPINION

Copyright © Michael Palmer 2009 All rights reserved

Polish edition copyright © Wydawnictwo Albatros A. Kuryłowicz 2011

Polish translation copyright © Jerzy Żebrowski 2011

Redakcja: Lucyna Lewandowska

Konsultacja medyczna: dr Lucyna Bednarek-Papigrska

Zdjęcie na okładce: Harry Choi/TongoRo Image Stock/Corbtè/Fotochannels

Projekt graficzny okładki i serii: Andrzej Kuryłowicz

Skład: Laguna

ISBN 978-83-7659-223-7

 

 


 

Dedykuję tę książkę Jane-Elisabeth Jakuc,

od ponad trzydziestu lat zajmującej się dziećmi

specjalnej troski, oraz jej oddanym pomocnikom:

Steve 'owi Lyne'owi, Kathy Farii, Chesley Wendth,

Judy Seligman, Carze Morine, Jake'owi i Dan O'Harom

oraz Elsie Abele a także całemu pozostałemu

personelowi, dawnemu i obecnemu, wspaniałej

Corwin-Russell School w Broccoli Hall

 

PODZIĘKOWANIA

Najszczersze podziękowania dla całego zespołu wydawnictwa St. Martin's Press, zwłaszcza dla mojego znakomitego wydawcy Jena Enderlina oraz Matthew Sheara, Matthew Baldacciego i Sally Richardson.

Dziękuję również wszystkim z Jane Rotrosen Agency ‒ zwłaszcza Jane, Meg, Donowi, Michaelowi i Peggy. W ciągu trzydziestu minionych lat nigdy nie pomyślałem o zmianie agenta.

Wyrazy mojej najgłębszej wdzięczności niech przyjmą także doktor Steve Defossez i jego zespół z Beverly Hospital Imaging Center; Kate Bowditch z Charles River Watershed Association; Daniel, Matt, Susan, Donna, Ethan, chef Bill, Kate, Howard, sensei Howard i Robin za pomysły i lektury; Luke za inspirację; Stanley za telefony, kije i marchewki; hlkt za intrygujące inicjały i przykład, jak być dobrym lekarzem; Bill Wilson, doktor Bob Smith oraz ich przyjaciele, którzy nauczyli mnie wielu rzeczy.

Szczególne podziękowania należą się Trishy Psarreas, pisarce, filozofce i entuzjastce wszystkiego, co greckie. Zasługujesz na siedem gwiazdek.

 

              Niestety, mam złe wiadomości.

Hayley Long, która zaledwie dwa tygodnie temu skończyła pięćdziesiąt jeden lat, słyszała te słowa, jakby lekarz wypowiadał je przez długą stalową rurę.

Niestety, mam złe wiadomości...”.

Ile tysięcy ludzi dowiadywało się tego codziennie od swoich lekarzy? Ilu pacjentów co godzinę, a może nawet co minutę słyszało te słowa?

Niestety...”.

Stephen Bibby, absolwent Emory Med, był jej lekarzem od ponad dwudziestu lat ‒ kiedy przebyła zapalenie płuc. Ceniła go, bo znał swoje ograniczenia i zawsze bez wahania dzwonił do specjalisty, by poprosić o drugą diagnozę.

Poczuła, że ogarniają ją mdłości, i przez chwilę myślała, że będzie musiała pójść do toalety i zwymiotować, zanim się dowie, co jej jest. Próbowała głęboko oddychać i zachować spokój.

              Czy to rak? ‒ zapytała.

Słyszała swój głos, ale nie mogła uwierzyć, że wypowiedziała to słowo.

Rak... Jak to możliwe? Boże, nie.

Pierwszymi objawami były jedynie uciążliwe bóle brzucha i gazy. Wspomniała o nich mimochodem swojemu zastępcy. To on ją namówił, by zadzwoniła do Bibby'ego. To była jego wina.

Bibby zlecił wykonanie tomografii brzucha.

Rak...

Zawroty głowy i mdłości się nasiliły.

David nie znosił zbyt dobrze chorób, ani swoich, ani cudzych, ale kiedyś będzie musiała mu o tym powiedzieć. Nie od razu jednak. Najpierw niech wszystko się wyjaśni. Odbywał właśnie rejs dookoła świata, realizując marzenie swojego życia. Jego pierwsza żona zmarła na tętniaka mózgu i ożenił się ponownie dopiero po dziesięciu latach.

A teraz to.

Wkrótce będzie musiała mu o tym powiedzieć, ale jeszcze nie teraz.

Bibby, pochodzący z Południa dżentelmen po sześćdziesiątce, spojrzał w kierunku drzwi, jakby miał nadzieję, że do gabinetu wejdzie inny lekarz, który go zastąpi.

              Pytałam, czy to rak?

Kiwnął głową, przygryzając wargę.

              Da się zoperować? ‒ spytała.

No, Stephen! Pomóż mi!

              Nie wiem. Chyba zaatakował trzustkę. To narząd, który...

              Wiem, co to trzustka. Jimmy Carter mówi o raku trzustki za każdym razem, gdy włączam telewizor. Są przerzuty?

              Chyba jest obecny także w wątrobie ‒ odparł Bibby.

Włączył komputer i tak obrócił ekran, by Hayley go widziała. Nawet dziecko dostrzegłoby na obrazie rezonansu magnetycznego odrażającą białą plamę w martwym punkcie jej brzucha. Martwy punkt... Czemu właśnie to określenie przyszło jej do głowy?

Błagam, niech to będzie tylko zły sen. To tylko jakiś pieprzony koszmar.

Miała wszystko, czego mogła zapragnąć: wspaniałego, troskliwego męża; pasierbów, którzy traktowali ją jak rodzoną matkę, pieniądze i wpływy, o jakich nie mogła marzyć większość ludzi, oraz perspektywy, które nadawały sens jej życiu.

A teraz to.

Rak trzustki... Nieoperacyjny... Boże, niech to nie będzie prawda, myślała z rozpaczą. Niech to się okaże tylko złym snem...

® ® ®

Petros Sperelakis stopniowo odzyskiwał świadomość. Najpierw pojawił się ból ‒ tępe pulsowanie w kroczu i pieczenie w krzyżu. Próbował się poruszyć, zmienić pozycję, ale jego ciało nie reagowało.

Chyba mam paraliż, pomyślał. Proszę, niech ktoś mi pomoże... Jestem Sperelakis, doktor Petros Sperelakis. Nic nie widzę i nie mogę się poruszyć.

              Connie, zrób sobie przerwę ‒ powiedziała jedna z pielęgniarek. ‒ Będę tu przez godzinę.

              Dobrze, dzięki. Posłuchaj, Vernice, przydałoby się sprawdzić, czy pacjent ma czucie w przegubach i kostkach.

Connie? Vernice? Słyszę was. Słyszę. Jesteście pielęgniarkami z Beaumont, prawda? To ja, doktor Sperelakis. O co chodzi z tym czuciem? Czy jestem sparaliżowany? Co mi się stało? Miałem wypadek? Wylew? Mam guza? Dlaczego nic nie widzę? Dlaczego nie mogę mówić?

Choć uważano go za jednego z najlepszych diagnostów, nie potrafił stwierdzić, co mu jest. Nie mógł zebrać myśli i ten fakt najbardziej go przerażał.

Dlaczego czuję taki straszny ból? Czy ktoś może mi powiedzieć, co się stało? Co mi się przydarzyło? Vernice, czuję, jak poruszasz moją kostką. O Boże...

 

ROZDZIAŁ 1

Mnogie stłuczenia i otarcia... Złamana miednica... Złamanie kości ramiennej, bez przemieszczenia... Stłuczenie płuca, spowodowane złamaniami i przemieszczeniem siódmego, ósmego i dziewiątego żebra...

Powtarzając w myślach tę ponurą litanię, Thea Sperelakis podeszła do drzwi izolatki numer cztery na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej kliniki w Beaumont.

Poprzeczne złamanie czaszki... Rozległy krwotok śródmózgowy... Pierwszy stopień śpiączki.

Próbowała sobie wyobrazić, jak będzie wyglądał jej ojciec, ale jako internistka była wzywana do wielu wypadków i wiedziała, czego może się spodziewać. Jej brat Niko powiedział, że zdaniem policji samochód, który potrącił ich ojca przed ośmioma dniami o piątej trzydzieści nad ranem, a potem odjechał, musiał jechać z prędkością ponad stu kilometrów na godzinę. To cud, że ojciec przeżył uderzenie, które

wyrzuciło go na odległość ośmiu metrów. Ale Petros Sperelakis zawsze był dla swoich dzieci lwem ‒ dostojnym, potężnym i wspaniałym.

Lew.

Brak śladów hamowania wskazywał, że sprawca w ogóle nie zauważył ofiary. Sprawca lub sprawczyni, poprawiła się Thea. Policja wciąż nie miała żadnych dowodów ani świadków.

Alkohol, pomyślała. Według Eileen Posnick, autorki artykułu opublikowanego przed siedmiu laty w „Amerykańskim magazynie uzależnień”, alkohol był przyczyną ponad dziewięćdziesięciu procent wypadków, w których kierowcy po potrąceniu pieszego uciekali z miejsca zdarzenia.

Podszedł do niej Niko, odłączywszy się od Selene, swojej siostry bliźniaczki, i trojga przedstawicieli dyrekcji kliniki w Beaumont. Podobnie jak ojciec, był śniady i barczysty, miał wydatny nos i przenikliwe ciemne oczy, ale nieco łagodniejsze rysy. W wieku czterdziestu lat był już profesorem nadzwyczajnym chirurgii serca na Harvardzie i miał na swoim koncie kilka znaczących osiągnięć. Selene ‒ wytworna i bardzo pewna siebie ‒ odnosiła nie mniejsze sukcesy jako chirurg ortopeda. Niko ujął Theę za ramię.

              Dobrze się czujesz, siostrzyczko? ‒ spytał łagodnie.

Nauczono ją analizować swoje uczucia, zanim odpowie na takie pytanie.

Jej ojciec był w głębokiej śpiączce i miał niewielkie szanse z niej wyjść, odzyskując choćby minimum funkcji ‒ przynajmniej tak wynikało z retrospektywnych badań pourazowych krwotoków śródmózgowych, opisanych przez Harkinsona i innych

autorów w Amerykańskich archiwach neurologii, tom 117, strona 158. Jedna możliwość na dziesięć tysięcy. Biedny tata...

              Nic mi nie jest ‒ odparła.

              Chcesz wejść tam sama?

Niby dlaczego? ‒ pomyślała zdziwiona. Czy ojciec będzie bardziej przytomny, jeśli odwiedzi go sama?

Wzruszyła ramionami, dając w ten sposób bratu do zrozumienia, że to bez różnicy, ale czuła, że to nie najlepsza odpowiedź.

              Jak chcesz ‒ mruknął Niko.

Wiedziała, że się o nią troszczy, Selene również. Zdawała sobie sprawę z tego, że oboje zawsze uważali ją za dziwaczkę, choć z pewnością nie była tak dziwna jak ich najstarszy brat Dimitri. Ale jej długoletnia terapeutka, doktor Paige Carpenter, często powtarzała, że to, co o niej sądzą inni, stanowi ich problem.

Jedna szansa na dziesięć tysięcy... Biedny tata.

Przeczesała palcami swoje krótkie kasztanowe włosy, wciągnęła głęboko powietrze i przeszła przez próg.

Jak przypuszczała, nie było niespodzianek. Petros Sperelakis, dyrektor Instytutu Diagnostyki Medycznej, leżał nieruchomo na szpitalnym łóżku, otoczony specjalistyczną aparaturą. Siedząca w głębi izolatki prywatna pielęgniarka (Thea uznała, że pochodzi z Haiti) wstała i przedstawiła się ‒ miała na imię Vernice.

              Wiele o pani słyszałam ‒ powiedziała. ‒ Mam nadzieję, że lot był spokojny.

              Zajęłam się lekturą ‒ odparła Thea, ujmując jej gładką, szeroką dłoń.

Zajęłam się lekturą.

Było to duże niedomówienie. Podczas dwudziestogodzinnej podróży z Demokratycznej Republiki Konga do Bostonu przeczytała Don Kichota, drugie wydanie Podręcznika akupunktury Deadmana (po raz drugi) oraz Podróż na okręcie „Beagle” Darwina ‒ w sumie ponad tysiąc sześćset stron. Wróciłaby do domu szybciej, ale wędrowała po dżungli między obozami uchodźców razem z ekipą specjalistów od żywienia i nie było z nią kontaktu.

              Nie ma żadnej poprawy ‒ poinformowała ją Vernice.

              Zdziwiłabym się bardzo, gdyby była. Doznał poważnych urazów głowy.

Podeszła do łóżka i sprawdziła wskazania monitorów oraz poziom kroplówek. Petros leżał spokojnie, podłączony rurką tracheotomijną do nowoczesnego respiratora. Szpitale Médecins Sans Frontières (Lekarzy bez Granic), do których Theę przydzielano w ciągu ostatnich pięciu lat, również były nieźle wyposażone, ale nie aż tak.

Beaumont, jak niemal wszyscy nazywali teren szpitala, był rozległym kampusem składającym się z dawnego Boston Metropolitan Hospital i kilkunastu innych budynków o bardzo zróżnicowanej architekturze. Łączyły je obsadzone szpalerami drzew ścieżki i zawiły labirynt podziemnych tuneli. Niektóre z nich były wyposażone w ruchome chodniki i miały ściany wyłożone zmatowiałymi kafelkami. Prowadziły do schodów, którymi można było zejść do wilgotnych korytarzy położonych dwie lub trzy kondygnacje niżej, pamiętających

początki zbudowanego w połowie dziewiętnastego wieku szpitala.

Saturacja krwi tlenem... ciśnienie tętnicze... ciśnienie płynu mózgowo-rdzeniowego... ośrodkowe ciśnienie żylne... mocz... drenaż klatki piersiowej... rytm serca i EKG...

Thea przejrzała wyniki badań. Wszystko było pod kontrolą. W tej chwili walka o życie Petrosa Sperelakisa toczyła się w komórkach jego organizmu albo nawet na jeszcze niższym poziomie. A jego najmłodsza córka, której nie mógł darować, że zrezygnowała z akademickiej kariery w medycynie i „poświęciła się służbie” krajom Trzeciego Świata, śledziła w wyobraźni zmagania mikroskopijnych przeciwników.

Minie pewnie wiele tygodni, zanim pacjent odzyska świadomość. Do tego czasu jego organizm będzie narażony na ryzyko infekcji, zakrzepów, tworzenia się kamieni nerkowych, zatorów, obrzęku mózgu, brak równowagi chemicznej oraz niedrożność jelit i zaburzenia pracy serca. Jednak w Beaumont, ze wspaniałym sprzętem, w jaki klinika była wyposażona, przynajmniej miał szansę walczyć o życie.

Thea ujęła rękę ojca i trzymała ją przez chwilę. Od wypadku minęło dopiero osiem dni, ale jego mięśnie zaczynały już wiotczeć. Oprócz rurki tracheotomijnej miał założony zgłębnik żołądkowy, dwie kroplówki, cewnik urologiczny, którym do foliowego worka spływał mocz, a także manometr, podłączony przez czaszkę do zawierającej płyn mózgowo-rdzeniowy komory mózgowej. Jego powieki zaklejono papierową taśmą, aby zabezpieczyć rogówkę przed

wysychaniem, a przeguby i kostki unieruchomiono łubkami, by zapobiec przykurczom stawów.

Petros Sperelakis ‒ ikona medycyny, którą prawdopodobnie zniszczył zamroczony alkoholem kierowca, choć okazał się dość przytomny, by uciec z miejsca wypadku, zanim ktokolwiek się pojawił. Ojciec zawsze był silnym człowiekiem, ale teraz Thea miała wrażenie, że jest zupełnie bezbronny i żałośnie zdziecinniały.

Czuła, że powinna zostać przy jego łóżku nieco dłużej, i zamierzała w najbliższych dniach odwiedzać go jak najczęściej. Jednak w samolotach niewiele spała i zmęczenie podróżą zaczynało dawać się jej we znaki. Piętnaście minut, postanowiła. Zostanie z ojcem jeszcze tylko kwadrans, bez względu na to, co pomyślą bliźniaki.

Niko zaproponował, żeby zatrzymała się u niego, ale jego troje dzieci poniżej dziesięciu lat, chociaż bardzo je kochała, wywoływało zamieszanie, którego nie potrafiłaby znieść.

Selene i jej partnerka, jakaś biznesmenka, mieszkały w ekskluzywnym apartamentowcu obok portu, lecz nie miała ochoty do nich jechać.

W końcu zdecydowała się na przestronny dom w Wellesley, w którym dorastała. Petros mieszkał tam nadal razem z duchem ich matki i Dimitrim, który przed wielu laty przeprowadził się do starej wozowni wraz ze swoimi komputerami, krótkofalówką, teleskopem, komiksami, instrukcjami do gry „Dungeons & Dragons” oraz ogromną kolekcją gadżetów związanych z Coca-Colą i Gwiezdnymi Wojnami.

Miała wielką ochotę znów zobaczyć się z bratem. Spośród wszystkich członków rodziny właśnie on był jej najbardziej

bliski ‒ patrząc na niego, widziała jak w lustrze, kim mogłaby się stać, gdyby nie szybka diagnoza, interwencja lekarzy i kompleksowa terapia modyfikująca jej zachowanie. Pamiętała z wczesnego dzieciństwa rodzinne rozmowy o wyobcowaniu Dimitriego i jego dziwactwach, braku przyjaciół, osobliwym poczuciu humoru i niestosownych uwagach. Był od niej o dwanaście lat starszy, ale jego reakcje nadal były zaskakujące i nieprzewidywalne.

              Dimitri, to Robert, twój nowy nauczyciel gry na fortepianie.

              Cześć. Kiedy ostatnio byłeś u dentysty?

Nie dowie się nigdy, co rodzina mówiła na jej temat, wiedziała jednak, że decyzje, jakie podjęła razem z doktor Carpenter, były słuszne. Przekonała się, że wybór jak najmniej skomplikowanego sposobu życia zapewnił jej nie tylko szczęście, ale także przetrwanie. Słowo „nieskomplikowany” nie znajdowało jednak zastosowania w stosunku do ojca.

Urodzony i dorastający w Atenach Petros był zdecydowanym tradycjonalistą i znakomitym lekarzem, bardzo oddanym swojemu powołaniu i pacjentom, ale surowym wobec rodziny. Ostre reprymendy i wygórowane żądania były u niego jedyną formą wyrażania miłości. Jego żona Eleni buntowała się przeciw temu, paląc papierosy. Rak płuc, który ją w końcu zabrał, nie złagodził jego charakteru i niemal zawsze, gdy wspominał żonę, powtarzał: „Gdyby tylko mnie słuchała... gdyby mnie słuchała”.

Thea sięgnęła między rurki i odgarnęła ojcu z czoła wilgotny kosmyk siwych włosów. Wiedziała, że głęboki

smutek, który czuła, widząc go w takim stanie, jest w dużym stopniu wyuczony, ale mimo to równie prawdziwy, jak uczucia jej dwojga „neurotypowego” rodzeństwa.

Petros nigdy nie potrafił zrozumieć jej nieśmiałości ani gwałtownych reakcji na pewne rodzaje hałasu ‒ zwłaszcza brzęczenie odkurzaczy i suszarek do włosów ‒ a także na niektóre rodzaje żywności i faktury materiałów. Gdy ukończyła dwanaście lat, Eleni, która dostrzegała coraz wyraźniej, że Thea, podobnie jak Dimitri, nie ma przyjaciół i przejawia różne patologiczne obsesje, postanowiła zaprowadzić ją do doktor Carpenter. To właśnie ona stwierdziła, że Thea ma zespół Aspergera.

Zgoda na poddanie młodszej córki badaniom i leczeniu neuropsychiatrycznemu nie przyszła Petrosowi łatwo. W jego słowniku nie było zwrotu „nie mogę” ani pojęcia psychoterapii. Jeżeli miał jakąś słabą stronę, była nim właśnie dziedzina chorób psychosomatycznych i relacji między ciałem a umysłem.

              Myślę, że jest mu wygodnie ‒ powiedziała nieśmiało Vernice, stojąca po drugiej stronie łóżka.

              Na pewno ‒ odparła Thea, ale pomyślała, że jeśli Petros cokolwiek czuje, bez wątpienia nie jest mu wygodnie, a jeśli nie czuje nic, mówienie o wygodzie wydaje się przesada..

              Pani brat Dimitri stwierdził, że ponieważ wasz ojciec jest w głębokiej śpiączce, nie ma...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin