NAD JORDANEM.doc

(49 KB) Pobierz

Razem z Kleofasem i Filipem idziemy śladami Historii Zbawienia, chcąc dowiedzieć się, dlaczego Pan Bóg zbawia ludzi? Filip twierdzi, że jest to jakaś tajem­nica. Pomóżmy mu rozwiązać tę zagadkę. Mamy pięć ogniw szyfru, czyli literki: BÓG CI...". Jaka będzie następna? Przeczytajcie.


-              BÓG CI..., hm, co to może znaczyć? - zastanawiałem się. W żaden sposób nie potrafię uło­żyć z tych literek czegoś sensow­nego.

-   Co tam robisz? Nie jesteś jesz­cze gotowy do drogi? - prze­rwał mi Kleofas, trącając końcem skrzydła.

-   Próbuję łamać szyfr.

-   Daj spokój, przecież nie masz jeszcze wszystkich ogniw.

-   Jak to? Spójrz, mam już pięć liter.

-   Tylko pięć, chciałeś powiedzieć, czyli połowę. Zbieraj się, pędzimy nad Jordan.

-   O nie, znowu nad wodę?

-   No wiesz, nie musimy. Myślałem, że chcesz rozwiązać szyfr - powiedział Kleofas, wzru­szając ramionami. Spojrzałem na niego zdziwiony i nagle   przypomniałem   sobie,

że rzeczywiście, Kleofas mówił o dziesięciu ogniwach.

-              Nie obrażaj się uśmiechnąłem się. - Jestem gotowy, gdzie kon­kretnie tym razem?

-      Nad Jordan - powtórzył spo­kojnie.

-     Kleofasie, co oni tu robią? - zdziwiłem się, widząc z dale­ka tłumy. Stali po obu stronach Jordanu. Na środku płytkiej rzeki stał chudy mężczyzna, w kamizel­ce z wielbłądziego włosia, przepa­sany pasem skórzanym. Długie, rozpuszczone włosy targał wiatr tak, że nie było widać jego twa­rzy. Na początku długo mówił do zgromadzonych na brzegu ludzi. Tak naprawdę niewiele słyszałem, bo zanim udało nam się prze­cisnąć nad wodę, już kończył. Słyszałem tylko, jak mówił, że jest trzciną kołyszącą się na wie­trze"- takie porównanie nawet bardzo mi do niego pasowało. Rzeczywiście był wysoki i bardzo szczupły, czyli trochę podobny do trzciny.  Mówił jeszcze, że wszyscy powinni się nawracać, bo bliskie jest Królestwo Niebieskie. Kiedy skończył, zrobiło się cicho. W końcu zaczęli podchodzić do niego pojedynczo, z zamkniętymi oczyma. Każdemu coś szeptał do ucha, a później zanurzał w rzece.

-   Co on z nimi robi? - spytałem Kleofasa.

-   Chrzci.

-              A gdzie biała szata, rodzice chrzestni, świeca, gdzie woda święcona?

-    Jeszcze ci mało wody? - śmiał się, pokazując na rzekę.

-    Nie o taką chodzi! Skoro jesteś moim aniołem, to wiesz, jak wygląda chrzest. W końcu byłeś wtedy przy mnie w kościele, prawda?

Oj Filipie,  ale tu  nie chodzi o taki chrzest, jaki ty miałeś.

A o jaki? Jak chrzest, to chrzest upierałem się.

Ten chrzest, który widzisz, to jest chrzest wodą, ale jak będziesz bardziej cierpliwy, zoba­czysz chrzest z udziałem Ducha Świętego.

Co ty opowiadasz? To jeszcze raz mnie będą chrzcili?

Cii... - szepnął, spójrz na prawo.

W dali widać było zbliżającego się mężczyznę. Szedł równo, spręży­stym krokiem. Biała, długa tunika powiewała na wietrze. Miałem wrażenie, że była żaglem lub latawcem unoszącym właściciela. W jednej chwili, nie wiadomo dlaczego, wszyscy zamilkli. Również Jan przerwał zanurzanie ludzi w Jordanie. Tylko patrzył uważ­ne na postać. Nagle dmuchnął wiatr i odsłonił twarz Chrzciciela. Po raz pierwszy zobaczyłem jego ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin