KLAN NIESMIERTELNYCH - Joanna Rybak [rozdz 18].doc

(25 KB) Pobierz

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział 18

 

 

- Rany, co za kretyn! - żalił się Lotres. - Nie pozwolił sobie nic powiedzieć o tobie!

Sophie ze smutkiem wsłuchiwała się w relacje z rozmowy Sparkling kontra Rise.

- Trudno... - powiedziała bezdusznie, nie miała zamiaru płakać i tak już przepłakała prawie każdą chwilę, gdy była dzisiaj sama.

- A co z Nikalianą? - zapytała po chwili.

- Scott poszedł ją uśpić w pokoju gościnnym. Ach... Ona jest taka urocza - powiedziała rozpromieniona Alexandra.

Po chwili wszyscy się rozeszli do swoich pokoi. Zegar wybił godzinę 23, a Sophie została sama w salonie. Drewno żarzyło się w kominku, po chwili został już tylko popiół.

- Co ja teraz zrobię? - Sophie zaczynała poważnie zastanawiać się nad swoją przyszłością.

Wtem do salonu wszedł panicz Rise. Oczywiście spojrzał lodowato na Sophie. Dlatego też Sophie wpatrywała się bezdennie w podłogę. Chris rozłożył się wygodnie na fotelu naprzeciwko. Założył ręce na piersi i wpatrywał się spode łba na Sophie.

- Co masz zamiar teraz zrobić? - powiedział sucho. Sophie milczała.

 

145

 

- Do czego zmierzasz? - powiedziała po długiej ciszy, tym samym tonem co on.

Wampir prychnął pogardliwie.

- A do tego, że działasz mi na nerwy - warknął. W jego spojrzeniu było mnóstwo nienawiści, pogardy i obrzydzenia.

- A co ja ci takiego zrobiłam?! - wydusiła, ledwo powstrzymując łzy.

- Lepiej by było, gdybyś się nigdy tu nie pojawiła - mruknął. Tym samym wbijając kolejny, ogromny sztylet w serce Sophie. - O ile wiem, to zamieszkałaś tu tylko dlatego, że George chciał cię zabić, prawda? - ciągnął sucho wampir. - No i o ile dobrze mnie poinformowano, to mężczyzna ten nie żyje. Dlatego nic ci już nie grozi.

Sophie wiedziała, do czego zmierza wampir.

- Jesteś już dorosłą i mam nadzieję, dojrzałą kobietą, dlatego...

- Wiem o co ci chodzi... Jutro opuszczę ten dom raz na zawsze -powiedziała, zaciskając zęby. - Wiem, jestem tylko utrapieniem! Nie potrafię gotować, w sprzątaniu też nie jestem najlepsza! Nie mam żadnych zdolności! Nie jestem silna! Nie jestem też elfem! Jestem tylko zwykłym, małym, żałosnym człowieczkiem, który opuści to miejsce, aby się TOBIE więcej nie naprzykrzać. - Ostatnie zdanie wydusiła, ledwo powstrzymując się od wybuchnięcia płaczem.

- Cieszę się, że się rozumiemy - powiedział Chris ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy.

- Tak, i nie martw się, nie powiem o tym wszystkim nikomu. -1 tak nikt by ci nie uwierzył - zadrwił Chris.

Sophie wstała i najszybciej jak to było możliwe opuściła salon, zostawiając w nim podłego wampira. Ruszyła na górę do sypialni, opadła na łóżko i zapłakała w poduszkę. Nie płakała z powodu tego, iż opuści to miejsce, choć szczerze, to bardzo chciałaby tu zostać. Jednak wiedziała, że jest tu tylko darmozjadem i nie ma z niej żadnego pożytku. Więc jaki jest powód jej płaczu? Mimo iż Chris ostatnio był dla niej bardzo chłodny, to... Sophie pamiętała jeszcze Chrisa sprzed paru dni. Miłego, dobrego i czułego. Tego, którego... kochała.

 

146

 

 

 

 

***

 

 

- Sophie! Nieee!!! - krzyknął przy śniadaniu Riskal. Usłyszał jej myśli, przez co wypluł herbatę prosto na Scotta, siedzącego naprzeciwko niego.

- Fuj! Świnio niewychowana! - krzyknął Scott, wycierając swoją twarz serwetą.

Wszyscy siedzieli przy stole, wszyscy z wyjątkiem Chrisa. Nikalia-na na kolanach „dziadka Luśka" wcinała płatki śniadaniowe.

- Riskal co ci się stało? - zapytał Lotres.

- Ja... - zaczęła Sophie. - Jaa... - ciężko było jej wydusić słowo. - Lotres, mam do ciebie prośbę... Czy mógłbyś odwieźć mnie dzisiaj na lotnisko?

- Ale dlaczego?! Sophie nie mów, że chcesz nas opuścić - powiedział Scott.

- Co ten debil ci nagadał?! Nie słuchaj go! On taki kiedyś był! Nie przejmuj się tym. Wkrótce wszystko wróci do normy - powiedział energicznie Riskal.

- Ale to była moja decyzja... Ja nie chcę być dla was wrzodem na tyłku.

- Nie gadaj głupot, a kto powiedział, że jesteś?

~ Wujek Klyś nie lubi „cioci Siofii"? - wyszeptała Nikaliana. Sophie o mało co nie zebrało się na płacz. Nawet Nikaliana zaczęła ją trochę lubić.

- Proszę was... Ja... Ja nie mogę tu przecież zostać do końca życia. Ja bardzo was lubię. Jesteście moimi najlepszymi przyjaciółmi, jakich kiedykolwiek w życiu miałam, ale... Ja tu nie pasuję.

- No, ale przecież...! - zaczął Lotres.

- Pozwól mi skończyć... - wydusiła. - Polecę do Londynu. Nie wrócę do Harlow... Nigdy. Spróbuję jakoś załatwić sobie dokumenty. Nie wiem jak, ale coś wykombinuję. Znajdę pracę. Wynajmę mieszkanie w Londynie... Nie bójcie się, nikomu się nie wygadam, nie jestem głupia. I tak nikt mi nie uwierzy.

- No ale nie o to chodzi. Sophie, proszę zostań - nalegał Riskal.

- Już postanowiłam. Chcę resztę życia przeżyć jak zwykły człowiek. - Sophie wstała. Spojrzała na wszystkich, smutno uśmiechając

 

147

 

 

 

 

się. - Dziękuję wam wszystkim, nigdy was nie zapomnę. „Bo raczej trudno będzie zapomnieć" - pomyślała. -1 naprawdę...

Do salonu weszła zasmucona Alexandra, usłyszała całą rozmowę za drzwiami. Wybuchła płaczem i przytuliła się do dziewczyny.

- Panienko Sophie...! Tak będzie mi panienki brakować i znowu będę tu jedyną kobietą!

- Kocham was wszystkich... - wyszeptała Sophie, mocno zaciskając powieki.

 

 

***

 

 

Po południu wszystko było już gotowe. W całym domu panowała grobowa atmosfera, jedynie Chrisowi wyraźnie dopisywał humor, przez co działał Riskalowi na nerwy. Sophie została obdarowana całą stertą jedzenia od Aleksandry. W szafie starała się znaleźć ubrania możliwie jak najbardziej godne XXI wieku. Około czternastej, Lotres wyjechał samochodem przed dom. Wszyscy zebrali się pod zamkiem (włącznie z Chrisem). Alexandra wyściskała Sophie na pożegnanie. Nikaliana pomachała do niej zza spódnicy pokojówki. Chris oparty łokciem o kolumnę na dziedzińcu uśmiechnął się złośliwie. Sophie nawet nie myślała o tym, aby cokolwiek powiedzieć mu na pożegnanie. Odwzajemniła jedynie sztuczny i beznamiętny uśmiech. Gdy wsiadła do samochodu, on odwrócił się na pięcie i w perfidnych podskokach wszedł do zamku. Sophie było bardzo smutno. Nie chciała, aby ich pożegnanie tak wyglądało. Szczerze mówiąc, to nie chciała się z nim w ogóle rozstawać, ale wiedziała, że Chris jest teraz zupełnie kimś innym. Wsiadła do samochodu i oparła się głową o szybę.

- O, Riskal, Scott? To wy też jedziecie?

- Sophie, chyba nie pomyślałaś sobie, że nie odwieziemy cię wszyscy razem - powiedział radośnie Riskal, zapinając pasy w samochodzie.

- Alex też chciała jechać, ale nie zmieściłaby się - powiedział Lotres, siadając za kierownicą. - A poza tym ktoś musiałby się opiekować Nikaliana. Scott zajął miejsce z tyłu obok Sophie.

 

148

 

 

 

- Scott, a dlaczego ty nie prowadzisz? Przecież to twój samochód prawda? - zapytała Sophie, zapinając pas.

-Ajak myślisz, co powie policja, gdy zobaczy dziecko za kierownicą? - mruknął syren.

- W Anglii nie miałeś z tym problemów.

- To było co innego. Z całej czwórki ja najlepiej prowadzę. A wówczas to był wyścig z czasem. Dzisiaj nigdzie się nam nie spieszy, więc wolimy nie ryzykować interwencji policji.

Gdy po chwili ruszyli, dziewczyna pomachała przez szybę do pokojówki i małej tajemniczej Nikaliany. Spojrzała po raz ostatni w życiu na przepiękny wiktoriański zamek, „pożegnała" się na zawsze z cudnym ogrodem, w którym kwiaty, krzewy i drzewa pozostały takie same na wieki. Już nigdy nie wróci do tego wspaniałego miejsca.

Samochód trząsł się na brukowanej uliczce, potem podnosił i opadał na nierównej drodze w lesie. Nie minęło pół godziny, a wyjechali na asfaltową ulicę, którą jeszcze tak niedawno jechała z mordercą.

Sophie starała się nie myśleć o tych wszystkich niesamowitych tajemnicach, o zagadkach, o nadprzyrodzonych mocach. Wszystko to było jak sen. Marzenie. Sophie jednak wiedziała, że jest skazana na to, aby być człowiekiem. Wiedziała, że cała ta przygoda pozostanie w jej sercu aż do samej śmierci.

- Najrozsądniej byłoby pojechać do Oslo - powiedział Lotres. Riskal obracał mapę. Samochód wjechał do długiego tunelu. Po bokach ścian świeciły się żółte światła.

- To będzie jakieś pięć godzin drogi - powiedział Riskal.

- Nie, trochę więcej. Około sześć godzin - powiedział Scott. - No i pamiętaj, że nie wolno ci jechać zbyt szybko. Jak cię złapie policja, to zapłacimy kupę kasy. Teraz to nie jest takie proste... tam gdzie my mieszkamy, nie ma prawie żadnych ludzi, toteż mogę sobie trochę poszaleć na drodze, ale tutaj musisz się mieć, Lotres, na baczności.

- A nie lepiej byłoby pojechać do Trondheim? - zaproponował Riskal. - Przecież tam też jest lotnisko... No i jest o wiele bliżej.

- Riskal, Sophie nie ma zarezerwowanego biletu. Lotnisko w Oslo jest o wiele większe. I tam na pewno będzie znacznie więcej lotów do Londynu. Dlatego tam będzie mogła kupić bilet do samolotu, na

 

149

który musiałaby na przykład czekać około godzinę. A w Trondheim załóżmy cały dzień.

- Aha!...

- Nie musicie specjalnie dla mnie jechać aż do Oslo. Wystarczy, że podwieziecie mnie na najbliższe lotnisko, a resztę sama sobie jakoś załatwię. Będziecie mi musieli pożyczyć parę groszy na automat telefoniczny, abym mogła kogoś poprosić o to, aby mi przelewem wykupił bilet.

- Ty chyba sobie jaja robisz, Sophie! Naprawdę myślisz, że zostawilibyśmy cię samą na lotnisku, bez pieniędzy?! A do kogo niby byś zadzwoniła?

- No... Eee... - nic nie przychodziło jej do głowy. Prawda była taka, że nie miała nikogo, kto mógłby jej pożyczyć pieniądze.

- No właśnie! Jedziemy do Oslo, wykupujemy ci bilet do Londynu i nawet nie próbuj protestować! No... Chyba że będziesz chciała zostać u nas w zamku - powiedział z nadzieją w głosie Riskal.

- Dziękuję wam... Oddam wam te pieniądze na pewno. Obiecuję - wymamrotała Sophie.

 

 

Przez całą podróż Sophie nie odezwała się. Wsłuchiwała się tylko jak Riskal kłóci się ze Scottem. (Czyli Scott siedzi cicho, a Riskal nadaje). Tak bardzo będzie jej brakować tych „bezstronnych" kłótni. Gdy Riskal zmęczył się gadaniem, Lotres puścił w radiu muzykę. Gdy samochód wjeżdżał do tunelu (co w Norwegii, zdarzało się bardzo często), muzyka w radiu przerywała.

Pojedyncze krople uderzały o szybę samochodu, po chwili na dobre się rozpadało. Sophie tępo wpatrywała się w ruchy wycieraczek. Parę razy zatrzymywali się na stacji benzynowej. Riskal nawet zaproponował obiad w restauracji, jednak Sophie przypomniała wszystkim o smakołykach, jakie przyszykowała dla nich Alexandra na drogę.

Gdy dojechali do stolicy, zegar wskazywał godzinę 20.15.

 

 

- Masz szczęście Sophie, za dwie godziny wylatuje stąd samolot do Heathrow. Tu są twoje bilety, tutaj jest twój paszport.

 

150

 

 

- Skąd ty masz mój pasz...!?

- Ciiii...- Lotres przysunął palec do ust.

- Na tym lotnisku pracuje nasz znajomy elf. A w podrabianiu dokumentów to są one niezastąpione - wyszeptał zadowolony z siebie Riskal. Na co Lotres mrugnął okiem.

Dziewczyna otworzyła dokument, widniało na nim identyczne zdjęcie, jakie miała w prawdziwym paszporcie! Jak to możliwe? W środku pomiędzy kartkami był nawet wsadzony dowód osobisty i prawo jazdy!

- Ach... Widzę, że nasz przyjaciel zrobił ci mały bonusik - powiedział Scott, widząc dodatkowe dokumenty. - To dobrze, przynajmniej problem dokumentów masz już załatwiony. Alzeliusz to przemiły facet.

- A teraz mały prezencik od nas - powiedział Lotres, uśmiechając się. Wyjął zza pazuchy płaszcza czarny skórzany portfel i wręczył go Sophie, która niepewnie przyjęła prezent. Otworzyła go i zauważyła, że jest on cały wypchany banknotami studolarowymi. W przegródkach błyszczała złota karta kredytowa. Sophie pospiesznie oddała portfel.

- Nie, nie mogę tego przyjąć!

- Ależ Sophie, ty przecież nie masz żadnych pieniędzy. Jak niby wynajmiesz mieszkanie w Londynie? Ty przecież nie opłacisz nawet taksówki! Chyba sobie żartujesz, że pozwolilibyśmy ci się szwendać po ulicy, bez żadnych środków do życia, jak bezdomna. O nie, nawet nie próbuj protestować! Bo inaczej cię stąd nie wypuścimy! - powiedział oburzony Lotres, po czym z powrotem wsunął portfel do kieszeni Sophie. - Czy ty chcesz łazić po ulicach jak jakiś lump? Chcesz, aby cię ktoś napadł?

- Nie miej takich wyrzutów sumienia Sophie! - jęknął Riskal. - W naszym skarbcu jest mnóstwo pieniędzy. Więc nawet nie myśl o tym, aby nam te śmieszne pieniądze oddawać.

- Ale... Odwiedź nas kiedyś... - szepnął z nadzieją w głosie Scott.

- I zamień sobie te dolary na flinty dopiero w Anglii, a nie tutaj, bo są one w Norwegii o wiele, wiele droższe - powiedział Lotres.

Sophie poleciały łzy wzruszenia. Przytuliła mocno do siebie chłopców. Wycałowała na pożegnanie i ze łzami w oczach przeszła przez odprawę paszportową. Dokument był rzeczywiście wspaniale podro-

 

151

 

 

biony, toteż nie było z tym nawet najmniejszych problemów.

Siedząc w samolocie, przejrzała dokładniej „prezent" od przyjaciół.

- Jejku! Za te pieniądze to ja będę sobie mogła kupić dom i samochód i jeszcze mi zostanie... No i Bóg wie co jeszcze znajduje się w banku. I to mają być te „śmieszne pieniądze?" - Sophie znalazła w środku kartkę z pinem i wszystkimi ważnymi dokumentami, jakie będą jej potrzebne w banku. Czuła się naprawdę podle. Wiedziała, że już nigdy w życiu ich nie zobaczy, a mimo to zaciągnęła u nich ogromny dług wdzięczności, do którego dochodzi jeszcze dwukrotne uratowanie jej marnego życia. Gdy nad ranem wylądowała w Londynie, wykupiła sobie jedną noc w hotelu. Jutro będzie musiała poszukać mieszkania.

I pomyśleć, że nie będzie miała z tym żadnych problemów dzięki hojnemu aniołowi, demonowi i syrenie.

 

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin