Hawksley Elizabeth - Testament.pdf

(790 KB) Pobierz
163120934 UNPDF
Elizabeth Hawksley
TESTAMENT
1
1
D yliżans zaskrzypiał i zachwiał się na nierównym bruku głównej
ulicy. Co najmniej dwoje spośród jego pasażerów musiało podtrzymać
się nawzajem, by nie uderzyć w okno pojazdu. Dyliżans zajechał na
podwórze przed gospodą i zatrzymał się.
- Piętnaście minut, panie i panowie! - krzyknął woźnica. - Za
piętnaście minut ruszamy w dalszą drogę.
Z bocznych drzwi gospody wyszedł stajenny i jego młody pomocnik,
po chwili zajęli się spoconymi końmi. Ktoś rozłożył schodki przy
drzwiach powozu, by pasażerowie mogli wyjść na zewnątrz.
- Cirencester, panie i panowie. Kawy? Herbaty? Zapraszam do środka.
Stajenny spojrzał na dwie damy odziane w czerń. Starsza była blada i
wyglądała na ciężko chorą, młodsza, prawdopodobnie jej córka,
rozglądała się dokoła z zainteresowaniem. Stary wyga nie musiał
przyglądać im się długo, by zrozumieć, że stać je ledwie na filiżankę
kawy, i że nie należy spodziewać się po nich sutego napiwku. Odwrócił
się do nich plecami, zupełnie tracąc zainteresowanie tą parą.
Tymczasem młodsza dama wysiadła z powozu.
- No to jesteśmy na miejscu, mamo - powiedziała i zwróciła się do
bagażowego. - Proszę zająć się łaskawie naszymi bagażami. To te dwie
walizy, tam wyżej. - Wskazała na dwa mocno już podniszczone
skórzane kufry na dachu dyliżansu.
Mężczyzna odwrócił się, splunął na drogę i przywołał służącego, który
stał w drzwiach gospody.
- Joe, chodź no tutaj. Zabierz bagaże tych pań.
- Chodźmy, mamo - radośnie zawołała dziewczyna i ruszyła śladem
służącego do wnętrza gospody. Młody służący ocenił możliwości
finansowe dwóch dam tak samo trafnie jak jego zwierzchnik, ale był
uprzejmym młodzieńcem i szczerze współczuł starszej pani, która
wyglądała na chorą i zmęczoną. Po krótkiej wędrówce otworzył
łokciem drzwi do niewielkiego pokoju z kominkiem, w którym wesoło
trzaskał ogień.
- Nikt nie będzie tutaj paniom przeszkadzał. Czy zechcą panie napić
się kawy?
2
Starsza dama zaczęła kręcić głową, ale jej córka oświadczyła
stanowczym tonem.
- Tak, proszę przynieść nam kawę. Mamo, usiądź sobie wygodnie,
wyglądasz na kompletnie wyczerpaną.
Starsza dama opadła z westchnieniem na fotel, zakasłała boleśnie,
przykładając chusteczkę do ust, i oznajmiła słabym głosem:
- Nazywam się Hartfield. Zostałyśmy tu wezwane.
- Zaraz dowiem się, czy nie ma dla pani jakiejś wiadomości - odparł
Joe i wyszedł z pokoju.
Zapadła cisza. Starsza dama ściągnęła czepek i po chwili grzała
szczupłe dłonie przy ogniu. Zaczął się już wrzesień i choć nie był
szczególnie zimny, pani Hartfield wyglądała na zmarzniętą. Pani
Jonathan Hartfield miała czterdzieści pięć lat. Była wdową, drobną i
delikatną - łatwo można było się domyślić, że kiedyś była bardzo ładna.
Jej ciepłe, brązowe oczy - teraz zapadnięte i podkrążone - były duże i
kształtne. Cierpienie wyżłobiło na jej czole kilka zmarszczek, ale usta
wciąż zachowały śliczny kształt, zaś dłoni i stóp mogła jej pozazdrościć
każda młoda piękność,
Córka pani Hartfield, Merab, miała osiemnaście lat, była wyższa od
matki i nieco za szczupła, gdyż przez ostatnie dwa lata rosła zbyt
szybko, a jej ciało nie zaokrągliło się jeszcze odpowiednio we
właściwych miejscach. Jej włosy stanowiły ciemną, gęstą i pokręconą
masę, którą Merab bezskutecznie próbowała ujarzmić, splatając grube
warkocze. Odziedziczyła również po matce ciemne lśniące oczy, które
były chyba najładniejszym elementem jej urody. Czarna suknia, niezbyt
zręcznie przedłużona, nie pasowała do niej ani trochę. Ta zazwyczaj
wesoła i energiczna dziewczyna, teraz była zdenerwowana, gdyż to
właśnie ona czuła się odpowiedzialna za tę podróż. Nie miała jednak
innego wyboru.
Pani Hartfield zawsze była delikatnego zdrowia, a po śmierci męża -
co wydarzyło się przed kilkoma miesiącami - stan jej zaczął się
pogarszać w zastraszającym tempie. Jonathan Hartfield zostawił im
zaledwie tysiąc funtów, co dawało pięćdziesiąt funtów na rok. Jak
mogły z tego wyżyć, skoro wydatki na leczenie wiąż rosły i rosły?
3
Może poradziłyby sobie jakoś, gdyby pani Hartfield bardziej
dopisywało zdrowie, gdyż przed zamążpójściem była nauczycielką
śpiewu i zapewne mogłaby znaleźć sobie kilka uczennic. Merab
dopiero niedawno skończyła naukę, a szkoła panny Goodison była
ciekawym miejscem, w którym każda dziewczyna mogła zdobyć wiele
wiadomości i umiejętności przydatnych w życiu dorosłej kobiety.
Merab jednak doskonale zdawała sobie sprawę, że tego rodzaju
wykształcenie pozwalało jej jedynie na pracę w charakterze
guwernantki. Zresztą, nawet gdyby zdołała znaleźć jakąś posadę -
sądziła, że mogłaby ewentualnie zająć się uczeniem małych dzieci - co
stałoby się wówczas z jej matką?
Po śmierci męża pani Hartfield, czyniąc zadość dobrym obyczajom,
napisała do swego teścia, którego nigdy nie poznała osobiście.
Otrzymała uprzejmą, lecz chłodną w tonie odpowiedź. Nie oczekiwała
zresztą niczego ponad to. Jak powiedziała kiedyś do Merab: „Kiedy się
pobraliśmy pan Hartfield poprzysiągł, że nie da twojemu tacie
złamanego grosza. I dotrzymał słowa. Nie skontaktował się nawet z
twoim tatą, kiedy jego brat zginął na polowaniu. I choć mój drogi
Jonathan nie przepadał zbytnio za Edmundem, który w istocie był
człowiekiem bardzo nieprzyjemnym, możesz sobie wyobrazić, co
przeżył, kiedy dowiedział się o jego śmierci z gazet. To był dla niego
prawdziwy szok!”
Szczęśliwie ojciec chrzestny zostawił Jonathanowi tysiąc funtów, toteż
mógł zapisać je swej żonie. Dodatkowe kilkaset funtów, które pani
Hartfield uzyskała ze sprzedaży drobnych pamiątek i mebli po mężu,
pokryły koszty kształcenia Merab. Jonathan nigdy nie żałował decyzji,
którą podjął przed laty, opuszczając surowego, autokratycznego ojca
oraz despotycznego starszego brata, i żeniąc się ze śliczną Abigail
Cooper. Poznał ją na przyjęciu, które uświetniała swym śpiewem.
Niestety, teraz sprawy przybrały zły obrót. Płuca pani Hartfield
zawsze były bardzo delikatne. „Za długo wystawałam w przeciągach,
w tych zimnych holach”, mawiała często. „A w młodości byłam bardzo
nierozsądna. Śpiewaczka powinna dbać o swoje gardło, ale ja byłam
nierozważna i często zapominałam szalika”.
4
Wreszcie, któregoś dnia lekarz wziął Merab na stronę i oznajmił bez
ogródek:
- Przykro mi, panno Hartfield. Prawe płuco pani matki jest poważnie
zainfekowane. Musi prowadzić bardzo ustabilizowany tryb życia.
Merab przełknęła ciężko i po chwili milczenia odparła:
- Rozumiem.
Z przerażeniem myślała o przyszłości. Jej matka potrzebowała
najlepszej opieki. Skąd jednak miały wziąć pieniądze na cotygodniową
wypłatę dla lekarza? Pochłonęłoby to wszystkie ich oszczędności.
Tego wieczora Merab napisała do swojego dziadka, którego nawet nie
znała. Nie było to łatwe. Skoro ten człowiek nie pogodził się z jej ojcem,
który po śmierci wuja Edmunda był jego jedynym żyjącym synem, i
skoro nie zaofiarował pomocy jej matce, kiedy ta została sama, trudno
było liczyć na to, by zechciał pomóc im teraz. Była to bardzo nikła
nadzieja, jednak Merab wiedziała, że musi spróbować.
Ku swemu zdumieniu dwa tygodnie później otrzymała odpowiedź.
Nie były to wyrazy radosnego powitania, a pan Hartfield nie przysłał
im żadnych pieniędzy, jednak zapraszał je do swego majątku, zwanego
Hartfield Hall, i zgodził się je utrzymywać w zamian za pięćdziesiąt
funtów rocznie i pomoc Merab przy utrzymaniu domu. Poinformował
ją, jak dojechać dyliżansem do przystanku Cirencester, gdzie obie panie
miały się znaleźć po południu, trzeciego września 1809 roku, i skąd
miał je zabrać służący pana Hartfielda.
W drzwiach pokoju ukazał się Joe; przyniósł na tacy filiżankę kawy i
mały talerzyk z ciasteczkami. Postawił to wszystko na stoliku obok
pani Hartfield.
- Mam dla pani wiadomość - oświadczył. - Farmer Willet podwiezie
panią do Hartfield Hall, kiedy będzie wracał z targu. Przyjedzie tu za
jakąś godzinę. Może wcześniej, jeśli sprzeda świnie.
Panna Hartfield z trudem stłumiła chichot. Wizja podróżowania na
jednym wozie ze świniami miała w sobie pewien urok, Merab była już
jednak dość dorosła, by zrozumieć, jak gruboskórnie zachował się jej
dziadek, skazując chorą kobietę na takie niewygody.
Kiedy jednak pan Willet przybył już na miejsce, okazało się, że nie
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin